Przyszłość UE w rękach Irlandczyków

Irlandia od lat postrzegana jest jako kraj, który najlepiej korzysta z profitów, jakie przynosi obecność we Wspólnocie Europejskiej. Obecnie to w rękach Irlandczyków leży przyszłość Starego Kontynentu. We wczorajszym referendum decydowali oni, czy wprowadzony zostanie w życie traktat reformujący z Lizbony, który w konsekwencji osłabi pozycję państw narodowych na rzecz silnego i praktycznie niekontrolowalnego rządu Unii Europejskiej, niepochodzącego z demokratycznych wyborów.

Lokale wyborcze otwarte były już od 7.00 i czynne do 22.00, tak aby jak największa liczba obywateli mogła wyrazić swoje poparcie lub niechęć dla unijnego dokumentu. Oficjalne wyniki znane będą jednak dopiero dziś po południu, a według wszelkich wcześniejszych sondaży, liczba zwolenników i przeciwników traktatu była na tyle zbliżona, że wyjątkowo ciężkim zadaniem jest przeprowadzenie jakichkolwiek prognoz.

Komentatorzy oceniają, że im mniej ludzi pójdzie do urn, tym większe prawdopodobieństwo, że traktat zostanie odrzucony.

Taki rozwój wydarzeń wydaje się coraz bardziej prawdopodobny, gdyż na godzinę przed zamknięciem lokali wyborczych, jak poinformowała państwowa telewizja RTE 1, frekwencja wynosiła ok. 40 procent. Choć do uznania referendum nie ma wymogu frekwencji, wystarczy zwykła większość, jednak można się spodziewać, że tak niski procent biorących udział w głosowaniu może stać się powodem podważania jego wyniku. W rezultacie można oczekiwać powtórzenia głosowania, lecz ostatecznie to od rządu irlandzkiego będzie zależało, jakie rozwiązanie zaproponuje.

Ponadto wielu spośród mieszkańców Zielonej Wyspy twierdzi, że nie chce osłabiać swojego kraju, a jeszcze więcej zwyczajnie nie rozumie zapisów traktatu, więc zamierza zagłosować na „nie”. Urzędnicy z Brukseli wielokrotnie zapowiadali, że dokument ten będzie przejrzysty i zrozumiały dla każdego przeciętnego obywatela. Jednak w praktyce nie sposób przedrzeć się przez biurokratyczny bełkot zawarty w traktacie, toteż postawa Irlandczyków wcale nie dziwi. Zaś politycy czy dziennikarze, którzy próbowali objaśniać jego zawiłości, byli z miejsca oskarżani o populizm i szkodzenie UE.

Najbardziej więc do wzięcia udziału w głosowaniu namawiali opowiadający się za przyjęciem dokumentu. Po raz pierwszych w historii kraju liczba uprawnionych do oddania głosu przekroczyła 3 miliony. Irlandzki elektorat na 15 lutego br. wynosił 3 mln 51 tys. 278 osób.

Główne partie rządzące z premierem Brianem Cowenem na czele zachęcały obywateli do głosowania na „tak”. Wczorajszy dzień nazwał on wyjątkowo ważnym dla historii kraju, podkreślając, że oddanie głosu jest obowiązkiem każdego obywatela. Sam premier swój głos wrzuci do urny w mieście Tullamore. I choć również odmówił prognozowania ostatecznych wyników, wyraził nadzieję, że obywatele poprą traktat. Odnosząc się do gigantycznej kampanii poparcia dla tego dokumentu, jaką politycy prowadzili w ostatnich dniach, premier powiedział: – Prowadziłem ją najlepiej, jak potrafiłem. Przedstawiliśmy kampanię pozytywną i uczciwą.

Po raz kolejny rządzący, sami nie przedstawiając rzeczowych argumentów za poparciem traktatu, oskarżyli przedstawicieli kampanii „Głosuj – NIE” o wprowadzanie obywateli w błąd i wykorzystywanie ich największych obaw za pomocą kwestii, których traktat w sobie nie zawiera. Zastanawiająca jest jednak postawa wielu posłów rządzącej Fianna Fáil. Część z nich jeszcze niedawno opowiadała się bardzo negatywnie na temat skutków wprowadzenia lizbońskiej umowy. Obecnie wszyscy zgodnie z kierownictwem partii nawołują do głosowania za jej przyjęciem.

Niektórzy z przedstawicieli partii Lobour uważają, że jeśli traktat zostanie odrzucony, możliwa jest powtórka referendum. Komentatorzy są jednak zdania, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny, gdyż jeśli irlandzki rząd zdecydowałby się na taki krok, zdeprecjonowałby w tym momencie rolę referendum i wykazałby się cenieniem wyżej interesów grup politycznych niż woli narodu.

Choć tendencje do tego, że wynik referendum może zostać zlekceważony przez polityków, pokazuje postawa Wielkiej Brytanii. Agencja Reutera podała, powołując się na „wysokiego rangą dyplomatę unijnego”, iż Londyn będzie kontynuować proces parlamentarnej ratyfikacji traktatu lizbońskiego, nawet jeśli Irlandczycy odrzucą go w referendum. Agencja twierdzi, że politycy brytyjscy zapewniają, iż nie zamierzają odstępować od ratyfikacji mimo silnej presji eurosceptyków domagających się referendum bądź w ogóle poniechania traktatu.

Parlamentarzyści z innego eurosceptycznego ugrupowania Libertas uważają, że odrzucenie traktatu pokaże rzeczywistą siłę demokracji w Irlandii. – Jeśli wynik będzie brzmiał „nie”, będzie to jasny sygnał dla Brukseli o potrzebie odpowiedzialności, demokracji i transparentności – uważa Declan Ganley z Libertas. Poseł twierdzi, że bez względu na to, jakie będą ostateczne oficjalne wyniki, i tak będą one głosem obywateli Irlandii.


Łukasz Sianożęcki
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl