Prokurator oskarżał też Księdza

Zanim ks. Jerzy Popiełuszko został zamordowany przez esbeków, był
celem niesłychanie brutalnej kampanii w komunistycznych mediach. Ekipa
Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka jednoznacznie oceniała działalność
Kapłana – jako antypaństwową. Trzeba było jednak przekonać do tego społeczeństwo.
Akcja, w którą zostały zaangażowane gazety, radio i telewizja, także te z
"bratnich państw socjalistycznych", okazała się totalną klapą. Dała
jednak ideologiczny asumpt do działań Grzegorza Piotrowskiego i jego kompanów.

Komunistyczna propaganda przeciwko wikaremu z warszawskiej parafii św. Stanisława
Kostki była aktywna szczególnie w okresie od grudnia 1983 do jesieni 1984
roku. Ale – co jest szczególnie znamienne w tym przypadku – postać Męczennika
była zohydzana w prasie, radiu i telewizji także po Jego śmierci. W czasie
procesu zabójców ks. Jerzego komunistyczne media uczestniczyły w operacji
prowadzonej razem z SB, prokuraturą i sądem, która miała pokazać, że co
prawda czterech oskarżonych jest winnych śmierci Kapłana, ale Kapelan
"Solidarności" poniekąd sam sobie na tę śmierć zasłużył, gdyż
prowadził wywrotową, antypaństwową, a nawet antypolską działalność.
Funkcjonariusze SB byli zaś tak wrażliwi, że nie mogli tego ścierpieć i
postanowili Księdza "ukarać".
Zorganizowanej medialnej kampanii przeciwko Księdzu nie można nazwać inaczej
jak tylko podżeganiem do zabójstwa, skoro z kapłana robi się pospolitego
przestępcę, który nie tylko, że organizuje Msze św. za Ojczyznę, będące
"seansami nienawiści", ale ma w domu nielegalną prasę, ulotki, a
nawet materiały wybuchowe. Chciał więc walczyć z ustrojem nie tylko słowem,
ale i czynem.

Prowokacja na Chłodnej
Początek oszczerczej kampanii przeciwko ks. Jerzemu to grudzień 1983 roku.
Wtedy to SB podrzuciła do mieszkania przy ul. Chłodnej w Warszawie, które Ksiądz
dostał od ciotki, wydawnictwa podziemne, amunicję do pistoletów, materiały
wybuchowe i gazy łzawiące. Kapłan został zatrzymany, noc z 12 na 13 grudnia
spędził w milicyjnej celi, a prokuratura zaczęła przygotowywać akt oskarżenia.
27 grudnia hasło do ataku w mediach dał niejaki Michał Ostrowski, który na
łamach "Expressu Wieczornego" zamieścił artykuł pt.
"Garsoniera ob. Popiełuszki". Już sam tytuł miał za zadanie
skompromitowanie i poniżenie Księdza. Nie tylko przed wiernymi, ale i przed
innymi księżmi – oba cele były dla reżimu Wojciecha Jaruzelskiego jednakowo
ważne.
Ostrowski opisywał, co znaleziono w mieszkaniu ks. Popiełuszki. Pomijając
nawet fakt, że w artykule zawarto informacje z prokuratorskiego postępowania
przygotowawczego, co było przestępstwem, warto zwrócić uwagę na brutalny język,
jakiego używał autor publikacji. Komunistyczni propagandziści często
stosowali agresję słowną wobec ks. Jerzego. Autor pisze m.in., że ks. Popiełuszko,
tak jak 90 proc. przestępców, u których milicja znajduje jakieś dowody
przestępstwa, twierdził, iż nie wie, skąd te przedmioty wzięły się w
mieszkaniu. Oczywiście odrzucano zarzuty, iż to SB podrzuciła kompromitujące
przedmioty, próbowano nawet ośmieszyć Kapłana, pisząc, iż nie był
"sprawnym konspiratorem" i dlatego nie zadał sobie trudu ukrycia
wszystkich rzeczy przechowywanych w mieszkaniu, choć Ksiądz Jerzy wiedział,
że od września 1983 roku jest prowadzone przeciwko Niemu postępowanie.
Materiały te miały być zaś użyte podczas planowanych przez "Solidarność"
manifestacji 16 grudnia, w drugą rocznicę pacyfikacji kopalni
"Wujek". Autor publikacji apelował też do zachodnich mediów, aby
nie wierzyły wszystkiemu, co mówi Ksiądz Jerzy, "jest to bowiem postać
uwikłana w krętactwa, uprawiane nie tylko wobec władz państwowych, lecz także
kościelnych przełożonych". I sugerowano, jakież to oburzenie miała wśród
wiernych wywołać informacja o "konspiracyjnym mieszkaniu księdza Popiełuszki".
Artykuł Ostrowskiego szeroko cytowały inne komunistyczne gazety na czele z
"Trybuną Ludu", materiały na ten temat znalazły się oczywiście
także w telewizji. Również radio nie omieszkało powtórzyć
"rewelacji" napisanych przez "Express Wieczorny" i – co
ciekawe – nie były to wybrane cytaty w przeglądzie prasy, ale literalnie
przeczytany cały artykuł na antenie. Rzadko kiedy radio posuwało się aż do
takich kroków…

Urban pokazuje standardy
W atakach na Kapelana "Solidarności", szczuciu przeciwko Niemu
przodował Jerzy Urban, rzecznik rządu. Napaści te odbywały się najpierw na
konferencjach prasowych, gdzie rzecznik rządu z "ogromną troską" mówił
o łamiącej prawo działalności Księdza Jerzego, o wykorzystywaniu przez
Niego ambony do celów politycznych. Przekonywał, że władze wykazują wobec
Niego wiele cierpliwości, że próbują rozmawiać ze zwierzchnikami Księdza
na Jego temat. Urban "z bólem" mówił choćby o przeszukaniu w
mieszkaniu Księdza, o Jego kontaktach z "Solidarnością". Ale Jerzy
Urban pisywał także zjadliwe felietony na łamach tygodnika "Tu i
teraz" pod pseudonimem Jan Rem. Swoje mistrzostwo w szkalowaniu Księdza
pokazał zwłaszcza w tekście "Seanse nienawiści" z 19 września
1984 r. – czyli równo miesiąc przed uprowadzeniem i zamordowaniem Kapelana
"Solidarności". Pisał tam, że kościół św. Stanisława Kostki to
oprócz kościoła św. Brygidy w Gdańsku (gdzie proboszczem był ks. prałat
Henryk Jankowski) "najbardziej renomowany klub polityczny w Polsce". W
tekście tym ks. Popiełuszko jest nazywany "politycznym fanatykiem,
Savonarolą antykomunizmu". Urban pisze bezpardonowo, że "w kościele
księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści". Dalej czytamy, że
Ksiądz jest "organizatorem sesji politycznej wścieklizny", ponadto
wręcz podsyca "zbiorową nienawiść", a Msze św. za Ojczyznę
nazywa "czarnymi mszami". Co więcej, Urban próbuje przekonywać, że
poza "nienawiścią" w kazaniach Księdza nie ma niczego, że nie
stara się On edukować wiernych, że "nie zapełnia białych plam" w
naszej historii. Są one więc miałkie intelektualnie. W taki oto sposób
rzecznik rządu odczytywał ewangeliczne przesłanie ks. Jerzego Popiełuszki.
Trudno było o większe kłamstwo. Ale właśnie tego typu publikacjami Urban
zasłużył sobie potem na miano "Goebbelsa stanu wojennego", jak
nazwał go później prof. Ryszard Bender.
W kampanię przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce zaangażowane były także gazety
w innych komunistycznych krajach. Hasło do takich ataków, czy raczej inspirację,
dawali najpierw Sowieci. Inni ich "tylko" cytowali. We wrześniu 1984
roku, czyli ledwie miesiąc przed zamordowaniem Kapłana, atak na ks. Popiełuszkę
przypuściły moskiewskie "Izwiestia", a "rewelacje" ich
warszawskiego korespondenta opisywała także szeroko prasa w Polsce, nie szczędząc
czytelnikom słów oburzenia, jakie podobno wśród zagranicznych czytelników
wywołała działalność ks. Popiełuszki, którą wprost określano jako
kontrrewolucyjną. W krajach komunistycznych trudno było dopuścić się większej
zbrodni.

Szkalowanie po śmierci
Propaganda, której centralną częścią była prasa, została również zaangażowana
w odpowiednie przekazywanie relacji z procesu toruńskiego. Chodziło oczywiście
o przekonanie Polaków, iż w morderstwo Księdza są zamieszani tylko czterej
esbecy, ale nie mniej istotne było także pokazanie ludziom, że zamordowany
Ksiądz prowadził przestępczą działalność, za którą też powinien zostać
ukarany. I taką karę, w domyśle, wymierzyli Mu samowolnie esbecy. Im miało
chodzić bowiem o to, aby Ksiądz nie prowadził działalności godzącej w
interesy państwa i aby przez atak na Niego wprowadzić zamieszanie w
strukturach podziemnej "Solidarności".
Gazety, takie jak "Trybuna Ludu", "Rzeczpospolita" czy
" Życie Warszawy", obszernie relacjonowały zeznania oskarżonych, którzy
tłumaczyli, że akcje SB i milicji przeciwko Księdzu miały np. uniemożliwić
Mu "integrowanie ośrodków opozycyjnych działających przy wielkich zakładach
pracy". Chodziło też o "dokumentowanie faktów nadużywania przez
ks. Popiełuszkę ambony dla celów pozareligijnych". Podkreślano choćby
wypowiedź głównego oskarżonego Grzegorza Piotrowskiego, że "ani ja,
ani moi koledzy, Pękala i Chmielewski, nie znaleźlibyśmy się tutaj na ławie
oskarżonych, gdyby prawo było prawem dla Jerzego Popiełuszki". Tak więc
czuli na przestrzeganie prawa esbecy nie mogli ścierpieć, że tak bezkarnie łamie
je ks. Popiełuszko. Podobnie nie żałowano miejsca na wynurzenia Adama
Pietruszki, opisującego problemy, jakie państwo ma z niektórymi kapłanami,
którzy "noszą krzyż na piersi i nienawiść w sercu". Trzeba podkreślić,
że aby zachować "jednolitość przekazu", gazety korzystały głównie
z odpowiednio preparowanych i cenzurowanych depeszy Polskiej Agencji Prasowej.
Dlatego relacje te są w wielu miejscach manipulowane. Zwłaszcza wtedy gdy
przemawiali oskarżyciele posiłkowi. Ich wystąpienia były tylko opisywane i
zamieszczano kilka cytatów, tych nie zawsze najbardziej istotnych. Nie
omieszkano za to dokładnie przytoczyć choćby słów prokuratora Leszka
Pietrasińskiego, który oskarżając esbeków, oskarżał też ich ofiarę,
podając przykłady antypaństwowej działalności ks. Jerzego Popiełuszki, które
powodowały u Piotrowskiego "stan zawodowej frustracji". I oczywiście
nie mogły się przedostać do gazet opinie, które stawiałyby Księdza w
pozytywnym świetle.
Relacje z ogłoszenia wyroku nie były wybijane grubą czcionką na pierwszych
stronach, aby nie powstało wrażenie, iż był to bardzo ważny proces. A potem
zapadła głucha cisza, do procesu nie wracano, chyba że przy okazji
konferencji prasowych rzecznika rządu z dziennikarzami zagranicznymi. I oczywiście
Urban przekonywał, że proces toruński dowiódł praworządności panującej w
Polsce. Zaś zbrodnia dokonana na Księdzu była prowokacją wymierzoną w
narodowe porozumienie. I taka wersja w sprawie morderstwa ks. Popiełuszki do
tej pory wśród pogrobowców PZPR i PRL wciąż obowiązuje.
Trzeba na koniec podkreślić, że zdecydowana większość artykułów
skierowanych przeciwko ks. Jerzemu była pisana pod pseudonimami i nie wiadomo,
kto się pod nimi kryje – wyjątkiem jest Urban. Można więc przypuszczać, że
wiele tych publikacji powstawało w pokojach Służby Bezpieczeństwa lub w
siedzibach komitetów (centralnego i wojewódzkich) PZPR i stamtąd trafiało na
łamy posłusznej komunistom prasy. To jednak dobitnie pokazuje, jaką rolę spełniały
ówczesne media, co było ich głównym zadaniem – służenie komunistom. Warto
przy tej okazji pamiętać, że wiele medialnych autorytetów, które teraz nas
pouczają w kwestiach demokracji, wolności, właśnie wtedy, w latach 80., robiło
lub zaczynało swoje kariery. I wielu z nich niechęć lub wrogość do Kościoła
i księży została do tej pory.
Ale Polacy na te diabelskie sztuczki zohydzania ks. Jerzego Popiełuszki nie
dali się nabrać, propagandyści ponieśli spektakularną porażkę. A jeśli
nawet ktoś w te brednie uwierzył, to oczy otworzyła mu męczeńska śmierć
Księdza Jerzego.

Krzysztof Losz

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl