Perła architektury

Dawną rezydencję metropolitów lwowskich Kościołowi rzymskokatolickiemu
udało się odzyskać dzięki wizycie na Ukrainie Ojca Świętego Jana Pawła II w 2001
roku. To jedyny obiekt zwrócony wspólnocie katolickiej we Lwowie od czasu, gdy
Ukraina uzyskała suwerenność, co zresztą Polska – dając przykład innym państwom
– uznała jako pierwsza. Od blisko trzech lat trwa heroiczny wysiłek przywracania
dawnej świetności tej zdewastowanej do granic możliwości perełce
architektonicznej. Bez wsparcia z Polski nie będzie to w pełni osiągalne. A
znacząca pomoc z kraju stanowiłaby piękny prezent na przypadające w tym roku
600-lecie metropolii lwowskiej.

– Jesteśmy w pewnym sensie symbolem obecności kultury polskiej na Kresach, a
równocześnie kustoszami kultury łacińskiej na tych terenach, gdzie w większości
panuje wschodni ryt i wschodnia kultura – wskazuje ks. abp Mieczysław Mokrzycki,
metropolita lwowski, który od 1996 r. był osobistym sekretarzem bł. Jana Pawła
II, a po jego śmierci został sekretarzem Benedykta XVI. – Nie jest nas tu może
bardzo dużo, jesteśmy misjonarzami, jakby zaczynem w cieście, który teraz
fermentuje. I przyciąga też innych. Sami nie damy rady, więc liczymy na pomoc
naszych braci łacinników nie tylko z Polski, ale z całej Europy, jeśli chcemy
utrzymać tu łaciński obrządek – dodaje metropolita.

Jedyny zwrócony obiekt

W mrocznych czasach sowieckiego komunizmu we Lwowie zrabowano Kościołowi
rzymskokatolickiemu nieomal wszystko. W 1946 r. zmuszono do opuszczenia miasta
ks. abp. metropolitę lwowskiego Eugeniusza Baziaka. Z ponad 30
rzymskokatolickich świątyń pozostawiono tylko dwie gromadzące przez blisko pół
wieku wiernych obrządku łacińskiego i greckokatolickiego: katedrę Wniebowzięcia
Najświętszej Maryi Panny i kościół św. Antoniego. Wraz z rozpadem "imperium zła"
wydawało się, że najgorsze minęło. I rzeczywiście minęło, ale tylko dla Cerkwi
greckokatolickiej. Choć bowiem struktury Kościoła obrządku łacińskiego na
Ukrainie zostały odtworzone przez Ojca Świętego Jana Pawła II w 1991 r., nowe
władze ukraińskie mimo szumnych deklaracji swoimi politycznymi decyzjami
znacząco ograniczyły jego rozwój. Głównie poprzez pozbawienie go kościołów i
bazy lokalowej.

– W zasadzie rzymskim katolikom oddawano kościoły albo skrajnie zniszczone,
albo gdy nie chcieli ich grekokatolicy, prawosławni czy też inne wspólnoty
chrześcijańskie – wskazują Kresowianie.

Najdrastyczniej sytuacja wygląda we Lwowie, gdzie lokalne władze od początku
wolnej Ukrainy nie tylko nie oddały Kościołowi rzymskokatolickiemu ani jednego
kościoła, ale też mimo starań nie przyznały żadnej działki pod budowę nowej
świątyni. W tym samym czasie przekazały Cerkwi greckokatolickiej 24 kościoły
obrządku rzymskokatolickiego.

I zapewne nic by w tej sytuacji nie drgnęło do dziś, gdyby nie wizyta Jana
Pawła II na Ukrainie w 2001 roku.

– Ojciec Święty został konsekrowany na biskupa pomocniczego w Krakowie przez
ks. abp. Eugeniusza Baziaka, wygnańca ze Lwowa. Jeszcze w trakcie organizacji
pielgrzymki na Ukrainę Jan Paweł II zaznaczył, że chciałby odwiedzić dom, z
którego wyszedł ksiądz arcybiskup, administrator diecezji lwowskiej – wskazuje
ks. abp Mieczysław Mokrzycki. – W odpowiedzi pan Leonid Kuczma, ówczesny
prezydent Ukrainy, obiecał, że do 2004 r. ten dom stopniowo będzie zwracany
archidiecezji lwowskiej. I trzeba przyznać, że słowa dotrzymał – wyjaśnia
metropolita lwowski.

Z kaplicy zrobili wychodek

Gęsta siatka rusztowań i remontowych zabezpieczeń skrywa aktualny stan prac w
rezydencji metropolitów lwowskich, a także skutecznie przysłania jej walory
architektoniczne. Sowieckie, a później ukraińskie porządki doprowadziły tę
liczącą 170 lat "perłę w stylu austriackiego klasycyzmu" do kompletnej ruiny.

– Budynek był niesamowicie zmasakrowany. Miał przegniłe wszystkie stropy. W
2001 r., kiedy podpisywano umowę między Kościołem a Instytutem "Systema"
użytkującym ten budynek w sprawie jego stopniowego zwrotu, dach był tak
zniszczony, że na drugim piętrze na korytarzach i w pokojach stała woda –
wspomina inż. Stepan Harczenko, od początku nadzorujący remont ze strony
lwowskiej kurii. – Jeszcze wtedy dokonano tymczasowej naprawy dachu, żeby
budynek dalej nie zamakał, a w ubiegłym roku dach razem z więźbą został
całkowicie wymieniony – opowiada.

Postępująca dewastacja Pałacu Biskupiego rozpoczęła się z chwilą zajęcia
Lwowa przez okupanta sowieckiego w 1939 r. i kontynuowana była po 1945 roku. Po
stacjonowaniu w budynku oddziału Armii Czerwonej wywieziono z niego przeszło 300
fur gnoju i śmieci. Wspaniałe mozaikowe posadzki, drzwi i okna zastały porąbane
i spalone. W kaplicy sowieccy żołnierze urządzili latrynę.

Późniejsi użytkownicy, dostosowując obiekt do swoich potrzeb, dokonywali
szeregu przeróbek, nie przeprowadzając od 1946 r. żadnych prac remontowych. W
efekcie – jak stwierdzono w opisie technicznym stanu zastanego – "dewastacji
uległy praktycznie wszystkie zdobienia architektoniczne wewnętrzne jak:
pilastry, gzymsy, posadzki, balustrady, klatki schodowe, stolarka otworowa,
malowidła itp.". W całym budynku z dawnego wystroju zostały dosłownie trzy
ścienne malowidła oraz sklepienie w głównym korytarzu, przemalowane zresztą
koszmarnie przez jakiegoś amatora kolorystę. Niestety, zniszczono również całą
dokumentację i archiwa dotyczące pałacu.

Jak wskazuje inż. Harczenko, piwnice domu biskupiego poddawane były
działaniom chemikaliów, których pokaźne ilości należało zutylizować, a w ściany
budynku wkuta była taka masa metalowych stelaży, że stalowy złom wywożono przez
pół roku.

– Praktycznie prawie wszystko poza ścianami nośnymi musiało być w tym
obiekcie wymienione – zaznacza inż. Bogumił Kołcz, główny polski wykonawca
projektu, którego autorem jest znany poznański architekt Jacek Kukieła. – Gdy
ogromne obciążenie budynku zostało usunięte, obiekt jakby "rozprężył się" i
pojawiło się mnóstwo pęknięć na ścianach – tłumaczy inżynier.

Skala remontu była ogromna także z powodu złego stanu części cegieł. Trzeba
było wykonywać wiele przemurowań i wymian ścian. Skuto tynki, wymieniono stropy,
odtwarzane są obecnie sklepienia klasztorne i krzyżowe nowatorską metodą z
zastosowaniem szkieletu stalowego znacznie lżejszego i tańszego niż tradycyjne
ceramiczne. Z attyki budynku zdjęto wszystkie elementy kamienne do żywej cegły.
Po naprawie muru powróciły na swoje miejsce.

Jak wskazują inżynierowie, budynek już wkrótce zostanie doprowadzony do stanu
surowego. Pozostanie może nie najtrudniejszy, ale niezwykle kosztowny ostatni
etap wykańczania rezydencji. Jego zakończenie zależy od ludzi dobrej woli,
którzy zechcą wesprzeć finansowo lub rzeczowo ten historyczny remont, gdyż
archidiecezja lwowska jest zbyt uboga, by sprostać takim wydatkom.

Wdzięczni za każdą pomoc

– Wierni obrządku łacińskiego na Ukrainie są przeważnie ludźmi prostymi,
niezamożnymi, sami mają trudności ze związaniem końca z końcem i muszą naprawdę
dobrze nagimnastykować się, aby zgromadzić żywność na zimę i wiosnę czy
zaopatrzyć dzieci do szkoły – wskazuje ks. abp Mieczysław Mokrzycki. – Nie ma tu
większych sponsorów obrządku łacińskiego. Również ze strony państwa ukraińskiego
nie możemy liczyć na żadną pomoc, choć przecież nasi wierni to obywatele Ukrainy
– dodaje.

Co gorsza, również polskie władze mimo kierowanych wielokrotnie próśb nie
spieszą się ze znaczącym wsparciem tej prestiżowej inwestycji. Ministerstwo
kultury wyasygnowało co prawda pewną kwotę na osuszenie fundamentów, ale na tym
się skończyło. Mimo że większość członków Kościoła rzymskokatolickiego na
Ukrainie stanowią wierni pochodzenia polskiego, bez odzewu pozostały prośby
kierowane do Senatu RP, który tradycyjnie sprawuje pieczę nad Polakami żyjącymi
w diasporze. Ponoć marszałek miał się wyrazić, że na "plebanię dla biskupa nie
będzie dawał pieniędzy", choć oficjalnie odmowę uzasadniał brakiem pieniędzy.

– Ale na szczęście jest wielu innych ludzi dobrej woli, którzy, ufam, pomogą
nam ukończyć to dzieło – mówi ks. abp Mokrzycki. – Wiele indywidualnych osób, a
także organizacji zagranicznych – jako sponsorzy – przychodziło nam z pomocą i
liczę, że nie zostawią nas w potrzebie.

A potrzeby są jeszcze ogromne. Archidiecezja lwowska byłaby wdzięczna za
każdą pomoc finansową i rzeczową w postaci m.in. parkietów, podłóg, płytek
ceramicznych, białej armatury łazienkowej, wyposażenia łazienek, mebli,
stolarki. Chętnie widziany byłby np. udział rodzimych firm przy np. urządzeniu
biblioteki, wykończeniu klatek schodowych, wykonaniu stołów, urządzeniu i
wyposażeniu sal konferencyjnych w rzutniki czy krzesła. Potrzebne są też duże
ilości farby do elewacji wewnętrznej i zewnętrznej, słowem, nieomal każda pomoc
materialna jest oczekiwana i przyjmowana z wdzięcznością.

Gmach na miarę potrzeb

Historyczna rezydencja metropolitów lwowskich to budynek duży i
reprezentacyjny. Jego pomieszczenia zajmują 3,5 tys. m kw., a bardzo wysokie
kondygnacje sprawiają wrażenie, że gmach ma więcej niż faktycznie dwa piętra.
Ogrom dewastacji sprawiał, że taniej byłoby go zburzyć i wybudować na nowo, co
nie wchodziło w grę, gdyż jako zabytek podlega ochronie konserwatorskiej.
Archidiecezja lwowska nie mogła też liczyć na otrzymanie od władz lokalnych
terenu i zgody na budowę budynków kurialnych w innym miejscu we Lwowie. Została
więc niejako skazana na przysposobienie tego okazałego, ale i drogiego obiektu.
Nikt jednak nie żałuje tej decyzji.

– To ważne, że odrestaurowany Pałac Biskupi pozwoli nam na zachowanie
ciągłości tradycji – podkreśla ks. abp Mokrzycki. – Budynek ten znajduje się w
centralnym miejscu Lwowa, na malowniczo położonym wzgórzu i wcale nie będzie za
duży w stosunku do potrzeb Kościoła we Lwowie.

Oprócz wydziałów duszpasterskich znajdą się tu też mieszkania dla kapłanów,
gdyż władze Lwowa nie oddały Kościołowi nie tylko budynków sakralnych, ale też
mieszkalnych. Pomieści się tu również biblioteka, sale spotkań z różnymi grupami
wiernych, także z młodzieżą, rodzinami. Będzie gdzie prowadzić duszpasterstwo
nauczycieli, służby zdrowia, wojska, harcerzy, co dotąd odbywało się w bardzo
utrudnionych warunkach.

Warto pamiętać, że wspólnota polska we Lwowie do dziś pozbawiona jest Domu
Polskiego. Nie pozwolono tu otworzyć żadnej polskiej księgarni czy sklepu z
pamiątkami. A na istniejącej od blisko 200 lat polskiej szkole im. św. Marii
Magdaleny władze miasta prowokacyjnie powiesiły tablicę upamiętniającą ponurej
sławy Romana Szuchewycza, jednego ze zbrodniarzy odpowiedzialnych za ludobójstwo
polskiej ludności kresowej dokonane przez OUN-UPA. Dzieje się to w sytuacji, gdy
władze Ukrainy, a także mniejszość ukraińska w Polsce są wręcz zagłaskiwane
przez polskich polityków na różnych szczeblach władzy centralnej i samorządowej.

-Jest dla nas wielkim wyzwaniem i potrzebą chwili doprowadzenie do stanu
używalności tego budynku – podkreśla ks. abp Mieczysław Mokrzycki. – Będzie on
nie tylko kurią, ale też archiwum i muzeum historii Kościoła, a przecież
historia Kościoła na tych terenach to, jak dobrze wiemy, historia Polski.

Kto opowie o polskim Lwowie

Niewątpliwie Lwów to obok dwóch stolic – Warszawy i Krakowa – najbardziej
znaczące w historii Polski miasto. Również Kościół rzymskokatolicki na tych
terenach ma swoją długą i bardzo bogatą historię. To tu ustanowiono drugą po
gnieźnieńskiej metropolię łacińską w Polsce, a jej stolica została przeniesiona
z Halicza do Lwowa w 1412 roku.

– Obchodzimy w tym roku 600-lecie archidiecezji we Lwowie – podkreśla ks. abp
Mokrzycki. – Była w tej decyzji wielka mądrość rządców Kościoła, ówczesnych
metropolitów i władców Polski, którzy zabiegali o przeniesienie stolicy
metropolii do miasta silnie rozwijającego się, jakim był Lwów.

Historia Lwowa, Kościoła i Rzeczypospolitej szczególnie splotły się w czasie
potopu szwedzkiego, gdy w kwietniu 1656 r. król Jan Kazimierz w katedrze
Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie przed obrazem Matki Bożej
Łaskawej złożył słynne śluby, w których oddał Rzeczpospolitą pod opiekę Matki
Bożej, ogłaszając Ją Królową Polski. Scena ta przez lata znajdująca się w
antepedium głównego ołtarza przedsoborowego już wkrótce powróci na swoje
pierwotne miejsce po zmianach wynikających z montażu nowego ołtarza kamiennego
wymaganego przez przepisy liturgiczne.

O Lwowie głośno było zawsze wtedy, gdy Polska znajdowała się w potrzebie. Gdy
po latach zaborów pojawiła się szansa na niepodległość, to Lwów dał reszcie
kraju wspaniały przykład heroizmu w obronie polskości.

Historię tę przecięła II wojna światowa i trwające do dziś skutki paktu
Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego Lwów oderwano od Macierzy.

Trudno znaleźć tam dziś polską rodzinę niedoświadczoną przez tragiczną
historię. Pan Zbigniew Jarmiłko, wiceprezes Towarzystwa Kultury Polskiej we
Lwowie, jako sześcioletni chłopiec widział ojca po raz ostatni we wrześniu 1939
r., gdy wybierał się na wojnę. Później słuch o nim zaginął, a matka
bezskutecznie czekała na męża we Lwowie, rezygnując z kolejnych fal tzw.
repatriacji. Pan Bogdan Hałas, który na co dzień pomaga w utrzymaniu porządku w
łacińskiej katedrze, stracił ojca w 1946 roku. – Nocą zaciągnęli go w uliczkę za
kościołem Panny Marii Śnieżnej. Był duszony, miał poprzecinane żyły na rękach.
Znaleziono go martwego bez ubrania – opowiada.

Ojca jego żony banderowcy zamordowali dwa lata wcześniej w miejscowości
Dębno, niedaleko Mikołajewa, na obrzeżach Lwowa, gdzie był kowalem i
jednocześnie zakrystianem w kościele.

Mimo zalania Lwowa przez czerwoną zarazę rodziny te decydowały się na
pozostanie w mieście.

– Mieliśmy z całą rodziną wyjeżdżać w 1946 r., ale jak ojca zamordowali, to
mama jakby na przekór zacięła się i zdecydowała, że zostajemy – wspomina Bogdan
Hałas. – Podobnie było z rodziną żony. Mieli już mieszkanie "zaklepane" w
Kożuchowie, ale moja przyszła teściowa zdecydowała: tu pochowany jest mój mąż i
syn, tu są nasze groby, tu jest nasze miejsce.

Kościół był zawsze oparciem dla trwającej we Lwowie polskiej społeczności.
Bogdan Hałas opowiada, że jego pierwsza parafia znajdowała się w kościele św.
Marcina, gdzie jego rodzice brali ślub, a on został ochrzczony. W 1949 r.
komuniści zamknęli ten kościół, więc zaczęli chodzić do kościoła Panny Marii
Śnieżnej. Gdy i ten kościół został zamknięty w 1951 r., przeszli do katedry.
Swoją obecność we Lwowie pan Hałas traktuje jako patriotyczny obowiązek. –
Tłumaczymy to sobie w ten sposób, że co z tego Lwowa by zostało, gdyby wszyscy
Polacy stąd wyjechali – uśmiecha się. – Musi być tu ktoś z nas, żeby
przynajmniej historię tego miasta czasem opowiedzieć.

Adam Kruczek, Lwów

 


Konkretne zgłoszenia chęci pomocy przy restauracji siedziby metropolitów
lwowskich można przesyłać na e-mail do sekretariatu kurii: [email protected].
 


Konto, na które można
wpłacać ofiary:
Mieczysław Mokrzycki
Bank Pekao SA I Oddział
w Lubaczowie
Legionów 4, 37-600 Lubaczów
IBAN PL
PKOPPLPW
73 1240 2584 1111 0010 1628 1580

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl