Tusk utrzymuje lukę w kontrwywiadzie

Z prof. Andrzejem Zybertowiczem, doradcą prezydenta Lecha
Kaczyńskiego
ds. bezpieczeństwa państwa, rozmawia Mariusz Bober

W ostatnich dniach przez media w Polsce przetoczyła się fala dociekań
na temat skali działań rosyjskich służb wywiadowczych w Polsce. Były rosyjski
szpieg Siergiej Trietiakow, szeroko cytowany w mediach, twierdzi, że jesteśmy w
centrum zainteresowania służb wywiadu. Podziela Pan tę opinię?


Rosja prowadzi wywiad globalny i jesteśmy rozpracowywani podobnie jak inne kraje
istotne dla polityki Rosji.

Trietiakow uważa, że rosyjskie służby są zainteresowane Polską przede
wszystkim ze względu na nasze członkostwo w NATO oraz dlatego, że utrzymujemy
bliskie relacje z państwami uważanymi przez Moskwę za strefę jej wpływów, a więc
głównie z Ukrainą i Gruzją. Rzeczywiście sfery wojskowa i polityczna są
najbardziej narażone na inwigilację?

– Co najmniej trzy okoliczności
przemawiają za tym, że Rosjanie nie szczędzą wysiłków, by wywiadowczo penetrować
Polskę. Jesteśmy państwem przez dekady rządzonym przez namiestników Moskwy –
wielu Rosjan nadal chciałoby traktować Polskę jako strefę swoich wpływów. Po
drugie, jako członek NATO mamy dostęp do pewnych tajemnic Sojuszu. Po trzecie,
przynajmniej od pewnego czasu staramy się odgrywać rolę podmiotową nie tylko w
europejskiej polityce wschodniej. To chyba jest dla polityków rosyjskich
najbardziej bolesne – kraj ongiś podporządkowany stał się istotnym graczem na
obszarze wpływów postsowieckich i stara się prowadzić politykę odpowiadającą
naszemu potencjałowi. To powoduje, że jesteśmy przez Moskwę rozpracowywani na
różnych polach: naukowych analiz badawczych, monitoringu mediów, analiz
eksperckich oraz przez agenturę. Myślę jednak, iż w kręgu zainteresowań Rosji
nie mniejsze znaczenie od sfery wojskowej ma gospodarka.
Standardowo odróżnia
się w pracy tajnych służb rolę bierną – tj. tajne zbieranie informacji, oraz
czynną – czyli skryte oddziaływanie na bieg zdarzeń. Moskwa nie tylko chce
wiedzieć wszystko o Polsce, ale również wywierać wpływ na bieg kluczowych
procesów w naszym kraju.

To chyba najpoważniejszy problem. W jaki sposób rosyjski wywiad może
wywierać wpływ na naszą politykę?

– Tu kluczowe znaczenie ma
agentura wpływu – ulokowana w mediach lub mająca do nich dojścia; ulokowana w
ważnych urzędach, partiach, spółkach Skarbu Państwa, instytucjach finansowych,
stowarzyszeniach, fundacjach, think-tankach itd. Tam, gdzie można oddziaływać na
obieg informacji, na kluczowe decyzje gospodarcze, finansowe, polityczne.

Inny były rosyjski szpieg twierdził, że Moskwa utrzymuje agentów w
każdej większej polskiej instytucji. To rzeczywista skala penetracji państwa
polskiego przez Rosjan?

– Wiele wskazuje na to, że rosyjskie służby
prowadzą w Polsce działalność na skalę nieproporcjonalnie dużą – m.in. z powodu
wieloletnich zaniedbań naszego kontrwywiadu. Chcąc w przybliżeniu zarysować
obraz sytuacji, a tylko tak możemy rozmawiać, trzeba zrekonstruować kontekst.
Zacznijmy od tego, że ZSRS był państwem nie tylko policyjnym, ale także
agenturalnym. Tajne służby nie tylko zastraszały społeczeństwo i je
kontrolowały. Posługiwanie się nimi było jednym z głównych – jeśli nie głównym –
instrumentem uprawniania przez ZSRS polityki wewnętrznej i zewnętrznej.

Sytuacja nie zmieniła się po upadku Związku
Sowieckiego?
– Od czasów Władimira Putina Rosja jest rządzona przez
środowisko tajnych służb. Eksperci zachodni oceniają, że na kilka tysięcy osób
decydujących o funkcjonowaniu państwa rosyjskiego, 70-80 proc. pracowało
wcześniej w służbach. W skali międzynarodowej nie ma chyba podobnego
przypadku.

Także w innych krajach postkomunistycznych?
– Znów
przywołam kontekst. Terytorialnie Rosja jest od nas większa ponad
pięćdziesięciokrotnie, ale gospodarka rosyjska [mierzona wartością produktu
krajowego brutto – red.] jest większa od polskiej tylko ok. 3,5-raza. Natomiast
gdy porównamy potencjały tajnych służb obu krajów, ta różnica jest znacznie
większa niż między ich gospodarkami. Rosja, zamiast inwestować w instrumenty
innowacyjne i rynkowe, przeznacza ogromne środki na tajne służby. Każde państwo
dysponuje szerokim wachlarzem instrumentów uprawiania polityki. Jednak w
polityce Rosji rola instrumentów agenturalnych jest nieproporcjonalnie duża w
porównaniu z innymi krajami. Biorąc to pod uwagę, polski kontrwywiad powinien
być rozbudowany proporcjonalnie do tego zagrożenia.

I kolejne wydarzenia potwierdzają obawy, że tak nie
jest…
– Mamy do czynienia z wieloletnimi zaniedbaniami. Obecny
szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztof Bondaryk powiedział w
wywiadzie opublikowanym w 1996 r., po odejściu z ówczesnego Urzędu Ochrony
Państwa: „Od początku zakładaliśmy, że nasz Urząd może być dla Rosjan
przejrzysty. Rosjanie dzięki swoim starym kontaktom towarzyskim i aktywom
operacyjnym mogli kontrolować większość operacji naszego kontrwywiadu. (…) UOP
był obiektem wielu agresywnych akcji ze strony służb rosyjskich, ukraińskich,
białoruskich. Nasza reakcja była najczęściej taka: nie prowokować bez potrzeby,
tylko obserwować i uniemożliwiać działanie. Aby to było skuteczne, szczególnie
kiedy nasz wywiad jest sparaliżowany, potrzebujemy wiedzy o tym, co tu się
działo przez ostatnie 25 lat. Kim i czym KGB się interesował w Polsce i do
jakich spraw potrzebował pomocy SB? Jakie działania podejmował wobec polskich
obywateli w kraju i za granicą? Problem ten dotyczy nie tylko SB. Także
wojskowych służb specjalnych i struktur PZPR.
Nikt tego dotychczas nie
zrobił. A przecież współpraca ze służbami ZSRR przed 1989 r. nie dotyczyła paru
osób, to były statystycznie ogromne liczby. Czy to jest kontynuowane?
Mimo
zniszczeń archiwów SB i służb wojskowych odtworzenie tej wiedzy jest możliwe. Na
tej podstawie kontrwywiad mógłby ocenić, w jakim zakresie służby rosyjskie
wracają do starych wpływów, operacji i kontaktów. Nie chodzi mi więc o to, by
kogoś rozliczać bez powodu, ale ze względu na bezpieczeństwo państwa. Musimy to
wiedzieć” („Gazeta Wyborcza”, 22 października 1996; wytłuszczenie A.
Z.).
Bondaryk wskazał na poważne zaniedbanie kontrwywiadowcze, które ociera
się o zdradę stanu. Ale w 1996 r. na jego wypowiedź nie było żadnej reakcji
publicznej.

Nie można było załatwić tej sprawy wraz z weryfikacją funkcjonariuszy
SB w 1990 roku?

– Nie. To wymagałoby długotrwałej kwerendy
archiwalnej, a na weryfikację poświęcono kilka miesięcy. Pamiętajmy też, że nie
objęła ona służb wojska. Choć przy weryfikacji SB w 1990 r. nie podjęto
rekonstrukcji kontrwywiadowczej, to nie sądzę, by można było za to winić
ówczesnego szefa MSW Krzysztofa Kozłowskiego. Natomiast można mu zarzucić, iż
nie doprowadził do zrealizowania w nowo utworzonym UOP zadań, o których Bondaryk
mówił w 1996 roku. Również później, co najmniej do czasu dwuletnich rządów PiS,
nie wykonywano wielu innych zadań wynikających z kontrwywiadowczego abecadła.
Polega ono na tym, że identyfikuje się środowiska społeczne podwyższonego ryzyka
i monitoruje się je pod kątem zagrożenia ze strony obcych wywiadów. Tu na wielu
polach występują poważne zaniedbania. Nadal się tego nie dyskutuje – np.
dlaczego po wypowiedzi Bondaryka w 1996 r. ani organa państwa, ani media, ani
żaden tzw. autorytet nie zareagowały?

Jak to wytłumaczyć?
– Od roku 1989 Polską przez lata
rządziły ekipy postkomunistyczne, a prezydentem był polityk wywodzący się z
PZPR. To powiązania tego środowiska z Moskwą byłyby rekonstruowane w wyniku
porządnej roboty kontrwywiadowczej. Politycy i funkcjonariusze służb związani z
tą formacją znajdowali się w konflikcie interesów. Gdyby chcieli zadaniować
kontrwywiad na rozpoznanie relacji z instytucjami sowieckimi, osłabiliby
interesy własnego środowiska. Widzimy zatem, iż nieprzeprowadzenie dekomunizacji
wiązało się także z dużymi stratami kontrwywiadowczymi, czego do dziś się nie
dostrzega.

Co w takim razie zmieniła likwidacja WSI?
– Istotnie
utrudniła działalność rosyjskich tajnych służb oraz grup biznesowych. Argument,
że zwolnienie z tajnych służb wojska wielu osób pozostawiło je na pastwę obcych
służb, jest tylko pozornie trafny. Teraz Rosjanie muszą „podchodzić” do
poszczególnych, rozproszonych żołnierzy (ryzykując wpadki, ponosząc nakłady
finansowe, podejmując długotrwałe zabiegi, by wypracować pozycje operacyjne).
Natomiast przed rozwiązaniem WSI w samym rdzeniu państwa była śluza dla wpływów
rosyjskich – i agenturalnych, i gospodarczych. Obecność wśród kadr WSI, w tym
kierowniczych, licznych osób szkolonych przez Rosjan i dobrze przez nich
rozpracowanych stanowiła zagrożenie niedające się pogodzić z kontrwywiadowczym
elementarzem. Jest regułą, że osoby szkolone w służbach państwa nieprzyjaznego
nie mogą pracować w służbach państwa niepodległego, a zwłaszcza nie mogą pełnić
w nim funkcji kierowniczych. Tymczasem raport z likwidacji WSI jasno pokazał, że
tego kontrwywiadowczego abecadła nie przestrzegano; wiele osób szkolonych w
Moskwie obejmowało funkcje kierownicze w WSI, włącznie z ostatnim ich szefem
gen. Markiem Dukaczewskim. Dlatego zasadne jest traktowanie WSI jako służb
faktycznie, chociaż nieformalnie, z Rosjanami „zaprzyjaźnionych”. I nie zmienia
tego fakt, iż na niższych szczeblach pracowało tam wielu patriotów.

Dlaczego więc dziś znów mówimy o dziurze w systemie kontrwywiadowczym
Polski?
– Sytuacja się nie poprawiła, ponieważ premier Tusk mianował
szefem ABW, czyli największej tajnej służby w Polsce odpowiadającej za
kontrwywiad cywilny, Krzysztofa Bondaryka, który przez szereg lat pracował w
firmach związanych z jednym z naszych oligarchów. Od jednej z jego firm pobierał
do niedawna odprawę, znacznie wyższą od wynagrodzenia, które otrzymuje jako szef
służby. Nie da się pogodzić ze standardami bezpieczeństwa państwa sytuacji, w
której osoba związana ze środowiskiem biznesowym, które – co naturalne we
współczesnym świecie – prowadzi interesy z różnymi krajami, w tym z Rosją,
kieruje największą tajną służbą, odpowiedzialną także za kontrwywiad
gospodarczy. Ma miejsce rażący (nawet gdyby był czysto potencjalny) konflikt
interesów. Standardem współczesnego świata jest przecież to, że kontakty
biznesowe wykorzystywane są jako kanał dla zbierania informacji wywiadowczych
oraz dla agentury wpływu.

Sugeruje Pan, że jest to jednocześnie odpowiedź na pytanie, dlaczego
Krzysztof Bondaryk nie interesuje się już uszczelnianiem polskiego systemu
kontrwywiadowczego?

– W sensie formalnym pewnie się interesuje.
Zakrawa na paradoks, że człowiek, który w 1996 r. poinformował opinię publiczną
o istotnej luce kontrwywiadowczej, od 2007 r., jako znajdujący się w konflikcie
interesów szef służby, sam stał się symbolem takiej luki. W tym kontekście
zaniepokojenie budzi niefrasobliwość premiera Donalda Tuska, który w lutym 2008
r. w wywiadzie dla jednego z tygodników powiedział: „Otóż stwierdzam, że zasób
informacji dostarczanych przez służby, niezbędnych dla premiera i prezydenta,
jest po prostu bardzo ubogi. Mógłbym natomiast już dziś napisać książkę, jakie
klany walczą ze sobą wewnątrz poszczególnych służb. Odnoszę przygnębiające
wrażenie, że bardzo wielu oficerów służb specjalnych to są prywatne armie byłego
szefa, aktualnego szefa czy przyszłego szefa i zajmują się głównie
intrygami.”
Widzimy, że premier w trzy miesiące po objęciu władzy był
świadomy nie tylko niskiej sprawności służb, ale nawet patologii w nich. Czy
zatem uruchomił jakiś program nadzoru i naprawy? Wprost przeciwnie, nie mianował
koordynatora służb specjalnych, a sekretarzem stanu, którego zadaniem jest jakby
ich pilnowanie, uczynił osobę bez doświadczenia w tej dziedzinie. Premier,
niedawno pytany przez sejmową komisją śledczą ds. afery hazardowej, w jakie
uprawnienia wyposażył Jacka Cichockiego, bo o nim mowa, odpowiadał w sposób
niejasny. Z wypowiedzi premiera przed komisją wynika, że nie interesuje się on
funkcjonowaniem służb specjalnych, nie czyta wielu dokumentów, ignoruje
prowadzone przez nie operacje, nie zadaniuje służb. Warto się zastanowić, czy
taka sytuacja nie kwalifikuje się do Trybunału Stanu. Szef rządu odpowiedzialny
za bezpieczeństwo państwa, który w 2008 r. publicznie oświadczył, że wie o
poważnych patologiach w służbach, trzyma oczy „szeroko” zamknięte. Co więcej,
osłabia kontrolę nad służbami. Nastąpiła bowiem bezprecedensowa rzecz w III RP,
niemająca miejsca ani za czasów rządów SLD, ani PiS. Mianowicie PO odeszła od
reguły, że przewodniczącym sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych jest zawsze
poseł opozycji. W związku z tym jeśli nie Trybunał Stanu, to historycy będą
musieli kiedyś rozliczyć Tuska za utrzymywanie luki w systemie kontrwywiadowczym
naszego kraju.

Ale były szef UOP gen. Gromosław Czempiński przekonywał niedawno na
łamach jednej z gazet, że obecne służby kontrolują rosyjską działalność
wywiadowczą w Polsce, czego przykładem jest niedawne aresztowanie rosyjskiego
agenta przez ABW…
– Ten agent został rozpracowany bodaj jeszcze za
rządów PiS, a jeden aresztowany szpieg wiosny nie czyni. Czempiński
bezpodstawnie prezentuje teorię „kojącą”.

A jaka jest rola rosyjskiej agentury wpływu w Polsce, o której
również mówił Trietiakow?
– Zachodni analitycy rynków energetycznych
zwracają uwagę, że u źródeł wieloletniej niezdolności Unii Europejskiej do
wypracowania jednolitej polityki energetycznej wobec Rosji leży to, iż kraj ten
w sektorze energetycznym umiejętnie kojarzy wymiar biznesowy z
korupcyjno-agenturalnym. Na przykład amerykański analityk Keith C. Smith,
pracujący dla jednego z think tanków, pokazał strukturalne powody, dla których
Unia Europejska ignoruje nietransparentną i monopolistyczną politykę Kremla na
polu energetyki. Gdy zaś pojawiają się jakieś reakcje Unii na nieprawidłowości
ze strony Rosji, to są słabe i źle skoordynowane. Smith przypomina, że między
rosyjskimi firmami wydobywczymi i przesyłowymi a firmami krajów UE istnieje
spora grupa firm-pośredników, które z biznesowego punktu widzenia nie przynoszą
żadnej wartości dodanej. Na czym zatem polega ich rola? Poza przechwytywaniem
części zysków i zawyżaniem cen rezultatem obecności tych firm jest także –
niedostrzegane zazwyczaj – zagrożenie dla jakości unijnych instytucji.
Mianowicie, owe firmy-zbędni-pośrednicy są instrumentem polityki Rosji tworzącym
warunki dla korupcji strukturalnej – w krajach głównie Europy Centralnej, ale
nie tylko. Podmioty rosyjskie penetrują i oddziałują na środowiska opiniotwórcze
oraz decyzyjne w Unii. Powodują, że w różnych krajach członkowskich władze i
instytucje współpracujące z podmiotami rosyjskimi nie są w stanie podejmować
decyzji racjonalnie wyrażających interesy części państw członkowskich ani Unii
jako całości. Nie tylko w zakresie polityki bezpieczeństwa energetycznego.
Polski ekspert gen. prof. Stanisław Koziej pisze: „Unia Europejska najwyraźniej
nie jest w stanie prowadzić czytelnej i jednoznacznej, opartej na klarownych
zasadach, polityki wobec Rosji”. Nie tak dawno rosyjski „Kommiersant” napisał o
dymisji premiera Węgier: „Odejście pana Gyurcsanya może oznaczać dla Gazpromu
utratę potężnego lobbysty nie tylko wewnątrz Węgier, ale także na europejskiej
arenie politycznej”.
Niedawno niemiecki dziennikarz śledczy Juergen Roth,
autor książki na temat organizacji mafijnych, powiedział w Polsce, że: „Gazprom
można by uznać za najwyższą formę przestępczości zorganizowanej”. Znane są
metody tej firmy zatrudniania byłych polityków krajów demokratycznych, nie tylko
byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera. To pokazuje, iż niezależnie od
operacji ściśle wywiadowczych występuje kombinacja agentury wpływu i agentury
gospodarczej.
Także ten kierunek rozumowania trzeba brać pod uwagę,
zastanawiając się, jak doszło do podpisania przez obecne władze Polski budzącego
wiele wątpliwości kontraktu gazowego z Rosją [zwiększającego dostawy gazu aż do
2037 r., mimo projektów importowania tego surowca z innych kierunków –
red.].

Dlatego nasuwa się pytanie, czy dobra tarcza kontrwywiadowcza nie
jest jednocześnie dobrą tarczą antykorupcyjną?

A odpowiedź na to
pytanie pozwoli również zrozumieć, czemu właśnie Polska ma z tym problemy, chyba
większe niż pozostałe kraje Unii Europejskiej?
– Jednym ze źródeł korupcji we
współczesnym świecie są interesy korporacji ponadnarodowych, traktujących
niektóre kraje jak kolonie. Korporacje te wywierają formalną i nieformalną
presję na rządy oraz władze lokalne w wielu krajach, aby uzyskać dla siebie
warunki preferencyjne. Państwo, mające dobrze rozbudowaną tarczę
kontrwywiadowczą, przy okazji tworzy tarczę antykorupcyjną. To, iż w Polsce to
nie działa, widać na przykładzie negocjacji w sprawie sprzedaży polskich
stoczni.

Sugeruje Pan, że rosyjska agentura wpływu to problem polityków
znajdujących się na szczytach władzy w Polsce, a nie szeregowych urzędników
ważnych instytucji?
– Funkcjonowanie agentury wpływu nie przypomina
opowieści z serii „płaszcza i szpady”, gdzie w jakimś urzędzie ktoś w nocy, pod
kocem, fotografuje dokumenty. Odpowiedzią na Pana pytanie jest odpowiedź na inne
– czy państwo polskie i jego kluczowe instytucje są zdolne do działań zgodnych z
naszym interesem narodowym? Jeśli Gazprom potrafił doprowadzić do tego, że
kanclerz tak potężnego kraju jak Niemcy stał się wynajętym lobbystą rosyjskim,
to trzeba przyjąć, że w przypadku krajów słabszych organizacyjnie, kulturowo i
technologicznie zagrożenie jest znacznie większe. Dużo większe są również straty
gospodarcze z tego tytułu.

Ponieważ to obywatele słabo zabezpieczonych krajów ostatecznie płacą
za łapówki przekazywane politykom?
– Można sformułować równanie:
słaba tarcza kontrwywiadowcza podwyższa koszt „podatku” korupcyjnego płaconego
przez obywateli państw słabo chronionych.

Rosjanie korzystają też z tradycyjnych narzędzi obserwacji. Ostatnio
media ekscytowały się tym, że rosyjski samolot śledził ćwiczenia polskiego
wojska…
– To banalna sprawa. Jest oczywiste, że Rosja ma swoje
samoloty szpiegowskie podobnie jak NATO. Jedyny problem polega tylko na tym, by
nasze służby wywiadowcze umiały namierzyć takiego „szpiega” i go
kontrolować.

Co należy zrobić, aby usprawnić funkcjonowanie polskich służb
kontrwywiadowczych?

– Obawiam się, że premier Tusk jest w takim
położeniu, iż musiał wmówić sobie, że to dobrze, iż nie przygląda się służbom z
bliska. Zwolnienie szefa CBA Mariusza Kamińskiego po tym, jak kierowana przez
niego służba wykryła wątpliwe kontakty najbliższych współpracowników premiera z
biznesmenem, lobbystą i kryminalistą, jest „ostrzeżeniem” także dla ludzi
kontrwywiadu: „obserwujcie uważnie, ale uważajcie, kogo obserwujecie”. Mogą ich
bowiem spotkać przykre konsekwencje, jeśli będą rozpracowywać agenturę wpływu
wśród np. biznesmenów zaprzyjaźnionych z członkami rządu. Aby uszczelnić osłonę
kontrwywiadowczą, potrzeba całościowej reformy służb specjalnych – dwa ostatnie
lata pokazują jednak, iż po obecnej ekipie nie można się tego spodziewać.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl