Wejście do strefy euro byłoby błędem

Z prof. Andrzejem Kaźmierczakiem, członkiem Rady Polityki Pieniężnej,  rozmawia Mariusz Kamieniecki

Rada Polityki Pieniężnej kolejny raz w krótkim odstępie czasu obniżyła stopy procentowe – o 25 punktów bazowych. Po danych świadczących o osłabieniu koniunktury gospodarczej w trzecim kwartale oczekiwania były jednak większe. Skąd zatem ta przezorność?

– Zdecydowaliśmy się na ostrożny ruch, bo obniżka stóp nie ma jednoznacznie pozytywnego wpływu na gospodarkę. Obniżka stóp obniża oprocentowanie depozytów gospodarstw domowych w bankach, tym samym zmniejsza się atrakcyjność lokowania oszczędności w systemie bankowym. Jest to zjawisko negatywne, ponieważ oszczędności gospodarstw domowych są ważnym źródłem pozyskiwania funduszy przez banki na rozwój akcji kredytowej. Jeżeli banki nie będą miały dopływu kapitału zewnętrznego, a więc naszych oszczędności, to będą zmuszone do poszukiwania tych funduszy z innych źródeł. Istnieje ryzyko, że w wyniku obniżki stóp procentowych, z braku funduszy mogą nie rozwinąć oczekiwanej przez nas akcji kredytowej. Musimy zatem zwracać uwagę na atrakcyjność lokat, aby podtrzymać zaufanie do systemu bankowego. Ponadto jeżeli RPP obniży oprocentowanie w banku centralnym, a w ślad za tym oprocentowanie obniżą banki komercyjne, to biorąc pod uwagę podatek od zysków kapitałowych, tzw. podatek Belki, lokaty bankowe staną się zupełnie nieatrakcyjne. Istnieje zatem ryzyko, że gospodarstwa domowe zaczną na większą skalę lokować swoje oszczędności w parabankach, które nie podlegają nadzorowi bankowemu. Nie podlegają też ubezpieczeniu w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym. Oszczędzający nie mogliby więc upominać się o zwrot pieniędzy w sytuacji bankructwa parabanku. Ponadto RPP, obniżając w sposób znaczący stopy procentowe, dałaby sygnał społeczeństwu i rynkom finansowym, że sytuacja w gospodarce jest dramatyczna, że rzeczywiście mamy do czynienia z recesją, a RPP taką decyzją potwierdza ten negatywny scenariusz. Chcieliśmy uniknąć atmosfery strachu czy paniki.

Jak obniżka stóp procentowych wpłynie na kurs walutowy? Łatwiej będzie o kredyt?

– Znacząca redukcja stóp procentowych zmniejsza tzw. dysparytet stóp procentowych na korzyść Polski. W konsekwencji zmniejsza atrakcyjność lokat inwestorów zagranicznych w polskim systemie finansowym. Zagraniczni inwestorzy finansowi mogliby wycofać się z naszego rynku finansowego ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami dla kursu naszej waluty. Osłabienie kursu złotego powodowałoby wzrost inflacji krajowej. Deprecjacja kursu złotego powodowałaby bowiem wzrost cen dóbr importowanych. Obniżka stóp procentowych nie gwarantuje, że nagle gospodarka ruszy z kopyta, że wzrośnie popyt na kredyty i to ożywi ekonomię. Gdy kurczy się produkcja i spada siła nabywcza społeczeństwa, nikt nie będzie zaciągał kredytu mimo jego atrakcyjności. Nie będzie go przecież w stanie spłacić. Stąd teza, że obniżenie stóp procentowych nagle ożywi gospodarkę i dynamika PKB wzrośnie, jest bardzo ryzykowna. Nie jest też wcale pewne, że po obniżeniu stóp przez bank centralny zrobią to również banki komercyjne, które mają swobodę działania i częściej obniżają oprocentowanie depozytów niż kredytów.

Co obniżenie stóp procentowych oznacza dla przeciętnego Polaka?

– Na obniżce stóp skorzystają ci, którzy zaciągnęli kredyty na zakup mieszkania w złotówkach. Trzeba jednak pamiętać, że tacy kredytobiorcy są jednak w mniejszości. Większość gospodarstw domowych zaciągnęła bowiem kredyty w walutach obcych. Decyzja RPP o obniżeniu stóp procentowych nie ma żadnego wpływu na oprocentowanie kredytów walutowych. O ich koszcie decyduje stopa procentowa kraju w walucie, której kredyt zaciągnięto, i kurs złotego. Zatem teza, że obniżając stopy procentowe, RPP ulży kredytobiorcom w Polsce, jest wątła.

W kolejnych miesiącach możemy się spodziewać dalszego łagodzenia polityki pieniężnej?

– W wydanym komunikacie RPP oznajmiła, że będzie kontynuować politykę obniżania stóp procentowych. Nie jest to jednak decyzja bezwzględnie obowiązująca. Wszystko zależy od okoliczności. Zapowiedziana obniżka cen gazu również powinna mieć korzystny wpływ na procesy dezinflacji w Polsce. Osobiście mam jednak duże wątpliwości co do zdecydowanego obniżania stóp procentowych. Uważam, że RPP powinna przez pewien czas obserwować, jaki wpływ mają dotychczasowe obniżki stóp na akcję kredytową banków, na proces oszczędzania gospodarstw domowych w systemie bankowym, a także na kurs walutowy. Absolutnie nie deklaruję, że będę opowiadał się za kolejnymi obniżkami stóp procentowych. Jest to zdecydowanie przedwczesne.

Jak powinien wyglądać dobry budżet dla Polski na 2013 rok?

– Przede wszystkim powinien być prorozwojowy, a więc taki, który zwiększa udział inwestycji w PKB oraz tworzy nowe miejsca pracy. Powinien to być budżet, który będzie sprzyjał i umacniał suwerenność gospodarczą Polski. Ponadto powinien to być budżet, który będzie próbował rozwiązać nasze podstawowe bolączki długofalowe o charakterze strukturalnym, a więc sytuację demograficzną Polski, stwarzał warunki do zahamowania emigracji zarobkowej młodych Polaków za granicę, budżet, który w dłuższej perspektywie będzie gwarantował stabilność finansową naszego kraju.

Nie powinien to być jednak budżet, który będzie ukrywał różnego rodzaju wydatki, co z kolei podważa zaufanie do Polski jako państwa. Te cele powinny być spełnione, żeby zdynamizować gospodarkę. Będzie to jednak możliwe, kiedy będą nowe inwestycje, którym państwo powinno sprzyjać. W żadnym wypadku nie powinien to być budżet, który będzie likwidował polskie firmy i w imię łatania dziury budżetowej sprzedawał na oślep najcenniejsze przedsiębiorstwa, tak jak to robiono dotychczas. Takie działania mają charakter krótkowzroczny, dlatego państwo nie powinno kontynuować polityki prywatyzacji za wszelką cenę. Przyszłoroczny budżet powinien także sięgnąć do kieszeni bogatszych obywateli, tych, którzy unikają płacenia podatków. Tu są bardzo duże możliwości pozyskiwania dochodów i należy z nich skorzystać, zwiększając chociażby efektywność funkcjonowania służb skarbowych, efektywność pobierania podatków zwłaszcza od dużych przedsiębiorstw. A wszystko na realizację wspomnianych wcześniej celów.

Z tak gigantycznym zadłużeniem publicznym – sięga już ponad 800 miliardów złotych – rządowy projekt budżetu na 2013 r. jest realistyczny?

– W br. deficyt sektora publicznego w relacji do PKB wyniesie 3,5 procent. W porównaniu z rokiem ubiegłym, kiedy deficyt wyniósł 5,1 proc. PKB, jest to niewątpliwie krok naprzód. Natomiast w konsolidowaniu sektora finansów publicznych postęp nie jest dostateczny. W założeniach rządu deficyt miał być niższy niż 3 proc. PKB. Ponadto dramatycznie rośnie zadłużenie państwa zarówno krajowe, jak i zagraniczne. To jest zjawisko bardzo negatywne, bo zadłużenie sektora publicznego w stosunku do PKB przekracza już 56 proc., licząc dług według unijnej metodologii ESA 95. Oczywiście Ministerstwo Finansów liczy deficyt i dług po swojemu, według metodologii krajowej. Tak liczone zadłużenie jest niższe i oscyluje w granicach 53 procent. Jednak nie jest to zgodne z metodologią liczenia deficytu i długu Eurostatu. Pamiętajmy, że UE nałożyła na Polskę procedurę nadmiernego deficytu budżetowego.

Jak polityka finansowa Polski jest oceniana z perspektywy UE?

– Deficyty i dług finansów publicznych są po prostu wyprowadzane poza budżet do państwowych funduszy celowych, które według metodologii krajowej nie są przez resort finansów zaliczane do sektora publicznego. To jest, zdaniem Komisji Europejskiej, nieuzasadnione, bo stan finansów państwowych funduszy celowych też powinien być włączony do deficytu sektora finansów publicznych. Po prostu ma miejsce wyprowadzanie części deficytu poza sektor publiczny. Tak jest na przykład z Krajowym Funduszem Drogowym, z pożyczkami budżetu centralnego dla Funduszu Ubezpieczeń Społecznych sięgającymi już 14 mld złotych itd. Analitycy Komisji Europejskiej nie wierzą zapewnieniom strony polskiej, że zadłużenie będzie spadać. Podważają nasze prognozy o 40-50 mld złotych. Według naszych prognoz, dług publiczny Polski będzie w najbliższych latach stopniowo spadał. W relacji do PKB ma wynieść w 2013 roku 54,5 proc., a w roku 2014 53,4 procent. Zupełnie innego zdania jest Komisja Europejska. Zapowiada, że dług publiczny w Polsce będzie rósł. W roku przyszłym będzie stanowił 55,8 proc. PKB, a w roku 2014 już 56,1 proc. PKB. Różnica między naszymi prognozami a prognozami KE jest duża. Wynosi na koniec 2014 r. aż 2,7 proc. PKB. Oznacza to, że obie prognozy odbiegają od siebie o 40-50 mld złotych. Jest to około dwa razy więcej, niż wynoszą roczne dochody z podatku dochodowego od przedsiębiorstw CIT. I jest to znacznie więcej, aniżeli wynoszą roczne dochody budżetowe z podatku dochodowego od osób fizycznych PIT.

Rząd chwali się, że spłacony jest już dług zaciągnięty za czasów Edwarda Gierka.

– Nie sądzę, żeby w tej sytuacji było się czym chwalić. Kiedy Gierek odchodził, zadłużenie zagraniczne wynosiło ok. 20 mld dolarów. Obecnie zadłużenie zagraniczne Polski to ok. 100 mld euro, czyli mniej więcej 127 mld dolarów. Jest więc wielokrotnie wyższe niż to, które zostawił Gierek. Oczywiście sumy te nie są do końca porównywalne, bo za tamtych słusznie minionych czasów siła nabywcza dolara była wyższa. Licząc ostrożnie, obecne zadłużenie państwa jest co najmniej dwukrotnie wyższe niż to, które było za Gierka. Stąd cały dramatyzm sytuacji. Można odnieść wrażenie, iż nadchodzi moment, że bez zdecydowanego zatrzymania długu nie da się go już normalnie obsłużyć. Obsługa długu publicznego jest zbyt dużym obciążeniem dla społeczeństwa. Teza, że spłaciliśmy dług Gierka i że sytuacja jest dobra, jest twierdzeniem nazbyt optymistycznym, żeby nie powiedzieć kłamliwym.

Kryzys u drzwi, rośnie bezrobocie, upada coraz więcej firm, a rząd i prezydent Komorowski obstają przy włączeniu Polski do strefy euro. Czeka nas scenariusz grecki?

– Realistycznie patrząc na sprawę, wejście Polski do strefy euro jest absolutnie niepożądane. Po pierwsze, strefa euro przeżywa kryzys. Po drugie, kurs walutowy jest bardzo ważnym instrumentem kształtowania sytuacji gospodarczej Polski i nie powinniśmy się go pozbywać. Nasze doświadczenia pokazały, że wahania kursu walutowego były bardzo ważnym czynnikiem łagodzenia skutków kryzysu światowego w polskiej gospodarce, pełniąc funkcję poduszki antycyklicznej. Jeszcze istotniejszy jest fakt, że posiadamy własny bank centralny. Ma on możliwość zasilania banków komercyjnych w dodatkowe fundusze w sytuacji zagrożenia ich płynności finansowej. Jest to niezwykle cenna korzyść, której nie należy się pozbywać. Gdybyśmy byli w strefie euro i gdyby krajowe banki komercyjne potrzebowały pomocy, musielibyśmy prosić o tę pomoc finansową Europejski Bank Centralny. I nie jest wcale powiedziane, że otrzymalibyśmy taką pomoc. Na razie jesteśmy niezależni i możemy sami decydować, kiedy, na jakich warunkach i w jakiej wysokości takich kredytów udzielać dla utrzymania stabilności krajowego systemu bankowego w razie zagrożenia. Byłoby wielkim błędem, gdybyśmy przystąpili do strefy euro.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl