Kim są „moherowe berety”, czyli demaskacja kłamstwa

W hołdzie sygnatariuszom listu „Przestańcie szkodzić Polsce!”

Prof. Rafał Broda

Od dwudziestu lat z narastającym poczuciem bezsilności i gniewu przyglądamy się polityczno-społecznym wydarzeniom, które zmieniają Polskę. Nasze nadzieje i wyobrażenia, które z zaskakującą spontanicznością zjednoczyły Polaków w zrywie „Solidarności” lat 1980-1981, już od pierwszych lat tzw. transformacji po 1989 roku szybko zaczęły się rozwiewać w splocie dziwnych decyzji politycznych, w których uzurpatorskie elity poczęły budować nową rzeczywistość. Prawie codziennie stajemy wobec faktów tworzonych przez ludzi władzy, które budzą niepokój, oburzenie, aż po gniew rodzący uporczywe pytanie: Kim właściwie są ludzie, którzy nami rządzą?

Geneza listu otwartego i akcja zbierania podpisów

To pytanie zdaje się być dzisiaj szczególnie aktualne, a gniew, który każe je stawiać, sprowokował nas z kpt. ż.w. Zbigniewem Sulatyckim do sformułowania listu otwartego pt. „Przestańcie szkodzić Polsce!”, skierowanego do premiera Donalda Tuska, marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i marszałka Senatu Bogdana Borusewicza. List ten przesłaliśmy także do wiadomości prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Wyraziliśmy w nim w mocnych i bezpośrednich słowach swoją dezaprobatę dla całości działań rządu RP, a zilustrowaliśmy te działania szczególnie jaskrawymi przykładami destrukcyjnego postępowania władz wobec oddolnych inicjatyw, które podejmują środowiska skupione wokół Radia Maryja. Ten szczególnie dobrze udokumentowany zbiór faktów ujawnia w najbardziej wyraźny sposób, że władze, które nie spełniają podstawowych obowiązków konstytucyjnych, potwierdzonych złożonymi wobec Narodu przysięgami, posuwają się w swojej destrukcji jeszcze dalej, blokując i niszcząc oddolne inicjatywy skierowane na rozwój Narodu i budowę jego pomyślności. Te fakty skłoniły nas do sformułowania ostrego wezwania zawartego już w tytule listu, a dalej do sugestii, by władze, a więc adresaci listu, ustąpiły ze swoich stanowisk, jeżeli nie potrafią nie szkodzić.

Było dla nas rzeczą oczywistą, że sygnowanie tego listu przez dwie osoby pozbawi go jakiegokolwiek znaczenia i dlatego zwróciliśmy się do innych osób, czy widzą sprawy podobnie i zechcą ten list podpisać. Nie zwracaliśmy się jednak tym razem do wielu osób, które już sygnowały wspólnie z nami inne listy otwarte, ale sięgnęliśmy głównie po opinię do znanych nam środowisk Polonii, aby sprawdzić ich reakcję na treść naszego listu. Odzew był zupełnie zaskakujący i uświadomił nam, że z oddali, głównie zza oceanu, wielu ludzi podobnie ocenia dzisiejszą sytuację w Polsce. To nieoczekiwanie spontaniczne poparcie skłoniło nas do publicznego wystąpienia z treścią listu i ogłoszenia nazwisk ponad dwustu pierwszych sygnatariuszy. Zwróciliśmy się z prośbą o udostępnienie anteny Radia Maryja i łamów „Naszego Dziennika” jako jedynych mediów, u których mogliśmy liczyć na wsparcie, by podać ten fakt do publicznej wiadomości. Miało to miejsce 5 marca 2009 r. i stało się początkiem akcji, która przekształciła się szybko w zjawisko socjologiczne, które może być już dzisiaj ocenione jako jeden ze znaków czasu.

Zwróciliśmy się do słuchaczy Radia Maryja i do czytelników „Naszego Dziennika”, by ci, którzy zgadzają się z treścią listu i pragną znaleźć się na liście sygnatariuszy, przekazywali swoje poparcie na nasze adresy elektroniczne lub tradycyjną przesyłką pocztową. Poprosiliśmy także, by osoby, które zechcą tak uczynić, dołączyły w miarę możliwości pełniejsze informacje o sobie, a zwłaszcza by podały miejsce zamieszkania, swój zawód i ewentualny tytuł naukowy lub zawodowy. Bardzo szybko po tym pierwszym wystąpieniu zostaliśmy zasypani tak narastającą lawiną zgłoszeń, że postanowiliśmy uruchomić dodatkową możliwość rejestracji automatycznej na specjalnie w tym celu utworzonej stronie internetowej o nazwie „My – naród”. Od wielu sygnatariuszy otrzymujemy słowa poparcia, często rozwinięte w obszerne, ciekawe, a nawet wzruszające wątki osobiste. Fragmenty tych listów odczytywałem na antenie Radia Maryja w czasie nadawania kolejnych komunikatów o rozwijającej się akcji.

W czasie, gdy piszę te słowa, akcja nadal trwa i otrzymujemy dalsze liczne deklaracje poparcia. Są one starannie układane w kolejne alfabetyczne listy, które są publikowane w „Naszym Dzienniku” dzięki uprzejmości i wsparciu Redakcji, a także są zamieszczane sukcesywnie na stronie internetowej „My – naród” i na stronie Radia Maryja. Obecnie liczba sygnatariuszy przekroczyła 15 tysięcy, wliczając w to ponad 4,5 tysiąca rejestracji odnotowanych bezpośrednio w internecie. Pominęliśmy w tym rachunku zgłoszenia, które jeszcze nie są uporządkowane w listy, a można je oszacować na co najmniej dodatkowe 3 tysiące. W miarę rozwijania się akcji pojawiają się próby jej zakłócania, ale na szczęście, jak dotychczas, nie mają praktycznie żadnego wpływu na zbierane dane. Nie chcę dzisiaj szerzej pisać na ten temat, bo mam do przekazania o wiele ważniejsze wiadomości; być może kiedyś będzie taka potrzeba, by powrócić także do spraw przykrych.

Dzisiaj pragnę przekazać, w imieniu kpt. Zbigniewa Sulatyckiego i swoim, serdeczne podziękowania wszystkim dotychczasowym sygnatariuszom listu za ich wysiłek, za wiele ciepłych słów i za cierpliwość wynikającą ze zrozumienia wszelkich naszych pomyłek i opóźnień. W podzięce za to wszystko pragnę w dalszej części przedstawić niezwykle ciekawe wyniki analizy zebranych danych, które w wielkim pośpiechu udało mi się przeprowadzić, a które demaskują obiegowe, rozpowszechniane szeroko przez wiele lat kłamstwa. Wiem, że te wyniki są bardzo ważne, a wnioski płynące z nich jeszcze ważniejsze, dlatego czuję się zobowiązany do opisania ich w sposób wyczerpujący.

Charakterystyka badanej grupy

Do badania wybrano dane z grupy 9403 pierwszych sygnatariuszy, którzy zgłosili swoje poparcie zwykłą lub elektroniczną pocztą. Liczba ta jest znacznie większa, niż liczby stosowane zwykle w badaniach sondażowych, których wynikami jesteśmy codziennie bombardowani, natomiast może ona być w przyszłości jeszcze powiększona o dalsze napływające dane. Wybór takiej próbki podyktowany był wyłącznie chęcią wykonania analizy bez oczekiwania na zakończenie akcji, która wciąż jeszcze trwa. Jakkolwiek bogata statystycznie lista rejestracji internetowej zawiera w olbrzymiej większości wiarygodne dane, możliwość interwencji intruzów zakłócających świadomie proces zbierania podpisów jest tam znacznie większa, dlatego te dane będą osobno analizowane w późniejszym terminie.

Podstawowe pytania, na które trzeba na początku odpowiedzieć, brzmią: „Kim są ludzie z tej konkretnie badanej grupy?” i „Na ile ich dobór był przypadkowy, tzn. niezakłócony procesem zbierania danych?”. Tę drugą kwestię rozstrzygnął przedstawiony poniżej sprawdzian, od którego rozpoczęto analizę.

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest oczywista, ale wymaga wyraźnego doprecyzowania, bo mamy do czynienia z wybitnie ukierunkowaną selekcją, wybierającą specyficzną grupę ludzi, którzy:

1. Zgadzają się z treścią podpisywanego listu, zdecydowanie krytycznie oceniają działania obecnych władz i są gotowi do wyrażenia swojej krytyki w mocny i najbardziej bezpośredni sposób.

2. Są ludźmi aktywnymi, odważnymi, otwartymi na sprawy publiczne, bardzo zainteresowanymi tym, co dzieje się z Polską i pragnącymi uczestniczyć w działaniach służących zmianie sytuacji, która ich niepokoi.

3. Są słuchaczami Radia Maryja, czytelnikami „Naszego Dziennika” lub też osobami pozostającymi w zasięgu wpływu tych mediów.

W podanej charakterystyce badanej grupy najbardziej wyrazistą i specyficzną właściwością jest ta wymieniona w punkcie 3. Tutaj zbieg pewnych niekorzystnych dla akcji okoliczności okazał się być w istocie cenną przysługą, pozwalającą na bardzo ścisłe wyselekcjonowanie grupy pozostającej w zasięgu informacji płynących wyłącznie z Radia Maryja i „Naszego Dziennika”. Totalny bojkot informacyjny na temat akcji, zastosowany praktycznie we wszystkich innych mediach, który trwa już pełne dwa miesiące, uprawomocnił wniosek, że sygnatariusze dowiedzieli się o liście otwartym i prowadzonej akcji jedynie z anteny Radia Maryja lub z łamów „Naszego Dziennika”, bez względu na to, czy stało się to bezpośrednio, czy też za pośrednictwem innych osób. Można do tego dodać niewielką grupę czytelników tygodnika „Nasza Polska”, którego redakcja natychmiast wsparła akcję, i całkiem nieliczne grono internautów, ponieważ ze zdziwieniem odnotowaliśmy rezerwę i lekceważenie dla akcji wyrażane nawet przez komentatorów uchodzących za zdecydowanych krytyków obecnych władz. Jeszcze ściślejszy związek z Radiem Maryja niesie sama treść listu, w której los inicjatyw skupionych wokół Radia stanowił ilustrację postawionych zarzutów.

Mamy zatem do czynienia z badaniem grupy, którą można określić jako ważną część tzw. moherowych beretów, korzystając z określenia wykrzyczanego przez głównego adresata listu. Przedstawione poniżej wyniki badań odpowiadają na pytanie: Kim naprawdę są „moherowe berety”?, i ujawniają, że obiegowe opinie powtarzane przez długie lata przez polityków, dziennikarzy, publicystów i socjologów są wierutnym kłamstwem.

Wyniki analiz statystycznych sygnatariuszy listu

Na podstawie danych przekazanych przez sygnatariuszy listu uzyskano wyniki, które są przedstawione w kolejnych punktach.

Pomiar sprawdzający statystyczną wiarygodność badanej próbki

Dla przeprowadzenia tego testu wybrano cechę całkowicie niezależną od wszystkich elementów zawartych w charakterystyce wybranej grupy przedstawionej powyżej w punktach 1-3. Skorzystano mianowicie z danych dotyczących częstotliwości występowania różnych nazwisk w Polsce1 i wyliczono liczby osób o kilku wybranych popularnych w Polsce nazwiskach, których należałoby oczekiwać w spisie sygnatariuszy zawierającym pełną liczbę badanych osób. W tym przypadku wyjątkowo próbkę powiększono o sygnatariuszy rejestrujących się internetowo na stronie www.my-narod.4w3.pl, ponieważ dla tego testu uzyskane dane nie mogą budzić żadnej wątpliwości. W sumie w tym przypadku badana próbka liczyła 13,5 tys. osób. Na rys. 1 przedstawione są wyniki tej analizy i porównanie zliczonej wśród sygnatariuszy liczby osób o konkretnym nazwisku i liczby oczekiwanych przypadków.

Zgodność uzyskanych liczb z oczekiwaniami jest całkowicie satysfakcjonująca. Występujące niewielkie fluktuacje przy trzech nazwiskach mieszczą się w pełni w statystycznym rozrzucie, gdy wziąć pod uwagę błędy statystyczne (przykładowo 13 proc. dla nazwiska Nowak i 18 proc. dla nazwiska Zieliński) i fakt, że wciąż mamy do czynienia z małymi liczbami dla rozważań statystycznych. Zgodność ta nawet jest zaskakująca, biorąc pod uwagę dodatkowe korelacje wynikające z tej okoliczności, że często sygnatariusze zgłaszali się całymi rodzinami, tzn. kilka osób o tym samym nazwisku.

Wniosek: udokumentowano, że neutralne cechy badanej próbki są odtwarzane prawami statystycznymi, a wobec tego tendencje zaobserwowane w innych analizach powinny być rzeczywiste.

Rozkład geograficzny i strukturalny

Do zbadania tego rozkładu wykorzystano próbkę o liczbie 8081 sygnatariuszy, ponieważ od początkowej liczby 9403 trzeba było odjąć grupę 663 sygnatariuszy z Polonii i 659 osób, które zgłaszając poparcie, nie podały miejsca zamieszkania (w początkowej fazie nie była sygnalizowana taka konieczność).

Warto w tym miejscu wyróżnić wielki udział Polaków zamieszkałych poza granicami Polski, którzy zwłaszcza na pierwszej liście sygnatariuszy mocno zaznaczyli swoją obecność. Do dzisiaj mamy zgłoszenia płynące ze strony Polonii, a w badanej próbce otrzymaliśmy 663 głosy poparcia z następujących krajów: Kanada – 233, Niemcy – 135, USA – 131, Australia – 100, Szwajcaria – 13, Meksyk – 11, Wielka Brytania – 8, oraz mniejsze liczby sygnatariuszy z wielu innych krajów.

Wyniki analizy 8081 przypadków przedstawione są na kolejnych rysunkach. Rysunek 2 przedstawia mapę województw, na obszarze których pokazane są dwie liczby. Położona wyżej oznacza liczbę sygnatariuszy z całego terenu województwa, poniżej jest czynnik określający, na ile ta liczba jest mniejsza lub większa od oczekiwań wynikających z proporcji ludności zamieszkującej dane województwo. Czynniki te wahają się w granicach od 0,56 dla wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego, aż po 1,77 dla lubuskiego, ale w istocie dla większości województw jest to rozkład dość równomierny z niedużymi odchyleniami wokół wartości 1,0. Jeżeli ktoś koniecznie chce, może przykładać znaczenie do pewnej zbieżności z trwałymi preferencjami politycznymi odnotowywanymi dość regularnie w kolejnych wyborach, jednak z tymi wnioskami warto poczekać na pełną analizę po zakończeniu akcji.

Można zasygnalizować, że pobieżne spojrzenie na listę sygnatariuszy na stronie internetowej i liczne nowe zgłoszenia metodą tradycyjną wskazują na tendencje do wyrównywania teraz zaobserwowanych różnic. Trzeba też dopowiedzieć, że fluktuacje związane są z nadzwyczajną organizacją i aktywnością ludzi w niektórych miastach, gdy otrzymujemy obszerne zbiorowe listy nazwisk sygnatariuszy, często starannie podparte adresami i numerami PESEL. Tak Zielona Góra „zrobiła wynik” dla woj. lubuskiego, co także znajduje swoje odzwierciedlenie w dalszym przykładzie analizy miast.

Wniosek: analiza geograficzna pokazuje w znacznym stopniu równomierny rozkład liczby sygnatariuszy w różnych województwach na terenie całej Polski.

Na rys. 3 pokazane są liczby sygnatariuszy w głównych miastach województw, porównane z oczekiwaniami wynikającymi z podziału pełnej liczby badanej grupy według proporcji liczby ich mieszkańców w stosunku do całej ludności Polski. Wyraźnie widać, że dla wszystkich tych miast liczba sygnatariuszy jest znacznie, czasem wielokrotnie większa, niż należałoby oczekiwać z rozkładu przypadkowego. Od czynnika 1,3 dla Katowic i Olsztyna, przez 3,1 dla Krakowa, 4 dla Opola, 5,2 dla Lublina i Kielc, aż po wspomnianą wyżej fluktuację dla Zielonej Góry, gdzie liczba sygnatariuszy była dziesięciokrotnie większa od oczekiwanej. Warto odnotować, że także w stolicy Polski – w Warszawie, liczba sygnatariuszy przekroczyła 2,35 razy wartość oczekiwaną.

Sumaryczne wyniki otrzymanego i oczekiwanego rozkładu pokazano na rys. 4, gdzie zsumowane są wyniki z całej Polski dla czterech kategorii miejsc zamieszkania, według danych z ostatniego spisu ludności2. W kategorii głównych miast wojewódzkich obejmujących 19,4 proc. ludności uzyskano 2,6 razy większą od oczekiwań liczbę sygnatariuszy. W innych miastach powyżej 100 tys. mieszkańców (9,7 proc. populacji) odpowiedni czynnik wyniósł 0,88, a więc nieco mniej niż oczekiwania. W miastach od 20 do 100 tys. (19,4 proc. populacji) czynnik 1,04, to znaczy prawie zgodnie z oczekiwaniami, a w miastach i wsiach poniżej 20 tys. (51,7 proc. populacji) czynnik wyniósł 0,40, a więc 2,5 razy mniej niż oczekiwania.

Wniosek: Wynik jest oczywisty i jednoznacznie pokazuje, że mieszkańcy wielkich miast 2,6 razy częściej poparli list otwarty niż mieszkańcy mniejszych miast, natomiast mieszkańcy małych miasteczek i wsi uczynili to 2,5 razy rzadziej.

Wynika to prawdopodobnie z większej aktywności i sprawności organizacyjnej mieszkańców głównych miast, ale także tutaj mamy do czynienia z dużymi fluktuacjami występującymi dla poszczególnych miejscowości. Można tutaj podać przykład dwóch małych miast, warmińsko-mazurskiej Nidzicy (ok. 15 tys.) i dolnośląskiego Strzelina (ok. 12 tys.), w których liczba sygnatariuszy przekroczyła 54-krotnie wartość oczekiwaną, a dla wioski Jaworzynka (3,1 tys.) z ziemi cieszyńskiej 50 odnotowanych sygnatariuszy oznacza, że wartość oczekiwaną przekroczono 76-krotnie.

Przekrój społeczny, tytuły naukowe i zawodowe, wykształcenie wyższe

Potencjalnych sygnatariuszy zachęcaliśmy do podawania swoich zawodów, a także uzyskanych tytułów naukowych i zawodowych. Nie wszyscy tak uczynili, stąd wyniki podane w tej części określają precyzyjnie jedynie dolną granicę dla wielu rozważanych kategorii. W rzeczywistości prawdziwe liczby mogą być większe, gdyby uwzględnić tych wszystkich, którzy ze skromności lub na podstawie własnej oceny, że takie dane nie są ważne, powstrzymali się od ich podania.

Wejrzenie w publikowane listy sygnatariuszy pozwala dostrzec, że mamy do czynienia z pełnym przekrojem społecznym i zawodowym społeczeństwa. Na listach są robotnicy, rolnicy, urzędnicy, nauczyciele, przedsiębiorcy, rzemieślnicy, technicy, ekonomiści, prawnicy, naukowcy, dziennikarze, artyści, a także księża, zakonnicy, kombatanci, oficerowie wojska i pożarnictwa, a nawet poeci i pisarze. Są ludzie z pięknymi kartami życiorysów, znani i ci mniej znani, ludzie zorganizowani w stowarzyszeniach i różnych organizacjach, aktualni i byli posłowie, senatorowie, wreszcie osoby pełniące ważne funkcje w dziedzinie gospodarczo-społecznej. Są także ludzie bardzo młodzi, uczniowie, licealiści i studenci, a z rzadka nawet dzieci wpisane przez rodziców, zapewne próbujących je uświadomić, w czym uczestniczą.

Wiele starszych osób określiło swój status słowem „emeryt”, które zubożyło trochę informacje o przekroju społecznym. Jest w takim podejściu widoczna jakaś skromność, ale też towarzysząca jej duma z dobrze zasłużonego odpoczynku po długim okresie aktywności zawodowej, a być może nawet zadziorność wobec lekceważenia tej grupy społecznej przez aroganckich ludzi władzy. Warto przyjąć tę wolę wielu emerytów ze zrozumieniem, pamiętając, że za każdym przypadkiem stoi konkretny zawód, czasem ważna funkcja lub tytuł, którego nie sposób unieważnić przejściem na emeryturę.

Na rys. 5 pokazane są liczby dla wybranych kategorii hierarchii zawodowej, które w sumie określają liczbę sygnatariuszy z wyższym wykształceniem. Także tutaj trzeba zaznaczyć, że uzyskane liczby przypadków określają jedynie dolną granicę stanu faktycznego, ale nawet to minimum prowadzi do zaskakujących obserwacji.

Dla liczby profesorów, doktorów habilitowanych i doktorów można było pokazać porównanie z przewidywaniem, które oparte jest na danych o całkowitej liczbie ludzi w Polsce dysponujących tymi tytułami. Z danych bazy Informatora Nauki Polskiej3 wynika, że w próbce zawierającej 9403 osoby należałoby średnio oczekiwać 5 osób z tytułem profesora, podczas gdy jest ich w próbce 81, tzn. 15,6 razy więcej. Odpowiednio z tytułem doktora habilitowanego jest 4,3 razy więcej, a z tytułem doktora 7,0 razy więcej niż liczba oczekiwana.

Dla osób z tytułami mgr, mgr inż. i dla innych kategorii podanych na rys. 5 nie znaleziono odpowiednich danych porównawczych w skali całej populacji. Dlatego pokazano jedynie liczby ustalone w badanej grupie sygnatariuszy, przy czym ze względów praktycznych wysokość słupka reprezentującego sumaryczną liczbę 986 przypadków mgr i mgr inż. zredukowano czterokrotnie.

Suma liczb związanych ze wszystkimi kategoriami pokazanymi na rys. 5 wynosi 1670 i oznacza dolną granicę liczby osób z badanej grupy legitymujących się wyższym wykształceniem. Porównać ją można do oczekiwanej liczby 1543 wynikającej z publikowanych danych o wykształceniu polskiego społeczeństwa2. Dane te, uzyskane na podstawie ostatniego spisu ludności Polski, obejmują populację w wieku powyżej 13 lat (33 161 tys.) i określają, że 16,4 proc. z nich posiada wyższe wykształcenie. Jest rzeczą oczywistą, że w przedziale wiekowym 13-22 lata praktycznie nikt nie może mieć wyższego wykształcenia, ale jak zaznaczono powyżej, badana próbka obejmuje osoby także z tego przedziału wiekowego, zatem uzasadnione jest przeniesienie tych samych proporcji w oszacowaniu oczekiwanej liczby. W rzeczywistości w badanej grupie nawet ta niezwykle konserwatywnie policzona i podana powyżej liczba ludzi z wyższym wykształceniem jest większa od średniej w całej populacji. Gdy uzmysłowić sobie fakt, że liczbę tę trzeba powiększyć o tych, którzy nie podali odpowiedniej informacji, a także o tych, którzy mimo wyższego wykształcenia nie dysponują żadnym tytułem, można stwierdzić, iż liczba sygnatariuszy z wyższym wykształceniem jest znacznie większa niż średnia krajowa.

Wniosek: Sygnatariusze listu otwartego w porównaniu ze średnią krajową częściej posiadają wyższe wykształcenie i znacznie częściej dysponują tytułami naukowymi i zawodowymi.

Konkluzje

Akcja poparcia listu otwartego „Przestańcie szkodzić Polsce!” pozwoliła przeprowadzić analizę statystyczną blisko dziesięciotysięcznej grupy sygnatariuszy, którą wyróżniają następujące cechy: aktywność, odwaga, zainteresowanie sprawami publicznymi, zorganizowanie, szczególnie krytyczny stosunek do aktualnych władz oraz pozostawanie w bezpośrednim lub pośrednim zasięgu informacji płynących z Radia Maryja i „Naszego Dziennika”.

Całkowita blokada informacyjna na temat akcji zastosowana praktycznie przez wszystkie ośrodki medialne w Polsce poza Radiem Maryja i „Naszym Dziennikiem” umożliwiła ścisłe wyselekcjonowanie grupy, która pogardliwie jest określana jako „moherowe berety”, by następnie zbadać jej charakterystykę. W badaniu uzyskano odpowiedź na pytanie: Kim są Polacy wywodzący się z tej części społeczeństwa, która nazywana jest „moherowymi beretami”? Odpowiedź ta brzmi: Są to ludzie z całej Polski, z każdego jej rejonu i zakątka, ale głównie z dużych miast i zorganizowanych społeczności w mniejszych miejscowościach. Są ludźmi z całego przekroju społecznego, przedsiębiorczymi, o wyższym niż przeciętne wykształceniu, często dysponującymi tytułami i znacznymi osiągnięciami zawodowymi. Są ludźmi, którzy wchodzą w skład tzw. milczącej większości, która nie jest dopuszczana do publicznej debaty w głównych mediach, ale potrafi w przyszłości zabrzmieć mocnym głosem, gdy zajdzie taka potrzeba.

W zakończeniu, w imieniu kpt. Zbigniewa Sulatyckiego i swoim, pragnę serdecznie podziękować wszystkim aktualnym i przyszłym sygnatariuszom naszego listu. Pragnę także przekazać wszystkim „moherowym beretom” rady, które dzisiaj są szczególnie uzasadnione:

Jeżeli powiedzą Wam, że jesteście zalęknionymi ludźmi, nierozumiejącymi przemian i żyjącymi z dala od głównego nurtu wydarzeń – odpowiedzcie im: Kłamiecie!!!

Jeśli powiedzą Wam, że żyjecie z dala od centrów, gdzieś na dalekich peryferiach Polski, w małych społecznościach, którym się nie powiodło, bo nie potrafili się dostosować do nowych czasów – odpowiedzcie im: Kłamiecie!!!

Jeśli powiedzą Wam, że jesteście ludźmi niewykształconymi, mało aktywnymi, podatnymi na populistyczną demagogię i pozbawionymi elity – odpowiedzcie im: Kłamiecie!!!

Pozwolę sobie także w imieniu sygnatariuszy, opierając się na treściach zawartych w przesłanych do nas listach, skierować ostatnie słowa do rządzących, polityków, dziennikarzy głównych mediów i do wszystkich tych, którzy wypełniają dzisiaj w całości przestrzeń publiczną, uniemożliwiając prawdziwą debatę na temat Polski:

Przestańcie szkodzić Polsce i przestańcie kłamać!!! Wolność słowa oznacza wolność w przestrzeni publicznej, która ma ograniczony rozmiar, a wy wyczerpaliście już swój limit!!!


1 Słownik frekwencyjny nazwisk polskich http://elektronikjk.republika.pl/q26.html.

2 Baza danych Informatora Nauki Polskiej http://nauka-polska.pl.

3 GUS – Rocznik demograficzny 2008.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl