fot. pixabay.com

[TYLKO U NAS] A. Abramowicz o obniżce cen gazu dla piekarni i cukierni: Diabeł tkwi w szczegółach. Może tak być, że bardzo wiele osób będzie rozczarowanych i nie dostanie dotacji, bo będą miały już wykorzystane tzw. fundusze de minimis

Bardzo ucieszyliśmy się, słysząc pierwszy komunikat, że postulaty, które składałem od dawna do rządu w imieniu przedsiębiorców, w części branż będą spełnione. Przypomnę, iż bardzo mocno energochłonne, jeśli chodzi o gaz, są restauracje, czyli cała gastronomia, hotele, baseny. Załóżmy, że przynajmniej ta część ważna dla konsumenta, czyli piekarnie indywidualne, a nie duże sieci handlowe, będą mieć cenę ograniczoną. Niestety diabeł tkwi w szczegółach. Kiedy zaczęliśmy analizować ten pomysł, to zauważyliśmy, iż może się tak stać, że bardzo wiele osób będzie rozczarowanych i nie dostanie dotacji, mimo że będą spełniały założenia rządu, bo będą miały już wykorzystane tzw. fundusze de minimis, które w ciągu trzech lat wynoszą 200 tys. euro na firmę– oznajmił Adam Abramowicz, rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, w programie „Polski punkt widzenia” w TV Trwam.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że wszystkie piekarnie i cukiernie otrzymają wsparcie od rządu w sprawie obniżenia stawek za gaz, które polega na dotacjach [czytaj więcej].

Ze względu na wcześniej wykorzystany fundusz de minimis, nie wszyscy przedsiębiorcy będą objęci wsparciem.

Bardzo ucieszyliśmy się, słysząc pierwszy komunikat, że postulaty, które składałem od dawna do rządu w imieniu przedsiębiorców, w części branż będą spełnione. Przypomnę, iż bardzo mocno energochłonne, jeśli chodzi o gaz, są restauracje, czyli cała gastronomia, hotele, baseny. Załóżmy, że przynajmniej ta część ważna dla konsumenta, czyli piekarnie indywidualne, a nie duże sieci handlowe, będą mieć cenę ograniczoną. Niestety diabeł tkwi w szczegółach. Kiedy zaczęliśmy analizować ten pomysł, to zauważyliśmy, iż może się tak stać, że bardzo wiele osób będzie rozczarowanych i nie dostanie dotacji, mimo że będą spełniały założenia rządu, bo będą miały już wykorzystane tzw. fundusze de minimis, które w ciągu trzech lat wynoszą 200 tys. euro na firmę, a przecież rząd przyjął założenie, że właśnie z tych pieniędzy będzie można uzyskiwać rekompensatę za obniżoną cenę energii – mówił Adam Abramowicz.

Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców oznajmił, że o wsparciu dla piekarni dowiedział się z komunikatów prasowych i medialnych. Rząd nie podjął wcześniej rozmowy z osobami, do których program jest kierowany, co za tym idzie, część firm nie otrzyma środków.

O rozwiązaniu dowiedziałem się z komunikatów prasowych i medialnych. Trochę szkoda, że rząd nie rozmawia wcześniej z tymi, do których jest to kierowane, ponieważ nie wzięto pod uwagę, iż część firm już ma wykorzystane fundusze de minimis, ponieważ były zamknięte podczas lockdownu (…). Szkoda, że Ministerstwo Rozwoju nie sięgnęło do naszych pism dotyczących zamkniętych firm na granicy wschodniej, ponieważ tam dokładnie wystąpił ten problem. Rząd szybko tam występował z ustawami, które dawały możliwość rekompensat za zamknięte hotele, restauracje, pralnie, które obsługiwały hotele. Te firmy około listopada wykorzystały już fundusze de minimis i dalej już pieniądze nie popłynęły. Ten problem nie jest rozwiązany do dzisiaj, tam trzeba było notyfikować kolejną transzę pieniędzy i do dzisiaj są firmy w pasie wschodnim, które były zamknięte bardzo długo, oczywiście dla naszego bezpieczeństwa, bo tam trzeba było odizolować pas graniczny od reszty kraju, ale pieniędzy nie mają. W związku z tym obawiam się, iż tym razem będzie podobnie, czyli dziś przedsiębiorcy z branży piekarniczej i ciastkarskiej ucieszyli się, ale okaże się, że nie dostaną pieniędzy i będzie bardzo duże rozczarowanie – wskazał Adam Abramowicz.

Od 1 stycznia bieżącego roku nastąpiła podwyżka pensji. Obecnie minimalna krajowa wynosi 3490 złotych, a od lipca będzie wynosić 3600 złotych [zobacz więcej].

Wraz ze wzrostem minimalnej pensji wzrasta także składka zdrowotna. Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców zaważył, że podniesienie płacy minimalnej powinno być uwarunkowane różnicami gospodarczymi w różnych rejonach Polski.

Podniesienie płacy minimalnej podniosło składkę zdrowotną z około 270 zł na około 314 złotych. To nie jest bez znaczenia, bo to jest składka, którą płaci się w przypadku nieosiągnięcia dochodów powyżej płacy minimalnej albo kiedy ma się stratę np. przy inwestycjach. W związku z tym w okresie tej straty będzie trzeba zapłacić większą składkę na ubezpieczenie zdrowotne, a jeszcze gorsze jest to, iż o ile system podatkowy daje możliwość rozliczenia przez kolejnych pięć lat, o tyle system składki zdrowotnej tego nie daje i trzeba będzie zapłacić od inwestycji jeszcze 9 proc. i oczywiście zwiększoną składkę zdrowotną. Płaca minimalna podniesiona dwa razy i to jednocześnie dla całego terenu Rzeczpospolitej bez uwzględnienia różnic gospodarczych to dla jednych niewielki problem, bo mamy dzisiaj powiaty, gdzie średnia pensja jest powyżej 11 tys. zł, mamy duże miasta, gdzie średnia pensja jest powyżej 8 tys. zł, więc te 3 tys. przy 8 tys. zł średniej wiele strat nie narobi, ale mamy powiaty, gdzie średnia wynosi 4,5 tys. zł przy 3,6 tys. zł, więc widzimy, że to nie ma żadnego uzasadnienia. Taka wysoka kwota płacy minimalnej spowoduje ogromne problemy, zwłaszcza że to się dzieje w ten sposób, iż to nie jest tylko podniesienie płacy minimalnej dla pracowników najmniej wykwalifikowanych, bo jak się podniesie tym, to przychodzą następni i mówią, że nie mogą mieć bardziej odpowiedzialnego stanowiska i zarabiać tyle samo albo 100 zł więcej. Taka płaca minimalna ciągnie cały fundusz płac do góry, co powoduje wzrost kosztów i ogromne problemy w tych rejonach, gdzie średnia pensja jest niska. Moim zdaniem to jest ogromny błąd, że rząd nie przystąpił do rokowań ze związkami zawodowymi. W tym momencie, kiedy walczymy z inflacją, to związki zawodowe mogłyby ustąpić i poczekać przynajmniej rok z podnoszeniem płacy minimalnej – powiedział rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.

radiomaryja.pl

drukuj