Polska ofensywa dyplomatyczna

Polskie władze rozpoczęły ofensywę dyplomatyczną w krajach uznanych przez rząd za partnerów strategicznych. Nie ulega wątpliwości, że sytuacja naszego rządu na arenie międzynarodowej nie jest zbyt łatwa.

Polska jest uznawana jako jeden z głównych „hamulcowych” Unii Europejskiej. To nas w głównej mierze obarcza się winą za spowalnianie procesu ratyfikacji konstytucji europejskiej i to mimo tego, że konstytucję odrzuciły w referendum Holandia i Francja. Grający pierwsze skrzypce w UE Francuzi nie mogą nam wybaczyć zaangażowania po stronie Ameryki w konflikcie irackim. Bardzo źle jest też odbierane nasze zaangażowanie po stronie „kolorowych rewolucji” w krajach postsowieckich. Ogromne napięcie towarzyszy ostatnio stosunkom polsko-niemieckim. Bardzo niekorzystnie odbierany jest w Berlinie polski sprzeciw wobec budowy Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku, omijającego Polskę. Niemcy wraz z wieloma krajami Europy Zachodniej widzą w Rosji strategicznego partnera, który zapewni im bezpieczeństwo energetyczne oraz umożliwi szybki rozwój gospodarczy, dzięki któremu Unia dogoni rozpędzoną gospodarkę amerykańską. W takiej wizji stosunków na Starym Kontynencie nie ma miejsca na podmiotowość środkowoeuropejską.

Po upadku komunizmu Europa Środkowa miała być w zamyśle strategów podzielona na strefy wpływów – niemieckich i rosyjskich. Kraje takie jak Ukraina czy Białoruś miały pozostać w sferze oddziaływania Moskwy, Polska miała uzgadniać swoje kroki z Berlinem. Było tak przez wiele lat, aż do momentu konfliktu zbrojnego w Iraku. Polska, włączając się w tę wojnę, wyraźnie sprzeciwiła się tak Berlinowi, jak i Brukseli, licząc na wsparcie USA. Wsparcie to, owszem, było, ale niezbyt duże w porównaniu ze skalą problemów, jakie spadły na Polskę. Ścisłe związanie się polityki polskiej z Waszyngtonem wyrażało się również zaangażowaniem polityków znad Wisły w ukraińską „pomarańczową” rewolucję. Tu jednak weszliśmy w ostry spór z Rosją, która w żaden sposób nie chciała dopuścić do utraty kontroli nad Kijowem. Cena naszego zaangażowania i w tym wypadku była wysoka. Triumf opcji prozachodniej był krótkotrwały, wszak dziś premierem Ukrainy jest Wiktor Janukowycz, przeciwnik Juszczenki w wyborach prezydenckich. Wprawdzie ostatnia wizyta premiera Ukrainy w Polsce nieco złagodziła napięcia między nim a politykami polskimi, ale trudno jest mówić, że zaangażowanie polskie w „pomarańczową rewolucję” przyniosło wielkie rezultaty.

Tak więc mamy dziś bardzo chłodne stosunki z Niemcami, nieustanne napięcia na linii Warszawa – Moskwa i brak wielkich sukcesów na arenie środkowoeuropejskiej. W dodatku rząd polski jest nieustannie oczerniany na gruncie unijnym w kontekście oskarżeń o ksenofobię, homofobię i antysemityzm. W tej sytuacji dyplomacja polska szuka oparcia w Waszyngtonie. Wydaje się, że bez parasola amerykańskiego raczej niemożliwe byłoby stworzenie prawicowego rządu w Polsce, z dużym udziałem czynnika narodowego we władzach. Jednakże od pewnego czasu Amerykanie coraz mniej potrzebują na arenie międzynarodowej Polaków, którzy przysparzają im różnych kłopotów. Po zmianie rządu w Niemczech nastąpił nowy kurs ponownego zawiązania sojuszu na linii Waszyngton – Berlin. Dla Amerykanów Niemcy, ze względu na pozycję w Europie, są docelowo o wiele lepszym partnerem niż Polska. Dlatego nie jest im na rękę historyczno-polityczny spór Polaków z Niemcami. Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę również z tego, że będzie potrzebował Moskwy do rozstrzygnięcia konfliktu z Teheranem. Komentatorzy oceniają, że prezydent Bush poświęcił premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu tylko 5 minut podczas wizyty szefa polskiego rządu w USA właśnie ze względu na napięcie na linii Warszawa – Berlin. Amerykanie chcieliby więc mieć w Polsce sojusznika, ale takiego, który nie jest skonfliktowany z sąsiadami.

Argumentem, który miałby przekonać Amerykanów do czynnego wspierania Polski, jest nasze zaangażowanie w konflikt bliskowschodni. Wydaje się zatem, że niemal równoległa wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Izraelu jest zbieżnością nieprzypadkową. Publiczne ogłoszenie światu przez prezydenta Polski przyjaźni polsko-izraelskiej miało pomóc polskiemu premierowi w jego amerykańskich negocjacjach. Niewątpliwie powyższe działania miały swoje znaczenie. Siła oddziaływania polityków izraelskich na rząd amerykański jest wszak bardzo znacząca. Jednakże polskie deklaracje chęci udziału w stabilizacji Bliskiego Wschodu mogą nam przysporzyć kolejnych wrogów. Pamiętajmy, że nasza obecność w Iraku i w Afganistanie nie jest odbierana przychylnie przez świat islamski. Ewentualne następne zaangażowanie, np. w wojnę z Iranem, ocierałoby się już o szaleństwo. Polska dyplomacja szuka kolejnego atutu w stosunkach z USA poprzez zapowiedź wysłania tysiąca żołnierzy do Afganistanu, podczas gdy państwa NATO ociągają się z decyzją w tej sprawie. Jednakże pamiętajmy, że w Afganistanie sytuacja robi się jeszcze bardziej niebezpieczna niż w Iraku. W tym kontekście dobrym ruchem prezydenta Polski było równoległe z wizytą izraelską przybycie do Autonomii Palestyńskiej, co będzie sygnałem dla świata arabskiego, że Polska nie wiąże całej swojej polityki bliskowschodniej wyłącznie z Tel Awiwem. Nie ulega jednak wątpliwości, że kolejne uczestnictwo wojsk polskich w wojnach bliskowschodnich generuje nienawiść do Polski w środowisku fundamentalistów islamskich.

Tak naprawdę głównym atutem w rękach Polaków w stosunkach z USA jest plan włączenia naszego kraju w tzw. tarczę antyrakietową. Plan budowy wyrzutni rakiet na naszym terytorium może się okazać bardzo ważny dla Amerykanów. Pomysł ten mocno oprotestowała Rosja. Rosjanie twierdzą, że po ewentualnym montażu takich wyrzutni stalibyśmy się strategicznych celem dla sił nuklearnych Rosji. Z drugiej strony Polska weszłaby w skład katalogu państw najbardziej zagrożonych zamachami terrorystycznymi, gdyż owe amerykańskie wyrzutnie miałyby chronić USA nade wszystko przed zagrożeniem irańskim. Nasz kraj musiałby więc ponieść bardzo dotkliwe ciężary polityczne za ewentualną zgodę na rozmieszczenie powyższych rakiet i radarów. Dlatego premier Kaczyński mówi o „żmudnych negocjacjach”, które musiałyby poprzedzić ewentualną decyzję polskiego rządu w tej sprawie. Polska żąda ochrony nie tylko przed rakietami dalekiego zasięgu, ale i bezpośredniej ochrony militarnej przed ewentualnym atakiem rakietowym Rosji.

Inną sprawą podnoszoną przez polskie władze jest bezpieczeństwo energetyczne Polski. Ten rodzaj bezpieczeństwa miałby zapewnić gazociąg południowy, mający łączyć Europę Środkową z Azerbejdżanem i Kazachstanem, krajami niezwykle bogatymi w gaz ziemny. Firmy amerykańskie miałyby wybudować ów gazociąg, co byłoby bardzo konkretnym wkładem USA w bezpieczeństwo centralnej Europy, w tym Polski. Plan ten jest rzeczywiście bardzo ciekawy, choć nie wiadomo, czy zrekompensowałby straty wynikające z konfliktów z Rosją i fundamentalistycznymi państwami islamskimi.

Nie ulega wątpliwości, że Polska powinna utrzymywać dobre stosunki z USA. Musi bezwzględnie domagać się ochrony swoich interesów chociażby z uwagi na pomoc, jakiej udzieliliśmy Ameryce w jej bliskowschodnich akcjach. Powstaje jednak pytanie, czy całą politykę zagraniczną powinniśmy oprzeć na sojuszu z dalekim supermocarstwem? Wydaje się, że nasz kraj ma dzisiaj granice i strukturę ludnościową, która pozwala mu zachować dobrosąsiedzkie stosunki z wieloma państwami. Na wielką globalną politykę możemy sobie pozwolić dopiero, gdy będziemy mieć wielką, globalną siłę gospodarczą,. Do tego czasu należy zachować wiele wariantów taktycznych sojuszy na kontynencie eurazjatyckim. Dla Amerykanów nie jesteśmy partnerem na tyle ważnym, aby chcieli się oni angażować we wszystkie spory i konflikty, które dotyczą naszego kraju. Z większością tych problemów musimy sobie radzić sami. Waszyngton potrzebuje Polski do swoich bardzo doraźnych interesów i o tym trzeba zawsze pamiętać. Tymczasem nie jest w interesie Polski wchodzić we wszystkie spory i konflikty, w które angażują się Stany Zjednoczone. Z jednej strony wartościowe są zatem wszelkie inicjatywy środkowoeuropejskie polskiego rządu (kreowanie dobrych stosunków z Ukrainą, bardzo sensowne kupno rafinerii w Możejkach na Litwie), z drugiej – należy pomyśleć o ociepleniu stosunków z Rosją. Z Rosjanami zaś będziemy mogli wejść w partnerskie układy tylko pod warunkiem zbudowania niezależności energetycznej, tak istotnej dla suwerennego bytu Rzeczypospolitej.

Tak jak wspomniałem, Polska musi prowadzić politykę zakładającą różne warianty możliwych sojuszy na arenie europejskiej, tak aby zachować maksimum suwerenności w wielu obszarach życia. Z partnerem amerykańskim trzeba zaś utrzymywać jak najlepsze stosunki, ale nie może to być więź na śmierć i życie, gdyż – jak wiemy z historii – w sytuacji krytycznej nikt w Waszyngtonie może nie zechcieć „umrzeć” za Polskę.

Mieczysław Ryba
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl