Szczyt NATO w Walii
Wypracowanie odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainę jest głównym założeniem rozpoczynającego się dziś w Walii dwudniowego szczytu NATO.
Chodzi o utworzenie sił szybkiego reagowania liczących 4 tys. żołnierzy. Będą one zdolne do rozlokowania w ciągu 48 godzin w celu obrony członków sojuszu przed zewnętrzną agresją. Dotyczy to szczególnie krajów bałtyckich oraz Polski.
W przeddzień szczytu prezydent USA Barack Obama złożył wizytę w Estonii, gdzie podkreślał, że NATO jest zobowiązane do obrony swych wszystkich członków.
Jak powiedział prof. Mieczysław Ryba, wizyta prezydenta USA w Estonii w kontekście spotkania w Newport jest nieprzypadkowa.
– Jest to jednoznaczny sygnał dla Moskwy, że chce on przynajmniej werbalnie, symbolicznie zdefiniować swoje interesy, interesy NATO. Kraje bałtyckie jawią się jako kolejne po Ukrainie, wręcz pierwsze, które mogłyby być w jakiś sposób przez Rosję zaatakowane, ponieważ należały do byłych republik sowieckich. Kraje takie jak Polska, byłe demoludy, są zupełnie w dalszej kolejności. W tej perspektywie jawią się te szczyty. Oczywiście jest pytanie zasadnicze, czy NATO i Ameryka – bo ona dominuje w tych strukturach militarnych – zdecydują się na kroki realne, typu rozmieszczenie jakichś wojsk, broni, czy będą to tylko deklaracje – zwraca uwagę prof. Mieczysław Ryba.Wprowadzenie sił szybkiego reagowania będzie bowiem wymagało dużych nakładów finansowych, co jest przedmiotem sporu między członkami NATO. Wątpliwości budzi także postawa Francji i Niemiec, która prowadzą indywidualne negocjacje z Rosją.
RIRM