Spróbuj pomyśleć: „Wybór pieniądze albo życie został dokonany już we wczesnych latach 90-tych”


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Wybór pieniądze albo życie został dokonany już we wczesnych latach 90-tych. Jeszcze w roku 1991 na ochronę zdrowia przydzielono 18,4% dochodu budżetu państwa, a na finanse 8,4%. Rok później oba te działy niemal zrównano, a w 1993 r. rozdział dochodów budżetu państwa na finanse był już wyższy niż na ochronę zdrowia. W następnych latach nożyce rozwierały się coraz szerzej, gdyż pełnię władzy zagarnęli ludzie finansów, tworzący wokół siebie aurę nieomylności, przybierając pozy zbawców Ojczyzny, wręcz mężów opatrznościowych. Ich poglądy były najciekawsze, pomysły najmądrzejsze, a decyzje niepodważalne. Geniuszom od finansów należały się niebotyczne zarobki i wszechmocne wpływy w każdej dziedzinie. Blask ich wiedzy przyćmiewał wszelkie inne, zagłuszał każdą opinię odwołującą się do wartości innych niż mamona. Głównym aktorom warto było się trudzić. Obsadzając najwyższe stanowiska państwowe, pobierali odpowiednie pensje i premie. Pojedyncze nagrody przekraczały roczny dochód przeważającej części Polaków. Pod koniec kadencji najbardziej zasłużeni ruszali w turnee po luksusowe posady w ponadnarodowych instytucjach finansowych, których wdzięczności za wierną służbę mogli i powinni się spodziewać. Przecież wobec narastającego deficytu budżetowego część wydatków pokrywano z pożyczek krajowych, ale już w 1995r. również z zagranicznych. W roku 2006 wydatki na obsługę długu publicznego oraz wydatki jednostek budżetowych związane z tą obsługą wśród wydatków budżetu państwa znalazły się na drugiej pozycji za obowiązkowymi ubezpieczeniami społecznymi i sięgnęły 12,5%. W tym samym roku wydatki budżetu państwa na ochronę zdrowia wyniosły 1,7% – siedem razy mniej niż na obsługę długu publicznego. Nadal każdy zatrudniony w finansach może liczyć na wynagrodzenie znacznie, w licznych przypadkach – wielokrotnie – przekraczające średnią, nawet w przedsiębiorstwach, nie mówiąc o budżetówce. Deklarowane przyczyny nieproporcjonalnie wysokich wynagrodzeń są rozmaite, na czele ze zdroworozsądkowymi w rodzaju wynagradzamy uczciwość na bank, ale głownie ciche – jak tu nie dać zarobić rodzinie i znajomym, kiedy budżet państwa albo jakiejś instytucji finansowej jest dla ich obsługi prostu workiem bez dna. Dla nas wystarczy, reszta nas nie obchodzi. W kapitalizmie to my, finansiści decydujemy o tym co jest ważne, a co nie warte funta kłaków. Każdy głos sprzeciwu będzie bezwzględnie tępiony, krzyk ofiar finansowych oszustw i bezczelnych nadużyć zagłuszą medialne nagonki i mury więzień. Mając pieniądze, można wynająć nie tylko pojedynczego dziennikarza, ale i całą redakcję, nie tylko pojedynczego funkcjonariusza aparatu państwowego, ale i cały pion władzy państwowej. Ludziom, którzy domagają się wynagrodzeń proporcjonalnych do ponoszonych kosztów pracy – w tym wykształcenia, zagrożeń i odpowiedzialności, np. lekarzom, pielęgniarkom i górnikom, można odpowiedzieć: finansiści muszą znacznie więcej zarabiać, bo trzeba opłacić ich mądrość, przezorność, uczciwość i niemałe ryzyko zawodowe związane z przebywaniem w klimatyzowanym wnętrzu biurowców i limuzyn. Co tam ochrona zdrowia, co tam fedrunek. Najcięższa, najbardziej odpowiedzialna i niebezpieczna praca jest przy pieniądzach. I musi być odpowiednio wynagradzana.

No cóż. Bywa i tak, że i za doczesnego życia można doczekać się sprawiedliwego osądu. Wyłącznie dzięki mobilizacji lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników ochrony zdrowia doszło w Polsce do dyskusji i pierwszych kroków w kierunku wyzwolenia tych zawodów spod haniebnej niewoli. Kasta partyjniaków do dzisiaj nie może się otrząsnąć z szoku wywołanego żądaniem sprawiedliwego wynagrodzenia za wykonywaną pracę. Bo słupki się nie zgadzają. Słupki w rachunkach geniuszów finansowych się nie zgadzają, ponieważ każda zmiana systemu opieki zdrowotnej zaszkodziłaby tymże geniuszom, musieliby nieco stracić, aby inni mogli dużo zyskać. Perspektywa obsługi zysków z odebrania Polakom szpitali i przychodni wraz z wyposażeniem i rozkwitającym masą seniorów rynkiem świadczeń zdrowotnych jest oszałamiająca i znacznie przekracza dotychczasowe, jakże owocne dokonania prywatyzacyjne w zakresie bankowości, przemysłu i handlu. A ile będzie można zarobić na obsłudze zysków z odebrania Polakom nieruchomości – mieszkań, domów i ziemi? Już banki przygotowały dożywotnią rentę w zamian za posiadaną własność. Kto spośród osób skazanych na głodowe emerytury nie skorzysta z tej oferty, kiedy nie wystarczy na prąd, gaz, wodę i wywóz śmieci? I tak wszystko się straci za zaleganie ze stałymi opłatami. A ile pochłaniają leki? A co będzie, kiedy wprowadzą dopłaty za wizytę u lekarza i pobyt w szpitalu? Jak nie kijem go, to pałką. Np. pałką podatków od nieruchomości. I trzymaną w zanadrzu maczugą podatku katastralnego. Początkowo 0,5%, potem 1, 2 i więcej procent wartości mieszkania, domu, ziemi co roku przyjdzie zapłacić za to, co raz kiedyś już się kupiło, albo odziedziczyło. Jakaż to fantastyczna okazja zarobku dla finansistów ciężko pracujących przy odbieraniu ludziom dorobku wielu pokoleń. Polska wykształcona młodzież i tak myje gary w Londynie i sprząta w Irlandii, więc jej pewnie nie zależy na rodzinnym majątku, który dziadkom i rodzicom zabierze bank. W wielu domach pamięć rodzinna sięga nawet czasów Odsieczy Wiedeńskiej, co najmniej czasu zaborów. Kto wie ile poświęcenia wymagało utrzymanie domu i ziemi za Niemca i Moskala, niech nie lekceważy prawa do swojego dziedzictwa, niech pomaga dziadkom i rodzicom utrzymać rodzinne nieruchomości. Niech broni wspólnego dobra. Ale nawet wydatna pomoc okaże się niewystarczająca, kiedy nadejdzie ciężka choroba, której kosztów leczenia nie zechce pokryć Narodowy Fundusz Zdrowia, bowiem choroba ta znajdzie się w negatywnym koszyku świadczeń zdrowotnych, albo też chronicznie wadliwy system opieki zdrowotnej odmówi pomocy w potrzebie. Człowiek w potrzebie stanie przed wyborem: pieniądze albo życie. I znowu okazja dla finansistów – zarobić wielkie pieniądze na szybkiej sprzedaży mieszkania, domu, ziemi oddawanych za bezcen z powodu braku pieniędzy na leczenie.

A może by tak sięgnąć do gwarantowanych zysków z inwestycji dokonywanych za namową finansistów? Oszczędzanie na starość, odkładanie na korzystny procent w banku, perspektywy dobrej emerytury z funduszy inwestycyjnych jako gwarancje spokojnej jesieni życia właśnie biorą w łeb. Rosnące koszty utrzymania napędzają inflację. Notowania giełdowe przerażają. Podobno około trzech milionów Polaków powierzyło funduszom znacznie ponad 100 miliardów złotych. Obecny krach na giełdzie spowodował, że dużej części tych pieniędzy już nie ma. Po prostu znikły. Finansiści uspokajają i edukują inwestorów giełdowych, którzy powinni byli wiedzieć, że na giełdzie można i zarobić i stracić, a pewność zarobku jest tylko w dłuższej perspektywie. Pewnie mają rację. Przeczekają i jeszcze dobrze na tym wszystkim zarobią. Zwykłym ludziom pozostaje chronić swoje zdrowie i resztki majątku.


Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

drukuj