Wolałabym więcej Chopina, mniej Europy

Słuchając muzyki Fryderyka Chopina podczas zakończonego parę dni temu
festiwalu "Chopin i jego Europa", zastanawiałam się, czy któryś z pianistów
grających na historycznym fortepianie (bo prócz współczesnego Steinwaya
niektórzy grali na starym fortepianie Erarda czy Pleyela) w jakiejś mierze ma
możliwość oddać choć namiastkę stylu grania samego Chopina. Robert Schumann,
zafascynowany muzyką naszego kompozytora, napisał kiedyś, że Chopin gra tak, jak
komponuje, to znaczy w jedyny sposób. Jak należy rozumieć ów jedyny sposób?
Trzeba by chyba zagłębić się w poszukiwaniu wiedzy na temat osobowości,
temperamentu, życia emocjonalnego i duchowości artysty, żeby mieć choć
minimalnie przybliżony obraz koncertującego Chopina i w wyobraźni "usłyszeć" pod
jego palcami mazurki, polonezy, nokturny, koncerty, preludia…

Tegoroczny, szósty już, festiwal miał charakter wyjątkowy. I trudno się dziwić,
wszak odbywał się w Roku Chopina. Dzięki dwusetnej rocznicy urodzin kompozytora
już pierwsze miesiące roku 2010 przyniosły sporo koncertów. Całość obchodów
można ująć w pewnego rodzaju triadę: koncerty urodzinowe (od 22 lutego do 1
marca br.), następnie trwający przez cały sierpień festiwal "Chopin i jego
Europa" oraz czekający nas jesienią Konkurs Chopinowski. Ponadto w połowie
czerwca odbyły się "Szalone dni", czyli trzy dni koncertów, zróżnicowanych pod
względem estetyki, rodzaju, a także poziomu wykonawczego.
Ale najbardziej bogatą propozycją artystyczną był festiwal "Chopin i jego
Europa", w ramach którego zjechało do Warszawy wielu wspaniałych muzyków.
Oczywiście, nie zabrakło też kilku przykładów tzw. średniactwa wykonawczego, na
przykład rozczarował mnie bardzo fiński pianista Olli Mustonen grający mój
ulubiony utwór Chopina – Koncert fortepianowy e-moll, tak beznadziejnie, że
przykro było słuchać.

Czasem daleko od Chopina
W programie festiwalu znalazły się też przedsięwzięcia różnorodne stylistycznie,
jak na przykład – obok nurtu głównego – koncerty jazzowe. Niektóre świetne, tyle
że z Chopinem niewiele miały wspólnego, jak choćby występ w Sali Kongresowej
bardzo utalentowanego Bobby’ego McFerrina z grupą NDR Big Band. Kiedy Ferrin
zaprosił do wspólnego śpiewania Annę Marię Jopek, zrobiło się bardziej swojsko,
a gdy w dalszej kolejności wywołał na scenę Urszulę Dudziak i dali wspólnie
krótki koncert w podobnym dla siebie stylu, stworzyła się jeszcze
fantastyczniejsza atmosfera integrująca scenę z widownią, tylko że coraz
bardziej oddalał się Chopin. Bardzo piękny był też koncert muzyki i tańca
flamenco zagrany przez mistrza tego gatunku, Paco Pe?a z zespołem. Ta poszerzona
formuła festiwalu miała zaspokoić szersze grono odbiorców aniżeli tylko stałą
publiczność filharmoniczną. Właśnie na tych koncertach określanych jako "Wokół
Chopina" gromadziło się sporo młodzieży, która pewnie do filharmonii zagląda
rzadko albo wcale.
Wielu ciekawych, znakomitych artystów, wiele różnych interpretacji Chopina i
muzyki innych kompozytorów, żeby wymienić tylko pianistki i pianistów: Marię
Joao Pires, Christiana Zachariasa, Nelsona Freire, Ewę Pobłocką w świetnym
duecie z Dang Thai Sonem, Andreasa Staiera i innych, w ciągu całego sierpnia
zagrało kilometry znakomitej muzyki: Jana Brahmsa, Franciszka Schuberta, Roberta
Schumanna, Carla Marii von Webera, Feliksa Mendelssohna, Gustawa Mahlera,
Franciszka Liszta, Vincenzo Belliniego, Józefa Haydna. Była też oczywiście
muzyka Chopina i innych polskich kompozytorów: Karola Kurpińskiego, Feliksa
Janiewicza, Ignacego Paderewskiego, Franciszka Lessela, Mikołaja Góreckiego,
Krzysztofa Pendereckiego. Oczywiście pojawiły się również potknięcia.

Argerich i Maisky – wciąż najlepsi
Ale największym wydarzeniem festiwalu były koncerty Marthy Argerich i Mischy
Maisky’ego. Pierwszego wieczoru zagrali oddzielnie, Marta Argerich wykonała
Koncert fortepianowy e-moll Chopina (chciałoby się słuchać i słuchać), a po
przerwie Mischa Maisky zaprezentował Koncert wiolonczelowy a-moll Roberta
Schumana. Pod palcami Maisky’ego dźwięk wiolonczeli wybrzmiewał głęboko,
dramatycznie i bardzo pięknie. Nawet drobne potknięcie (do którego przyczynił
się też Jacek Kaspszyk, dyrygujący Sinfonią Varsovią raz za szybko, raz za wolno
w stosunku do solistów), świadczące o temperamencie artysty, dodało charakteru
tej interpretacji. Warto zauważyć, że Mischa Maisky gra na dość nietypowym
instrumencie, na osiemnastowiecznej wiolonczeli, którą otrzymał w podarunku od
jakiegoś anonimowego darczyńcy, miłośnika muzyki widzącego w Maiskym godnego
artystę, by grać na tak wspaniałym i zabytkowym instrumencie. Następnego dnia
artyści ci zagrali w duecie podczas nocnego koncertu w Filharmonii. Do
przewidzenia było, że publiczność, mimo tak późnej pory, nie pozwoli im odejść
bez kilku bisów. Takich koncertów się nie zapomina.

Pszenicznowłosy Jaś
Ale nie zapomina się też takich wykonań, które z jakichś powodów wywołują
wzruszenie odbiorcy. To bardzo przyjemne uczucie. Mnie wzruszył koncert, w
którym zagrał Jan Lisiecki. Ten młodziutki, zaledwie 15-letni polski pianista
mieszkający w Kanadzie, już po raz kolejny gościł na festiwalu. 10 lat temu,
jako pięcioletnie dziecko, rozpoczął naukę gry na fortepianie i już po czterech
latach, jako dziewięciolatek, wystąpił na poważnym koncercie z orkiestrą
symfoniczną. Mimo młodego wieku w swoim dorobku ma już wiele koncertów
pianistycznych, recitali. Występował w prestiżowych salach koncertowych różnych
krajów. Jest laureatem wielu nagród w konkursach i festiwalach muzycznych.
Współpracował z wybitnymi muzykami, dyrygentami. Nierzadko koncertuje na rzecz
instytucji charytatywnych. Ponadto Jan Lisiecki (jeszcze do niedawna Jaś
Lisiecki, jak o nim pisano) posiada talenty kompozytorskie, pisze własne utwory,
które są nagradzane na konkursach kompozytorskich. Określenie "cudowne dziecko"
towarzyszyło mu od lat. Dziś jest nadzwyczaj utalentowanym nastolatkiem, który
po ukończeniu z czteroletnim wyprzedzeniem szkoły średniej, studiuje w Western
Canada High School.
Gdy pojawił się na scenie z pszeniczno-złotą czuprynką pełną loków, bardzo
szczupły, ktoś obok powiedział: "Będzie wysoki", a ktoś inny dodał: "Już jest
wysoki". Rzeczywiście, sporo urósł od ubiegłorocznego festiwalu, ale nadal jest
tak samo mocno skupiony, kiedy gra, i często spogląda na dyrygenta. Po wykonaniu
Koncertu na dwa fortepiany Es-dur Mozarta, wraz z Howardem Shelleyem (zarazem
dyrygującym Sinfonią Varsovią), rozemocjonowany, jeszcze tak pod dziecinnemu
objął dyrygenta, wyrażając w ten sposób swoją radość i podziękowanie. A program
tego wieczoru, chyba jedynego z przewagą muzyki polskich kompozytorów: Karola
Kurpińskiego, Franciszka Lessela, Fryderyka Chopina, pokazał, jak wspaniała jest
nasza rodzima muzyka, która niestety wciąż bywa spychana gdzieś w kąt niczym
uboga sierota. Wszystko wskazuje na to, że rośnie nam nowy Rafał Blechacz, a
może Krzysztof Zimermann, który wprawdzie nie przyjedzie do Polski, by zagrać w
Roku Chopina, ale wiemy, że dużo dla polskiej muzyki robi na świecie, wszędzie
tam, gdzie jest.

Dlaczego nie gra się Paderewskiego?
A skoro mówimy o polskiej muzyce, która niestety wciąż wypierana jest przez
obcych kompozytorów, ze szczególną dominantą muzyki niemieckiej, wzruszył mnie
bardzo wybitny artysta, podobnie jak Martha Argerich Argentyńczyk, Nelson
Goerner, który doskonale zagrał Koncert fortepianowy a-moll Ignacego Jana
Paderewskiego, nauczywszy się go na pamięć. A potem otrzymał od publiczności
długie i ogromne brawa na stojąco. Jakaż to piękna i wielka muzyka, ileż tam
emocji, dramatu, radości, jaka wspaniała dramaturgia opowieści. Dlaczego nie
słyszymy tej muzyki w naszych salach koncertowych? Utwory Paderewskiego, a
zwłaszcza ten właśnie Koncert fortepianowy a-moll, powinny znajdować się w
stałym repertuarze naszych filharmonii.
Cieszy fakt, iż "Chopin i jego Europa" – moim zdaniem – najważniejszy spośród
festiwali muzycznych odbywających się w Polsce, trwał cały miesiąc i miał tak
bogaty repertuar. Można było naprawdę nasłuchać się do syta dobrej muzyki. Choć
znalazły się i takie koncerty, gdzie nie było żadnego utworu Chopina, lecz sami
obcy kompozytorzy. I to jest mój zarzut. A druga uwaga dotyczy inauguracji
festiwalu. Trudno zrozumieć, dlaczego w Roku Chopina, podczas uroczystego
koncertu rozpoczynającego festiwal poświęcony naszemu genialnemu kompozytorowi,
muzyka Chopina zaistniała wyłącznie jako "przystawka" do głównego dzieła tego
wieczoru. Zagrany przez Janusza Olejniczaka na historycznym fortepianie, gdzieś
za plecami orkiestry, ostatni utwór, jaki Chopin napisał, uważany za rodzaj
testamentu, Mazurek f-moll op. 68, wybrzmiał tu jakby nieco wstydliwie,
ustępując miejsca dziełu głównemu, a mianowicie Wielkiej Mszy
h-moll Jana Sebastiana Bacha.
Muzyka Bacha przepiękna, głęboka, uduchowiona i znakomicie wykonana przez
Akademie für Alte Musik Berlin Capella Amsterdam pod batutą Daniela Reussa. Ale
przecież można było zaprezentować Bacha innego dnia, a tu zagrać wyłącznie
Chopina. Zważywszy na znamienną datę, 1 sierpnia, przywodzącą na myśl Powstanie
Warszawskie, i to w takim miejscu, w bazylice Świętego Krzyża, gdzie mieści się
największa pamiątka po Chopinie, jego serce. Tak chciał sam kompozytor. Pragnął
być pochowany w Warszawie, na Powązkach, gdzie już spoczywała część jego
rodziny, ojciec i siostra Emilia. Jednak ze względów politycznych zrealizowanie
takiego planu było niemożliwe. Chopin miał świadomość, że carscy urzędnicy na to
nie zezwolą, więc poprosił siostrę Ludwikę, by dopełniła wszystkiego, co trzeba,
aby jego serce spoczęło w Warszawie. W czasie Powstania Warszawskiego Niemcy
wykradli urnę z sercem, ale ich dowódca przekazał ją arcybiskupowi Antoniemu
Szlagowskiemu, który ukrywał ją w różnych miejscach do zakończenia wojny.
Symbolika tego miejsca jest wyjątkowa, więc jeszcze raz podkreślam, iż nie
znajduję powodu, dla którego nie można było rozpocząć festiwalu wyłącznie
utworami Chopina.

Temida Stankiewicz-Podhorecka

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl