Spróbuj pomyśleć


Pobierz Pobierz

Szczęść Boże!

Sianeczko pod śnieżnobiałym obrusem, dodatkowe nakrycie na znak gościnności i świeca Caritas z pomocą potrzebującym, staropolskie kolędy, w których twardy żłóbek, pastuszkowie i królowie pozwalają odnowić emocje z dzieciństwa. To piękne i wzruszające, a także wartościowe z uwagi na rolę pielęgnowania tradycji w umacnianiu religijności, familijnych więzi i patrotyzmu w gronie rodziny wokół choinki. Atmosfera Świąt Bożego Narodzenia często bywa ostatnim pełgającym płomyczkim przyciągającym ludzi do ich rodzinnego gniazda, a także ostatnią wątłą niteczką, na której jest zawieszona pamięć o wartościach wyniesionych z domu.

Poza skutkami nieumiarkowania przy stole wigilijnym, w czasie Boże Narodzenia zwykle bywa niewiele powodów do stresu, chyba że po wyjściu kolędników trzeba objaśnić dziecku wygląd poszczególnych postaci wędrownej trupy i wytłumaczyć frazę „Królu Herodzie, krew kapie ci po brodzie.” Toteż traktujemy ten błogi czas jak seans terapeutyczny dla skołatanych nerwów. Cofając się w przeszłość dzieciństwa, chętnie przy tym idealizowanego, wprost dziecinniejemy i przeznaczoną dla małych dzieci narrację wigilijnej nocy przyjmujemy jako jedyną opcję, jako skierowaną także do dorosłych, do nas samych.

Nie studząc ciepła, które ma nas rozgrzewać przez cały kolejny rok i nie psując radości dzieciom, warto po połoźeniu ich spać, a przed wyjściem na pasterkę, poświęcić jakiś czas rozmowie, może dyskusji i to żywej dyskusji, która pozwoli zaleźć jasną odpowiedź na pytanie, można rzec zasadnicze: co się rodzi? Nie kto, bo to oczywiste, że rodzi się Druga Osoba Boska. Ale co się rodzi, co, jaka idea? Jaka idea przychodzi na świat wraz z narodzeniem Jezusa Chrystusa. Zakładając, że przy wspólnym stole zasiądzie mniej więcej reprezentatywny przekrój populacji, możemy liczyć się z opiniami dyskutantów, do których Dobra Nowina nawet nie dotarła, a jeśli dotarła przez jedno ucho, to przez drugie wyleciała, bez pozostawienia śladu w świadomości. Mogą też donośnie wybrzmieć opinie wprost zaczerpnięte z repertuaru propagandy antykatolickiej, która wylewa się chyba ze wszystkich kanałów. Kanałów telewizji naziemnej, pełniących tę sama rolę, co niesławne megafony uliczne i radiowęzly zakładowe z czasów poprzednich tatalitaryzmów. I takim sposobem zamiast dyskutować o pryncypiach, realizujemy scenariusz mistrzów propagandy, którym od pierwszych chwil kolejnego szturmu ideologicznego nic nie może wymknąć się spod kontroli. Nie po to urabia się opinię publiczną, aby głos ludu brzmiał inaczej niż zapisano w scenariuszu. Czy to Kościól atakując, czy go zaciekle broniąc, zawsze wykonujemy przewidziane dla nas zadania, czyli tańczymy jak nam zagrają. Atakujących można zapytać czemu darzą tak wielkim zaufaniem łatwo rozpoznawalnych oszczerców wielokrotnie już przyłapanych na kłamstwie. Z kolei obrońcy Kościoła muszą sami sobie odpowiedzieć na zarzut braku zrozumienia własnej religii.
Być chrześcijaninem oznacza dążyc do idealu Mistrza, nawet w chwili ciężkiej próby nie plamić się przemocą i zapalczywością jak Szymon Piotr Apostoł, którego znanego z Ewangelii miecza Polska stała się depozytariuszem dzięki darowi papieża Jana XIII dla Mieszka I. Naśladować Chrystusa, to okazać miłosierdzie napastnikowi i starać się leczyć jego rany zadane przez innych chrześcijan, którzy chcą dobrze, ale nie są skuteczni, bo działając niejako odruchowo realizują własne, czysto ludzkie pomysły na świat.

A więc jaka idea narodziła się ubogiej stajence? Ta idea, to idea bezwarunkowej miłości bliźniego, która zabłysła nad Betlejem w najczarniejszą z czarnych nocy Imperium Rzymskiego rządzonego przez potwornych sadystów i obłąkanych zboczeńców z dynastii julijsko-klaudyjskiej. Styl życia cesarzy Kaliguli, Klaudiusza i Nerona był wzorem dla wszystkich warstw społecznych Rzymu opartego o system niewolniczy, inspiracją okrucieństwa dla władców podbitych krain, jak choćby Herod dzieciobójca. Jakże rewolucyjna była tedy idea wyzwolenia duchowego niewolników, kobiet, pogardzanych narodów i zawodów, którym Chrystus przynosił przekonanie, że w niczym nie ustępują uprzywilejowanym członkom społeczeństwa i domagał się szacunku dla każdego człowieka jako osoby ludzkiej, nie pozwalał bezbronnych traktować jak zwierzęta, półludzi, czy podludzi, skazywać ich na śmierć, cierpienie i poniżenie. Tej idei objawionej przez Dzieciąko Jezus nie zrozumie ani osioł, ani wół pochylający się nad żłóbkiem. Zrozumieli ją pastuszkowie, co czym prędzej przybiegli i mędrcy świata, monarchowie, trzej królowie, którzy chcieli widzieć Dziecię. Nie ma istotnego powodu, aby nie mogli jej pojąć ludzie dzisiaj zajmujący wszystkie szczeble drabiny społecznej, od najniższych po najwyższe, nawet spoza kręgu kultury chrześcijańskiej. Idea miłości bliźniego, którego trzeba kochać, jak siebie samego i tę miłość w praktyce okazywać, wyzwalająca człowieka spod praw dżungli, choć sprzeczna z naturą drapieżcy, potrafi jednak zmienić wilka w baranka, pozwolić mu zaakceptować łaskę, którą jest wiara i zrozumieć, że Chrystus przyszedł na świat, jako Zbawiciel każdego, nawet łotra, który dopiero w ostatniej chwili skorzystał z Bożego miłosierdzia. Oparte na miłości bliźniego pokojowe wyzwolenie od tysięcznych nieszczęść, które zawisły nad naszymi głowami, zależy także od tematu dyskusji w Boże Narodzenie. Po wyczerpaniu jak najbardziej tego wartych zachwytów nad barszczem i karpiem, czy innymi potrawami wigilijnego stołu, po rozpakowaniu prezentów, będzie sporo czasu przejść do sedna sprawy, czego obok wielu innych łask Bożych serdecznie państwu życzę.

Z Panem Bogiem

dr Zbigniew Hałat

(Poza nagraniem: rozszerzenia przekraczające pojemność czasową radiowego felietonu znajdą Państwo na stronie www.halat.pl; tamże przypisy, odnośniki i ilustracje.)

drukuj