Z orędzia wiało nudą

Z Tomaszem Telukiem, politologiem, założycielem Instytutu Globalizacji,
rozmawia Paulina Jarosińska

Jak Pan ocenia orędzie Bronisława Komorowskiego?
– Orędzie było bardzo ogólnikowe, mało wyraziste i przez to mało interesujące.
Wydaje mi się, że Bronisław Komorowski stracił szansę, żeby przedstawić swój
program, a przez to nie pokazał, czym będzie się różnił od swoich poprzedników,
i to nie tylko od śp. Lecha Kaczyńskiego, ale również od Aleksandra
Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy. Porównując to przemówienie do wystąpień
inaugurujących sprawowanie najwyższego urzędu przez prezydentów amerykańskich,
trzeba podkreślić, że w Ameryce mamy do czynienia z bardzo konkretnymi
orędziami, które pokazują, jak będzie wyglądała polityka i styl rządów.
Natomiast w przypadku Komorowskiego brak konkretów bardzo rzucał się w oczy.

W przemówieniu powtarzały się słowa typu "jedność", "współpraca" oraz
czasowniki w pierwszej osobie liczby mnogiej.

– Było to po prostu powtórzenie haseł z kampanii wyborczej. To, co mnie
najbardziej uderzyło, to szereg wątków ze sobą sprzecznych, tzn. powtarzanie
życzeń, które nie mają odbicia w rzeczywistości, m.in. twierdzenie, że państwo
sprostało sytuacji po katastrofie smoleńskiej. Mówienie czegoś takiego jest
świadectwem kompletnego oderwania od rzeczywistości, ponieważ jeśli nawet już
prokuratura narzeka na jakość współpracy w tej sprawie ze stroną rosyjską i
lewicowe gazety widzą, że coś jest nie tak w śledztwie, to takie deklaracje
pokazują brak świadomości. Kolejna sprawa to przejęzyczenia Komorowskiego, do
których co prawda mogliśmy się już przyzwyczaić. Mówił o Trójkącie Weimarskim, a
chodziło mu chyba o Grupę Wyszehradzką, bo również nietrzymaniem się
rzeczywistości byłoby twierdzenie, że Polska jest mocarstwem na skalę Francji i
Niemiec. Sprzecznym komunikatem było też zapewnienie, że będzie się starał o to,
by każdy żołnierz w Afganistanie wiedział, jaki jest cel tej misji, tak jakby
Polska miała ją kontynuować, a przypomnijmy, że w kampanii wyborczej powtarzał,
że misję trzeba zakończyć.

O konieczności wyjaśnienia tragedii smoleńskiej nie było słowa, ale słychać
było silny akcent rosyjski…

– Bronisław Komorowski wyraźnie chce jak najszybciej zakończyć okres żałoby,
mało tego – chce najwyraźniej zamknąć ten rozdział. Tego się jednak nie da
uczynić, ponieważ okres od katastrofy jest zbyt krótki i ranga wydarzenia zbyt
ważna, by móc to w jakimś stopniu uciszać. Przede wszystkim jest to rozdział
cały czas otwarty, do którego zamknięcia jeszcze wiele trzeba, zarówno ze strony
formalnej, jak i społecznej. Być może Bronisław Komorowski chciałby o tym jak
najszybciej zapomnieć, a przecież gdyby nie ta tragedia, to nie byłby teraz
prezydentem. Być może stąd jego niechęć do krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego.
Być może za każdym razem, gdy pojawiał się w Pałacu, ten krzyż przypominał mu,
dlaczego pełni najwyższy urząd w państwie.

O czym świadczą, według Pana, słowa: "Nikt nie czyha na naszą wolność"? Do
kogo zwracał się Komorowski?

– Te słowa są ewidentnym odwróceniem uwagi od stanu faktycznego. Tak jak w
kwestii podwyżki podatków, tak samo i tutaj mamy do czynienia z próbą
przeinaczenia faktów. Teraz tak naprawdę największe zagrożenie jest ze strony
państwa, które sięga do kieszeni obywateli i zagraża naszej wolności również
przez taką właśnie komunikację ze społeczeństwem. Niezwykle niepokojące jest to,
że ugrupowanie, które przejęło pełnię władzy w Polsce, ma tak duży problem z
przekazywaniem prawdziwych informacji na temat stanu państwa. Styl, w jakim
Platforma komunikuje reformy, jest cyniczny i ma na celu robienie z obywateli
idiotów, a Komorowski najwidoczniej też chce w ten sposób zwracać się do
Polaków.

Jak ocenia Pan kolejność zapowiedzianych na najbliższy czas wizyt, czyli
Bruksela, Paryż i Berlin?

– To jest znamienne, gdzie Komorowski chce szukać głównych punktów styczności.
Kontynuuje on politykę Platformy poprzez ukłon w stronę Brukseli zapoczątkowany
w reformie podatków. Bruksela chce zlikwidować konkurencję podatkową, dlatego ta
podwyżka podatków jest właśnie takim ukłonem. Jest to wybór, który wpisuje się w
politykę partii rządzącej.

Jak określiłby Pan retorykę tego orędzia?
– Bronisław Komorowski ma swój styl, z którego wieje nudą, ogólnikowością i
trudno go porównywać nawet do Aleksandra Kwaśniewskiego czy Donalda Tuska,
którzy są bardziej wyraziści. Nie jest to silna osobowość, a to orędzie nie było
niczym nowym; wręcz przeciwnie – powielało styl marszałka Komorowskiego, który
dobrze znamy.

Komorowski starał się mówić, w opozycji do patriotyzmu reprezentowanego przez
swojego poprzednika, o "patriotyzmie codziennego trudu". Może to świadczyć o
braku woli kontynuacji polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego.

– Myślę, że możemy w ogóle zapomnieć o kontynuowaniu polityki historycznej
według Lecha Kaczyńskiego. Wątki patriotyczne będą ustępowały na rzecz wątków
centrystycznych, proeuropejskich, co zresztą dało się odczuć w tym orędziu.
Trudno zrozumieć tak naprawdę, co to jest w ogóle patriotyzm dnia codziennego.
To jest zbyt ogólne pojęcie, żeby móc wysnuć z niego, o co chodziło
Komorowskiemu.

Po pełnieniu przez Komorowskiego obowiązków prezydenta, po kampanii
wyborczej, po tym przemówieniu, czy – według Pana – można prognozować, jak może
wyglądać ta prezydentura?

– Moim zdaniem, będzie to prezydentura nijaka, nieokreślona, niedoprecyzowana, a
przez to słaba. Sytuacja z krzyżem pokazuje stopień indolencji i braku
zdecydowania Komorowskiego. Sprawę upamiętnienia tragedii można było załatwić
bardzo szybko. Teraz możemy spodziewać się zagubienia społeczeństwa, ponieważ
skumuluje się kiepska komunikacja z obywatelami. Komorowski wykazuje bardzo dużo
sprzeczności, choćby jego deklaracja o refundowaniu in vitro, która jest
sprzeczna z nauką Kościoła katolickiego, a przecież sam Komorowski deklaruje się
jako katolik. To będzie słaba prezydentura, pełna niedomówień, niezdecydowania.
Może się okazać, że wielu wyborców Komorowskiego się rozczaruje.

Na koniec: czy dziwi Pana brak na zaprzysiężeniu Jarosława Kaczyńskiego?
– Z jednej strony może to dziwić, bo brał on udział w kampanii wyborczej i był
kontrkandydatem Komorowskiego, ale z drugiej strony należy starać się zrozumieć
osobistą sytuację Jarosława Kaczyńskiego. Ta tragedia dotknęła go niezwykle
osobiście i z racji głębokich przeżyć może nie był po prostu w stanie zjawić się
na zaprzysiężeniu. W pewnym sensie tłumaczy go trudna sytuacja osobista.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl