fot. PAP/Abaca

S. J. Podeś CSIC: Rosjanie wykorzystali matki z dziećmi jako żywe tarcze

Rosjanie nie tylko ostrzeliwują lotniska czy szpitale położnicze. Oni wykorzystali matki z dziećmi jako żywe tarcze. To drastyczna sytuacja, ale miała miejsce. Są rodziny, które opuszczają swoje miasta, a jeszcze w drodze do celu dowiadują się o śmierci syna czy męża. Nikt nie wie, co go jeszcze spotka. Siostra Julia Podeś ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w audycji „Aktualności dnia” na antenie Radia Maryja opowiadała o świadectwach ukraińskich cywili, którzy zmagają się z rosyjską agresją.

Siostra Julia Podeś CSIC posługuje w Jazłowcu na Ukrainie. Obecnie jej dom zakonny jest wypełniony uciekinierami z Charkowa, Połtawy i Winnicy. Wśród nich są dzieci w wieku od trzech tygodni do ośmiu lat.

– W oczach dzieci maluje się przerażenie i zagubienie, które widoczne jest również u matek. Nie mogą odnaleźć się w nowym miejscu, choć jest u nas spokojnie. Ksiądz podczas spotkania z czteroletnią dziewczynką zapytał, skąd i dlaczego przyjechała? Dziewczynka odpowiedziała: „Z Ukrainy. Tam w nas strzelają. Tam jest wojna”. Były to słowa bardzo żywe i prawdziwe – opowiadała zakonnica.

Zaznaczyła, że „Rosjanie nie tylko ostrzeliwują szpitale położnicze, ale również biorą matki z dziećmi, z noworodkami, jako żywe tarcze”.

– To drastyczna sytuacja, ale miała miejsce. Kilka dni temu otrzymałam taką wiadomość. Siostry z Charkowa po przyjeździe do nas opowiadały, że półtorej godziny po tym, jak wyjechały z miasta, lotnisko sportowo-rekreacyjne zostało zrównane z ziemią. Obok lotniska mieszkały właśnie Siostry. Jedna z rodzin opowiadała także, że opuściła Charków i zanim dotarła do Jazłowca otrzymała informację, że ich syn został zabity. (…) Nikt nie wie, co go jeszcze spotka. Ojcowie rodzin walczą na wschodzie. Czy przeżyją? Nie wiemy – mówiła gość Radia Maryja.

W Doniecku jedna z rodzin ukrywała się w schronie. Przez dwa dni nie mieli nic do picia ani jedzenia.

– Odważniejsi ludzie wyszli i stanęli w kolejce po wodę. Niestety, wszyscy zostali rozstrzelani. Dziewczyna, która nam to opowiadała, próbuje wydostać się z dzieckiem, by do nas przyjechać. Nie wiemy, czy to się uda. Wiele jest osób, które zgłosiły chęć przyjazdu do nas, ale nie mogą wyjechać ze swoich miast. Modlimy się za nich – podkreśliła siostra Julia Podeś.

Zakonnica zaznaczyła, że w kontekście rosyjskiej agresji pomoc modlitewna jest bardzo istotna, co potwierdzają świadectwa wojskowych, którzy walczą na froncie. Potrzebne są także leki i opatrunki dla wojska.

– W każdym mieście odbieramy wielką pomoc. Jesteśmy świadome, że osoby, które wyjechały do Polski, także potrzebują wsparcia. Wzrusza nas solidarność i ofiarność ludzi dobrej woli. Mamy bardzo dużo telefonów i ofert pomocy. (…) Potrzeb jest wiele, a kolejne wychodzą w trakcie rozwoju sytuacji. Osoby chcące pomóc, mogą się z nami skontaktować poprzez adres e-mail: [email protected] oraz numer telefonu: +38 067 84 96 400 – powiedziała.

Siostra Julia Podeś przedstawiła także świadectwo kijowskiej rodziny.

– W ubiegłym roku rodzina ta przyjechała do nas, prosząc – za wstawiennictwem bł. Matki Marceliny – o dar potomstwa. Zadzwonili do nas w trzeci dzień wojny, że w schronie urodziła im się córeczka. Takie cuda także dzieją się w trudnym czasie – zwróciła uwagę gość „Aktualności dnia”.

radiomaryja.pl

drukuj