Dzieci Suboticia

Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski, autorzy programu „Teraz my!”, zostali Dziennikarzami Roku – za „bezkompromisowe obnażanie buduarowych kulis polskiej polityki”, to jest, ma się rozumieć, za nakręcenie filmu z Renatą Beger w roli głównej. Skoro dostali nagrodę Sekielski i Morozowski, to nagrodą miesięcznika „Press” powinni też zostać wyróżnieni dziennikarze z „Wyborczej” za zdecydowanie bardziej „bezkompromisowe obnażanie buduarowych kulis”. Pech jednak chciał, że śledztwo dziennikarskie wydało owoc na łamach „GW” pt. „Praca za seks” dopiero w grudniu, gdy było za późno na zgłaszanie nominacji. Zapomniano też o Renacie Beger w kategorii Polska Mata Hari 2006, bez której „owsiane taśmy” by przecież nie powstały.
„Sprawiedliwość powinna iść przed prawem” – skomentował decyzję o wyborze dwóch dziennikarzy na Dziennikarzy Roku redaktor naczelny „Press” Andrzej Skworz, uzasadniając złamanie regulaminu konkursu (stanowi on, że nagroda ta jest niepodzielna). Sytuacja była zatem „wyższej konieczności”…
Patrząc na tę samą wciąż „śmietankę” i jej sukcesy na drodze utrwalania status quo, nie można nie przypomnieć sobie słów Jarosława Kaczyńskiego sprzed paru miesięcy, że „W Polsce tak naprawdę wolnych mediów nie ma. Jest pewien układ i dziennikarze, których pozycja jest bardzo trudna”, po których podniósł się klangor aż pod niebo tych, których sytuacja… może być dopiero trudna. I stąd, zdaje się, to gorączkowe „obnażanie buduarowych kulis polskiej polityki”.

Czerwone wstążeczki
Na 10. jubileuszową galę wręczenia nagród Grand Press 2006 transmitowaną przez TVN 24 do hotelu InterContinental w Warszawie przybyli jak co roku sami swoi spod jednej światopoglądowej sztancy: Janina Paradowska, Monika Olejnik, Tomasz Lis, Anna Marszałek, Aleksander Smolar, Kamil Durczok, Jacek Żakowski. Można było odnieść wrażenie, jakby zebrała się jedna redakcja, uciemiężona i prześladowana przez reżim „Kaczorów”. Z jednej strony high life, bo biba była w InterContinentalu, a z drugiej oblężona twierdza, w której mało brakowało, a byłe, obecne i przyszłe ofiary nagonki zaczęłyby sobie przypinać czerwone wstążeczki na znak protestu przeciwko „małpie w czerwonym”.

Widmo „kaczyzmu” i żółta kartka
Brakowało na gali posłanki Senyszyn, odkrywczyni „kaczyzmu”, która przynajmniej zdiagnozowałaby barwnie, co i kto stanowi dziś zagrożenie dla wolności mediów, no ale laureaci też sobie jakoś poradzili. – Ta nagroda, te głosy różnych redakcji to dla nas opowiedzenie się po naszej stronie w tym konflikcie politycy – media, który rozgorzał po taśmach Renaty Beger (…). W momencie nagonki, jaka ruszyła przeciwko nam i całej stacji, byli po naszej stronie i bronili naszych racji – mówił Tomasz Sekielski. – Uważam, że to jest bardzo ważny sygnał dla polityków, ponieważ politycy rzucali się na dziennikarzy w tym roku niezwykle zajadle (pomijam nazywanie dziennikarzy małpami w czerwonym czy zielonym). (…) Jeżeli politycy będą się na nas rzucać, to potrafimy się obronić. To potwierdzenie, iż zarzuty wobec nas, że my, ujawniając prawdę o tym, jak zachowują się politycy, co robią, uprawiamy politykę, są kłamliwe. To żółta kartka pokazana politykom przez dziennikarzy – pogroził Andrzej Morozowski po odebraniu nagrody. Czyżby miały być już niedługo jakieś nowe taśmy z buduaru?

Równi i równiejsi
Faktycznie, prezydent popełnił gafę, mówiąc o dziennikarce „małpa w czerwonym”, ale znów nie takich rzeczy dopuszczali się jego poprzednicy. Lech Wałęsa też używał „małpy”, między innymi pod adresem premiera Jana Olszewskiego, a Aleksander Kwaśniewski nawet nadużywał napojów wyskokowych. Gdzie byli dziennikarze śledczy, gdy dochodziło do pijackich ekscesów „prezydenta wszystkich Polaków” na forum międzynarodowym, jak wtedy, gdy upił się z Łukaszenką i pijany spotkał się z Polakami czy pijany owijał się polską flagą w siedzibie ONZ?

Ślepi na lewe oko?
Wszystkie „poważne” i „bezkompromisowe” dziś w zwalczaniu PiS-owskiej władzy media przemilczały najbardziej skandaliczny pijacki wyczyn Kwaśniewskiego, gdy zataczał się w Charkowie na grobach pomordowanych przez NKWD oficerów Wojska Polskiego. A było tam 18 polskich dziennikarzy wysłanych m.in. przez „Rzeczpospolitą”, największe rozgłośnie radiowe, stacje telewizje publiczne i komercyjne, łącznie z TVN i Polsatem, przez „Gazetę Wyborczą”, BBC, Agence France Press. Ale jak przypomniała Teresa Kuczyńska w „Tygodniku Solidarność”, „tylko dziennikarka BBC Maria Przełomiec przekazała relację o tym, jak zachowuje się prezydent. Za nią informację podało Radio Plus. Dopiero po pięciu dniach, kiedy tekst i zdjęcia ukazały się w tygodniku „Gazeta Polska”, podjął temat Tomasz Lis w Faktach TVN. Ale w złagodzonej formie: właściwie nie wiadomo, co tam się stało, było jakieś zamieszanie, państwo sami osądzą. I zaraz potem poproszono o komentarz ministra prezydenckiego Kalisza, który poinformował, że prezydent miał kłopoty z golenią i dlatego zataczał się przed grobami pomordowanych Polaków”.
Ten sam Tomasz Lis, któremu pięć dni zajęło poinformowanie, żeby nie poinformować o pijaństwie Kwaśniewskiego, został Dziennikarzem Roku w 1999 r., a teraz zajął drugie miejsce na liście nominowanych do tego tytułu, który jest nagrodą za profesjonalizm, promowanie światowych standardów pracy w mediach i przestrzeganie etycznych kanonów zawodu.

Dżentelmeni roku
Szczególnym „profesjonalizmem” wykazali się zatem Sekielski i Morozowski w „Teraz my!” i zaprezentowali „światowe standardy” w potraktowaniu Jacka Kurskiego po tym, jak ujawniono, że Milan Subotić, do niedawna sekretarz programowy TVN, był najpierw agentem wojskówki w PRL, a ostatnio agentem WSI. No, ale poseł Kurski sam sobie zawinił, bo mówił zupełnie nie to, co chcieli usłyszeć: „Kiedy „Solidarność” rozjeżdżano gąsienicami czołgów w latach 80., ludzi internowano, wyrzucano dziennikarzy z pracy, pan Milan Subotić został wprowadzony do dyrekcji programów informacyjnych, odpowiadał za wiadomości, stał za tymi wszystkimi propagandowymi prowokacjami, jak relacja z morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Całą propagandę stanu wojennego przeżył (…). Razem z mafią pruszkowską [bawił się] w klubie „Dekadent” w słynnej libacji – popijawie, po której musiał się pożegnać z Telewizją [Polską]. I taki człowiek, kompletnie skompromitowany, zostaje sekretarzem programowym telewizji TVN. To jest skandal, panowie. To jest hańba, jeżeli ktoś taki zostaje waszym nadzorcą i nadzoruje was w tego rodzaju prowokacjach przeciwko legalnemu rządowi Rzeczypospolitej. To jest po prostu skandal”.
Sekielski i Morozowski, którzy Kurskiego próbowali dosłownie wdeptać w ziemię i dali rzadki popis dziennikarstwa zaangażowanego, w bardzo osobliwy sposób później odpowiedzieli na ultimatum PiS, że jeśli swojego „gościa” nie przeproszą, to politycy Prawa i Sprawiedliwości nie będą przyjmować ich zaproszeń. Zamiast Kurskiego przeprosili… widzów za „formę rozmowy z Jackiem Kurskim”.

Kanony buduarowe
Zupełnie inaczej potrafili się znaleźć „pierwsi demaskatorzy buduarowych kulis polskiej polityki”, gdy zaprosili do programu Anetę Krawczyk, niewiarygodną, jak się okazało, „bohaterkę” seksafer: słuchali grzecznie Anastazji P. IV RP, ale mówiła, co chcieli usłyszeć. Samoobrona miała zostać pogrążona, podobnie jak wcześniej żywcem pogrzebana LPR za „aferę ze swastyką w tle”, by Jarosław Kaczyński stanął pod ścianą za to, z jakimi to indywiduami się zadaje. To jest, by doszło po pożarciu „przystawek” do wcześniejszych wyborów, przy czym po drodze znalazłyby się jeszcze w kampanii na pewno jakieś następne taśmy – i to lepiej przygotowane niż te Beger – żeby dobre notowania PiS się wreszcie skończyły.
Bez względu na to, czy Subotić maczał palce w tej prowokacji z „polityczną korupcją”, czy nie i czy to jedyny agent w TVN, jasno i tak dał znać o sobie, jak zawsze w kluczowych momentach, postkomunistyczny rodowód szefów TVN – afera taśmowa miała na celu wyautowanie rządu Jarosława Kaczyńskiego. Chodziło bezpośrednio o ujawnienie nazwisk dziennikarzy agentów w raporcie z likwidacji WSI?

Dziennikarskie kombo Suboticia
I bez tej wiedzy jednak widać, że cały dziennikarski „mainstream” to i tak dzieci ideologiczne Milana Suboticia – te same schematy myślenia, interesy i obawy, a wśród nich np. haki. Jeśli ktoś pamięta, jaką rolę odegrali w czerwcu 1992 r., a teraz w demontowaniu koalicji i próbach obalenia rządu, to czym to się różni? Ano wystarczy wziąć „Wprost” z 1992 r. ze zdjęciem postarzonej twarzy premiera Olszewskiego i napisem „NIENAWIŚĆ” i numer „Newsweeka” z początku bieżącego roku ze zdjęciem twarzy prezydenta Kaczyńskiego i z napisem „OBSERWATOR MEDIÓW”. Prawie to samo, ten sam patent na „zabicie gazetą”.

Uwaga! Inwigilator mediów!
Lech Kaczyński „podpadł” tym, przypomnę, że gdy był ministrem sprawiedliwości, pod koniec 2000 r. zostało wszczęte śledztwo w sprawie publikowanych w „Rzeczpospolitej” artykułów Anny Marszałek i Bertolda Kittela kompromitujących prawicowych polityków. Tytuł publikacji „Newsweeka”: „Dziennikarze pod specjalnym nadzorem”, pojawił się w ramach ostrzeżenia, że Kaczyńskich stać na inwigilowanie dziennikarzy i kneblowanie im ust. Faktyczną przyczyną wszczęcia śledztwa było jednak podejrzenie inspirowania „dziennikarzy śledczych” przez służby specjalne. „Pogłoski o takich związkach niektórych dziennikarzy krążyły od dawna, a wśród najczęściej wymienianych osób była właśnie Anna Marszałek, znana z dostępu do nieoficjalnych, często wręcz tajnych informacji (daleko idące przypuszczenia co do jej faktycznej roli jako agentki UOP wyraził sam minister Kaczyński, składając zeznanie w owym śledztwie)” – pisała „Nasza Polska” w marcu br.

„Major” Kittel i „śledcza” z UOP?
Laureatem nagrody miesięcznika „Press” w kategorii „dziennikarstwo śledcze” został w tym roku tenże Bertold Kittel „pod specjalnym nadzorem” z „Rzeczpospolitej” – za cykl 11 artykułów pod tytułem „Prezes, któremu ufa minister”, „ujawniający, że szef PZU Jaromir Netzel jest zamieszany w upadek firmy Drob-kartel, a przez lata współpracował z oskarżonym o malwersacje i pranie brudnych pieniędzy Jerzym B.”. Netzel wystąpił przeciwko dziennikowi „Rzeczpospolita” i jej redaktorowi do prokuratury z zarzutem pomówienia, a oprócz tego w opublikowanym na łamach prasy płatnym ogłoszeniu oskarżył Kittela o związki ze służbami specjalnymi i działania lobbystyczne na zamówienie pewnych grup interesu, za co Kittel z kolei podał prezesa PZU do sądu.
Czy publikacje śledcze na temat Netzela nie okażą się tej samej próby co np. „Wojewoda w sieci” pisany w duecie z Anną Marszałek o wojewodzie Marku Kempskim w 2000 roku? Byłego szefa śląskiej „Solidarności”, działającego na rzecz bezpieczeństwa ludzi i zwalczającego korupcję, duet śledczy oskarżył o zatrudnienie jako doradców biznesmenów, którzy wykorzystywali swoją pozycję do robienia ciemnych interesów.
Marek Kempski uniósł się honorem, zrezygnował z urzędu, wycofał z polityki, po czym prokuratura nie potwierdziła zarzutów Marszałek i Kittela, a „Rzeczpospolita” przegrała proces wytoczony o oszczerstwo przez współpracowników byłego wojewody. Wkrótce potem Marszałek i Kittel oskarżyli ministra rządu Buzka Jerzego Widzyka o wybudowanie willi za pieniądze podejrzanego pochodzenia, po czym bardzo długo trwające śledztwo zarzutów nie potwierdziło, a willa okazała się skromnym segmentem. Niegramotność śledcza była wypadkiem przy pracy?
W tym roku ujawniona została notatka Elżbiety Kruk, wówczas dyrektor gabinetu ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, z grudnia 2000 r.: „Pozyskałam informację, że dziennikarze „Rzeczpospolitej” Anna Marszałek i Bertold Kittel otrzymali zlecenie wykorzystania mediów do wyeliminowania z życia politycznego trzech polityków: Marka Kempskiego, Jerzego Widzyka i Lecha Kaczyńskiego. Działania te prowadzone są w porozumieniu z UOP”.

Przepustka do „salonu”
W kategorii „wywiad” Grand Press otrzymał Szymon Hołownia za opublikowaną w „Rzeczpospolitej” rozmowę z teologiem ks. Jerzym Szymikiem „o sensie cierpienia oraz o tym, jak pomagać je znieść innym”. Od laureatów Grand Press wymaga się oficjalnie, by materiał miał znaczenie dla opinii publicznej i zachowywał standardy etyczne dziennikarstwa. Jakże mógłby takich standardów etycznych nie spełniać, nikt by o tym nawet nie pomyślał, ktoś, kto specjalizuje się w „biskupich wojnach na górze” i okładaniu Radia Maryja, no i czy mogłoby kogoś takiego, obok kopaczy PiS, zabraknąć w „salonie”?
„Nie da się dłużej ukrywać faktu, że z pompowanego zawzięcie przez ostatnie lata emocjonalnego balonu z napisem „Radio Maryja” powoli uchodzi powietrze” – stwierdził Hołownia w „Rzeczpospolitej”. „Grupa docelowa, którą ojciec Rydzyk precyzyjnie rozpoznał i przyciągnął do siebie na początku lat 90., za chwilę stanie się przecież – jeśli już nie jest – grupą wymierającą”. Jako receptę na „problem Radia” wskazał… czynnik biologiczny. Tylko z jakimi to jest zgodne standardami? Białoruskimi?
W tym światku jest to proste – Radio Maryja przełamało monopol układu w mediach, więc przepustką do „towarzystwa”, a zatem „standardem”, jest atakowanie rozgłośni, obok rządu PiS i prezydenta.

Kwaśniewszczyzna i etyczny kodeks BBC
Piotr Walter, dając odpór głosom oburzenia m.in. Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, ocenił, że postępowanie autorów „Teraz my!” jest zgodne z kodeksem etycznym BBC, a celem nagłośnienia taśm Beger „oczyszczenie polskiej polityki ze zjawisk, które najdelikatniej można określić jako patologiczne”. „Mamy nadzieję, że z publikacji „Teraz my!” wnioski wyciągnie cały świat polityczny: i rządząca koalicja, i opozycja” – czytamy w komunikacie TVN. No ale i co się dziwić wyznawaniu takiej „etyki”, skoro Mariusz Walter ocenił swego czasu Damę z Kuną, że „Trudno sobie wyobrazić lepszą pierwszą damę. Ta para nas reprezentuje bez zarzutu”, a TVN po odejściu Kwaśniewskiego zaczęła pracować nad jego sfatygowanym wizerunkiem, szczególnie odkryciami komisji śledczych, a na zakończenie kadencji jeszcze ułaskawieniem Zbigniewa Sobotki. Do „kobiecej” stacji TVN Style trafiła Jolanta Kwaśniewska, w której następnie zaproponowano też posadę prezenterki – po uprzednim wypromowaniu w popularnym programie TVN „Taniec z gwiazdami” – córce byłego prezydenta Aleksandrze. Co, Kwaśniewski jest trzymany w odwodzie na wypadek, że któreś taśmy okażą się niewypałem?

Julia M. Jaskólska
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl