Paradoksy i tajemnice Ojca Kolbego

Życie i dzieło o. Maksymiliana Kolbego są ogromnym obszarem wartości i
wiadomości, dóbr duchowych i nauk, pism i dokumentów. Warto je badać, studiować,
uczyć się z nich. Osobowość i duchowość o. Kolbego były zarówno ogromnie
skomplikowane, jak i dziecięco proste. Spróbuję dotknąć choć kilku podstawowych
spraw, które stanowiły centrum jego dzieła, a zarazem, widoczne od zewnątrz –
wiodą gdzieś w tajemniczą głąb. Są to paradoksy o. Kolbego, w których
najdobitniej ujawnia się harmonia jego osobowości, jego duchowości. Są to też
tajemnice o. Kolbego.

Ojciec Maksymilian łączył styl i rytm życia człowieka energicznego, pełnego sił,
całkowicie zdrowego, zdolnego do każdego, nawet najcięższego, wysiłku
fizycznego, psychicznego i duchowego z faktycznym (od 23. roku życia) stałym
stanem chorobowym. Miał gruźlicę. Gorączkował, okresowo pluł krwią, kaszlał,
stracił jedno płuco. Mimo to wykładał, głosił nauki, pisał, podróżował, kręcił
korbą maszyny drukarskiej, dźwigał paczki z kilogramami papieru na pocztę,
pracował na budowie, sprawował Liturgię i sakramenty, zarządzał ogromną "zagrodą
Niepokalanej" w Polsce, dużym ośrodkiem misyjnym w Japonii. Choć poddawał się
poleceniom przełożonych i lekarzy, wyjeżdżając na kuracje do sanatorium, to i
tam służył jako kapłan, a gdy tylko wracał, zapominał o chorobie, o "bracie
osiołku", jak nazywał swoje ciało, naśladując w ten sposób św. Franciszka.
Posługę duszpasterską pełnił także chory w więzieniu, skatowany w obozie
koncentracyjnym, skazany na śmierć w bunkrze głodowym.

Łączył polskość z uniwersalnością
Był zanurzony w polskiej tradycji, zwłaszcza romantycznej i niepodległościowej,
katolickiej. Znał je, cenił, czerpał z nich, żył nimi. Uważał je za podstawowe
wartości. Jako chłopiec chciał bić się o niepodległość Polski będącej wtedy pod
zaborami, wybrał jednak powołanie zakonne. Jako redaktor mobilizował siły Narodu
do walki o niepodległość, zamieszczając w swoich czasopismach karykatury Hitlera
w 1939 roku. W latach wojny podtrzymywał ducha przetrwania, dążąc do wydawania
"Rycerza Niepokalanej" – uzyskał zezwolenie niemieckich władz okupacyjnych na
jeden numer, ale zapewne właśnie entuzjazm, z jakim w okresie Bożego Narodzenia
1940 r. został on przyjęty, stał się jednym z bezpośrednich powodów jego
aresztowania i zesłania do obozu koncentracyjnego. Jako członek zakonu o zasięgu
globalnym działał – właśnie – globalnie. Pragnął podbić dla Niepokalanej, jak
mówił, cały świat. Stąd jego duchowy związek z wieloma świętymi pochodzącymi z
różnych krajów, stąd pomysł i idea misji w Japonii, plany ogarnięcia zarówno
publikacjami, jak i misjami wszystkich kontynentów.

Łączył umiłowanie wspólnoty lokalnej z działalnością misyjną
Dążył do jak najlepszego zorganizowania pracy i modlitwy danej, najbliższej
wspólnoty – ściśle wedle reguły zakonnej, w celu zapewnienia najwyższej
efektywności pracy, najlepszego rozwoju duchowego, a także "wyniszczenia dla
Niepokalanej". Ułożył nawet w określony rytm ostatnie dni życia grupy dziesięciu
więźniów-skazańców w bunkrze śmierci. Świadkowie, którzy słyszeli przez ściany,
co dzieje się w bunkrze, stwierdzili, że godziny powolnego konania podzielone
były na śpiew pieśni religijnych i zbiorową modlitwę, które prowadził o. Kolbe,
oraz jego nauki, które wygłaszał do końca, aczkolwiek coraz bardziej słabnącym
głosem. Kandydatów do swych klasztorów przyjmował osobiście. Znał po imieniu
każdego mnicha, nowicjusza, ucznia małego seminarium. Jako przełożony wprowadził
w Niepokalanowie zasadę, że każdy ojciec czy brat, choć należy do określonego
zespołu roboczego i ma swojego bezpośredniego przełożonego, to w każdej sprawie
może zwracać się bezpośrednio do niego, gwardiana, i to we dnie i w nocy.
Zarazem troszczył się o misje na całym świecie, nie tylko te, które sam
prowadził. Wydawał "Biuletyn Misyjny". Utrzymywał regularną korespondencję z
braćmi misjonarzami w wielu krajach. Stale myślał o rozszerzaniu działalności
misyjnej. Gdy wrócił z Japonii do Niepokalanowa w 1936 r., nie zgolił długiej,
misjonarskiej brody, którą zapuścił już w drodze do Japonii, traktując nadal swą
pracę w tej wspólnocie lokalnej jako pracę misyjną i zaznaczając swą stałą
gotowość udania się na misje. (Brodę zgolił dopiero w 1939 r., aby nie zwracać
na siebie uwagi niemieckich okupantów.)

Łączył powagę z poczuciem humoru
Powaga i surowość w sprawowaniu służby Bożej i stylu życia współgrała u o.
Maksymiliana z otwartością i uśmiechem. Spędzał klasztorne "rekreacje" z braćmi,
grając w szachy, żartując, opowiadając swe przygody w dalekich krajach, na
lądzie i morzu. W sztuce "Mój syn, Maksymilian" (Wyd. Franciszkańskie "Bratni
Zew", Kraków 2010, s. 31-32), wykorzystałem – prawdziwą – anegdotę, którą
usłyszałem po raz pierwszy od brata Sergiusza w Nagasaki. W mojej sztuce brat
Leon opowiada Matce, Mariannie Kolbowej: "BRAT LEON: Więc oni tam głodowali. W
Japonii. Taka jest prawda. Bo ojciec wszystkie pieniądze, jakie miał, a nie miał
ich nigdy wiele, przeznaczał na druk, na maszyny, na kolportaż. Na jedzeniu
oszczędzał. Na wszystkim, zresztą, poza "Rycerzem". Głodno było stale. Tylko ryż
i jarzyny, a raczej jakieś dziwne zielska, po najniższej cenie. Więc głód,
ubóstwo, bieda, wręcz nędza. Ludzie, to znaczy sąsiedzi, to znaczy Japończycy,
to znaczy poganie, ich odwiedzali. To wiedzieli i widzieli. Raz zajrzał rzeźnik
z Urakami. Tam mieszkali, w tej dzielnicy. I zobaczył, jaka nędza. Jaka dieta.
Śmieje się. Poszedł i zaraz wrócił z kawałem wołowiny. Takim wielkim. Nie
przesadzam. Taaakim. Brat Hilary, który wtedy kucharzył, aż zdziczał ze
szczęścia. Chciał zaraz ugotować, albo usmażyć, cały ten kawał. Zaczął to mięso
upychać w garnku na kuchni, ale garnek był za mały. I akurat w tym momencie
przyszedł w odwiedziny biskup Haysaka, ordynariusz diecezji Nagasaki. Czasem ich
odwiedzał. Już ocenił ich oddanie sprawie Niepokalanej, budował się surowością
ich życia, tym ubóstwem franciszkańskim, tymi ciągłymi postami. A tu na kuchni
ogromny kawał mięsa wystaje z garnka. Brat Hilary tak się przejął, że zapomniał
nawet tych kilku słów japońskich, które znał. Stracił głowę. Nie potrafił
wyjaśnić, skąd wzięło się mięso. Coś bełkotał. Mięso zaczęło się palić. Kuchnia
pełna dymu. Brat Hilary rzuca się otwierać okna. Biskup stoi spowity dymem. Na
szczęście akurat przyszedł ojciec Maksymilian. Odstawił garnek z ognia. Ucałował
biskupa w pierścień. Wypytał brata Hilarego. Wyjaśnił wszystko biskupowi. To się
biskup uśmiał. Śmieje się. MATKA: Nigdy mi o tym nie pisał. BRAT LEON: Ale wśród
braci to była ulubiona opowieść. Tu biskup. Tu mięso. Tu brat Hilary w panice.
Tu nasz post głodowy. A tu kawał mięsa. I mięso się pali. Pełno dymu. Ojciec
Maksymilian wpada. Garnek odstawia. Okno otwiera. Dym wypędza. Ogień gasi. Na
kolana przed biskupem pada. Śmieje się. Nieraz prosiliśmy ojca, aby nam znów to
opowiedział".

Łączył niezłomną wiarę z tolerancją
Niezłomna, czysta i jednoznaczna wiara nie przeszkadzała o. Maksymilianowi
przejawiać wobec innych pełnej i bezwarunkowej tolerancji. Najpierw kształtowała
go polska tradycja tolerancji religijnej, którą uważał za wielką wartość i stale
ją sam praktykował. Potem na jego formację miały znaczący wpływ studia w Rzymie,
wśród braci wielu narodowości. Ogarniał pasją nawracania wszystkich, ale było mu
absolutnie obce narzucanie swojej wiary, poglądów innym. Wszystkich miłował z tą
samą bezkompromisowością. W Polsce przeciwstawiał się atakom na Żydów. W czasie
wojny opiekował się rannymi Niemcami, a potem dawał schronienie bez wyjątku –
Polakom, Żydom, volksdeutschom.

Łączył tradycję z nowoczesnością
Charakterystyczne było dla niego połączenie powrotu do średniowiecza, do
świętego Franciszka z Asyżu, z radykalnym wychyleniem ku nowoczesności. Wracał
do "biedaczyny z Asyżu" – w swojej prostocie, ubóstwie, postach, umartwieniach,
surowości życia i praktyk religijnych, w ścisłym przestrzeganiu reguły zakonnej.
Równocześnie, z całkowitą otwartością i wręcz zachłannością zaprzęgał do swego
dzieła najnowocześniejsze maszyny, technologie, wynalazki. Już jako uczeń
zaskakiwał nauczycieli pomysłami i projektami statków kosmicznych, rakiet
międzyplanetarnych. Współcześni autorzy twierdzą, że, wtedy niewykonalne, dziś,
w XXI wieku, te aparaty byłyby możliwe do zbudowania i zdolne do funkcjonowania.
Jako wydawca rozglądał się za wciąż nowymi maszynami drukarskimi, prasami,
obcinarkami, pakowarkami itp. Najpierw kupował urządzenia używane, a potem
sprowadzał nowiutkie, prosto z fabryk. Stosował zasadę: dla siebie – tylko to,
co najprostsze i najuboższe: minimum strawy, ciepła, wygód, a dla wydawnictw –
najnowocześniejsze urządzenia, maszyny, technologie.
W Niepokalanowie wybudował bocznicę kolejową do samych drzwi dystrybutorni
czasopism. Miał park transportowy złożony z ciężarówek. Już planował zbudowanie
lotniska w Niepokalanowie, aby przyspieszyć i usprawnić transport druków. Już
wyszkolił dwóch pierwszych braci-pilotów. Sam podróżował samolotem, jeśli taka
była potrzeba, ale z reguły jeździł pociągiem, i to zawsze najniższą klasą. Już
uruchomił w Niepokalanowie radio i już myślał o telewizji – byłaby to jedna z
pierwszych stacji TV na świecie.

Łączył maryjność z chrystocentryzmem
Oskarżany o nadmierne akcentowanie kultu Niepokalanej, nieraz wykładał, jak
prowadzi Ona do Chrystusa i jak oddawanie czci Chrystusowi obejmuje Jego Matkę.
Próbowałem dotknąć tych trudnych spraw w dialogu Przełożonego i o. Maksymiliana
w mej sztuce "Maximilianus". Nie jestem teologiem, dlatego korzystałem z
wykładni specjalistów. Zainteresowanych odsyłam do tego dialogu.
Oscylując pomiędzy licznymi paradoksami i sprzecznościami, które dla niego nie
były ani paradoksami, ani sprzecznościami, o. Maksymilian łączył życie ziemskie,
takie jak każdego człowieka: pracę, działanie, kierowanie małymi i wielkimi
zespołami, odbywanie i sprawowanie praktyk religijnych, chorobę, życiowe
czynności i funkcje, z tym, co wymyka się opisowi, czego nie da się ująć ani
słowem, ani obrazem. Już za życia ziemskiego sięgał w życie pozaziemskie.
To jego największa, a zarazem najprostsza tajemnica. Tajemnica jego świętości.

 

Prof. Kazimierz Braun
 


Autor jest pisarzem, reżyserem, uczonym. Napisał ponad 40 książek, w tym
trzy sztuki o św. Maksymilianie Kolbem: "Maximilianus", "Cela ojca
Maksymiliana", "Mój syn, Maksymilian". Zostały one opublikowane przez
Franciszkańskie Wydawnictwo "Bratni Zew" w Krakowie (2010). W całości lub we
fragmentach były wystawiane w Polsce i USA. W Tarnowskim Teatrze im. L.
Solskiego odbyła się 18 czerwca br. premiera "Celi ojca Maksymiliana" w
reżyserii autora.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl