Czarny czwartek

Tuż przed Bożym Narodzeniem 1970 r. Biuro Polityczne KC PZPR
zdecydowało się na wprowadzenie podwyżek cen żywności i opału. Ich
skala sięgała od kilku do ponad dziewięćdziesięciu procent. Mięso i
jego przetwory podrożały prawie o 18 proc., węgiel kamienny o 10
procent.

"Jedzenie zdrożało, a lokomotywy staniały" – mówili rozgoryczeni
ludzie. "Szczodra" partia obniżyła bowiem ceny niektórych artykułów
przemysłowych. Tych, których nikt nie kupował. Przeceniony o 1700 zł
telewizor "Lazuryt" nie był produkowany od dwóch lat…
Tymczasem reżimowa prasa na pierwszych stronach pisała o obniżce cen
pralek, radiomagnetofonów, płyt gramofonowych etc., o podwyżkach
wspominając dopiero na stronach dalszych. Ludzie wpadli w rozpacz.
14 grudnia 1970 r. na ulice wyszli pracownicy Stoczni Gdańskiej.
Wieczorem doszło do starć z milicją. Nazajutrz demonstranci spalili
gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Gdańszczanie nazywali go odtąd
"Reichstagiem". Byli pierwsi zabici, demolowano sklepy. 16 grudnia
wojsko i milicja ostrzelały bezbronnych robotników przed stoczniową
bramą nr 2.
W przeciwieństwie do Gdańska protest gdynian miał charakter
pokojowy. 15 grudnia pracownicy Stoczni im. Komuny Paryskiej w
zwartym pochodzie udali się przed Prezydium Miejskiej Rady
Narodowej. Tam wybrali delegatów i zawarli porozumienie z
przewodniczącym prezydium Janem Mariańskim. Władze miejskie uznały
legalność strajku. Niestety, już najbliższej nocy milicjanci napadli
na członków komitetu strajkowego. Brutalnie ich pobili, skuli i
wywieźli do więzienia w Wejherowie. Przywódców gdyńskiego strajku
potraktowano jak pospolitych bandytów. Wieczorem 16 grudnia
wicepremier Stanisław Kociołek wezwał wszystkich robotników, aby
wrócili do pracy. Na swoje nieszczęście – posłuchali.

Szli do pracy
17 grudnia 1970 roku. Przystanek Gdynia Stocznia, około godz. 6.00.
Pociągi podmiejskie co kilka minut dowożą ludzi spieszących się do
pracy. Są ich tysiące, gdyż z powodu remontu trakcji elektrycznej
muszą przesiadać się tutaj wszyscy pasażerowie Szybkiej Kolei
Miejskiej, także ci jadący do Gdańska i Wejherowa. Jest jeszcze
ciemno i potężniejący z każdą chwilą tłum ludzi nie dostrzega
czyhającego nań śmiertelnego zagrożenia. Na nic zdały się ogłaszane
przez głośniki komunikaty o zamknięciu stoczni. Zresztą, nie wszyscy
je słyszeli. Do dziś nie wiemy, dlaczego – skoro chodziło o blokadę
stoczni – żołnierze i milicjanci ustawieni byli tuż za przystankiem
aż kilometr od stoczni? Czy planujący tę operację dowódcy nie
zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa? Wątpliwe.
"Padła komenda ostrzegawcza dowódców: 'Nie zbliżać się, bo wojsko
będzie strzelać!’" – wspominał uczestniczący w pacyfikacji gdyńskich
robotników płk Eugeniusz Stefaniak. "Nadal bez skutku. Wówczas padł
wystrzał armatni z czołgu – aby postraszyć. Efekt huku, błysku i
świstu był piorunujący. Pocisk poszybował na przeciwległe wzgórza.
Na 30, 40 sekund gromada ludzka zastygła w bezruchu. Po chwili
rozległy się głośne wołania: "Chłopaki, oni strzelają ze ślepaków,
chodźmy, pokażemy tym gnojkom!". Tłum nieśmiało ruszył". Niektórzy
chwycili za kamienienie, inni obrzucali żołnierzy wyzwiskami. Ci –
zgodnie z rozkazem oficerów – zaczęli strzelać. Serie z automatów
zebrały krwawe żniwo. Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze raz około
godz. 9.00. W rejonie przystanku Gdynia Stocznia zginęło – według
oficjalnych danych – trzynaście osób. Szli tylko do pracy…
Nad miastem krążyły helikoptery. Zrzucano petardy i gazy łzawiące.
Świadkowie wydarzeń – Janusz Ćwikliński i Halina Młyńczak –
widzieli, jak strzelano z helikopterów całymi seriami. Cudem udało
im się przeżyć. Jerzy Fic wspomina natomiast snajperów strzelających
z bloków. Czy tak powstrzymuje się pokojowe, uliczne demonstracje?
Przemoc rodzi przemoc. W okolicy przystanku Wzgórze Nowotki (obecnie
Wzgórze św. Maksymiliana) uzbrojeni w kamienie manifestanci wdali
się w regularną walkę z milicją. Zginęły kolejne cztery osoby.
Osiemnasta ofiara gdyńskiego Grudnia padła na placu Kaszubskim.
Do wieczora milicjanci urządzali łapanki. Sprawdzali ręce
przechodniów. Ci, którzy mieli zabrudzone dłonie, byli aresztowani
jako podejrzani o udział w starciach. Milicjanci zapędzali
aresztantów do Prezydium MRN. Tam okrutnie bili ich i poddawali
bolesnym torturom, takim jak obcinanie włosów nożem. Brutalności
milicji nie sposób logicznie wytłumaczyć. Przecież do 17 grudnia
gdyńscy manifestanci nie wybili w mieście ani jednej szyby.
Tylko trzech, spośród 18 zabitych, przekroczyło trzydziestkę.
Większość ofiar "czarnego czwartku" to młodzi chłopcy, w wieku od 15
do 20 lat. Aż 37 – spośród 75 postrzelonych tego dnia osób – miało
poniżej 20 lat. Wśród zabitych było 11 robotników, 6 uczniów i 1
student. Ich krwawą ofiarę opiewa "Ballada o Janku Wiśniewskim".

Zacieranie śladów
Nazajutrz po gdyńskiej masakrze Stanisław Kociołek wezwał do
usunięcia z pracy młodych, samotnych robotników pochodzących spoza
Wybrzeża. Jego zdaniem, stanowili oni "element niczym niezwiązany" z
Trójmiastem. "Trzeba wypłacić im to, co się należy, wręczyć
zwolnienie, pozbawić ich tym samym prawa zamieszkania w hotelach" –
instruował gdyńskich współtowarzyszy Kociołek. A jeszcze dwa dni
wcześniej wzywał tych samych ludzi, aby szli do pracy. Wprost pod
karabinowe lufy…
Można przypuszczać, że wicepremierowi chodziło nie tylko o pozbycie
się z Trójmiasta buntowników, lecz również naocznych świadków
masakry. Jednych zwalniano z pracy, innych powoływano do wojska.
Znamienne, że oficjalną listę zabitych opublikowano dopiero 18
stycznia 1971 roku. Do tego czasu nie było więc wiadomo, czy ktoś
został zabity czy zwyczajnie wyjechał. Możliwe, że władzom właśnie o
to chodziło.
Poza Wybrzeżem ludzie niewiele wiedzieli o przebiegu grudniowej
rewolty. Stała się ona tematem tabu. Cenzura nie pozwoliła na
przedruk w prasie centralnej artykułu "Głosu Wybrzeża" pt. "Obraz
Wydarzeń. Gdańsk – Gdynia – Elbląg", mimo że był on tendencyjny i
pełny niedomówień. Wielu Polaków poznało jego treść dopiero za
pośrednictwem Radia Wolna Europa. Zapewne gdańska cenzura puściła
tekst, bo w miejscu zamieszkanym przez tysiące naocznych świadków
masakry nie można było zupełnie przemilczeć.
Pogrzeby grudniowych ofiar odbywały się nocą w asyście
funkcjonariuszy SB. Odprawiali je wytypowani przez bezpiekę kapłani.
Nawet epitafia poddane zostały cenzurze. Pamięć o masakrze miała
zostać wymazana.
Przez lata przypominał o niej jednak gdyński proboszcz ks. Hilary
Jastak. W liście do Prymasa Stefana Wyszyńskiego, jako jeden z
pierwszych, dał świadectwo gdyńskiej Apokalipsy. Odprawiane przez
niego Msze Święte żałobne i wygłaszane w ich trakcie odważne kazania
były solą w oku miejscowej bezpiece. W 1980 r. władze komunistyczne
nie pozwoliły mu nawet uczestniczyć w odsłonięciu pomnika Ofiar
Grudnia 1970 r., wzniesionego dzięki determinacji działaczy
"Solidarności" i ofiarnej pracy stoczniowców z SKP nieopodal
przystanku Gdynia Stocznia. Komuniści ocenzurowali też napisy na
pomniku, zezwalając na lakoniczne słowa: "17 grudnia 1970 r.".
Urzędnicy z Wydziału Kultury KC PZPR wstrzymali realizację kręconego
przez Wytwórnię Filmów Oświatowych w Łodzi filmu dokumentalnego o
Grudniu ´70. Jego pomysłodawcami byli Anna Walentynowicz i Szymon
Pawlicki. Scenariusz dokumentu był jednak – według partyjnych
decydentów – "za ogólny" i stwarzał "możliwości dowolnego
wprowadzenia treści politycznych". Władza bała się prawdy o Grudniu.
Niedokończony film zaginął bez śladu po wprowadzeniu stanu
wojennego…
W 1970 r. krwią polskich robotników spłynęły nie tylko ulice Gdańska
i Gdyni, lecz także Szczecina i Elbląga. W pacyfikacji Wybrzeża
udział wzięło 27 tys. żołnierzy, 9 tys. milicjantów, esbeków i
zomowców. Grudzień ´70 stał się kolejnym w tragicznym szeregu
"polskich miesięcy". Niestety – nie ostatnim.


Piotr Brzeziński, IPN Gdańsk
 

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl