fot. freepik.com

Ekologizm – nowa religia w miejsce chrześcijaństwa  

Ekologizm jest owocem „postmodernistycznej” rewolucji, która uznaje porażkę nowoczesności w ujęciu marksistowskim i po „recyklingu” poddaje ją w nowej formie. Niewątpliwie stoją za tym interesy gospodarcze – jak widać z próby narzucenia nowych form żywienia i dostaw energii. W wyniku transformacji ekologicznej ludzie mogą stracić wszystko i trzeba sprawić, aby to zrozumieli – akcentuje Guido Vignelli, naukowiec, współpracownik Obserwatorium Nauki Społecznej Kościoła im. Kard. Van Thuân’a w Weronie oraz współpracownik dziennika „La Verità”, w wywiadzie przeprowadzonym przez włoską dziennikarkę Martinę Pastorelli.  

Niegdyś istniała ekologia, troszcząca się o środowisko naturalne jako dom (oikos po grecku oznacza „dom”) ludzkich istot, w którym żyją w uporządkowanej i zrównoważonej relacji z otoczeniem. Dziś już jej nie ma: została zastąpiona przez ekologizm, ideologię, która nie ma na celu ochrony przyrody przed nadużyciami człowieka, ale dąży do społecznego przewrotu w celu ustanowienia rzekomo pierwotnego, oryginalnego świata, w którym człowiek nie jest już „panem” natury, lecz powraca do bycia jego sługą.

Ekologizm, w imię którego obecnie znosimy codzienne trudności, to nic innego jak przedstawienie na nowo nieudanego – ale wiecznie trwającego – projektu rewolucyjnego, który wcześniejsze ubóstwianie człowieka zastępuje nowym ubóstwianiem natury. Przedstawiając się jako nowa świecka religia, oddziałuje poprzez fałszywych kaznodziejów (takich jak wszechobecni tele-klimatolodzy), przez proroków zagłady (à la Greta), męczenników (takich jak „ofiary” ruchu „Nowe Pokolenie”), a nawet inkwizytorów (jak politycy i intelektualiści mówiący o zbrodni negacji klimatycznej).

Jest dzieckiem progresywizmu, choć w gruncie rzeczy przygotowuje ludzkość na regres: tam, gdzie chrześcijaństwo nauczyło człowieka nie lękać się natury, lecz szanować Boga, dziś jest wpajany lęk wobec natury i brak szacunku dla Boga.

Najnowsza książka Guido Vignellego, katolickiego uczonego i eseisty pt. „Od Boga do Bio” (włoski tytuł „Da Dio al Bio”), która demaskuje „inną historię” stojącą za ambientalistycznym projektem, wyjaśniając jego cechy i ryzyko, analizuje ten sposób rozumowania. Podaje przejrzystą analizę, potwierdzaną przez aktualne wydarzenia. Poniżej rozmowa z autorem książki.

Martina Pastorelli: Po kryzysach sanitarnym i wojennym (chociaż nadal trwającymi) mamy do czynienia z „kryzysem klimatycznym”, który -chronologicznie patrząc – jest „matką wszystkich katastrof”: kiedy powstał, dlaczego i jak doszliśmy do obecnej religii ekologicznej, której towarzyszy humanizm środowiskowy i zwierzęcy?

Guido Vignellim: Ekologizm narodził się w 1800 r., ale odrodził się wraz z kryzysem klasycznej lewicy, pochodzenia sowieckiego. W 1968 r. rozwinął się jako heretycki odłam marksizmu lub też jako jego odłam anarchistyczny. To on później dotarł do nas. Jako pierwsi o nowej rewolucji ekologicznej mówili rozczarowani marksizmem lewicowi autorzy, tacy jak André Gorz czy naukowcy o politycznych skłonnościach, jak Gregory Bateson, nauczyciel biolog Lynn Margulis, która jako pierwsza mówiła o „hipotezie Gai”, rozwiniętej potem przez Jamesa Lovelock’a. Ekologizm jest owocem „postmodernistycznej” rewolucji, która uznaje porażkę nowoczesności w ujęciu marksistowskim i po „recyklingu” poddaje ją w nowej formie. Niewątpliwie stoją za tym interesy gospodarcze – jak widać z próby narzucenia nowych form żywienia i dostaw energii – ale korzenie tego zjawiska są ideologiczne: czymś wcześniejszym od eko-ekonomii i transformacji ekologicznej, jest „eko-zofia”, czyli nowa, sztucznie religijna mądrość ekologiczna, która postrzega naturę nie jako czynnik materialny, ale jako swego rodzaju bożka. Niektórzy uczeni mówią o bogini matce wszystkich żywych istot, którą nazywają „Gaia” lub „Gea” i która żyje w bogu Oikos. Oczywiste są wątki tych koncepcji coraz mocniej odwołujących się do mitologii. Wielki Lucien Febvre przewidział ten rozwój ideologii lewicy w kierunku mitologii: od nauki ekonomiczno–społecznej po ideologię mitologiczną, w celu stworzenie nowej wiary, obejmującej wszystkie istoty żyjące: ludzi, zwierzęta, rośliny.

Czy oznacza to odłożenie na bok chrześcijaństwa i jego wizji człowieka w świecie?

Auguste Comte zwykł powtarzać, że „jeżeli coś ma zostać stłumione, musi to zostać zastąpione” i twierdził, że aby skutecznie wyprzeć chrześcijaństwo, należy je zastąpić alternatywną religią, zdolną zaspokoić społeczną potrzebę wiary – choć w tym przypadku mówiłbym raczej o potrzebie bożka. Tak właśnie jest z poprawnością ekologiczną, będącą odmianą poprawności politycznej. Jej propagandyści, atakujący wczoraj chrześcijańską koncepcję stworzenia, za to, że uniemożliwiała ich zdaniem eksploatację przyrody, dziś oskarżają tę samą koncepcję za stawianie w centrum człowieka, co miałoby usprawiedliwiać sposób niszczenie stworzenia. Ci sami ludzie przeszli od jednego oskarżenia do przeciwnego mu, równie fałszywego, gdyż chrześcijański antropocentryzm zakłada obowiązki ochrony i ulepszania stworzenia. Ale wszystko jest dobre, jeśli pozwala to na atakowanie religii chrześcijańskiej.

Ta niespójność powraca w różnych tematach. „Eksperci” od klimatu mówią coś, aby zaraz temu zaprzeczyć: od niebezpieczeństwa zlodowacenia w ciągu kilku lat przeszliśmy do niebezpieczeństwa pustynnienia. Czy jest to pogrzeb nauki?

To duży problem: o zasłużonej kompromitacji środowisk intelektualnych, politycznych, a nawet medycznych, jaka nastąpiła po okresie COVID-u, nauka i technologia nie cieszą się już u ludzi autorytetem. Ma to też i pozytywną stronę: to, że takie podejście odbiera ową mityczną otoczkę ekspertom i technokracji, którzy ostatnio próbowali zastąpić wspomniane grupy. Jest to zjawisko o dwojakim znaczeniu: może rozwiać pewne fałszywe mity, dając jednocześnie nadzieję na odzyskanie prawd i wartości, które mogą nas ocalić.

Jakie są polityczne konsekwencje ekologii?

Ekologizm nie jest już zjawiskiem garstki idealistów, zrażonych do ludzkości i fantazjujących, jak za czasów hipisów. Od pewnego czasu posiada on bardzo precyzyjny projekt polityczny, społeczny i gospodarczy, z elementami przymusu – takimi jak Światowy Fundusz na rzecz Przyrody (WWF) – których celem jest szerzenie ekologizmu w kulturze. Włączone są w to nurty ekstremistyczne, promujące stopniowe zanikanie gatunku ludzkiego, postrzeganego jako nowotwór względem natury, obwinianego o wywołanie u naszej planety gorączki, przejawiającej się we wzroście temperatur. Bazą dla tego podejścia jest wizja społeczeństwa opartego na etyce ekologicznej, realizowana przez ruchy wspierane przez duże organizacje międzynarodowe – ONZ i jej satelity: UNESCO, FAO, WHO – oraz przez wiele rządów, m.in. kanadyjski i niemiecki. Dość powiedzieć, że samo UNESCO – będące dziś wielkim propagandystą Organizacji Narodów Zjednoczonych w wymiarze kultury – zostało założone po II wojnie światowej przez grupę osób, która mówiła już wtedy o ekologii i transhumanizmie. Propaganda ta wyraża się w organizacji szeregu konferencji międzynarodowych, z których najsłynniejsza odbyła się w 2000 roku w Rio de Janeiro, na której ogłosiła „Kartę Ziemi”, czyli deklarację zasad etycznych, zastępującą starą Kartę Praw Człowieka, a obejmującą również gatunki zwierząt i roślin.

Krótko mówiąc: jest to egalitarna rewolucja?

Oczywiście, wspomagana przez walkę z tzw. „szowinizmem gatunkowym”, czyli koncepcją, że człowiek mógłby domagać się przywilejów względem innych żyjących gatunków, co byłoby przejawem dyskryminacji i rasizmu. Równość wszystkich gatunków oznacza również występowanie konfliktów między nimi. I rzeczywiście widzimy szereg środków, które penalizują człowieka i często stawiają go na ostatnim miejscu: nie jest on już panem i „władcą” natury, ale jej sługą i sługą wszystkich żyjących gatunków. W tym kierunku idą projekty „ekologicznych miast”, w których człowiek jest zintegrowany z naturą, a nie odwrotnie (…).

Jest to propozycja, którą w tajemniczy sposób ludzie wydają się akceptować, pomimo roztaczanej obietnicy „szczęśliwej nędzy”. Jak to możliwe?

Obecna dominacja poprawności ekologicznej ukazuje władzę ideologii nad ludźmi, a ideologia ekologiczna ma tę cechę, że jest bardzo uwodzicielska i funkcjonuje jako „rozwiązanie” dla porażki ideologii postępu: to, co wczoraj było osiągnięciem, dziś musi stać się wyrzeczeniem. To odwrócenie znaczeń jest ukazywane jako godne podjęcia w imię większego dobra: zdrowia planety i przetrwania przyszłych pokoleń. To także jest ideologia, ale wywiera wpływ na zwykłego człowieka, który w obliczu obietnic, nawet jeśli przeczą im fakty, jak również wobec utraty osiągnięć o charakterze ekonomiczno-politycznym uważa, że musi podjąć ten nowy styl życia. Ta ideologia uwodzi tych, którzy czują przesyt konsumpcjonizmem i wywiera presję na młodych ludzi, ale jednocześnie jest bardzo niepokojąca: słynne motto z Światowego Forum Ekonomicznego: „nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”, oznacza w rzeczywistości „nie będziesz miał nic i będziesz nikim”. Krótko mówiąc, w wyniku transformacji ekologicznej ludzie mogą stracić wszystko i trzeba sprawić, aby to zrozumieli.

 

vanthuanobservatory.com, tłum. o. Witold Hetnar CSsR

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl