Myśląc Ojczyzna: „Polityka w Wielki Piątek”


Pobierz Pobierz

Szanowni Państwo!

Jak to dobrze, że zbliżają się Święta Wielkanocne! Dzięki temu będziemy mogli chociaż przez dwa dni odetchnąć od jazgotu wytwarzanego przez naszych okupantów, markujących uprawianie tak zwanego „życia politycznego”. Ale – powiedzmy sobie szczerze – co to za życie? Nasi dygnitarze maja coraz mniejszy wpływ nawet na sprawy krajowe, bo na sprawy międzynarodowe wpływu nie mają żadnego, o czym każdy mógł przekonać się na własne oczy. Ich wpływ na sprawy krajowe gwałtownie maleje i to nie tylko dlatego, że punkt ciężkości władzy zawsze znajdował się u nas poza konstutucyjnymi organami państwa. Rzeczywistą władzę sprawują bowiem tajne służby, których trzon stanowią dawne, ubeckie dynastie, częściowo przejęte jeszcze od gestapo. Te tajne służby wyprzedają polskie interesy państwom trzecim i dlatego środki ostrożności, jakie sejmowa komisja powołana do „kanonizacji” Barbary Blidy zastosowała podczas przesłuchania tajniaków z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego są nie tylko śmieszne, ale i całkowicie zbędne. Jestem przekonany, że nie tylko nazwiska, ale i fotografie tych wszystkich tajniaków już dawno znajdują się w kartotekach wywiadów państw ościennych, przed którymi przecież nasi okupanci nie mają żadnych tajemnic, bo dla nich właśnie pracują. Jakże inaczej wytłumaczyć ostentacyjną bezradność rządu wobec systematycznego likwidowania całych gałęzi gospodarki – ostatnio przemysłu okrętowego, a wcześniej – cukrowniczego? Jak już mówiłem, te operacje likwidacyjne nie są przypadkowe, tylko stanowią realizację koncepcji Mitteleuropy, sformułowanej w 1915 roku podczas I wojny światowej, a teraz wprowadzanej w życie środkami pokojowymi.
Ale im mniej do powiedzenia mają nasi okupanci w dziedzinie polityki, tym bardziej starają się to ukryć za parawanem jazgotu, który nagłaśniają kierowane przez tajne służby media. Dlatego właśnie takie kariery medialne robią u nas zupełne polityczne nicości w rodzaju pana wicemarszałka Stefana Niesiolowskiego, człowieka o zszarpanych nerwach, który ostatnio sprawia wrażenie dotkniętego wścieklizną – czy posła Janusza Palikota, prowincjonalnego nababa, który bawi się odgrywaniem roli „ojca chrzestnego” na Lubelszczyźnie. Doprawdy nie wiadomo, po co Rzeczpospolita płaci im takie pieniądze z naszych podatków, bo ich praca parlamentarna nie jest warta nawet złamanego grosza i na dobry porządek powinni za swoje bęcwalstwa dopłacać jakieś odszkodowanie.
Więc dzięki Bogu, chociaż przez dwa dni Świąt będziemy mogli odetchnąć od jazgotu naszych okupantów, co niewątpliwie posłuży higienie psychicznej. Zanim jednak nadejdą Święta, będziemy przeżywali triduum paschalne, a więc pamiątkę ustanowienia Najświętszego Sakramentu i kapłaństwa podczas Ostatniej Wieczerzy, aresztowania, procesu, a właściwie dwóch procesów, egzekucji i pogrzebu Pana Jezusa oraz zastraszenia i przygnębienia, jakie ogarnęło Apostołów.
Niewiarygodne, ale nawet podczas rozpamiętywania tych wszystkich wydarzeń nie będziemy mogli uciec od polityki. Niezależnie bowiem od ich wymiaru religijnego i duchowego, mają one również wymiar polityczny, zwłaszcza w zakresie motywacji, jakimi kierowali się sprawcy sądowego morderstwa na Panu Jezusie.
A dlaczego właściwie tak się na Pana Jezusa zawzięli? Jedną z przyczyn było podejrzenie, jakie powzięli polityczni i religijni przywódcy żydowscy, że Pan Jezus pragnie zagarnąć władzę, a kto wie, czy nie poderwać wszystkich do buntu przeciwko Rzymowi? Mogło im się tak wydawać, gdy widzieli uroczysty wjazd do Jerozolimy, gdy słyszeli entuzjastyczne okrzyki i gdy nie bez zawiści obserwowali tłumy, które słuchały Jezusowych nauk. Ciekawe, dlaczego Judasz musiał im swego Mistrza wydać, skoro wielu faryzeuszów i ludowych przywódców musiało przecież znać Go osobiście, skoro przychodzili zadawać Mu podstępne pytania? A jednak, gdy przyszło do aresztowania, pomoc Judasza okazała się konieczna dla ustalenia tożsamości Pana Jezusa.
Wydaje się, że pobudki, które Judasza popchnęły na drogę zdrady, też miały charakter polityczny. Wiele wskazuje na to, że Judasz był żydowskim patriotą, który przyłączył się do Pana Jezusa w przekonaniu, że jest On mesjaszem politycznym, który stawia sobie za cel zrzucenie rzymskiej okupacji. Kiedy zorientował się, że Pan Jezus nie zamierza przeprowadzić żadnego antyrzymskiego powstania, postanowił położyć kres Jego działalności i posłużył się w tym celu zazdrosnymi o swoją popularność kapłanami. Być może zatem, że próbował prowadzić jakąś grę, która jednak najwyraźniej go przerosła, skoro się powiesił. Wprawdzie samobójstwo dowodzi zwątpienia w Boskie miłosierdzie, ale z drugiej strony nie można mu tak całkiem odmówić charakteru wyjścia honorowego. Nie wszystkich na coś takiego stać.
Kiedy wsłuchujemy się w przebieg procesu Pana Jezusa przed Piłatem, niesposób nie poczuć obrzydzenia dla demokracji. Ta podburzona przez kapłanów tłuszcza, któtra prawdopodobnie w ogóle nie miała pojęcia, o co naprawdę tu chodzi, musi w każdym normalnym człowieku wzbudzić odrazę. Cioekawe, że identyczną socjotechnikę stosują potomkowie faryzeuszów, skupieni dzisiaj wokół „Gazety Wyborczej”. Ten sam chóralny wrzask, ta sama niechęć do wysłuchiwania jakichkolwiek argumentów, ta sama, atawistyczna, plemienna nienawiść. Ta socjotechnika wzbudza odrazę tym większą, że jej celem było uzyskanie wyroku śmierci na Osobie, której ten tłum najwyraźniej nie znał i której nie potrafił postawić żadnego zarzutu.
Najgorsze, że Piłat, pozujący na dumnego rzymskiego dygnitarza, demonstrujący swoją cywilizacyjną wyższość zarówno wobec zgromadzonej na dziedzińcu tłuszczy, jak i arcykapłanów – przecież przestraszył się ich pogróżek, a zwłaszcza – groźby donosu do podejrzliwego Tyberiusza i skazał na śmierć Jezusa, o którego niewinności był absolutnie przekonany. Wprawdzie poczucie cywilizacyjnej wyższości było całkowicie uzasadnione, przynajmniej jeśli chodzi o kulturę prawną; podczas procesu przed Piłatem do żadnych rękoczynów nie dochodziło, podczas gdy w trakcie przesłuchań u arcykapłanów – jak najbardziej – cóż jednak z tego, skoro Piłat zapomniał, że szlachectwo zobowiązuje, stchórzył przed rozwrzeszczaną tłuszczą oraz bezczelnymi arcykapłanami i w rezultacie dopuścił się morderstwa sądowego? Ciekawe, że pewne podobieństwo do tej brzydkiej strony Poncjusza Piłata można zauważyć u premiera Donalda Tuska, który dla jednego procenta w sondażach popularności gotów jest poświęcić i prawdę i słusznośc, a nawet – interes państwa, któremu przysięgał służyć.
Wracając do Judasza, to jego historia powinna przestrzegać nas przed polityczną wścieklizną, której tyle symptomów dookoła widzimy. Prowadzi ona bowiem często do umysłowego zaćmienia, w którym łatwo zatracić poczucie wartości i w tym stanie poświęcić rzeczy wielkie dla doraźnych, mizernych satysfakcji.
Ale w wielkanocny poranek możemy odpocząć również i od tych politycznych skojarzeń – żeby nic nie mąciło naszej radości na widok triumfu Pana Jezusa.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj