W poszukiwaniu symetrii

Czterodniową wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Izraelu uważają za udaną nawet jego zażarci wrogowie w Polsce, którzy w innych przypadkach nie przepuszczają żadnej okazji do krytyki, nawet jeśli polega ona na szukaniu dziury w całym. Ale, powiedzmy sobie szczerze, zbyt wielu przyjaciół na świecie Izrael dzisiaj nie ma. Wprawdzie niewielu ludzi odważy się obecnie głośno to powiedzieć, niemniej jednak koń jaki jest, każdy widzi, toteż pewnie izraelskim władzom zależało na stworzeniu wrażenia, że i z Polską wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bardzo możliwe, że ta właśnie okoliczność stała się przyczyną, dla której w takiej na przykład „Gazecie Wyborczej” zamiast zwyczajowego już „kwasu faryzeuszów” tym razem popłynął niemal balsam wenecki.

Nowy kształt „dialogu”?

Ale, jak poucza Pismo Święte Nowego Testamentu – „z obfitości serca mówią usta”, toteż mimo wszelkiej ostrożności to i owo podczas oficjalnej wizyty się wypsnęło. Przemawiając w obecności prezydenta Kaczyńskiego, izraelski prezydent Mojżesz Kacaw powiedział między innymi, że Polska jest dla Żydów miejscem największej narodowej tragedii, której na tym terenie dokonali „naziści i ich kolaboranci”. Jeśli nawet nie było takiej intencji, to jednak wypowiedź izraelskiego prezydenta wpisywała się w – unikającą wprawdzie ostentacji, ale za to bardzo silną – tendencję do stopniowego zdejmowania winy za zbrodnie z czasów II wojny światowej z Niemiec i przerzucania jej właśnie na „kolaborantów”. Fakt, że izraelski prezydent dopatrzył się „kolaborantów” akurat w Polsce, która – w odróżnieniu od niektórych innych państw pokonanych czy okupowanych przez III Rzeszę – nie utworzyła ani kolaborującego z Niemcami rządu, ani żadnej kolaboranckiej formacji politycznej czy wojskowej, można oczywiście tłumaczyć roztargnieniem wynikającym z osobistych kłopotów (prezydent Mojżesz Kacaw jest właśnie oskarżany o molestowanie sekretarki), ale bardziej prawdopodobne jest, że jego wypowiedź szczerze odzwierciedliła linię izraelskiej polityki – również polityki informacyjnej i edukacyjnej. Izraelski dziennik „Haaretz” napisał, że „w zbiorowej świadomości Izraela Polska stała się krajem najbardziej odpowiedzialnym za holokaust. Czasami Izraelczycy wierzą, że jest nawet bardziej winna niż nazistowskie Niemcy”. Ta „zbiorowa świadomość Izraela” nie bierze się przecież z tamtejszego powietrza, podobnie jak „wiara”, którą ktoś musi jednak z pokolenia na pokolenie pracowicie krzewić. Zresztą, co tu mówić o Izraelu, kiedy tego rodzaju „świadomość” i tego rodzaju „wiara” krzewione są również w Polsce nie tylko przez część „diaspory” ze „światowej sławy historykiem” na czele, ale przede wszystkim przez różnych ormowców politycznej poprawności, którym – być może nie bezpodstawnie – wydaje się, że to jest sposób na rozwiązanie swoich problemów socjalnych.

Gdyby to słyszał, dajmy na to, pan Władysław Bartoszewski, to nie jest wykluczone, że do przemówienia izraelskiego prezydenta swoim zwyczajem dodałby jeszcze od siebie kilka słów potępienia dla polskich „kolaborantów”, ale pan prezydent Kaczyński na szczęście zareagował inaczej i natychmiast – replikując, że „holokaust przygotował i przeprowadził niemiecki, nazistowski reżim. Pomagały mu w tym reżimy, które były sprzymierzone z Rzeszą. Polska zaś od 1 września 1939 roku znajdowała się z Niemcami w stanie wojny”. Miejmy nadzieję, że ta stanowcza i szybka replika polskiego prezydenta wyznaczy nowe ramy dyskursu politycznego między Polską i Izraelem i że epoka plucia pod wiatr zakończyła się bezpowrotnie.

Nowy kształt przyjaźni?

Zapraszając izraelską młodzież do odwiedzania Polski i podpisując w drugim dniu wizyty wspólną z izraelskim prezydentem „Deklarację o przyjazdach edukacyjnych młodzieży izraelskiej do Polski”, prezydent Kaczyński podkreślił, że jego intencją jest pokazanie izraelskiej młodzieży, iż Polska to nie tylko ponure cmentarzysko Żydów, ale tętniący życiem kraj o bogatej kulturze, zawierającej wspólne wątki. Esperons, że edukacyjnym przyjazdom izraelskiej młodzieży do Polski zacznie odtąd towarzyszyć trochę inna oprawa. Dotychczas bowiem uczestnicy tych przyjazdów byli szczelnie izolowani od ludności polskiej przez funkcjonariuszy izraelskich służb bezpieczeństwa pod pretekstem szalejącego tu rzekomo antysemityzmu, co u tubylców zawsze wywoływało nieprzyjemne wrażenie aroganckiej eksterytorialności i panoszenia się. W imię utrzymania choćby pozorów suwerenności państwowej i narodowej godności dobrze byłoby jakoś delikatnie położyć temu kres. Być może to się uda, bo prezydent Kaczyński powiedział prezydentowi Kacawowi, że akcje przeciwko antysemityzmowi w Polsce są „zbędne”. Ciekawe, że tak samo musi uważać bardzo wielu izraelskich Żydów, którzy ubiegają się o odzyskanie polskiego paszportu. Gdyby rzeczywiście uważali Polskę za kraj ziejący antysemityzmem, z całą pewnością o te paszporty tak bardzo by nie zabiegali, bo niby po co? Jest to oczywiście tak zwane głosowanie nogami, ale często bywa ono bardziej wiarygodne niż rozmaite oficjalne opinie. Opinie oficjalne nie są bowiem w ocenie Polski tak jednoznacznie optymistyczne. Na przykład były ambasador Izraela w Polsce pan Szewach Weiss twierdził, że w pewnych kołach panuje zaniepokojenie uczestnictwem w rządzie wicepremiera Romana Giertycha. Wprawdzie pan Weiss wystawił wicepremierowi Giertychowi certyfikat dopuszczalności do funkcji publicznych, ale warunkowo, bo zapowiedział, że „będziemy go obserwować”. Nawet nie śmiem się domyślać, kto ukrywa się pod tym zaimkiem „my”, no i przede wszystkim – na czym właściwie będzie polegało to „obserwowanie” polskiego wicepremiera, a wreszcie – co będzie, jeśli efekty tej „obserwacji” okażą się niezadowalające? Te wszystkie zagadkowe sprawy pokazują, jak wiele jeszcze rzeczy w stosunkach polsko-izraelskich trzeba powyjaśniać gwoli przywrócenia normalności, która zakłada m.in. konieczność porzucenia postawy inkwizytorskiej czy prokuratorskiej.

Kwestia diaspory

Jednak stosunki polsko-izraelskie, niechby nawet pod każdym względem normalne, nie wyczerpują całości zagadnienia, bo pozostaje jeszcze tak zwana diaspora, czyli Żydzi będący obywatelami wielu państw, z którymi Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne. Taktyka płaszczenia się i nadskakiwania, jakiej w swoim czasie hołdowało polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, doprowadziła do utworzenia groteskowego urzędu pełnomocnika do spraw kontaktów ze wspomnianą diasporą. Był to brzemienny w konsekwencje błąd, ponieważ „diaspora” nie ma żadnego statusu prawno-międzynarodowego i nie wiadomo, kto właściwie ją reprezentuje, toteż wszelkie kontakty, a zwłaszcza zobowiązania, jakie z takich kontaktów mogą wynikać, mają dla Polski charakter jednostronny. Jeśli bowiem Polska jest stroną jakiegoś porozumienia, to wiadomo, że to od niej, od jej władz można domagać się wykonania zobowiązań. Inaczej w przypadku „diaspory”; tam nie ma podmiotu zobowiązanego, bo organizacja istniejąca wczoraj, jutro może już nie istnieć. Dlatego też Polsce powinny wystarczyć stosunki z państwami i nie powinna pospolitować się z jakimiś „diasporami”.

To jest jednak polska sprawa wewnętrzna. Jeśli zatem poruszam kwestię diaspory w kontekście stosunków polsko-izraelskich, to dlatego że to właśnie ona nastręcza państwu polskiemu najwięcej problemów, a w społeczeństwie polskim wzbudza rosnącą, chociaż z różnych powodów skrzętnie skrywaną irytację. Jakże bowiem mówić o dobrych stosunkach polsko-izraelskich, skoro jednocześnie np. taki pan Izrael Singer ze Światowego Kongresu Żydów nie tylko się odgraża, że Polska „będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”, ale takie akty „upokarzania” w postaci kampanii oszczerstw przeciwko polskiemu Narodowi z roku na rok mnoży? Można powiedzieć, że Izrael nie odpowiada za wyczyny pana Singera i jemu podobnych, ale takie wyjaśnienie nie brzmiałoby nazbyt wiarygodnie w sytuacji, gdy izraelskie władze, także podczas wizyty prezydenta Kaczyńskiego, mówią zarówno o stosunkach polsko-izraelskich, jak i „polsko-żydowskich”. Jeśli tedy stosunki „polsko-żydowskie” są elementem stosunków polsko-izraelskich, to Izrael powinien poczuwać się do odpowiedzialności za „diasporę” i wyczyny jej – często samozwańczych – reprezentantów i w imię dobrych stosunków z Polską odpowiednio je temperować. W przeciwnym razie wystąpi we wzajemnych stosunkach nieznośny brak symetrii, kiedy to od jednej strony wymaga się wszystkiego, a od drugiej nie wymaga się niczego.

Prezydent się rozochocił

Przebieg wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Izraelu pokazuje, że w miarę upływu czasu najwyraźniej się rozkręcał, niekiedy może nawet za bardzo, aż mimowolnie przypominały się słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego: „Czyśmy się trochę nie zanadto ostatnio rozdokazywali?”. Mam tu na myśli nie tylko deklarację o gotowości zwiększenia polskiego kontyngentu wojskowego w Libanie bez zaczekania na jakąś ofertę władz izraelskich w związku z tą przysługą, ale przede wszystkim wypowiedź, że „w przypadku niektórych reżimów stanowczość daje więcej niż brak stanowczości”. Teoretycznie jest to oczywiście prawda; takie reżimy i takie sytuacje mają miejsce, jednak ta deklaracja padła w kontekście rozmowy o Iranie. Warto więc może przypomnieć, co na ten temat sądził Józef Piłsudski, do którego zarówno pan prezydent, jak i pan premier mają wielki szacunek. Otóż Józef Piłsudski doradzał swoim następcom, by do ewentualnej wojny wprowadzili Polskę jak najpóźniej, a nie jak najwcześniej. Na defiladę zwycięstwa każdy zdąży, zwłaszcza jeśli w międzyczasie nie zginie jako pierwsza ofiara konfliktu. „Bella gerant alii, tu felix Austria nube” [Niech inni prowadzą wojny, a ty, szczęśliwa Austrio, zawieraj związki małżeńskie – przyp. red.] – mawiali dawni wytrawni dyplomaci. Gdyby dzisiejsi przypomnieli sobie w porę te pełne mądrości sentencje, to może uniknęliby błędów popełnionych w Iraku, kiedy to Polska słusznie spełniła prośbę Stanów Zjednoczonych o wyświadczenie politycznej przysługi, ale wysyłając wojsko, nie poprosiła Amerykanów o przysługę wzajemną w postaci militarnej konwersji zagranicznego zadłużenia w ramach NATO i desinteressement amerykańskiego rządu w sprawie majątkowych roszczeń „diaspory”. W rezultacie wszystko wskazuje na to, że Irak opuścimy z pustymi rękami, zwłaszcza kiedy „przywracanie demokracji” zakończy się tam rozbiorem państwa. Więc nawet jeśli przyjazne gesty uprzejmych gospodarzy zrobiły na panu prezydencie wrażenie, to jednak powinien unikać przechwalania się, że sprawca napadu na rabina Michała Schudricha został skazany na karę „dziesięciokrotnie wyższą” niż sprawca innego, podobnego przestępstwa, bo stawia to w nader dwuznacznej sytuacji zarówno stan praworządności w państwie polskim, jak i niezawisłość polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Porozmawiajmy po polsku

A przecież w stosunkach polsko-izraelskich, a nawet polsko-żydowskich jest wspólna płaszczyzna, na której można się dogadać, i to łatwiej niż się wydaje. Tę właśnie strunę trącił prezydent Kaczyński podczas swojej wizyty, składając wiązankę kwiatów pod pomnikiem żołnierzy żydowskich walczących w Wojsku Polskim podczas II wojny światowej, otwierając wystawę „za naszą i waszą wolność”, poświęconą Żydom – żołnierzom Wojska Polskiego, dekorując byłą łączniczkę, żołnierza Armii Krajowej Sarę Batt, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i przedstawiając propozycję wspólnego wysunięcia kandydatury Ireny Sendlerowej do Pokojowej Nagrody Nobla. Na świecie jest wystarczająco wielu Żydów normalnych, ot, choćby były żołnierz Armii Krajowej Nimrod Ariar-Cygielman rodem z Bełżyc – żebyśmy nie musieli bez przerwy krążyć wokół makabrycznego bajkopisarza Jana Tomasza Grossa.

Stanisław Michalkiewicz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl