PO chce przykryć aferę

Ze Zbigniewem Wassermannem, członkiem sejmowej komisji śledczej
ds.
wyjaśnienia afery hazardowej, rozmawia Mariusz Bober

Jakie wnioski nasuwają się Panu po dotychczasowych pracach sejmowej
komisji śledczej ds. wyjaśnienia afery hazardowej?

– W aferze
hazardowej ważne są trzy sprawy. Po pierwsze, pewne osoby z branży hazardowej
chciały za wszelką cenę nie dopuścić do obłożenia hazardu tzw. dopłatami. Do
tego celu wykorzystywały swoje znajomości wśród polityków rządzącej Platformy
Obywatelskiej. Oni mieli sprawić, by w ustawie dopłat nie było. Zyskaliby
hazardowi biznesmeni, a straciło społeczeństwo, bo pieniądze z dopłat miały
pójść między innymi na budowę obiektów sportowych. I osiągnęli to. 30 czerwca
2009 roku minister Drzewiecki pismem do Ministerstwa Finansów zrezygnował z
dopłat. Z pisma tego nieudolnie wycofał się dopiero 2 września 2009 roku. Doszło
do tego dopiero po spotkaniu Drzewieckiego u premiera w dniu 19 sierpnia. Gdyby
nie interwencja Mariusza Kamińskiego, ustawa miałaby inny kształt. Na spotkaniu
u premiera 14 sierpnia szef CBA poinformował go o nielegalnym wpływaniu na
proces legislacyjny. Druga sprawa to takie ustawienie władz Totalizatora
Sportowego, aby móc wpływać na jego strategię i kontrolować jego poczynania
biznesowe. Tu mózgami operacji prawdopodobnie są panowie Jan Kosek (właściciel
sieci kasyn) i Sławomir Sykucki (były prezes TS). Obecność wśród członków
zarządu TS córki pana Sobiesiaka to jeden z elementów większej gry. A
Totalizator to znacząca część rynku. Ponadto w 2011 r. wygasa umowa z firmą
G-Tech na obsługę Totalizatora. Pojawia się wówczas perspektywa podpisywania
nowej długoletniej umowy. Kontrakt warty miliardy złotych. A jeden z tych
biznesmenów powiązany jest z austriacką firmą Novomatic, konkurentem
amerykańskiej firmy G-Tech. Te dwie sprawy to dwie pieczenie na jednym ogniu.
Nie ma dopłat – branża hazardowa się cieszy. Kontrolowany Totalizator – to
firma, która nie prowadzi zbyt agresywnej polityki wobec konkurencji albo
prowadzi ją tak, by prywatny biznes hazardowy triumfował, a i tak obecnie
posiada ok. 80 proc. rynku. Na końcu afery hazardowej jest przeciek o tajnej
akcji CBA do osób, których działalność biuro operacyjnie rozpracowywało.

Komisja zbada też nowe wątki pojawiające się w tej sprawie –
zamieszanie polityków PO w załatwianie korzystnych dla biznesu Sobiesiaka
rozstrzygnięć np. w Karpaczu…?

– W tle tych trzech najważniejszych
spraw jest załatwianie przez polityków PO i wysokich urzędników państwowych
(Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki, S. Sykucki, M. Rosół), różnych
biznesów panów: Koska i Sobiesiaka: wyciągu narciarskiego, wycinki lasu, salonu
gier. Interesujący jest też wątek czorsztyński [zamieszanie lokalnego działacza
PO w możliwe ustawianie przetargu na dzierżawę terenów i wyciągu narciarskiego
wokół zamku czorsztyńskiego, by wygrał go Sobiesiak – przyp. red.], do którego
nie mieliśmy dostępu. Dziś coraz pewniejsze jest, że w tej sprawie prawdy nie
mówił ani Chlebowski, ani Drzewiecki. Wszystko to powinna zbadać prokuratura pod
kątem: czy nie doszło do naruszenia prawa. Liczne relacje prasowe, a także
dokumenty, które posiada komisja, wskazują, że tak. Działania tych ludzi miały
charakter nieformalny i można powiedzieć, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że
były niezgodne z prawem. Świadczą o tym decyzje prokuratury o wszczęciu dwóch
śledztw (w sprawie afery hazardowej oraz przecieku informacji o akcji CBA do
osób podsłuchiwanych). Na tej podstawie można stawiać pytania o cele działania
tych grup.

Czy można już powiedzieć, że wątek przecieku jest
wyjaśniony?
– To była sprawa bardzo ważna. Dzięki pracom komisji
udało się uprawdopodobnić wersję, że do przecieku doszło 19 sierpnia na
spotkaniu premiera Donalda Tuska z ministrem Drzewieckim, w którym z
niezrozumiałych powodów uczestniczył także Grzegorz Schetyna. Ta sprawa ma swój
dalszy ciąg w zachowaniu Magdaleny Sobiesiak, a konkretnie jej odstąpieniu od
udziału w konkursie na stanowisko członka zarządu TS. Po tym spotkaniu osoby te
zaczęły zachowywać się tak, jakby dostały sygnał, że są śledzone przez służby
specjalne. To jest właśnie afera hazardowa w pełnym wymiarze.

Zatem to premier Tusk pierwszy ostrzegł uczestników
afery?

– Wersja, którą przedstawił Mariusz Kamiński, wydaje się
najbardziej wiarygodna. Myślę, że ma silne umocowanie w materiałach, które są
jeszcze niekompletne i bardzo trudne do wykorzystania podczas przesłuchań,
ponieważ część z nich objęta jest tajemnicą śledztwa. Zestawienie billingów nie
jest wciąż opracowane analitycznie, czego od wielu tygodni się domagamy. Jeśli
jednak te dokumenty zostaną uzupełnione, ich wykorzystanie będzie możliwe, i
jeśli także nasza komisja przestanie szaleć oraz zostaną powtórzone niektóre
przesłuchania, wówczas ta wersja stanie się najpewniejsza.

Mówiąc o tym, że jeśli komisja przestanie szaleć, miał Pan na myśli
utrudnienia czynione, jak Pan często zwracał uwagę, przez szefa Mirosława
Sekułę?
– Chodzi o cały zestaw zachowań przewodniczącego. Przypomnę,
że straciliśmy [wraz z usuniętą również z komisji Beatą Kempą – przyp. red.] w
porównaniu z innymi członkami komisji grubo ponad miesiąc, gdy po prostu
wyrzucono nas z komisji. Przez ten okres nie tylko napływały do komisji
dokumenty, ale odbywały się też ważne spotkania, np. z nowym szefem CBA Pawłem
Wojtunikiem. Ale nawet po przywróceniu nas do składu komisji przez 10 dni nie
dopuszczano jeszcze naszych asystentów do przekazanych do niej dokumentów
przechowywanych w sekretariacie. Skandalem było także to, że przewodniczący
Sekuła tak długo zwlekał ze spotkaniem z prokuratorami prowadzącymi śledztwa w
sprawie afery hazardowej. Dopiero gdy zagroziłem, że skieruję zawiadomienie o
podejrzeniu popełnienia przez niego przestępstwa, polegającego na przekraczaniu
uprawnień i niedopełnianiu obowiązków przez funkcjonariusza publicznego, już
dzień po spotkaniu z prokuratorami dostaliśmy potrzebne materiały. Chodziło o
kserokopie akt ze śledztwa w sprawie przecieków oraz akta afery hazardowej.
Oznacza to, że mogliśmy mieć je o wiele wcześniej. Właśnie podczas tamtego
przesłuchania prokurator wytłumaczył przewodniczącemu to, co wcześniej
bezskutecznie usiłowałem mu wyjaśnić, że stenogramy są jawne, choć dołączone do
ściśle tajnego (nie wiadomo z jakiego powodu) pisma prokuratury. W ten sposób
zablokowano członkom komisji wykorzystanie tych materiałów podczas przesłuchań.
Bo przecież nikt nie jest w stanie zapamiętać informacji z 400 stron akt
przeczytanych w tajnej kancelarii, których nie można kopiować ani nawet robić z
nich notatek!

Użyte przez Pana słowo „szaleńcze” jest adekwatne także do tempa prac
komisji…
– To prawda. Ale uważam, że jest to zamierzone działanie
przewodniczącego Sekuły, obliczone na to, by uniemożliwić członkom komisji
normalną pracę. Bo czy ktoś przy zdrowych zmysłach planuje przesłuchania dwóch
bardzo ważnych świadków w ten sposób, że najpierw przesłuchuje się przez
kilkanaście godzin Sobiesiaka, a potem – po godz. 22.00, przez półtorej godziny
Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera? Ten ostatni miał wiele do
wytłumaczenia, np. to, dlaczego świadkowie stający przed komisją (Z. Chlebowski,
M. Drzewiecki, Adam Szejnfeld) mieli dostęp do dokumentów, których nam nie
udostępniono. Nie został jednak o to zapytany, bo nie zdążyliśmy. Codzienne
przesłuchania w takim trybie powodują, że nie mamy szans rzetelnie przygotować
się do kolejnych przesłuchań.

Kiedy w takim razie komisja miałaby realne szanse zakończyć prace, by
rzeczywiście wyjaśnić aferę, a nie ją rozmyć?

– Nie chodzi tylko o
proste przedłużenie prac komisji. Musimy powtórzyć niektóre przesłuchania,
dotrzeć do wszystkich stenogramów i zapisów rozmów, z których wiele jeszcze w
ogóle nie odsłuchano. Należy też sprawdzić, dlaczego prokuratura przestała
przesyłać nam od miesiąca jakiekolwiek materiały. To pomogłoby nam wyjaśnić,
dlaczego ta sama grupa osób, która „skoczyła” na ustawę oraz TS i załatwiała
administracyjne sprawy dla prywatnych właścicieli, pojawia się w Karpaczu, być
może Czorsztynie itd.? Będziemy zabiegali, by wprowadzić kolejną poprawkę do
uchwały o komisji śledczej, która pozwoliłaby także na zbadanie tych powiązanych
z aferą hazardową spraw.

Dlaczego do tej pory nie odsłuchano jeszcze wszystkich nagrań z
podsłuchów? To już chyba problem CBA?

– Dziwne rzeczy dzieją się w
Centralnym Biurze Antykorupcyjnym pod nowym kierownictwem. Do historii
kryminalistyki przejdzie rewizja, jaką CBA pod rządami Pawła Wojtunika
przeprowadziło w mieszkaniu Marcina Rosoła, uprzedzając go o niej wcześniej… Z
drugiej strony skierowano zbyt mało ludzi do opracowywania potrzebnych
materiałów. To może być interpretowane jako celowe działanie.

Może cały pośpiech wynika po prostu z presji tegorocznego maratonu
wyborczego…
– To tylko pretekst. Można było od razu założyć
zakończenie prac komisji np. na przełom kwietnia i maja. Wówczas moglibyśmy
rzetelnie przygotować się do prowadzenia prac komisji, zgromadzić materiał i
zaprosić ekspertów, z których pomocy ta komisja nie korzysta (jedynym ekspertem
„znającym się” na wszystkim jest Mirosław Sekuła).

Za to członkowie PO w komisji wykazują wiele zaangażowania, by
wytropić przykłady ingerencji w prace nad ustawą hazardową w okresie rządów PiS
i SLD…

– Nie ukrywam, że jeśli mamy do wyjaśnienia aferę, która ma
charakter kryminalny, wolę wyjaśnić ją, niż wracać do 2003 r. w sytuacji, gdy
dostęp do materiałów z tamtego okresu jest utrudniony. PO od początku starała
się przykryć aferę różnymi manipulacjami. Po przesłuchaniu Przemysława
Gosiewskiego, prezesa Jarosława Kaczyńskiego czy Grzegorza Maja [prawnik
pracujący w TS od 2006-2007 r. – przyp. red.] widać, że nie było żadnych
manipulacji przy pracach nad ustawą hazardową w okresie rządów PiS. Mimo to
manipulacje PO nadal trwają. Mamy do czynienia co najmniej z przetrąceniem
kręgosłupa, jeśli nie całkowitym uśmierceniem instytucji sejmowych komisji
śledczych. A przecież w demokratycznym państwie ich celem jest ujawnianie prawdy
i kontrola działalności władz, także prokuratur, które często w konfrontacji np.
z rządem tracą pęd do wyjaśniania niejasnych sytuacji. Przykładem tego, że mają
się czego obawiać, jest los Mariusza Kamińskiego. To jest najwyższa cena, jaką
płaci demokracja w Polsce. Do tego upadku znaczenia komisji śledczej
przyczyniają się właśnie rządy PO. Nie mam wątpliwości, że przewodniczący Sekuła
to jeden z najgorszych przewodniczących w historii polskich komisji śledczych,
który zrobił wszystko, żeby niczego nie wyjaśniono.

Kiedy będzie wniosek o jego odwołanie?
– Już niedługo,
ale dokładnej daty nie będę jeszcze podawał.

Jak wyobraża Pan sobie sporządzenie raportu końcowego z prac komisji,
na którego powstanie największy wpływ ma właśnie przewodniczący?

To będzie trudna sprawa, bo wydaje się pewne, że Platforma zrobi wszystko, by
wmówić ludziom, że żadnej afery nie było, że przecieku nie było, i tak naprawdę
to Schetyna, Drzewiecki, Chlebowski nie znają Ryszarda Sobiesiaka, co najwyżej
spotykali go na turniejach golfowych. Ale oczekiwania tej partii mogą rozminąć
się z ocenami społeczeństwa.

Przeforsowana w ekspresowym tempie ustawa, która według rządu
prowadzi do ograniczenia hazardu jedynie do kasyn, położy według Pana kres
powiązaniom tego biznesu ze światem polityki?
– Z zakrawającego na
farsę przesłuchania Ryszarda Sobiesiaka wynikało właściwie jedno – że specjalnie
nie przejmuje się on tymi zmianami. Tak zwana delegalizacja hazardu wcale nie
ukróci interesów tych ludzi. Ograniczy natomiast monopol państwowy. Po
przesłuchaniach osób związanych z aferą hazardową mój niepokój budzi również to,
że były one zaskoczone tak słabą kontrolą ze strony Urzędu Celnego, co wskazuje
na fikcyjność tej kontroli. Głęboko musi niepokoić także bardzo lekceważący
stosunek Sobiesiaka do prawa, urzędników państwowych, dziennikarzy. Można
odnieść wrażenie, że tacy ludzie uważają, iż wystarczy mieć duże pieniądze, by
odnosić się z pogardą do własnego państwa i jego porządku prawnego. To pokazuje,
jak słabe są struktury państwowe, że nie są one w stanie traktować obywateli
równo wobec prawa i że dopuszczają do tego, iż grupy interesów piszą teksty
ustaw korzystne dla siebie. Przejmują kontrolę nad rynkiem hazardowym, kosztem
monopolu państwowego, a wysocy funkcjonariusze są do usług tych biznesmenów.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl