Trwa unijna debata o dyrektywie ws. pracowników delegowanych
W Luksemburgu trwa posiedzenie Rady do spraw Zatrudnienia, Polityki Społecznej, Zdrowia i Spraw Konsumenckich. Stronę polską reprezentuje minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska oraz wiceszef resortu Stanisław Szwed. Jednym z poruszanych tematów jest kwestia dyrektywy ws. pracowników delegowanych.
Wątpliwości dotyczą szczególnie objęcia przepisami pracowników transportu. Przeciwko takiemu rozwiązaniu jest część państw UE, m.in. Polska i inne państwa Grupy Wyszehradzkiej, które przyjęły wspólne stanowisko.
Waldemar Jaszczur, polski przewoźnik podkreślił, że transportowcy dzięki ciężkiej pracy osiągnęli silną pozycję na rynku w Europie. Wskazał, że państwa zachodnie chcą politycznie uderzyć w polskie firmy przewozowe, które oferują najlepsze usługi.
– Państwa zachodnie, poprzez wprowadzenie tych rozwiązań prawnych, mają na celu tylko i wyłącznie, aby wyrzucić polskiego przewoźnika, zresztą nie tylko polskiego, z ich rynku dlatego, że oni uważają, że my stanowimy dla nich zagrożenie. Wolny dostęp do rynku, demokracja transportowa wyraźnie mówi o tym, że każdy ma prawo uczestniczyć w przewozach na terenie danego kraju, mówię tutaj oczywiście o członkach Unii Europejskiej. Gdy to zostanie wprowadzone, polscy przewoźnicy nie będą w stanie dostosować się do ich rozwiązań, nie będzie nas po prostu na to stać. Tylko i wyłącznie twarde stanowisko w tej sprawie polskiego rządu może uratować polskich przedsiębiorców – akcentował Waldemar Jaszczur.
Obecne przepisy wymagają, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Nowe przepisy przewidują wypłatę takiego samego wynagrodzenia jak w przypadku pracownika lokalnego.
Propozycję tę przedstawiła Komisja Europejska w marcu ubiegłego roku. Jest ona niekorzystna z punktu widzenia gospodarczych interesów Polski, która deleguje najwięcej pracowników do innych państw unijnych.
RIRM