Ksiądz Józef Dąbrowski – założyciel Seminarium Polskiego w USA

Ksiądz Dąbrowski sprowadził do USA siostry felicjanki, które stały się wzorem polskiej nauczycielki i wychowawczyni, ratującej ludność emigracyjną od indyferentyzmu religijnego i narodowego. Stworzył także seminarium duchowne, które wszechstronnie wykształciło wielu wspaniałych kapłanów.

Urodził się 27 stycznia 1842 roku w Żółtańcach na Lubelszczyźnie. Początkowe nauki pobierał w domu pod kierunkiem matki, a później uczęszczał do szkoły podstawowej i gimnazjum w Lublinie. Tam też przyznano mu wkrótce stypendium, co nie było bez znaczenia dla rodziny pozostającej w trudnej sytuacji materialnej. W 1862 roku – po skończeniu szkoły średniej – wstąpił do Szkoły Głównej w Warszawie, w której rozpoczął studia na wydziale przyrodniczo-matematycznym. Kiedy wybuchło Powstanie Styczniowe, Józef przyłączył się do regimentu generała Ludwika Mierosławskiego. Po rozbiciu sił partyzanckich przez wroga jako jeden z nielicznych ocalałych zdołał uciec przed rosyjską niewolą. Wrócił do Warszawy na uniwersytet, jednak wciąż był poszukiwany przez Rosjan. W końcu postanowił uciec poza granice kraju. Udał się do Drezna, a potem do Szwajcarii, w której tak naprawdę uświadomił sobie swoje powołanie kapłańskie. W 1866 roku przyjechał do Rzymu i wstąpił do nowo założonego przez zmartwychwstańców Polskiego Kolegium Papieskiego, gdzie studiował filozofię i teologię. Silny wpływ na jego osobowość wywarł poznany tam ks. Piotr Semenenko, który stał się jego ojcem duchowym. 8 sierpnia 1869 roku Józef Dąbrowski przyjął święcenia kapłańskie.

Kapłan polonijny

Za namową księdza Leopolda Moczygęby, założyciela parafii Panny Marii w Teksasie, przyjął zaproszenie ks. bp. Józefa Melchera do pracy wśród Polaków w diecezji Green Bay w Wisconsin. „Coraz wyraźniej interesowali go ludzie i ich potrzeby, coraz jaśniej dochodził do konkluzji, że jego powołaniem jest praca wśród opuszczonych, wśród wygnańców, wśród emigrantów, a co najważniejsze, w pełni świadomie wybrał pracę wśród emigrantów polskich. Dał temu dobitny wyraz w rozmowie z biskupem Józefem Melcherem z diecezji Green Bay, Wisc., który przyjechał do Rzymu w poszukiwaniu kandydatów do pracy misyjnej w Ameryce. Młody adept seminarium oświadczył wtedy, że nie interesuje go oferowana mu praca w parafii niemieckiej, nawet w charakterze proboszcza; w Ameryce może, owszem, pracować, ale wśród Polaków. Biskup warunek przyjął. Był to rok 1869” – pisze ksiądz prałat Zdzisław J. Peszkowski w książce „Ojciec Seminarium Polskiego w USA ks. Józef Dąbrowski”.

Ksiądz Dąbrowski przybył do Nowego Jorku 31 grudnia 1869 roku. Początkowo przebywał przez parę miesięcy w seminarium w St. Francis. Uwrażliwiony na potrzeby Polaków, z wielkim bólem stwierdził w jednym ze swoich listów: „Skorom się lepiej przypatrzył stanowi i stosunkom kolonii naszych w Ameryce, przekonałem się, że stan jest pod każdym względem najopłakańszy. (…) Polacy, gdzie tylko liczniej się zebrali, już mają swe kościoły, ale ani księży, ani szkółek, i nawet nie ma nadziei, aby kiedyś mieć mogli, chyba dopiero wtedy, jak się wynarodowią. Żyją nasi Polacy bez Mszy, bez spowiedzi, bez kazania, bez nauki. (…) Niektórzy, osiedleni po większych miastach, jak słychać, dla braku księży i nauk do kościołów nie uczęszczają, a bez religii, przy dostatkach, wkradła się rozpusta. Co dalej będzie? Szkółek zakładać nie można, bo nie ma kto uczyć – księży nie można wykształcić, gdyż nie ma gdzie i kogo”. Wiosną 1870 roku ksiądz rozpoczął pracę wśród polskich imigrantów w osadzie farmerskiej w Polonii w stanie Wisconsin. Przebywał w niej przez 12 lat.

Praca na odludziu

Na miejscu zastał mały drewniany kościółek, obok którego położone były trzy karczmy. Mieszkało tam kilkanaście rodzin polskich i niemieckich kolonistów, w lasach zaś koczowały gromady Indian. Nie godząc się na bliskość kościoła koło knajp, z pomocą parafian rozebrał i przeniósł świątynię o 2 mile dalej i zastrzegł prawnie zakaz budowania w przyszłości w jej sąsiedztwie takich lokali. Ziemię pod kościół otrzymał za darmo od protestanta, z pochodzenia Szkota, który przeszedł później na katolicyzm. Wielu tamtejszym mieszkańcom nie podobały się jednak nauki i działalność nowo przybyłego kapłana. Między innymi właściciele karczm zaczęli narzekać na brak klientów, co wcześniej było dla nich nie do pomyślenia. Zaczęto więc urządzać na księdza zasadzki, pragnąc doprowadzić do jego zguby. Ksiądz Dąbrowski nie uląkł się gróźb i ataków na swoje życie i nie wyjechał. Przeciwnie – na malutkiej plebanii oddał natychmiast jedną izbę na zorganizowanie szkółki jednoklasowej. Uczył w niej dzieci katechizmu, języka polskiego oraz innych przedmiotów, które wydawały mu się pożyteczne. Starsze dzieci miały zapewnione dorywcze nauczanie. Po jakimś czasie udało mu się zatrudnić nauczyciela – organistę.

Brakowało jednak podręczników, których nie można było w ogóle dostać. Wówczas ks. Dąbrowski wpadł na genialny pomysł. Kupił czcionki i podręczną maszynę drukarską, a teksty napisał sam. Jako pierwszy wydrukował kalendarz z charakterystycznym dodatkiem, który stanowiło proroctwo bł. Andrzeja Boboli o zmartwychwstaniu Polski. W następnym czasie opracował i wydał następujące książeczki: „Czytanki polskie”, „Geografia polska”, „Ogrodnictwo” i „Arytmetyka”. Biograf ks. Dąbrowskiego, ks. Aleksander Syski, pisze w książce „Ksiądz Józef Dąbrowski. Monografia historyczna” o jego ówczesnym życiu następująco: „Dorosłych parafian uczył racjonalnego gospodarstwa rolnego i ogrodnictwa. Nie ograniczał się do duszpasterstwa na miejscu, tylko wśród tych, którzy do kościoła przychodzili. Szukał również takich, którzy rozproszyli się i odbili od stada, którzy odeszli nawet w dalsze okolice. (…) Ksiądz Dąbrowski w kilku osiedlach polskich, rozłożonych w borach i lasach o kilkanaście mil jedna od drugiej, miał stałe misje, mniejsze lub większe. Najdalsza znajdowała się o 80 mil od Polonii. (…) W całym swoim duszpasterstwie znanym był ksiądz Dąbrowski z nieugiętej stałości, choć z drugiej strony nigdy z ust jego nikt nie słyszał żadnego słowa ubliżającego lub dokuczliwego. Wszystkim służył chętnie radą i pomocą. Nie znosił tylko opieszałości, lenistwa i niedbalstwa. (…) O pieniądze nigdy nie dbał. Wierzył w Opatrzność”.

Jednym z niezwykłych epizodów ówczesnego życia księdza Dąbrowskiego była jego praca z Indianami. Z początku wrogo nastawieni do kapłana, którego o mało nie uśmiercili przy pierwszym spotkaniu, zbliżyli się do niego, gdy zdobył zaufanie niewidomego chłopca. Od kiedy mały Indianin nauczył ks. Dąbrowskiego języka swego plemienia, często odwiedzali siebie nawzajem. Ksiądz za zgodą biskupa zakupił kawał ziemi rolnej dla Indian, na której uczył ich siać, orać i budować. Wielu z nich ochrzcił i pomagał im w poznaniu prawdziwego Boga. „Charakterystyczny jest sposób jego podejścia do Indian: nie z pozycji siły, nie z pozycji wyższości, ale jak do godnego szacunku partnera. Partnera, którego język, obyczaje, sposób życia powinno się poznać i uszanować” – pisze ksiądz prałat Peszkowski. Do pracy z Indianami zaangażował ks. Dąbrowski również siostry felicjanki, które sprowadził z Krakowa w listopadzie 1874 roku. Pięć sióstr zamieszkało w skromnym, tylko częściowo wykończonym budynku.

Już dwa dni po ich przyjeździe ksiądz powiadomił swoich parafian, że z pomocą sióstr otwiera polską szkołę. Nauka w niej zaczęła się 3 grudnia. Do szkoły uczęszczały nie tylko dzieci miejscowe, ale również te, które mieszkały nawet 20 mil dalej. Mało tego, siostry szybko musiały pomyśleć o jakiejś prowizorycznej stancji, bo już 8 grudnia zgłosiła się do nich pierwsza kandydatka do zakonu. W niedługim czasie dziewcząt pragnących poświęcić się służbie Bożej było już osiem, niektóre nawet z dalekiego Milwaukee. Niestety, dobry czas nie trwał zbyt długo. 16 marca 1875 roku spaliła się plebania, a dwa miesiące później, 18 maja 1875 roku, nowy budynek klasztorny i kościół. Ktoś nieżyczliwy działalności księdza Dąbrowskiego i sióstr i przeciwny rozwojowi parafii dokonał podpalenia. Ksiądz nie załamał się i znosił te wszystkie ciężkie doświadczenia z godnością. Nieszczęścia te jedynie zdwoiły jego aktywność.

W najbliższą niedzielę po zdarzeniu przedłożył parafianom projekt budowy nowych, solidniejszych i wyższych niż poprzednie budynków klasztoru i plebanii oraz przedstawił im wizję większego kościoła. W błyskawicznym czasie wybudowano plebanię wraz z kaplicą, która zastępowała tymczasowo kościół, i zaczęto pracować nad budową kościoła i klasztoru. 4 października 1876 roku klasztor, mieszczący w sobie zarazem szkołę, został oddany do użytku. Otwarto również nową placówkę, którą był sierociniec. Wkrótce skończony został również kościół. Wielką radość ks. Dąbrowskiemu sprawiał rozwój klasztoru Sióstr Felicjanek. Warto wspomnieć, że już w roku 1876 odbyła się uroczystość pierwszych obłóczyn. W 1879 roku sióstr było już 28, a pod ich opieką pozostawało 45 sierot. Szybki rozwój zakonu spowodował, że zaistniała potrzeba przeniesienia go w 1882 roku do Detroit. Wraz z felicjankami ruszył do nowego miejsca ks. Dąbrowski, który był za zakonnice odpowiedzialny. W Detroit wybudował siostrom dom zgromadzenia. W suterenach klasztoru umieścił drukarnię. W niedługim czasie wyszła z niej jego pierwsza książeczka „Przyjaciel dzieci”. Zakon rozwijał się bardzo szybko.

Dzieło życia

To właśnie w Detroit ks. Dąbrowski postanowił zrealizować największe zamierzenie swego życia, a mianowicie budowę Seminarium Polskiego. Pozwolenie na zbieranie składek na utworzenie seminarium duchownego otrzymał od Papieża Leona XIII ksiądz Leopold Moczygęba, który przekazał wykonanie tego planu ks. Dąbrowskiemu. Ksiądz prałat Peszkowski pisze: „W Detroit ksiądz Dąbrowski przystąpił do największego dzieła swego życia, zapowiadanego już w listach do księdza Semenenki – zapewnienia polskim wiernym w Ameryce polskich kapłanów. Droga do celu była tylko jedna: trzeba ich było wykształcić we własnym, polskim seminarium. Do tego potrzebne były pieniądze, pomieszczenia, oficjalne pozwolenie na utworzenie szkoły. Potrzebni byli studenci i nauczyciele. Wszystko to było dla księdza Dąbrowskiego oczywiste. Choć zdawał sobie sprawę z przeciwności i trudności, walkę podjął”.

Ksiądz Dąbrowski pragnął, by jego seminarium kształciło księży od początku do końca procesu dydaktycznego, a więc do święceń kapłańskich. Pomimo wielu przeszkód finansowych oraz niezrozumienia przez wielu księży w Ameryce szczytnego celu, jakim było powołanie do życia takiej placówki, ks. Dąbrowski swoje dzieło zrealizował. Na szczęście jego zamysł zyskał całkowitą aprobatę kolejnych detroickich biskupów, u których cieszył się wielkim autorytetem. Inauguracja pracy Seminarium Polskiego odbyła się 16 grudnia 1887 roku. Na patronów placówki wybrani zostali święci Cyryl i Metody. Ksiądz Dąbrowski dbał o to, by w seminarium wykładali jak najlepsi profesorowie. W roku 1891 założył wydawany przez seminarium tygodnik „Niedziela”. Wiele pracy włożył również w rozwój studenckiego Towarzystwa Literackiego im. Świętego Kazimierza. Z Seminarium zaczęli wychodzić wykształceni wszechstronnie polscy kapłani. Pan Bóg nie szczędził jednak ks. Dąbrowskiemu bolesnych doświadczeń. Musiał znosić m.in. ataki prasy polonijnej na kierownictwo seminarium i na metody jego działania. To wszystko bardzo nadszarpnęło kiepskie już zdrowie kapłana.

Ksiądz Aleksander Syski tak wspomina jego ostatnie chwile: „W niedzielę, dnia 8 lutego 1903 roku, wygłosił ostatnie swoje kazanie ksiądz Dąbrowski w seminarium. Mówił o wartości czasu w życiu człowieka. Upominał, aby korzystać w życiu z każdej chwili, bo nie wiemy, czy ona dla nas nie jest ostatnia. Mówił z niezwykłym jakimś przejęciem i wzruszeniem. W poniedziałek rano przyszedł jak zwykle z seminarium do klasztoru ze Mszą świętą, a po Mszy świętej zamyślony, idąc do pracy, tak ni z tego ni z owego, zagadnął jedną z sióstr, czy wie, co to jest sylogizm? Wiem… To dwie przesłanki i wniosek – brzmiała odpowiedź. A umie siostra z dwóch przesłanek wyciągnąć wniosek? Wziął kawałek papieru i napisał: Przesłanka I: wszyscy ludzie umierają. Przesłanka II: ksiądz Dąbrowski jest człowiekiem. Pokazał siostrze i kazał z tego wyciągnąć wniosek. Siostra omal nie rozpłakała się, a on palcem jej pogroził… Nie wolno płakać po mojej śmierci – powiedział i odszedł dalej. Tegoż samego dnia, wracając z klasztoru do seminarium, upadł na schodach”.

Zmarł 15 lutego 1903 roku, 3 dni później został pochowany na cmentarzu Mount Elliot w Detroit. Na jego pogrzeb przyszły tłumy. W 1909 roku z powodu stale wzrastającej liczby studentów Seminarium Polskiego i z potrzeby rozbudowy jego gmachu zostało ono przeniesione z centrum Detroit do pobliskiego Orchard Lake. Zwiedzając to seminarium w roku 1976, ks. kard. Karol Wojtyła powiedział, że jest ono najpiękniej położone ze wszystkich seminariów, jakie kiedykolwiek odwiedzał. Od samego początku istniały przy nim dwie inne szkoły polonijne: high school oraz college. „Biorąc pod uwagę dorobek oraz obecną działalność, zespół szkół noszących teraz nazwę Zakładów Naukowych w Orchard Lake jest bezsprzecznie jedynym tej rangi ośrodkiem polonijnym w świecie” – podkreśla ksiądz Stanisław Flis, cytowany przez księdza Zdzisława Peszkowskiego.

Piotr Czartoryski-Sziler

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl