Subtelność dezinformacji

Kiedy równocześnie w Nowym Jorku i w większości dużych miast Europy
dochodzi do masowych demonstracji pod siedzibami instytucji finansowych; kiedy
na transparentach pojawiają się te same hasła przeciwko bankom, spekulantom,
korporacjom finansowym, ludziom bogatym; kiedy protestujący nazywają siebie
"okupantami" – jak w USA – od okupowania Wall Street, a w Europie "oburzonymi"
zrzuceniem skutków kryzysu na najuboższych, to czy zjawisko to można traktować
jako obywatelską akcję młodych ludzi, spontanicznie łączących się w słusznej
sprawie?

Dziś, w dobie internetowej aktywności, o to nietrudno, bo gdy na jednym końcu
globalnej wioski ktoś bije w medialne tam-tamy, to słychać go równocześnie na
jej drugim końcu. Przekonaliśmy się niedawno, jak domowe komputery oraz telefony
komórkowe przyspieszyły bieg wydarzeń w Egipcie i w innych krajach Afryki
Północnej. Nie miejmy jednak zbyt wielu złudzeń co do spontaniczności tego typu
światowych akcji. Możliwości, jakie daje zwykłym ludziom współczesna technika,
są po wielekroć efektywniej i skuteczniej wykorzystywane przez państwa, służby
specjalne, różne grupy interesów czy nawet same media. Dlatego dziś znacznie
łatwiej jest manipulować nie tylko poszczególnymi ludźmi, ale całymi grupami,
regionami, państwami. A gdy mamy do czynienia ze światowym kryzysem, którego
prawdziwej przyczyny oficjalnie nie zdiagnozowano, a tym bardziej gdy nie
jesteśmy w stanie przewidzieć jego skutków, podatność na manipulację może
stanowić poważne zagrożenie dla stabilności w świecie. Po prostu nie wiemy, kto
gra kryzysem i jakie cele chce osiągnąć z powodu społecznego niezadowolenia.
"Podejrzanych" może być wielu: alterglobaliści, anarchiści, wszelkiej maści
lewacy oraz siły jeszcze potężniejsze, które stoją za tymi ruchami – słowem
wszyscy, którym marzy się zaprowadzenie nowego globalnego porządku albo
zburzenie tego, który jest, czy też dominacja nad światem lub pełna jego
destrukcja.

Rozbić tradycyjne elity
Oryginalnym pisarzem, który w licznych swoich książkach próbował uczulać nas na
to, co w naszym życiu politycznym i społecznym jest autentyczne, naturalne, a co
może stanowić czystą manipulację, był Vladimir Volkoff (Vladimir Volkoff
1932-2005). Pochodził z rodziny rosyjskich emigrantów, których wygnała z kraju
bolszewicka rewolucja. Studiował na Sorbonie, zarabiał jako taksówkarz, wykładał
w Liřge, a w czasie wojny był oficerem wywiadu francuskiego w Algierii. Po
przejściu na emeryturę wiedzę o funkcjonowaniu tajnych służb połączył z pasją
pisania powieści, głównie szpiegowskich.
W książce "Montaż", nagrodzonej przez francuską Akademię Literatury, opisuje
metody pracy KGB w Europie i na świecie. Jeden z czarnych bohaterów tej powieści
wyjaśnia, w jaki sposób można sobie podporządkować całe kraje i społeczeństwa.
"Stawiam sobie trzy cele – mówi – rozbicie tradycyjnych elit, które mogłyby
osłonić społeczeństwo przed skutkami moich działań, dyskredytacja mojego
przeciwnika, władz, w czym pomoże mi lud, (…) wreszcie neutralizacja samego
ludu. Tradycyjne elity rozbiję przez wywołanie w nich poczucia winy. Wytworzę w
społeczeństwie i u najsłabszych przedstawicieli elit przekonanie, że były one w
przeszłości szkodliwe i wciąż szkodliwe pozostają". Na tej zasadzie sowiecka
agentura poprzez swoje wpływy na Zachodzie zaszczepiała w Amerykanach kompleks
winy z powodu wojny w Wietnamie. U nas, w Polsce, w kraju, który poniósł
proporcjonalnie do liczby mieszkańców największe straty w II wojnie światowej i
samotnie walczył przeciwko dwóm agresorom: niemieckiemu i sowieckiemu, a potem
bił się na wszystkich frontach wojny, zaszczepia się kompleks Jedwabnego,
poczucie winy za zbrodnię na Żydach, choć okoliczności tej niemieckiej masakry
nie zostały do dziś dokładnie poznane.
Oto inny ciekawy fragment z książki "Montaż". "Kiedy chce się opanować jakiś
kraj, tworzy się w nim stronnictwo pokojowe, starając się uczynić je popularnym,
oraz stronnictwo wojownicze, które zdyskredytuje się samo przez się, bo mało kto
naprawdę pragnie wojny". Takich kapitalnych zdań można znaleźć u Volkoffa
mnóstwo.

Agentura wpływu
Inna książka Volkoffa "Dezinformacja – oręż wojny" jest bardziej podręcznikiem
dla zainteresowanych metodami pracy tajnych służb, szczególnie bloku
sowieckiego. Dezinformacja, obok propagandy i wywierania wpływu, jest jednym z
trzech głównych typów operacji specjalnych. Polega na oszukaniu przeciwnika
poprzez przekazanie mu fałszywych informacji: politycznych, wojskowych,
gospodarczych czy naukowych. Z propagandą mamy do czynienia wtedy, gdy "ilość
słów używanych w nieprzyjacielskich środkach masowego przekazu jest ważniejsza
od uważnej analizy przekazywanych treści". Józef Goebbels, twórca hitlerowskiej
propagandy, mawiał, że kłamstwo ma być tak często powtarzane, aż zostanie
powszechnie uznane za prawdę. Najłatwiej uprawia się propagandę, gdy ma się
własne media albo gdy właściciele mediów czy znani dziennikarze są opłacani
przez służby. Dezinformacja i propaganda nie są jednak celem samym w sobie.
Chodzi przecież o zapewnienie sobie możliwości stałego wpływania na przeciwnika.
Od tego są agenci wpływu, zajmujący zwykle wysokie stanowiska w kraju. Służby
obcych państw chcą sobie tych agentów podporządkować. Mogą nimi być
dziennikarze, politycy, dyplomaci, urzędnicy. Jedni robią to za pieniądze, inni
w przeświadczeniu, że tak należy, bo takie, a nie inne wyciągają wnioski z
faktów, nie zdając sobie sprawy, że fakty są zmanipulowane, a więc nieprawdziwe.
A wiadomo, że nietrudno o "pożytecznych idiotów", o których z pogardą mówił i
Lenin, i Stalin w kontekście naiwnego Zachodu. Siła dezinformacji jest tym
większa, im większe jest oddalenie "pożytecznych idiotów" od źródła agentury.
Stają się dzięki temu nie tylko skuteczni, ale jeszcze bardziej wiarygodni.
Świadomi agenci i "agenci idioci" tworzą tzw. orkiestrę. To określenie Volkoffa
odnosi się do specjalnych sytuacji, kiedy agentura szeroko uruchamia mechanizm
wpływania na opinię publiczną, aby osiągnąć zamierzony efekt. Może to być sposób
na zdyskredytowanie jakiejś grupy, osoby, zjawiska czy programu.
Dziś obserwujemy, jak w Europie pracuje "orkiestra" przeciwników gazu łupkowego.
We Francji już odniosła sukces. Z wydobycia tego surowca zrezygnowano, a Unia
Europejska szykuje teraz dla innych nowe regulacje prawne. Ciekawe, czy nam
pozwoli przetwarzać łupki.
Mechanizm tej "orkiestry" jest znany. Polityk zwołuje konferencję prasową,
dziennikarz pisze artykuł, stacja telewizyjna kręci film dokumentalny, powstaje
sztuka, instalacja, itd. Dochodzi do manifestacji, pochodów, protestów ekologów,
itd. Sprawa wywołana przez agenturę "wałkowana" jest na wielu poziomach przez
wielu różnych ludzi. Wskazane jest, aby osoby te nawet siebie nie znały.
"Orkiestra" gra na wszystkich swoich instrumentach, a prawdziwy sens tej gry
pozostaje ukryty, zastrzeżony jedynie dla prowadzących świadomą agenturę.
Właściwą melodię "orkiestry" uwiarygodniają, najczęściej również nieświadomie, "rezonatorzy"
– ci, którzy podtrzymują, jak w skrzyni rezonansowej, główne tony nadawane przez
"orkiestrę". O tym, w jaki sposób zdobywa się agenturę, pisze Volkoff w książce
"Werbunek": "Bez elementu tresury stosunki pomiędzy agentem prowadzącym a jego
agentem są niemożliwe". I my w Polsce dzięki z trudem ujawnianym przez lata
teczkom agentury komunistycznej mogliśmy się co nieco dowiedzieć o sile tej
tresury. Niekiedy potrafiła być tak wyrafinowana, że przesądzała o związaniu się
agenta z jego oficerem na całe życie. Czasami potrafiła być łagodniejsza, co nie
znaczy, że nieprzemyślana, gdyż siła tresury mogła zależeć od wielu
okoliczności, w tym od indywidualnych predyspozycji agenta. To dlatego
odnosiliśmy wrażenie, że TW "Bolek" raz zachowywał się tak, jakby mu poluzowano
łańcuch, a innym razem, jakby gwałtownie mu go skracano.

Nowy porządek
Sensacją stała się powieść szpiegowska Vladimira Volkoffa "Spisek". Walka
tajnych służb rozgrywa się równocześnie w wielu miejscach świata, a stawką jest
panowanie nad nim, nad jego naturalnymi zasobami, rządami i cywilizacjami.
"Spisek" opowiada o tym, jak ma się wyłonić w świecie "nowy porządek" i kto
będzie tworzył "nowego człowieka". Momentem, od którego zaczyna się powieść,
jest zamach 11 września 2001 roku na wieżowce World Trade Center w Nowym Jorku.

Volkoff, tradycyjny biały Rosjanin, dotychczas wierny swoim poglądom o
destrukcyjnej, wręcz mafijnej roli Związku Sowieckiego i jego tajnych służb
wyspecjalizowanych w technikach globalnej manipulacji, z chwilą oficjalnego
upadku komunizmu w Rosji zmienił poglądy na temat kraju swojego pochodzenia.
Dołączył do tych, którzy ujrzeli w Putinie światłego przywódcę, zabiegającego
głównie o narodowe interesy i pomyślność Rosji. W pewien sposób zaprzeczył temu,
co pisał w powieści "Montaż", kiedy to główny bohater, Pitman, szef sowieckiego
wywiadu, tłumaczył przyszłemu kandydatowi na agenta, że "rewolucja może
wybuchnąć nie tylko, kiedy istnieją obiektywne uwarunkowania
społeczno-ekonomiczne, ale i wtedy, gdy ukształtuje się opinię publiczną tak, że
wierzy ona, iż takie uwarunkowania istnieją, nawet jeśli przeczą temu oczywiste
fakty".

Kim są polscy "Oburzeni"
Niezależnie od "tajemnej" przemiany Volkoffa, tak charakterystycznej dla duszy
Rosjanina, pozostaje on jednym z niewielu pisarzy, którzy zdobyte doświadczenie
w tajnych służbach potrafili przelać na papier, aby uwrażliwić nas na to, co
jest prawdziwe, a co udawane.
Protesty "Oburzonych" na świecie przybierają na sile i wszystko wskazuje na to,
że nie są już oni tylko przypadkowym, spontanicznym "produktem". Pałeczkę od
"Oburzonych" w Madrycie, którzy pierwsi wiosną tego roku rozpoczęli swój protest
przeciwko bankom, okupując plac Puerta del Sol, przejęli przeróżni europejscy
lewacy i anarchiści. "Oburzeni" we Włoszech nie kryją się ze swoją nienawiścią
do Kościoła, szczególnie katolickiego.
Polscy "Oburzeni" objawili się niedawno w formie podwójnie groteskowej. Nie
dość, że spóźnili się w stosunku do reszty świata, pewnie z powodu kampanii
wyborczej, gdyż musieliby protestować przeciwko polityce finansowej władzy,
której życzyli jak najlepiej, to jeszcze ich "sztab rewolucyjny" zawiązał się w
III klasie Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia w
Warszawie, którego dyrektorem jest córka red. Seweryna Blumsztajna z "Gazety
Wyborczej". Czesne w tej szkole wynosi – bagatela! – 1000 zł miesięcznie.
"Oburzeni" nabrali już wprawy w różnych "manifach" i "antifach". Te ostatnie,
jak wyjaśniali, to "blokowanie marszów faszystowskich, które defilują ulicami
miast w dniu 11 listopada". No cóż, jaki patron, takie zaangażowanie i
historyczna świadomość. Oczywiście nikogo nie zdziwiło wsparcie polskich
"Oburzonych" przez posła Ryszarda Kalisza, zwanego "tęczowym Rysiem", który na
co dzień jeździ pięknym jaguarem.
Vladimir Volkoff słusznie zauważa, że poszczególni ludzie, rodzina czy grupa
zawodowa mogą być wprowadzeni w błąd, ale nie muszą być jeszcze zmanipulowani za
pomocą dezinformacji. Zdrowy rozsądek, poszukiwanie prawdy, krytycyzm i
ostrożność pozwalają odróżnić prawdę od fałszu. Dezinformacja staje się
skuteczna dopiero wtedy, kiedy mamy już do czynienia z pewną masą krytyczną
zdezinformowanych i uległych wpływom. Bo dewizą dezinformacji – jak pisze
Volkoff – nie jest dawne, znane i skompromitowane już: "kłamcie, kłamcie, zawsze
coś z tego zostanie", ale znacznie dziś subtelniejsze: "perorujcie, perorujcie,
w końcu odpowiednio do tego postąpicie".

 

 

Wojciech Reszczyński


Autor jest komentatorem w Programie 3 Polskiego Radia SA.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl