Audycja dla małżonków i rodziców: „Budowanie autorytetu rodziców”


Pobierz Pobierz

Kiedy otrzymałam od Pana Leszka Polakiewicza propozycję podzielenia się z państwem rozmyślaniami na temat budowania autorytetu rodziców stwierdziłam, iż jest to temat morze.
W pamięci przypominały mi się różne sytuacje z własnej pracy zawodowej – zwłaszcza roli biegłego psychologa sądowego.

Przypomniałam sobie również refleksję jaka nasunęła mi się z okresu wakacji, jakie dwa lata temu spędziłam wraz z córką w Turcji.
Będąc na wycieczce w malowniczej wiejskiej okolicy zaciekawił mnie problem rodziny wielopokoleniowej.
Był piękny niedzielny dzień. Nad rzeką zauważyłam grupę Turków roześmianych, biesiadujących przy rozpalonym ognisku.
Była tam grupa dzieci w różnym wieku, od niemowlęcia po nastolatki.
Byli rodzice i dziadkowie i po wieku sądząc – była również i prababcia.
Z zaciekawieniem obserwowałam ich zachowanie. Nie rozumiałam prowadzonych przez nich rozmów.

Jednakże obserwując ich wzajemne zachowanie dało się zauważyć, jakim wielkim autorytetem była dla nich najstarsza kobieta – ta przypuszczalnie prababcia.
Przy rozdawaniu posiłków mała dziewczynka podbiegła z wyciągniętymi rączkami po talerz.
Została słownie skarcona i zobaczyłam jak młody mężczyzna – przypuszczam, iż był to ojciec dziecka – wziął dziewczynkę za rękę i wraz z nią zaniósł talerz z potrawą tej, starszej babci.
Ona otrzymała potrawę jako pierwsza.

Ten gest to wspaniała od najmłodszych lat lekcja dla dziecka – podkreślania autorytetu starszych.

W słowniku języka polskiego znajdujemy definicję, iż autorytet to ogólnie uznana czyjaś powaga, znaczenie, iż jest to człowiek cieszący się poważaniem i mający wpływ na zachowania i myślenie innych ludzi.

Nie sposób mówić o budowaniu autorytetu rodziców bez zaznaczenia roli rodziny.

Rodzina – jakież to magiczne słowo.

W tym momencie gdyby każdy z nas chciał zdefiniować co to jest rodzina – to definicji byłoby wiele, w zależności od wieku, a więc własnych doświadczeń.

Starsi ludzie w tym magicznym słowie mieli by na myśli swoich dziadków, rodziców, kilkoro sióstr, braci, kuzynów, ciocie, wujków, którzy mieszkali blisko siebie, spotykali się w każdą niedzielę, wzajemnie się odwiedzali.

Dzisiejsze młodsze pokolenie zawęża rodzinę do mamy, taty, jednego brata czy siostry, lub nawet tylko do mamy czy tylko do taty i ewentualnie psa.

Pamiętam z czasów swojego dzieciństwa jakim wielkim poważaniem i autorytetem wśród licznej rodziny cieszyła się moja babcia i dziadek.
Nie zapomniane były coroczne spotkania na święto Wszystkich Świętych przy grobie nieznanego mi dziadka, gdyż urodziłam się po jego śmierci.
Spotkania z ciociami, wujkami, kuzynami przy grobie, a potem wspólny obiad z tradycyjnymi gołąbkami u cioci Stasi.

Ileż było opowiadania, oglądania zdjęć dziadka z wąsem i w oficerkach.
Może nie wszystko wtedy rozumiałam, ale ten dziadek znany mi z opowiadań i zdjęć był mi zawsze autorytetem.

Czy w większości dzisiejsze rodziny mogą przekazywać swoje rodzinne tradycje czy uwypuklać autorytety rodzinne.
Z przerażeniem stwierdzam, iż przeciętna rodzina ubożeje pod względem więzi rodzinnej.
Jakże często rodzeństwo wzajemnie nie ma ze sobą kontaktu.
Jakże często rodzice nie widzą przez dłuższy czas swoich dzieci, wnuków, nie mogą połamać się opłatkiem.

Jakiż to powód ? – wszyscy państwo wiecie – aktualne, masowe wyjazdy za granicę.
Tam jest lepiej, tam się więcej zarobi, tam jest liberalizm, swoboda, fałszywa tolerancja.

Wszystko na jedną szalę – liczenia „srebników”, powiększania konta.
A straty ? Straty procentują w przyszłości.

Utrata więzi rodzinnej, brak postaw rodzicielskich, obopólnych metod wychowawczych – w konsekwencji utrata autorytetu przed własnym dzieckiem.

Niejednokrotnie przez chęć polepszenia dobrobytu wygasa autorytet małżeński, bo nie ma codziennej więzi emocjonalnej i fizycznej małżonków, tak bardzo potrzebnej do wzajemnego cementowania i budowania autorytetu i przekazywania go dzieciom.

Powrócę jednak do rodziny o prawidłowych więzach emocjonalnych, uczuciowych, gdzie budowany i pielęgnowany jest autorytet pokoleniowy.
Gdyby nie opowieści dziadków i rodziców nie jedno dziecko w dzisiejszej polskiej rodzinie nie znałoby tradycji np. o sianku pod obrusem na Boże Narodzenie, czy tradycji i znaczenia święcenia pokarmów w Wielką Sobotę.

W podtrzymywaniu kontaktów rodzinnych bardzo ważną rolę odgrywają najstarsze pokolenia.
Wprawdzie aktualnie dziadkowie, a nawet i pradziadkowie wiele stracili ze swojej dawnej władzy nad dorosłymi dziećmi czy wnukami.
Osłabił się ich autorytet formalny, ale na szczęście jest ich autorytet moralny.
Zdarza się, iż wnukowie mają silniejszy kontakt z dziadkami niż z rodzicami.

Posłużę się trochę statystyką.
Przeprowadzony w Polsce w 2000 roku przez CeBOS sondaż na reprezentacyjnej grupie ludności stwierdził, iż 59 % ludności coś zawdzięcza swoim dziadkom. Najczęściej były to zasady moralne – 71 % ,
Wiarę religijną – 60 %
Poczucie, że jest się kochanym – 60%
Znajomość dziejów rodziny 57 %
Takie cnoty jak obowiązkowość, pracowitość, samodyscyplina, silna wola 53 %
Miłość ojczyzny – 51 %.

Opowieści rodzinne przypominają daty, wydarzenia, wiążą się też z wartościami, ideałami i autorytetami rodzinnymi.

W tych opowieściach starszego pokolenia jednocześnie zawarte są życzenia skierowane pod adresem młodych, np. co powinni przejąć z historii rodzinnej i przekazać następnym pokoleniom.

W ten sposób buduje się u młodych miłość do ojczyzny, wolności, sprawiedliwości, szacunku i autorytetu rodziny, czy rodzica.

Rodzina przekazuje wiele wartości, norm i wzorów zachowań.
Jednakże rodzi się pytanie – jakie wartości, jakie normy i wzorce zachowań mogą być podstawą do budowania prawdziwego autorytetu.

W swojej pracy zawodowej spotykam się z niezliczonymi przypadkami ludzkich tragedii: małżonków, dzieci, całej rodziny.

Niejednokrotnie przychodzi mi taka refleksja.
Pracuję w zawodzie psychologa już 34 lata, a ciągle mam coś nowego, ciągle są przypadki o których niejednokrotnie muszę zadecydować, pomóc, czy coś zmienić, takich jakie w ciągu tych długich lat jeszcze nie miałam.

Mała 5 -cio letnia Weronika rysuje mi rysunek rodziny.

Na rysunku widoczne są tylko trzy postaci: pośrodku tatuś trzymający za rękę, z jednej strony Weronikę, a z drugiej strony młodszego braciszka Krzysia.
Rysunek adekwatny do wieku dziecka, kolorowy, na dole zielona trawka, na górze żółte słoneczko z chmurkami.
Weronika zadowolona ze swojego „dzieła”. Dopytuje się czy ładnie narysowała. Wręcz domaga się pochwały.

Pięknie narysowałaś Weroniko rysunek, ale gdzie w tej rodzinie jest mama?
Weronika posmutniała, spuściła głowę, po chwili ściszonym głosem stwierdziła – moja mamusia ma innego pana.

Siedmioletni Pawełek rysując domek nie narysował w nim okna.
Mimo moich podpowiedzi o braku znaczącego elementu w tym domku Pawełek nie dorysował tego okna.
Spytałam dlaczego Pawełku nie narysowałeś okna ? – Pawełek niemalże wykrzyknął, – bo ja nie chcę patrzeć jak tatuś idzie z inną panią.

Tatuś odszedł od rodziny i zamieszkał z inną panią, niedaleko ich mieszkania.
Zrozumiałam więc dlaczego Pawełek nie chciał narysować okna w domku.

Jako psycholog – biegły sądowy – biorę udział w zeznaniach dzieci dotyczących spraw rodzinnych, głównie znęcania się nad rodziną.

13-to letnia Patrycja, poważna jak na swój wiek, smutna nie adekwatnie do swego wieku opowiada co się dzieje w jej domu.

….ja ciągle boję się zbliżających się kroków mego pijanego ojca.
– Ja nie wiem co mnie będzie czekać gdy on przyjdzie pijany.
– Czy znów będziemy uciekać z mamą i braciszkiem do sąsiadki, – czy znów będzie bił mamę, szarpał ją za włosy i obkładał pięściami ?.

Mój ojciec do nas nie odzywa się normalnie, nie pyta jakie mam stopnie w szkole, nie pamięta o naszych imieninach.

Za to lecą ordynarne słowa i obelgi.

Po chwili Patrycja z wielkim poczuciem winy mówi : … ja go kopałam, żeby przestał dusić mamę, ja go nie nawidzę i płacze.

Co to dziecko czuje, jaki ono buduje autorytet swojego ojca, swojej rodziny, co ona przekaże w życiu dorosłym swoim dzieciom, kto jej pokaże jak kocha się dzieci, kto jej pokaże jak kocha się ojca.

Patrycja mając zaledwie 13 lat bierze winę na siebie – ona go kopała, ona go nienawidzi.

Jak trudno tej Patrycji tłumaczyć o autorytecie ojca, o roli ojca w rodzinie, o miłości dziecka do ojca.

Gimnazjalistka – trzeciej klasy gimnazjum po jednej z lekcji katechezy na temat czwartego przykazania „Czcij ojca i matkę swoją” przychodzi do swojego księdza katechety i z wielką złością oznajmia,: iż do końca życia nikt jej nie zmusi , by czciła i szanowała swego ojca. Mamę tak ale jego nie.
Długa rozmowa z księdzem spowodowała, iż wspomniana gimnazjalistka – „pękła”.
To co opowiedziała księdzu o swoim, jakże młodym życiu, przeraziłoby nie jedną dorosłą osobę.

Dzięki mądrości księdza i pani pedagog sprawa została skierowana do Prokuratury i skończyła się gehenna tej młodej dziewczyny.

„Tatuś” w cudzysłowiu, – bo nie zasługiwał na takie nazywanie – wykorzystywał swoją córkę seksualnie.
Nie dość tak haniebnego czynu straszył ją zabiciem mamy, jeśli piśnie słowo komukolwiek.

No i milczała i cierpiała. Jak długo to by jeszcze trwało – nie wiadomo, gdyby nie to czwarte przykazanie.

No i kolejny dramat tak młodego człowieka!

Za tem nasuwa się tu pytanie jaką wartość wyniesie ta gimnazjalistka z domu rodzinnego.
Jaki autorytet moralny stworzył jej, wspomnianej już Patrycji, Pawełkowi – własny ojciec, a wymienionej Weronice i jej braciszkowi Krzysiowi – mama.

Jakże ważną rolę w budowaniu autorytetów rodzicielskich dla dzieci mają sami rodzice.

Dzieci od najmłodszych lat bacznie obserwują zachowania swoich rodziców i ich naśladują.

Z licznych badań psychologicznych przeprowadzonych przez panią psycholog Marię Braun Gałkowską – Profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wynika, iż jest wiele wzajemnych uzależnień poszczególnych członków rodziny w prawidłowości jej funkcjonowania.

W rodzinie podkreśla się nie tylko wzajemne oddziaływania wszystkich członków rodziny np. wpływ matki czy ojca na dziecko, ale działanie całego systemu rodzinnego, gdzie każda osoba zależy od wszystkich pozostałych członków rodziny i ich wzajemnych relacji.
Np. relacja między matką a dzieckiem zależy od jakości związku między rodzicami.

Mam tu przed sobą przerażający rysunek pt. moja rodzina, narysowany przez 12-to letniego Daniela.
Rodzice Daniela dawno zatracili małżeńską więź i uczucie.
Tato przy forsie, z samochodem, dobry kontakt z synem na zasadzie przekupywania i właściwie wychowywania Daniela pieniędzmi.
Mama bez pracy, poniżana, wyzywana, niewygodna.
Ileż ten Daniel słyszał złego o mamie, a tata wciąż snuł coraz to nowe opowiadania i oskarżania matki Daniela.
Po prostu dusił, tłamsił, rozbudzał nienawiść i zniekształcał własnemu synowi – autorytet jego matki.

Jaki rezultat ? – to właśnie przedstawia rysunek Daniela.
Z jednej strony Daniel z tatą, samochód, tata z papierosem, swoboda.

Z drugiej strony jakże wielka nienawiść do matki.
Mama leży nad nią kostucha z kosą – symbol śmierci, na mamę lecą pioruny.
Nad matką szubienica.
U góry samolot rzuca bomby i czarne chmury.

Przerażające! Ta nienawiść do matki zbudzona przez ojca Daniela, to podstawa do jego przestępczej drogi. Jakiż autorytet ten Daniel przekaże następnym pokoleniom.

Mam i inny rysunek – kolorowy, radosny na samo spojrzenie.
To prawdziwa rodzina. Rodzina kochająca się . 8-śmio letni Mateusz w środku trzymany za ręce przez obojga rodziców.
Wszystkie buzie uśmiechnięte.
U góry uśmiechnięte słonko i wesołe chmurki.
Oby więcej było takich dzieci, radosnych, uśmiechniętych z kochającymi rodzicami.

Kilka dni temu do mojego gabinetu zadzwoniła pani z wielką prośbą o pomoc i psychiczne wsparcie.
Mimo braku wolnych terminów i konieczności przygotowania się do dzisiejszego spotkania z Państwem słysząc błagalny głos o pomoc, odłożyłam wszystko i umówiłam się na szybki termin wizyty.

Rzeczywiście pomoc była potrzebna i to szybko.

Małżeństwo z 16-to letnim stażem, dotychczas uchodziło za szczęśliwe.
Dwoje dzieci: 15-to letnia córka i 3 letni synek.
Praca, mieszkanie, dobra pozycja finansowa, w domu pozytywne relacje, wzajemne więzi między sobą, dziadkami. Niczego nie brakowało, nic nie można było tej rodzinie zarzucić.

Nagle i to w dzień Wigilii Bożego Narodzenia wszystko się burzy, wszystko się rozpada.
Mąż oznajmia, iż odchodzi od rodziny, układa sobie życie z inną kobietą.
Szok, płacz, wali się piramida wzajemnych relacji rodzinnych.
Starsi rodzice podupadają na zdrowiu, zaczyna się problem z córką.

Na szczęście mąż się wkrótce opamiętał, nie wyprowadził się, został w rodzinie.
On został i zadra małżeńska została.

Zbliża się już rok od ich rodzinnej tragedii, są razem, ale nadal się nie układa.
Córka straciła kontakt z ojcem, który nie jest już dla niej żadnym autorytetem, nie słucha go, buntuje się przeciw niemu, robi na złość, choćby w robieniu bałaganu.

Oboje małżonkowie szukają dla siebie pomocy , jak ponownie odbudować autorytet swojego małżeństwa.

Autorytet od którego zależy dalszy proces wychowawczy ich córki, jej efekty w nauce, emocjach, pierwszej miłości i późniejszego trwałego związku.

Ileż spotyka się młodych ludzi żyjących w tak zwanych wolnych związkach, bez zobowiązań, tak na próbę.

Po co się wiązać, a potem męczyć tak jak w moim domu było, po co się narażać na awantury, wzajemne wyzwiska , tak jak moja mama to miała. Po co żyć w świadomości, iż istnieje ta trzecia.

Czyż te twierdzenia młodych nie wywodzą się z braku autorytetu własnych rodziców, nie spełniających się w roli małżonków i rodziców.
Czyż nie ponoszą oni odpowiedzialności za wyrządzoną swoim dzieciom krzywdę psychiczną i moralną?
Czyż nie tworzy się tu węzeł zła, trudny do rozplątania?

10-cio letni Mateusz został przyprowadzony do mnie do gabinetu przez babcię.
Mateusz ze spuszczoną głową słucha relacji babci – jaki to on jest zły, jak zawiódł rodziców, jak babcia nie spodziewała się, iż jej ukochany wnuczek stał się złodziejem.
Mateusz ukradł w supermarkecie batonik. Został złapany, sprawa trafiła na policję, kurator, sprawa w sądzie dla nieletnich, wstyd.

Proszę pani – mówi babcia – Mateuszowi nic nie brakuje, on ma wszystko, a nawet więcej, żaden z jego kolegów nie dostaje takiego kieszonkowego, nie jeździ na kolonię zagranicę, zapewnione ma lekcje z angielskiego u najlepszego nauczyciela, w niedzielę jeździ do stadniny koni z wynajętym dla niego kierowcą.
Rodzice spełniają jego każde życzenia, a słodyczy ma tyle, że mógłby je rozdawać kolegom.
Nie rozumiem po co ukradł ten batonik.

Spytałam się zatroskanej babci, a gdzie są jego rodzice.
No oni cały dzień pracują, nawet w niedzielę, prowadzą firmę, muszą wszystkiego dopilnować – dlatego ja przyszłam z Mateuszem do pani, ja im wszystko przekażę co pani mi powie.

Cóż powiedziałam zatroskanej babci – proszę pani to nie Mateusz powinien przyjść do psychologa. To jego rodzice powinni przyjść do psychologa.

To co zrobił Mateusz, to wołanie jego, ja potrzebuję rodziców, ja potrzebuję ich na co dzień i w niedzielę.
Może w ten sposób rodzice opamiętają się, iż nie tylko firmy trzeba dopilnować.

I znów nasuwa się pytanie w jaki sposób ten 10-cio letni Mateusz ma budować autorytet swoich rodziców.
Ich nigdy nie ma, oni pilnują firmy, on przecież wszystko ma, oni mu zapewniają wszystko co najlepsze, ale czy na pewno?
A gdzie jest wspólna rozmowa, gdzie jest przytulanie, poczytanie książki, wspólny obiad, wspólne świętowanie niedzieli, a gdzie jest pokazywanie dziecku wzajemnej miłości, szacunku i ukazywanie autorytetu swoich rodziców, a dziadków Mateusza.

I tu refleksja jakże biedny jest ten Mateusz, mimo bogactwa jakie zapewniają mu rodzice.

A może ten skradziony przez Mateusza batonik wszystko to zmieni ?
Daj Boże ! bo wartość autorytetów wyniesionych z domu rodzinnego procentuje na całym życiu dziecka, zarówno w jego dzieciństwie jak i przyszłym życiu jako człowieka dorosłego.

Wzajemne zależności wszystkich członków rodziny pracujących na autorytet tej rodziny uzależnione są od wzajemnego zrozumienia, poszanowania i zdrowego wzajemnego uczucia.

Ileż małżeństw rozbija się przez tzw. wtrącanie się rodziców, nieraz zupełnie w błahych sprawach.
Mój syn lubi pomidorową, a nie rosół.
Daj mu spokój on taki zmęczony, a ty mu każesz odkurzać, ja za niego to zrobię

Kochana mamo to jest mój mąż, jemu mój rosół smakuje, da sobie radę, odkurzy i odpocznie.
Nieraz tak małe, drobne sprawy, a jakże burzą wzajemne relacje w rodzinie, jakże zaprzepaszcza się autorytet, mamy, teściowej, ojca czy teścia.

Mąż z trzy letnim stażem małżeńskim przychodzi po poradę co zrobić, gdyż teściowa po urodzeniu się małej Julci całkowicie zawładnęła wnuczka i córką.
Nie pozwala mu zbliżać się do dziecka, nie może kąpać dziecka, bo zrobi mu krzywdę. Dla dobra swojej córki, by ją odciążyć w opiece nad niemowlęciem nakazała spać zięciowi w innym pokoju, a ona śpi z córką i dzieckiem w ich pokoju.

Na protest zięcia na powyższe – usłyszał stwierdzenie – jak ci się nie podoba wyprowadź się do swoich rodziców.

Dalej potoczyło się jak lawina.
W obronie syna zaingerowali drudzy rodzice.
Wzajemne wypominanie sobie, kto więcej wniósł w małżeństwo dzieci, a kto więcej teraz pomaga.
I tak powstał podział moi rodzice, twoi rodzice, a nie nasi rodzice.

Jaka niewdzięczność, przecież zięć może się wyspać, a nie budzić się, jak to jest przy małym dziecku, a on ma jeszcze pretensje.

Można, by tu wołać kochani rodzice, teściowie, my nie takiej pomocy chcemy, zostawcie nas, my jesteśmy już rodzicami, my chcemy czuć smak i trud budowania naszego – rodzicielskiego autorytetu dla naszej Julci.

A jakże często między małżonkami dochodzi do burzenia własnego autorytetu wobec swych dzieci.

Mama do Kasi mówi, nie pójdziesz tera na dwór, bo nie odrobiłaś lekcji, a na to tato – daj jej spokój, niech idzie jest pogoda, niech sobie pobiega, później odrobi lekcje.
Gwarantuję, iż taka różnorodna postawa rodzicielska w obecności dziecka nie da Kasi prawidłowego fundamentu do budowania autorytetu mamy i taty.

Jakże często rodzice popełniają błędy wychowawcze komentując w obecności dziecka o sprawach nauki np. gorszy stopień dziecka to przez głupiego nauczyciela, co ten katecheta zwariował, że będzie podpisywać w zeszycie obecność na mszy świętej w niedzielę i od tego uzależnia też dopuszczenie do Bierzmowania. On jest głupi, niedzisiejszy.
Niedziela to wekend, odpoczynek, a nie obowiązek.

Ileż głupich kawałów słyszy się o prezydencie, o księżach, świętych opowiadanych przy dzieciach.
Czyż dorośli nie wiedzą, iż w ten sposób są przyczyną zatracenia przez ich dzieci autorytetu Ojczyzny, Kościoła i samego Boga !

Czyż w ten sposób sami nie burzymy swojego autorytetu przez podważanie autorytetu osób znaczących dla dziecka w jego procesie wychowawczym?
Czy nie robimy swojemu dziecku krzywdy?

Tylko prawdziwe więzi emocjonalne w rodzinie, o podbudowie wzajemnej miłości, szacunku, wzajemnego uczucia wielopokoleniowego i prawidłowe postawy rodzicielskie i wychowawcze są podłożem prawdziwego i prawego autorytetu dla naszych dzieci.

Autorytetu jako odzwierciedlenia powagi, myślenia i zachowania się do drugiego człowieka.

Przedstawiłam państwu wiele zależności budowania autorytetu rodziców, od których to zależności umacnia się szczęście i miłość w rodzinie.

Na zakończenie chciałam każdemu ze słuchaczy życzyć, by był autorytetem dla najbliższych i zawsze budował wokół siebie mocny fundament własnego autorytetu i siał ziarna miłości i szacunku do drugiego człowieka, tak jak nas wszystkich nauczał największy autorytet Ojcowski nasz Papież – jak wszyscy chcemy – święty od zaraz ! – Jan Paweł II.

drukuj