Idźmy do Betlejem

Są pośród nas ludzie, których niepokoi Boże Narodzenie.

Odczuwają pewien klimat, przygotowują podarunki, ale w gruncie rzeczy nie są szczęśliwi ani radośni. Zwłaszcza wielu młodych pyta się: po co to wszystko?

Podnosząc się z małej ziemi, człowiek jest już w stanie dosięgnąć kosmosu. Ale o wiele trudniej jest wyjść z ciasnoty własnego serca. Człowiek dzisiejszy nie jest tak pewny siebie, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka. Ogarnia go głęboki niepokój; doświadcza, że wydarzenia panują nad nim.

Aspiracje człowieka są nieograniczone. Przeciwstawia się wszystkiemu, co jest puste; przeciwstawia się temu, co skończone; zmaga się z nicością. Dąży do trwałego życia, do nieulotnego szczęścia, do miłości, która nigdy się nie skończy. Żaden postęp, żaden wzniosły poziom życia nie może zwieść co do jednego: te aspiracje nie mogą zostać zaspokojone na ziemi. Żadne stworzenie – nawet najdroższe, żadne dobro – nawet najcenniejsze, żaden dar bożonarodzeniowy – nawet najbardziej wymarzony, nie może stać się „moim wszystkim”. Życie jest doświadczaniem obietnicy, która nie urzeczywistnia się na tym świecie.

Te aspiracje, skoro pochodzą od Boga, mogą zostać zaspokojone tylko przez Niego. Tylko On może zapewnić nam pokój serca. A On nie jest daleko od nas – On jest blisko. Musimy mieć jednak pragnienie Boga, przyjąć Go, wyzwolić się od naszego „ja” i „pójść do Betlejem”. Tam może otworzyć się nasze serce. Jednak człowiek może również zamknąć się w sobie i odrzucić pokój Boży, a wtedy nie tylko traci on pokój z Bogiem, ale i z sobą samym. Czy ukryty strach, który tak bardzo niepokoi dzisiejszych ludzi, nie zależy ściśle od wewnętrznej ucieczki od Boga?

Można utracić pokój Boży aż do popadnięcia w chorobę duszy. Każdy strach nie jest niczym innym niż strachem przed śmiercią. Mówił Pascal: „Serce ma głębie, których rozum nie jest w stanie zgłębić”. Ubolewamy, że tysiące ludzi ginie każdego roku na naszych drogach. Wstrząsnęły nami śląskie tragedie. A iluż ludzi w tym czasie dobrowolnie odebrało sobie życie. Dlaczego życie wydało się im tak puste, że je odrzucili raz na zawsze?

Mimo wszelkiego postępu technicznego, na przekór wszelkiemu dobrobytowi, któremu on służy, właśnie człowiek dzisiejszy jest radykalnie postawiony wobec problemu Boga i zbawienia, pokoju i miłości. Nie może żyć bez ufności. Ale pierwszą przyczyną wszelkiej ufności jest Bóg, który nas szuka, by dać nam pokój serca.

Ten, kogo uważasz za swojego nieprzyjaciela, jest twoim bratem: „Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (1 J 4, 21). Człowiek nie zawsze i nie z łatwością jest „ludzki”; są także ludzie „nieludzcy”. Pokój między ludźmi opiera się na pokoju serca. Miłość, która opiera się na Bogu, pozwala nam wyjść z naszego egoizmu. Czyni nas orędownikami pokoju w rodzinie, w społeczeństwie i między narodami. Miłość łagodzi kontrasty, rzuca pomosty nad różnicami, burzy mury podziału. Zachowuje nas przed wrogością, która sprawia, że dzielimy ludzi na przyjaciół i wrogów.

Na mocy naszej wiary my, chrześcijanie, jesteśmy zobowiązani do budowania z pasją pokoju między narodami – nie tylko dlatego, że wojna światowa unicestwiłaby ludzkość, ale przede wszystkim dlatego, że nic nie sprzeciwia się tak bardzo miłości Bożej jak spory, nieprzyjaźń, niesprawiedliwość, nienawiść, strach, destrukcja. Jest to nieomylny znak tego, co kryje się w sercu człowieka.

Kiedy modlimy się w Boże Narodzenie o pokój, musimy się niepokoić także o pokój w naszym Narodzie. Pojawia się lęk i niepewność – znaki strachu. Tak wiele cynizmu i zawiści; tak wiele wypowiedzi bez litości i bez poszanowania dla ludzkiej godności. Przychodzi na myśl napomnienie z Listu do Hebrajczyków: „Starajcie się o pokój ze wszystkimi i o uświęcenie, bez którego nikt nie zobaczy Pana. Baczcie, aby nikt nie pozbawił się łaski Bożej, aby jakiś korzeń gorzki, który wyrasta do góry, nie spowodował zamieszania, a przez to nie skalali się inni, i aby się nie znalazł jakiś rozpustnik i bezbożnik, jak Ezaw, który za jedną potrawę sprzedał swoje pierworództwo” (12,14-16).

Boże Narodzenie oznacza, że człowiek potrzebuje odpowiedzi, których nie znajduje w sobie samym. Byłoby dobrze, aby Kościół i inne religie intensywniej przyczyniały się do rozwoju sprawiedliwości w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Zaczyna się ona od podjęcia problemów społecznych. Pojawia się oczywiście pytanie, czy odpowiedzialność społeczna ogranicza się do wymogu wprowadzania sprawiedliwości społecznej. Gotowość do wspólnego dźwigania ciężarów sięga o wiele głębiej, niż określają to zasady współżycia społecznego. Jest ona poświęceniem się, które nie ma ceny. Tego nie da się wyliczyć ani opisać za pomocą aktów prawnych.

Nasze społeczeństwo musi witalnie zainteresować się „wolą społeczną”, której nie mierzy się programami partii politycznych. Potrzebuje ona przestrzeni przedpolitycznych, w których byłaby przeżywana wspólna odpowiedzialność i w których jest się zawsze gotowym nadać życiu najwyższe znaczenie. Troska, która się rozwija zgodnie ze swoją naturą we wspólnocie chrześcijańskiej, może stanowić znaczącą inspirację dla solidarności społecznej.

Decydującym problemem naszego społeczeństwa jest dzisiaj aktywizacja odpowiedzialności sumienia. W przeciwnym wypadku tak zwane „okoliczności” staną się wszechpotężne. Istnieje ponadto w uproszczonej demokracji współczesnej pokusa poddania się anonimowym siłom. Gdzie są tradycyjnie przeciwstawne siły? Nic nie jest tak kluczowe dla autentycznej demokracji jak odpowiedzialność oparta na sumieniu moralnym, które każe każdemu człowiekowi odpowiadać osobiście za to, co czyni. Sumienie moralne posiada znaczącą charakterystykę religijną. Nie mamy do dyspozycji innej siły, która byłaby w stanie skutecznie kształtować nasze działanie. Również Kościół może wnieść znaczący wkład do rozwiązania wielu problemów naszego obecnego społeczeństwa, jeśli bardziej zaktywizuje duszpasterstwo, czyli „troskę o dusze”, a w nim w większym stopniu będzie akcentować się więź człowieka z wartościami transcendentnymi jako miarą autentycznego człowieczeństwa. Aby tak się stało, trzeba iść do Betlejem, by stanąć ze swoimi pytaniami i swoimi działaniami w obliczu najwyższego Boga, który stoi naprzeciw człowieka: „Bóg z nami”.

ks. Janusz Królikowski
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl