Poczet przewodniczących klubów

PiS, Samoobrona i LPR stawiają na polityków wiernych liderom. W PSL niepodzielnie rządzi Pawlak, w SLD trwa walka o władzę, a w PO Tusk przegrał z demokracją

Pokaż mi szefa swojego klubu parlamentarnego, a powiem ci, jaką masz partię. Tak można sparafrazować znane powiedzenie, patrząc na polską scenę polityczną. PiS, LPR i Samoobrona to podobne wybory – na czele klubu stoi zaufany człowiek szefa partii, bez ambicji politycznych. Platforma Obywatelska – wybór na szefa klubu kandydata innego niż postulowany przez lidera partii był najlepszym obrazem sytuacji wewnątrz partii. SLD – tutaj klubem rządzi polityk traktujący posadę raczej jako odskocznię do większych zaszczytów niż wicemarszałek Sejmu. I PSL – dokładna odwrotność Sojuszu, bo prezes partii na fotel wicemarszałka wypchnął ewentualnego konkurenta do walki o prym u ludowców.

Posłowie PiS nie potrafią jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, który z szefów ich klubów był najlepszy, oczywiście najlepszy we współpracy. A los ich nie rozpieszczał, bo w poprzedniej kadencji Sejmu szefował im Ludwik Dorn, na początku tej – Przemysław Gosiewski. Obaj z trudnymi charakterami, niełatwi we współpracy i bardzo wymagający.

– Przyznam, że ja trochę tęsknię za Gosiem [tak często posłowie nazywają obecnego ministra Gosiewskiego – przyp. red.], bo był ostry, ale harował ciężej od innych i czasem głupio było robić mniej, a klub na tym tylko dobrze wychodził – mówi nam jeden z posłów.

Inny z kolei uważa, że Dorn był dobry dla klubu opozycyjnego, Gosiewski na miesiące walki o większość w niemal każdym ważnym głosowaniu, a Kuchciński na obecne czasy, gdy koalicja rządząca to niemal „samograj”.

– Gosiewski był krytykowany za „parcie na szkło” i niedopuszczanie innych posłów do „okienka”, a teraz krytykuje się Kuchcińskiego za coś dokładnie odwrotnego – mówi jeden z debiutujących w tej kadencji posłów Prawa i Sprawiedliwości. Co w takim razie sądzi o wydanym ponoć przez przewodniczącego klubu zakazie wypowiadania się w mediach? Zaprzecza, żeby coś takiego miało miejsce. Pokazuje nam sms-y wysyłane na polecenie Kuchcińskiego przez biuro prasowe klubu. Jedyny zakaz dotyczył seksafery. PiS jako pierwsze wpadło na pomysł, by na ten temat wypowiadały się jedynie kobiety. Inna sprawa, że dzięki temu dziennikarze odkryli medialne talenty Jolanty Szczypińskiej. Małgorzata Sadurska zdaje się nowym ekspertem klubu do spraw prawnych, a Aleksandra Natalii-Świat – gospodarczych. O polityce niechętnie wypowiada się ktokolwiek poza Szczypińską, której pozycję ugrutowuje przyjaźń z premierem. Poseł Antoni Mężydło za niezobowiązującą wypowiedź o kłopotach koalicjantów został kilka tygodni temu wezwany na dywanik do szefa klubu.

– Nie ma takiej pozycji jak choćby Kazik Ujazdowski – komentuje jeden z wiceszefów klubu PiS, który ostatnio też niechętnie pojawia się w mediach. – Nie wynika to jednak z jakiegoś zakazu. My po prostu często nie wiemy, jaka jest strategia partii i łatwo możemy palnąć jakieś głupstwo bądź narazić się na wyciągnięcie przez dziennikarza jakiejś hipotezy jako poglądu i nieszczęście gotowe – wyjaśnia.

Gosiewski pytany wczoraj o funkcjonowanie klubu PiS stwierdził, że partia jest z niego bardzo zadowolona. Zmiany szefa nie będzie. Rozszerza się za to wciąż prezydium klubu.

Drugi szereg koalicjantów

Kuchciński zostanie także dlatego, że poza nim nie ma już w klubie zbyt wielu posłów, którym Jarosław Kaczyński mocno ufa, a którzy nie są zaangażowani w sprawy rządowe. Podobny dylemat mają pozostali koalicjanci. Tym większy, że ich kluby są kilkakrotnie mniejsze. Klubowi LPR przez długi okres szefował Roman Giertych i dla jego posłów było to naturalne. Przestało jednak, gdy został on wicepremierem i ministrem edukacji. Wówczas zastąpił go Janusz Dobrosz.

– Był świetnym kandydatem i pewnie jedynym po tym, jak odszedł od nas Bogusław Kowalski – mówi poseł LPR. Wówczas problemu nie było, ale pojawił się, gdy Dobrosz został wicemarszałkiem Sejmu. Klub sprzeciwiał się powierzeniu odpowiedzialnej funkcji szefa klubu któremuś z młodych posłów, a pojawiały się kandydatury Wojciecha Wierzejskiego i Szymona Pawłowskiego. Wreszcie został nim Mirosław Orzechowski. To o tyle logiczne, że Giertych mu ufa. O tyle dziwne, że jest to mało doświadczony poseł. Niemal natychmiast po złożeniu ślubowania (zastąpił wybraną na rzecznika praw dziecka Ewę Sowińską) odszedł do ministerstwa edukacji.

– Wydaje się trochę szefem pro forma, bo w posiedzeniach Konwentu Seniorów i tak bierze udział coraz to inny poseł LPR – mówi nam uczestnik tych posiedzeń. Dodaje, że właśnie u reprezentantów Ligi najbardziej widać zły wpływ rotacji i braku doświadczenia.

Co ciekawe, dużo bardziej niż w Samoobronie. To o tyle specyficzny klub, że nadal ma tylko pełniącego obowiązki przewodniczącego. Teraz jest nim Krzysztof Sikora, który zastąpił Krzysztofa Filipka (został sekretarzem stanu w kancelarii premiera). Samoobronę, LPR i PiS w temacie szefa klubu łączy na pewno jedna cecha: zostaje nim osoba, której lojalności władze partii są pewne. W partii koalicyjnej to szczególnie ważne, bo dywersja klubu w jakimkolwiek głosowaniu może się skończyć poważnymi kłopotami z większością, a nawet trwaniem kadencji Sejmu.

Wbrew władzom partii

Inaczej jest w opozycji, ale każdy z jej trzech klubów ma swoją specyfikę. Największym – Platformy Obywatelskiej – rządził dotąd niepodzielnie Donald Tusk. W sejmowych kontaktach często zastępował go Zbigniew Chlebowski. W opinii wielu polityków, nie robił tego najlepiej.

– Za to wiernie – ironizuje jeden z głównych przeciwników wybrania Chlebowskiego na szefa klubu. Przypomina, że miał on na koncie poważną wpadkę, gdy poparł w Konwencie ten projekt uchwały w sprawie bankowej komisji śledczej, któremu PO się sprzeciwiała.

Nowym szefem został – wbrew woli Tuska – Bogdan Zdrojewski. Od razu zyskał przychylność w innych klubach jako koncyliacyjny i otwarty na rozmowy polityk. Słusznie zauważa Roman Giertych, że to wyjątkowo rzadki przypadek, by przewodniczący klubu nie był bardzo bliskim współpracownikiem szefa partii.

Pawlak sprytniejszy

Ale taka sytuacja jest także w SLD. Szef partii Wojciech Olejniczak został przez klub wypchnięty na stanowisko wicemarszałka Sejmu. W sposób naturalny szefostwo klubu przejął wówczas Jerzy Szmajdziński.

– I starszy, i sprytniejszy – mówi poseł SLD kilku kadencji. Nie wyklucza, że były minister obrony miał taki właśnie plan. Dzięki lepszemu kontaktowi z posłami, bardziej wyważonym, ale i dobitniejszym opiniom wypowiadanym czy to na konferencjach prasowych, czy też z mównicy sejmowej Szmajdziński buduje swoją pozycję w partii. Jest jednym ze zwolenników samodzielności Sojuszu.

Wykiwać nie dał się w PSL Waldemar Pawlak. Tutaj wicemarszałkiem został jego najgroźniejszy konkurent w walce o przywództwo w partii Jarosław Kalinowski. Pawlak rzadko angażuje się w techniczne sprawy sejmowe, powierzając je Markowi Sawickiemu bądź Eugeniuszowi Grzeszczakowi. Zajmuje się pilnowaniem partii. Taką samą rolę odgrywaliby Jarosław Kaczyński, Giertych czy Lepper, gdyby ich partie były w opozycji.

Mikołaj Wójcik
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl