Dzięki Bożemu Miłosierdziu można odzyskać życie

„Chyba nie było dla niego większej radości w tym momencie niż odkrycie tej prawdy, że nawet pod koniec swojego życia, jakby w ostatniej chwili swojego życia, całe życie można odzyskać, można uratować. Trzeba tylko powiedzieć sobie: wstanę, pójdę i powiem – zgrzeszyłem – mówił w homilii ks. bp Jan Tyrawa, pasterz Kościoła bydgoskiego, wygłoszonej podczas obchodów 24. rocznicy powstania Radia Maryja w Bydgoszczy.

– Przewielebny Ojcze Dyrektorze, czcigodni Księża, Szanowni Państwo – Panie i Panowie, przedstawiciele Parlamentu naszej Ojczyzny – Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, Przedstawiciele Rządu, Władz Samorządowych, Siostry i Bracia w Chrystusie!

Dzisiejszą uroczystość rozumiem jako przedłużenie tej wielkiej, wspaniałej uroczystości, która miała miejsce dwa dni temu w Toruniu. Było mi dane śledzić tę uroczystość dzięki Radiu Maryja. Słuchałem tego wszystkiego, co tam się działo, jadąc samochodem, wracając z Wałbrzycha – z tego sympozjum, o którym mówił w swoich słowach powitania o. Tadeusz. Sympozjum było poświęcone wspaniałej postaci, jaką był ks. kard. Bolesław Kominek – autor przesłania orędzia Episkopatu Polski do biskupów niemieckich sprzed 50 lat. Dzisiaj możemy powiedzieć, że rzeczywiście ten list, to orędzie, było wydarzeniem epokowym, jeśli nie powiedzieć, że na miarę tysiąca lat.

Właśnie w kontekście tej uroczystości sprzed dwóch dni w Toruniu chciejmy przeżywać nasze spotkanie w Bydgoszczy. Korzystając z Radia Maryja i Telewizji Trwam, niech równocześnie z Bydgoszczy popłynie w eter – zapewne bardzo skromne i nieudolne, ale mimo wszystko – orędzie o Bożym Miłosierdziu, wybiegając wprzód do jutrzejszego dnia, kiedy wraz z Papieżem i właściwie wszystkimi biskupami świata inaugurować będziemy wielki rok jubileuszu Bożego Miłosierdzia, do czego zachęca nas Papież Franciszek swoją Bullą Misericordiae vultus.

Oblicze Jezusa Chrystusa jest jak najbardziej właśnie tym obliczem miłosierdzia. Czym jest Boże Miłosierdzie? Zapewne podczas tego wielkiego roku jubileuszowego nie raz będziemy mieli okazję spotykać się z niejedną refleksją nad tym, czym Boże Miłosierdzie jest. Będziemy zapewne mogli przekonać się, że ono jest w swojej głębi niewyczerpalne.

Czym jest Boże Miłosierdzie? Jest taka piękna scena zapisana w Ewangelii św. Marka w 10. rozdziale, kiedy Chrystus wraz z apostołami i uczniami, tymi wszystkimi, którzy Mu towarzyszyli, udaje się do Jerozolimy i mówi towarzyszącym Mu o tym, co Go w tej Jerozolimie czeka, że Syn Człowieczy będzie umęczony, ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie. Kiedy mówi im o tym, co Go czeka w Jerozolimie, dwaj najbliżsi jego uczniowie – św. Jan Ewangelista i jego brat Jakub – podchodzą do Jezusa i zdaje się, że wszystko to, co Chrystus im mówił było dla nich  jakimś wielkim szumem w uszach, bowiem oni mają już swoją wizję, swoją filozofię życia. Proszą Go, aby – kiedy już zasiądzie w swoim Królestwie – sprawił, żeby ci dwaj zasiedli po lewej i prawej Jego stronie. Tak, jak gdyby chcieli prosić Jezusa Chrystusa o Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Królestwie Bożym. W ten czas Chrystus im odpowiada: „Nie wiecie o co prosicie”.

Moi drodzy, sądzę, że z tych słów „nie wiecie” można w pewnym sensie ukuć swoistego rodzaju definicję człowieka. „Człowiek to ten, który nie wie o co prosi”. Co to znaczy? To znaczy, że człowiek może się tragicznie pomylić, może nakreślić sobie taką wizję życia, taką wizję świata, którego w ogóle nie ma, a na siłę będzie ją próbował zrealizować – właśnie przez siebie wymyśloną wizję świata, swoistego rodzaju filozofię życia.

Chyba nie ma gorszej sytuacji, bardziej tragicznej dla człowieka, jak tego typu pomyłka, gdzie chcemy realizować życie na miarę naszych wyobrażeń wbrew rzeczywistości.

Moi drodzy, kiedy nawet kreślimy wizję przyszłości swojego życia, to nigdy nie mamy szans i możliwości, abyśmy w tę wizję potrafili wpisać krzyż, a on nas zawsze prędzej czy później spotka. Dlatego Chrystus im mówi: „czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?”. Oczywiście w swojej fantazji odpowiadają: „pewnie, że możemy”, ale kiedy zrozumieli, co Chrystus miał na myśli, kiedy mówił o owym kielichu, który przyszło mu pić, że był to krzyż, zapewne zrozumieli również i te słowa: „nie wiecie, o co prosicie”.

W Piśmie Świętym możemy znaleźć paralelną wypowiedź do tej pierwszej, o której mówiłem. Jest to wypowiedź Jezusa Chrystusa z krzyża, kiedy jakby ostatnim tchnieniem Chrystus zwraca się do swojego Ojca i mówi: „Odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ten motyw niewiedzy pojawia się drugi raz. Człowiek czyni coś, a w rzeczywistości nie wie, co czyni. Chyba właśnie to dla Pana Boga jest jakby najgłębszym motywem Jego miłosierdzia, że człowiek nie wie – nie wie o co prosi, nie wie, co czyni.

Ten motyw zostaje podjęty później przez św. Pawła. Jest taki bardzo trudny dla egzegezy fragment Listu do Rzymian z rozdziału piątego. Każdy student, który studiuje – bądź chce studiować – teologię, musi ten fragment znać na pamięć w szczegółach od 12 do 21 wiersza. Jest to tekst Nowego Testamentu, który później św. Augustynowi posłużył jako punkt wyjścia do nauki o grzechu pierworodnym. To jest właśnie ten fragment. Na pierwszy rzut oka jesteśmy zdolni dostrzec pewną specyfikę tego tekstu, w którym grzech Adama jest pokazany jedynie jako tło, w którym opisuje się nieszczęście człowieka, sprzeniewierzenie się Panu Bogu i pociągnięcie z tego powodu wszystkich konsekwencji, jakie człowieka mogą spotkać, tzn. grzech, który staje się źródłem śmierci.

Ta refleksja służy św. Pawłowi jako tło, aby pokazać wielkość dzieła drugiego Adama, czyli Jezusa Chrystusa, że wystarczył jeden człowiek – Jezus Chrystus – aby to wszystko naprawić, odwrócić, uzdrowić, uleczyć, przyjść do człowieka z ratunkiem, aby ratować go przed tymi konsekwencjami, które człowiek ściągnął na siebie poprzez ów bunt wyrażony w raju przeciwko samemu Bogu.

Właśnie w tym tekście św. Paweł zapisał dość szczególne zdanie. Mówi, że tam, gdzie bardziej rozlał się grzech, rozprzestrzenił się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się łaska. Oczywiście z tego tekstu, z tej wypowiedzi nie wolno nam wyciągać wniosku, że jeśli chcemy mieć więcej łaski, to trzeba nam więcej grzeszyć. Możemy pokusić się o podanie swoistego rodzaju definicji grzechu, że grzech to nie tylko zły czyn człowieka, którego ten nigdy nie powinien popełniać, że jest to jakieś załamanie się woli człowieka, mocy człowieka. Grzech tutaj, w tym świetle – „nie wiecie, o co prosicie”, „nie wiedzą, co czynią” i „tam gdzie bardziej rozprzestrzenił się grzech, jeszcze bardziej rozlała się łaska” – może być rozumiany jako swoistego rodzaju sygnał SOS, tzn., że im bardziej człowiek grzeszy, im bardziej popadł w jakąś niewolę grzechu i o własnych siłach z tej topieli nie potrafi się wydobyć, ginie i sam sobie nie potrafi poradzić, sam sobie nie potrafi pomóc. Im bardziej się topi, im bardziej to wszystko zagraża jego życiu, tym bardziej trzeba mu większej pomocy, większej łaski, aby z tej topieli go wydobyć.

Jakaś szczególna refleksja powinna się nam tutaj rodzić, by wyzwolić w nas szczególną więź z Jezusem Chrystusem jako dawcą łaski. Ostatecznie tą łaską, jakiej Jezus Chrystus nam udziela, jest sam Duch Święty, który zamieszkuje w nas jako ów dar samego Boga, Jezusa Chrystusa – dar, jaki otrzymujemy przez chrzest, jaki otrzymujemy przez każdy sakrament, a zwłaszcza sakrament Eucharystii.

Moi drodzy, przypomnijmy jeszcze jedną scenę, zapewne nam wszystkim bardzo znaną, ale scenę, która rzeczywiście jest niewyczerpalna, jeśli chodzi o refleksję nad Bożym Miłosierdziem. To jest scena powrotu syna marnotrawnego i sposób, w jaki syn jest przyjęty przez ojca, w jaki sposób ojciec przyjmuje na nowo syna, wyrażając wielką radość. Co się stało z tym młodym synem? Taka jest logika testamentu, że młody syn, który kazał już za życia ojca oddać mu część majątku, która przypadała testamentem, w ten sposób pozbawił ojca środków do życia. Mimo to, ojciec mu przebacza. Chodzi nie tylko o tego młodego syna. Chodzi także o tego starszego, który się buntuje.

Na czym polega błąd tego starszego syna? Ten błąd starszego syna polega na tym, że kiedy ojciec mówi mu, że jest u siebie w domu, że wszystko to, co jest ojca jest jego, on sam siebie czyni wyrobnikiem i każe ojcu płacić za każdą pracę. Tak, jak najemnik, jak niewolnik żąda baranka, koźlęta, aby i on mógł sobie wyprawić ucztę. A ojciec mu mówi: przecież wszystko, co jest moje, jest także i twoje. Ale nie przy tym chciałbym się zatrzymać, kiedy mówimy o scenie powrotu syna marnotrawnego.

Moi drodzy, pod koniec życia, jeden z największych artystów Rembrandt, namalował słynny obraz ukazujący powrót syna marnotrawnego. Każdy, kto rzeczywiście stanął przed tym obrazem i wpatrywał się w te przesłanie, które zawiera ten obraz, musi przyznać, że jakaś dziwna moc bije z niego.

Moi drodzy, Rembrandt malował ten obraz pod koniec swojego życia. Wtedy, kiedy doszedł do wniosku, że przegrał swoje życie. Miał wszystko – pieniądze, sławę. Tego swojego ducha wyrażał właśnie poprzez obrazy. Przed kilkunastu laty w Zachęcie miała miejsce wystawa, bodaj 38 obrazów Rembrandta. Przedstawiały same kapelusze – jako swoistego rodzaju symbol świeckości, symbol pewnej dumy, pychy, sławy itd. wyrażony przez te 38 kapeluszy. Ale to wszystko przeminęło.

Kiedy zbliżał się kres jego życia, Rembrandt doszedł do wniosku, że przegrał je. Jakby szukał ratunku. I odkrywa je, kiedy czyta Ewangelię wg św. Łukasza (15 rozdz.), gdzie znajduje właśnie ten opis przyjęcia na nowo do domu syna marnotrawnego.

Chyba nie było dla niego większej radości w tym momencie niż odkrycie tej prawdy, że nawet pod koniec swojego życia, jakby w ostatniej chwili swojego życia, całe życie można odzyskać, można uratować. Trzeba tylko powiedzieć sobie: wstanę, pójdę i powiem – zgrzeszyłem.

Wówczas Bóg, jako Ojciec, nachyla się, i przyjmuje nie na najemnika, nie na wyrobnika, ale właśnie za syna, zakładając pierścień na palec, obdarowując nowymi sandałami, suknią – wszystkimi symbolami, które określają relację ojca i syna. Syna, jako domownika, który ma wszystko to, co ma ojciec.

Sądzę moi drodzy, że każdy może wyobrazić sobie tę sytuację, że przegrywa swoje życie, znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia i nagle odkrywa tą radosną wieść – Ewangelię – że nawet pod koniec życia można uratować swoje życie.

Powiem tak: dla istnienia Kościoła, który dzisiaj przeżywa prześladowania, mimo wszystko wystarczy ta właśnie świadomość, że warto być Kościołem i warto istnieć jako Kościół – właśnie dla tych, którzy pod koniec życia odkrywają, że przegrali swoje życie i zdobywają się na  to, żeby mogli  powrócić, że szukają powrotu do Domu Ojca. To jest właśnie Boże miłosierdzie! Amen.

Ks. bp Jan Tyrawa, pasterz Kościoła bydgoskiego


 


Pobierz

Pobierz

drukuj