Szkoła ideologiczna czy klasyczna

Na wieść o rezygnacji ministerstwa
edukacji z pomysłu wcześniejszego posyłania dzieci do szkół i wprowadzenia
obowiązkowego przedszkola od 5. roku życia "Gazeta
Wyborcza" rozpoczęła kampanię propagandową na skalę przypominającą czasy
PRL.

Dziennikarze "Gazety", nie kryjąc ideologicznego zacietrzewienia, pisali: "W
Polsce tylko jedna trzecia dzieci w wieku 3-5 lat chodzi do przedszkoli. To najniższy
wskaźnik w Europie. Fatalnie jest na wsi, gdzie z oświaty przedszkolnej korzysta
co dziesiąte dziecko. Polskie dzieci najpóźniej w Europie (mając siedem lat)
zaczynają też szkołę. W większości krajów UE do pierwszej klasy ruszają sześciolatki.
W krajach UE do przedszkoli chodzi 70-80 proc. dzieci. Niektóre kraje mają programy
wspierania dzieci do trzech lat!" ("Gazeta Wyborcza", 30 maja
2006, s. 1). Najlepiej zatem byłoby zmusić najmniejsze dzieci do obowiązku
przedszkolnego.
Skąd wziął się pomysł, że dziecko szybciej będzie poznawało świat w przedszkolu,
a nie w otoczeniu rodzinnym – nie wiadomo. Oczywiście przedszkola w Polsce
funkcjonują, wielu rodziców decyduje się na posyłanie swoich pociech. Ale dlaczego
ludzi przymuszać?
Skąd przekonanie, że politrucy lepiej od rodziców będą wiedzieć, co dla dzieci
jest lepsze?

Socjalistyczna utopia
Wszystko to wynika z mechanistycznego (socjalistycznego) spojrzenia na rzeczywistość.
Socjaliści wszelkiej maści zawsze mieli ideał stworzenia społeczeństwa idealnego
(czytaj: raju na ziemi) i robili wszystko, aby możliwie szerokie przestrzenie
życia społecznego upaństwowić. Upaństwowić gospodarkę, upaństwowić rodzinę,
upaństwowić wychowanie. Widzą oni nie tyle realnego człowieka, co mają aprioryczną
wizję, według której chcą uporządkować świat. I gniewają się bardzo, jeśli
rzeczywistość nie chce się dopasować do ich idei. Tak myśleli o społeczeństwie
komuniści, narodowi socjaliści – tak myślą socliberałowie.
To platońskie – chciałoby się rzec – podejście do człowieka zawsze kończyło
się dramatycznie. Bo rzeczywistość wykracza poza schematyzm technokratów, człowiek
jest bytem o wiele bardziej różnorodnym niż nawet najdoskonalszy projekt socjotechniczny.
Cóż z tego, że na Zachodzie ludzie zaczynają edukację wcześniej, skoro proces
ich kształcenia kończy się ogromną niezdolnością wchodzenia w relacje społeczne.
Skąd tak duża liczba rozwodów, skąd zanik religijności, skąd wreszcie tak potworna
zapaść demograficzna w społeczeństwach zachodnioeuropejskich? Poziom zaś wykształcenia
ogólnego naszych dzieci jest często wyższy niż dzieci krajów zachodnich. Mówi
o tym doświadczenie życiowe. Chcemy zatem dostosować się do systemu, który
już dziś stoi na granicy bankructwa. Wyraża się ono również w sferze gospodarczej.
Bo to wcale nieprawda, że Europa przoduje w świecie. Odbiega ona coraz bardziej
od Ameryki i wielu krajów azjatyckich.

Pogoń donikąd
Dla "Gazety Wyborczej" priorytet edukacji patriotycznej nad wychowaniem
obywatelskim, wyższość szkoły nad rodziną to "ideologiczne ple-ple" i
alibi dla opóźnienia "edukacyjnej pogoni za światem". Co za rewolucyjna
szczerość! A zatem według "Wyborczej" sensem systemu szkolnego nie
jest wszechstronny (poznawczy, wytwórczy i moralny) rozwój dzieci, lecz edukacyjna
pogoń za światem. A co, jeśli go dogonimy? Co z naszymi dziećmi? Czy będą wiedzieć,
po co żyć i jak żyć? O tym socliberałowie nie myślą, mają ideę i wierzą, że
gdy wszystkie dzieci zapędzi się do przedszkola i do szkoły od piątego roku
życia, raj będzie na wyciągnięcie ręki. Tymczasem raju nie będzie na ziemi
nigdy. Człowiek jest bytem przygodnym i naznaczonym grzechem. Projekty obowiązkowej
szkoły do osiemnastego roku życia już bankrutują. Poziom "scholaryzacji" młodzieży
podniósł się wielokrotnie, ale poziom wiedzy obniża się. To nie przesada, proszę
zapytać nauczycieli, jak często zdarza się, że kompletne nieuki zdają maturę,
ba – kończą studia. I co nam z takiej scholaryzacji, kiedy poziom jest taki,
jaki jest. Wszystko dobrze wygląda w papierach, gorzej w rzeczywistości. Socliberałowie
zżymają się wtedy na nauczycieli, że zawiedli. Zawiedli nie nauczyciele, ale
ideologiczni architekci dusz, którzy nie przyjmują do wiadomości, że spora
część młodzieży z przyczyn obiektywnych nie nadaje się do obowiązkowej (do
osiemnastego roku życia) edukacji. Męczy się młodzież, męczą nauczyciele, ale
technokraci poprawiają statystyki.
Krytykując decyzję o rezygnacji z obowiązku szkolnego dla pięciolatków, "Gazeta
Wyborcza" przywołała kuriozalne wyniki amerykańskich "badań" 40-latków
z uboższych środowisk, podane przez posłankę Krystynę Szumilas (Platforma Obywatelska).
– Ci, którzy chodzili w dzieciństwie do przedszkoli, mieli lepsze wykształcenie,
własne mieszkanie, auto, dobre dochody i oszczędności. Ci bez przedszkola częściej
korzystali z pomocy społecznej w dorosłym życiu, częściej popełniali przestępstwa
– mówiła "minister edukacji" w gabinecie cieni PO ("Gazeta Wyborcza",
1 czerwca 2006, s. 5). Z tego przypominającego komunistyczne dowcipy wywodu
można by wysnuć wniosek, że sto lat temu, gdy ludzie w ogóle nie posyłali dzieci
do przedszkoli, mieliśmy do czynienia ze społeczeństwem zdegradowanym zawodowo
i moralnie. I dopiero gdy socjaliści wymyślili instytucję przedszkoli, świat
stał się piękny i szczęśliwy. Najlepiej zaś rozwijały się dzieci w przedszkolach
sowieckich, od najmłodszych lat oderwane od zagnanych do pracy rodziców.
Deklaracje obecnych ideologów szkolnych przypominają do złudzenia te z lat
pięćdziesiątych. Tak właśnie brzmiała depesza hołdownicza, jaką złożył Związek
Nauczycielstwa Polskiego prezydentowi Bierutowi. Czytamy w niej m. in.: "Przyrzekamy
– w myśl twoich wskazań, Obywatelu Prezydencie, że 'w okresie gdy rośnie głód
wiedzy, rosną potrzeby kulturalne w mieście i na wsi, rośnie znaczenie coraz
lepszej szkoły’ – będziemy budowali tę lepszą szkołę". I dalej: "Zakusom
wstecznictwa na młodzież polską przeciwstawimy niezłomną wolę (…) pogłębiania
w pracy wychowawczej zasad postępu i Demokracji Ludowej" (Prezydent RP
Bolesław Bierut. Depesza, "Głos Nauczycielski", 6 czerwca 1948, nr
11-12, s. 164). "Gazeta Wyborcza" zakusom współczesnego "wstecznictwa" polegającego
na pozostawieniu wychowania dzieci rodzicom przeciwstawia tezy o obowiązkowym
(!!!) przedszkolu i wcześniejszej szkole. A czy zapytano, co myślą na ten temat
rodzice? Przeprowadzając ankietę w jednej z lubelskich szkół, nie znalazłem
rodzica, który by chciał posłać wcześniej dziecko do szkoły. Ale lepiej od
rodziców wiedzą "ideologowie postępu", szermujący hasłami "edukacyjnej
pogoni za światem".

Uwolnić się od biurokracji
Szkoła nasza od dłuższego już czasu domaga się rzeczywistej naprawy. Naprawa
ta powinna polegać nie na pogoni za absurdami unioeuropejskimi, ale na powrocie
do wzorców klasycznych. Ów powrót to nade wszystko zreformowanie programów.
Zakorzenienie uczniów w podstawach kultury europejskiej i narodowej – oto
zadanie najważniejsze. Nie można się skupiać li tylko na elemencie kształtowania
umiejętności. Niezwykle ważne jest rozwinięcie u uczniów władzy poznawczej
i sfery moralnej. Dla realizacji tego celu rzeczywiście ważne jest powołanie
Narodowego Instytutu Wychowania. Istotne jest jednak, aby nie stał się jedną
z kolejnych instytucji biurokratycznych. Instytut ten powinien się zająć
reformą programów i podręczników szkolnych, a nie tworzeniem nowych wymogów
biurokratycznych. Jeśli efektem jego pracy miałyby być kolejne tony sprawozdań
o tym, jak nauczyciele wykonują zadania wychowania patriotycznego, szybko
przekonamy się, że poruszamy się w kolejnych odmętach fikcji. Bo nie w sprawozdawczości
jest problem, ale w realnym przeformowaniu programów.
Patrząc od strony klasycznej, musimy pamiętać, że dobra szkoła to taka, gdzie
jest mistrz potrafiący prowadzić uczniów po przestrzeniach wiedzy. Relacja
mistrz – uczeń musi być więc podstawowa w szkole i wszystko, co ją niszczy,
jest z gruntu szkodliwe. Szkodliwe są więc przerosty biurokracji. To właśnie
wyśmiewane niejednokrotnie tzw. standardy unijne czynią z nas wszystkich biurokratów.
Aprioryczna nieufność do człowieka czyni biurokratę tak z chłopa wypełniającego
wnioski o dofinansowanie, jak i z nauczyciela zmierzającego do awansu zawodowego.
Prosta relacja mistrz – uczeń zastąpiona została relacją nauczyciel – papiery
– uczeń. Im więcej papierów, tym mniej czasu na realne zajęcie się wychowankiem.
Gdyby ministerstwo zdecydowało się dzisiaj na likwidację biurokratycznych wymogów
w awansie zawodowym, nauczyciele przyjmą z wdzięcznością ten krok. Gdyby znieść
przerosty różnorakiej sprawozdawczości, reakcje byłyby podobne. Wszak awans
zawodowy może przysługiwać nauczycielom wraz za stażem zawodowym i na podstawie
opinii dyrektora i kuratorium. Bez papierków i bez marnowania czasu. Socjalizm
bazuje na biurokratycznej fikcji, jej likwidacja wprowadza realne relacje międzyludzkie.
Zaoszczędzone na likwidacji biurokracji pieniądze można by zaś wydać na podwyżki
dla nauczycieli i na pomoce naukowe.

Młodzież trzeba szanować
Druga, niezwykle ważna rzecz to odejście od bezstresowego wychowania. Wszelkie
instytucje niszczące autorytet mistrza to zbrodnia na polskiej szkole. Dlatego
z wielką radością należy przyjąć zapowiedź likwidacji instytucji Rzecznika
Praw Ucznia przy kuratoriach.
Dalej, znieść należy różnorakie formalne ograniczenia dotyczące możliwości
karania niesfornych chuliganów przez nauczycieli. Znieść wszelkie ankiety,
w których uczniowie oceniają pracę nauczycieli. Dzieci nie mają ani predyspozycji
psychicznych, ani intelektualnych, by móc skutecznie ocenić pracę dorosłych.
Wszelkie sygnały mówiące coś przeciwnego (różnorakie ocenne ankiety) są fałszem.
Już starożytni mówili, że jeśli do szkoły wprowadzimy demokrację, to ją zniszczymy,
gdyż niedługo okaże się, że to nauczyciele zaczną zabiegać o względy uczniów,
a nie odwrotnie. Szkoła bez podstawowej relacji mistrz – uczeń jest karykaturą
samej siebie. Tymczasem nasi socliberałowie od kilkunastu lat starają się wprowadzić
model bezstresowy oparty na trendach pajdokratycznych (rządy dzieci). Pajdokracja
jest w czystej postaci demoralizacją i manipulanctwem. Feliks Koneczny pisał
przed laty: "Pajdokratyczna nagonka na naszą młodzież jest – biorąc rzeczy
ściśle – dowodem braku szacunku dla niej. Lekceważy się ją, traktując jako
automat, machinę reklamową, jako bierne narzędzie, dobre do wszystkiego, które
nakręcone odpowiednio, zrobi już samo więcej, niż śmiałby robić publicznie
sam nakręcający. Pajdokraci traktują ją po prostu jako gawiedź, której można
pokazywać sztuczki i czary, z którymi nie można popisywać się przed dojrzałym
wiekiem".
Zatem wszelkie iluzoryczne choćby instytucje (różnorakie dziecięce rady i komisje)
sugerujące władzę młodzieży nad dorosłymi należy usunąć jako szkodliwe. Dzieci
powinny się uczyć, a nie rządzić. Żeby mogły kiedyś radzić i decydować o rzeczach
ważnych, muszą dorosnąć. Wszelkie "sztuczki i czary" odprawiane przed
młodym pokoleniem przez socliberalnych pajdokratów są najczęściej zwykłą manipulacją.

Mieczysław
Ryba

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl