Legenda o świętym Oleksym

Ścieżka obok drogi

Stefan Kisielewski mawiał, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju. Odnosił to spostrzeżenie przede wszystkim do sfery gospodarczej, w której socjaliści rzeczywiście stworzyli coś, czego świat nie widział, ale wydaje się, że dotyczy to również innych sfer, na przykład sfery prawnej. Oto w ostatnim dniu stycznia Sąd Najwyższy umorzył postępowanie lustracyjne wobec Józefa Oleksego, stwierdzając, że wprawdzie był on współpracownikiem Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego, jednak jeśli w oświadczeniu lustracyjnym twierdził, że żadnym współpracownikiem nie był, to wszystko w porządku, bo działał pod wpływem błędu. Błąd zaś wziął się stąd, że szef Wojskowych Służb Informacyjnych powiedział mu, iż tego nie trzeba odnotowywać.

Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – mawiał dobry wojak Szwejk. Krótko mówiąc, Sąd Najwyższy uznał, że Józef Oleksy wprawdzie rozminął się z prawdą, ale nie skłamał, bo zasadniczo chciał dobrze. Takie stawianie sprawy najwyraźniej wchodzi Sądowi Najwyższemu w nawyk, bo podobnie rozumował, oczyszczając w swoim czasie z podejrzeń o lustracyjne kłamstwo Mariana Jurczyka. Przypomina to pewnego jezuitę snobującego się na arystokrację. Kiedy utytułowana dama wyznała mu na spowiedzi, że zdradziła męża, odparł: jestem pewien, że czyniąc to, nie miałaś nic złego na myśli. Przy takiej wykładni żaden konfident nie potrzebuje się już niczego obawiać, zwłaszcza że nowelizacja ustawy lustracyjnej z inicjatywy pana prezydenta nie tylko przywraca postępowanie sądowe, ale i procedurę karną. A powiedzmy sobie szczerze – który konfident nie chciał dobrze? Wygląda na to, że ofiary same się skrzywdziły, a w takim razie – dobrze im tak! Niech na drugi raz uważają!

Te logiczne osobliwości oddziałują na tak zwanych zwykłych ludzi, o czym mogłem się przekonać po opublikowaniu przez „Dziennik” informacji, iż zajmuję się „żebractwem”, za które urzędnicy MSWiA gotowi są, z braku lepszego pretekstu, nawet mnie ukarać. Taki poziom ignorancji prawniczej na szczeblu ministerialnym jest trochę niepokojący, bo jeśli, dajmy na to, pani profesor prawa na stanowisku prezydenta Warszawy nie jest pewna, czy i kiedy ma składać oświadczenia majątkowe i pyta o to jakiegoś referenta z województwa, to niechże przynajmniej w ministerstwie wiedzą coś na pewno. Tymczasem okazuje się, że nie wiedzą nawet tego, iż żebractwo charakteryzuje się brakiem świadczenia wzajemnego, podczas gdy ja na stronie autorskiej bezpłatnie oferuję czytelnikom zestaw publikacji przeze mnie napisanych. Ale mniejsza już o to, bo spotkałem się też z bardzo wieloma objawami życzliwości, m.in. w postaci rad, co powinienem zrobić, żeby uchronić się przed karą. Niektóre z tych rad charakteryzowały się wyrafinowaną pomysłowością, na widok której ściskało mi się serce, że jest ona marnotrawiona na walkę z absurdami produkowanymi przez durniów lub łajdaków zadekowanych po różnych sejmach, senatach i ministerstwach, a nie wykorzystywana dla dobra gospodarki czy państwa. Tymczasem ja, kierując się rosyjskim przysłowiem, że „łarczik prosto atkrywajetsia” (szkatułka po prostu się otwiera), lubię rozwiązania najprostsze, bo najtrudniej coś im zarzucić. Na przykład, co można zarzucić protokołowi przekazania transatlantyku: „Statek SS „Polonia” zdan kapitanem Eustazym Borkowskim kapitanu Mamertu Stankiewiczu w stanie takim, w jakim jest”. Gdynia, data i dwa podpisy. Niczego zarzucić mu nie można. Na takiej samej zasadzie Trybunał Konstytucyjny, chcąc obalić bardzo lakoniczną uchwałę lustracyjną Sejmu z 28 maja 1992 roku, musiał złamać prawo.

Teraz Trybunał Konstytucyjny orzekł z kolei, tym razem słusznie, że przepisy uniemożliwiające egzekucję wierzytelności z majątku szpitali są sprzeczne z Konstytucją. Postawiło to kilkaset zadłużonych szpitali w obliczu zamknięcia. Tęgie głowy w Sejmie już kombinują, jakby tu stworzyć nowe pozory legalności dla ponownego zablokowania egzekucji wierzytelności z majątku szpitali. Słowem – socjalizm bohatersko walczy… i tak dalej. Spróbujmy bowiem zastanowić się, dlaczego właściwie szpitale są zadłużone. Bo Narodowy Fundusz Zdrowia daje im za mało pieniędzy. Tymczasem gdyby państwo nie zabierało obywatelom ponad 80 proc. dochodu w podatkach, a dajmy na to najwyżej 20 procent, to obywateli byłoby stać na zapłacenie za szpital. Taki obywatel przychodziłby do szpitala z pieniędzmi, a w tej sytuacji niemożliwe by było, żeby szpital popadł w długi. Możliwe byłoby to tylko w jednym wypadku – gdyby nie miał pacjentów. Ale wtedy znaczyłoby to tylko tyle, że jest niepotrzebny. Dlaczego więc nikt nie chce zrobić takiej reformy? To proste – bo wtedy banda pasożytów, która z tzw. bezpłatnej służby zdrowia uczyniła sobie żyłę złota, straciłaby te alimenty. A to właśnie ona decyduje o wszystkich reformach, więc nic dziwnego, że nie da sobie zrobić krzywdy. Żeby jednak swoją nikczemną motywację ukryć, robi tak zwanym zwykłym ludziom wodę z mózgu, że tak musi być, że inaczej niby nie można. I tak pokrywa nas coraz szczelniej cień tej zbrodniczej bredni, że w końcu nie dziwimy się już nawet orzeczeniom Sądu Najwyższego.

Stanisław Michalkiewicz
drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl