Jest zamówienie na anty-Katyń

Z prof. Inessą Jażborowską, członkiem Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw
Trudnych, rozmawia Piotr Falkowski

Kiedy zetknęła się Pani z problemem jeńców wojny 1920 roku?
– Wojna 1920 roku, w tym losy jej jeńców, była wymazywana ze świadomości
historycznej Rosjan na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Wiedzę naukową
zastępował mit "trzeciego pochodu Ententy" i Polski jako "forpoczty otoczenia
kapitalistycznego Rosji rewolucyjnej". W rzadkich wzmiankach dotyczących
wydarzeń tego okresu nie było mowy o jeńcach ani tej, ani tamtej strony. Problem
losu jeńców sowieckich dał o sobie znać stosunkowo niedawno, w okresie
pieriestrojki, kiedy Michaił Gorbaczow w 1990 roku złagodził dotychczasową
politykę zaprzeczania prawdzie o Katyniu, jednocześnie postanowieniem z 3
listopada 1990 roku wydał dla szeregu instytucji polecenie poszukiwania
przeciwwagi dla ujawnionej prawdy o Katyniu. Anty-Katyń planowano wykorzystać w
celach politycznych – do neutralizowania polskich roszczeń. Kierownictwo
polityczne wprost sugerowało części rosyjskiej Komisji Białych Plam, zajmującej
się ukrywanymi dotąd trudnymi epizodami naszej wspólnej historii, przytoczenie
jako przykładu trudnych losów jeńców sowieckich. Brałam wtedy udział w obradach
tej komisji. Przewodniczący części rosyjskiej, akademik Gieorgij Smirnow,
powiedział, że "nie podejmiemy się anty-Katynia" – poszukiwania pretekstów do
nowego konfliktu. Owocem prac komisji stały między innymi równoległe publikacje
prac Józefa Piłsudskiego i Michała Tuchaczewskiego oraz dwa moje artykuły,
przyjęte z uznaniem przez polskich kolegów.

Czyli już wtedy powstało iunctim problematyki Katynia i jeńców sowieckich
jako swoistego historycznego "bilansu" polsko-rosyjskich stosunków w XX wieku?

– Ale jednocześnie wśród służalczych dziennikarzy i paranaukowców znaleźli się
chętni do podjęcia się wykonania "zamówienia" władzy w stylu anty-Katynia.
Zaczęła się zawzięta polemika. O szeregu pseudonaukowych wynurzeń "z tezą"
przedstawiłam ostre krytyczne uwagi w wydanej w Warszawie (razem z prowadzącym w
latach 90. śledztwo katyńskie prokuratorem Naczelnej Prokuratury Wojskowej Rosji
Anatolijem Jabłokowem i ekspertem tejże Jurijem Zorią) książce "Katyń – zbrodnia
chroniona tajemnicą państwową". Po kilku latach badań ukazała się moja, we
współautorstwie z członkinią tejże komisji, dr hab. Walentyną Parsdanową,
książka pod tytułem "Rosja i Polska – syndrom wojny 1920 roku". Na podstawie
obszernej faktografii pokazałyśmy nie tylko historię wojny i jej następstwa, w
tym spekulacyjne rozkręcanie problemu jeńców. Ten wątek także zajął pokaźne
miejsce w dwóch wydaniach naszej książki "Syndrom katyński w stosunkach
sowiecko-polskich i rosyjsko-polskich", w artykułach w "Zeszytach Katyńskich"
(nr 22 i 23).

Czym różni się spojrzenie polskich i rosyjskich historyków na sprawę
sowieckich jeńców z 1920 roku?

– W pracach sensu stricto naukowych – praktycznie się nie różni. O tym dobitnie
świadczy ostatnio wydany zestaw artykułów polskich i rosyjskich specjalistów o
białych i czarnych plamach w historii stosunków między dwoma krajami. Ale w
części rosyjskich środków masowego przekazu i przede wszystkim w komentarzach na
stronach internetu, zorientowanych na tradycje nacjonalistyczne lub
komunistyczne, nie wygasa tendencja wykorzystania anty-Katynia.

Znalazło się zapotrzebowanie polityczne dla takiego sposobu myślenia?
– Właśnie. W toku każdej kampanii wyborczej komuniści i nacjonaliści dążą do
tego, żeby oczyścić pamięć historyczną z wypominania stalinowskich represji i
wraz ze Stalinem się zrehabilitować. Im prawdziwsza jest oficjalna wersja
zbrodni katyńskiej i przyjmują ją rosyjskie władze – prezydent, premier i Duma
Państwowa – tym głośniej protestuje opozycja. Trolle w internecie uparcie
twierdzą, że stalinowska polityka była słuszna, zgodna nie tylko z interesami
Rosji, lecz i z prawem. I anty-Katyń, w tym obarczanie winą za rzekome
zagłodzenie i nawet mordowanie jeńców sowieckich w polskich obozach jenieckich,
są do tego wykorzystywane. W kwietniu tego roku na przykład pierwszy kanał
telewizji rosyjskiej nadał program o jeńcach-czerwonoarmistach z 1920 roku w
Polsce. Mówiono o "obozach koncentracyjnych", a nawet "obozach śmierci". Zresztą
nie po raz pierwszy. Chyba z rozpaczy.

Jakie jest nastawienie rosyjskiego społeczeństwa do tej historii?
– Sprzeciw wobec gloryfikacji polityki Stalina z roku na rok rośnie. W tym samym
czasie, w kwietniu, w "Nowej Gazecie" była opublikowana dość szczegółowa
informacja o wynikach ankiety socjologicznej na temat obecnego stosunku Rosjan
do Stalina, w tym do problemu jeńców. Badanie przeprowadzono na próbce 1600
osób. Ankieta zawierała między innymi pytanie, czy i w jakim stopniu były
usprawiedliwione ofiary ponoszone przez naród w tym okresie. Zdaniem 60 proc.
respondentów, stalinizmu w ogóle nie można usprawiedliwiać. 24 proc.
usprawiedliwiało politykę represji "w jakiejś mierze". Podtrzymywaniem tego mitu
zainteresowani są przedstawiciele dawnych elit i obecnych komunistycznych oraz
część nacjonalistów. Bo obawiają się odpowiedzialności za trudności i
przestępstwa – kiedyś i teraz. Także stosunek do ofiar represji zmienia się na
pozytywny. Obecnie tak sądzi 71 proc. ankietowanych. Jeśli chodzi o jeńców
wszelkiego rodzaju, to ta liczba wynosi 45 procent. Pytano również, czy można
uznać za ofiary represji osoby, w stosunku do których nie było formalnej
decyzji, a także deportowanych i narody represjonowane. Wyniki ankiety pokazały,
że większość społeczeństwa jest za destalinizacją.

Czy większość rosyjskich historyków zajmujących się XX wiekiem podziela Pani
poglądy?

– Podejście nie jest z całą pewnością jednoznaczne. Z naukowego punktu widzenia
sprawa jest trudna, bo dane są bardzo nieprecyzyjne. Dlatego liczby można
dowolnie zmieniać. Tak jest z liczbą jeńców sowieckich, którzy umarli w Polsce.
Najczęściej mówi się o 16–18 tysiącach, do 20 tysięcy. Ale niektórzy autorzy
dopatrują się jeszcze dalszych tysięcy, nawet do 30, 50 i 80 tysięcy. Robią
sztuczne zabiegi, żeby liczbę chorych z jednego obozu, w którym panowała
epidemia, rozciągnąć na pozostałe. Wtedy wychodzą ogromne liczby, aż po 100
tysięcy u Natalii Narocznickiej. W prasie, w internecie, w komentarzach dla
mediów bardzo aktywni są krewni pracowników dawnych organów ścigania. Może
niewielka, ale hałaśliwa grupa. Nawet nazwiska brzmią tak samo jak u
funkcjonariuszy z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Czasami nawet
przyznają się, że "dziadek tam pracował". Teraz bronią jego "dobrego imienia",
dobytku…

Ale chyba od liczby jeńców sowieckich ważniejsza jest przyczyna ich śmierci?
– Ja przytoczyłam w książce "Syndrom katyński" dane podawane przez Muranowa,
członka Rady Rewolucyjno-Wojskowej Armii Czerwonej. Melduje on kierownictwu
państwa o stanie wojska po siedmiu latach ciężkich walk: "doszliśmy do
całkowitego wyczerpania"; pisze o głodzie, nieprzespanych nocach, o epidemiach
chorób zakaźnych, o chorych i rannych leżących w błocie po dworcach kolejowych
bez pomocy medycznej. Jest wiele danych potwierdzających, że wojsko w Rosji
sowieckiej przechodziło wtedy przez falę chorób. Taki był stan Armii Czerwonej
przed trafieniem do tych obozów. Jeńcy przynosili do nich swoje choroby. Więc to
nie była tylko kwestia warunków w polskich obozach jenieckich, ale ogólnej
sytuacji. Takiej samej zarówno w rosyjskich, jak i polskich obozach.

Skoro śmierć jeńców w 1920 roku ma być przeciwwagą dla Katynia, to rodzi się
pytanie o to, co nazwała Pani w książce "syndromem katyńskim". Dlaczego właśnie
zbrodnia katyńska jest dla części polityków i publicystów w Rosji taką zadrą?

– Członkowie rodzin represjonowanych w Rosji dostali jako taką rekompensatę,
niedużą, ale już do tego nie wracają, dokonano rehabilitacji i zamknięto sprawy.
A problem rehabilitacji ofiar Katynia jest bardzo aktualny. Tym samym wracamy do
problemów gułagu jako takiego, roli partii komunistycznej i Stalina. Okazuje się
to bardzo, bardzo aktualne dla społeczeństwa rosyjskiego, przechodzącego proces
destalinizacji. Ten proces nie podoba się władzy, już nie mówiąc o weteranach
organów ścigania. Niedawno w Katyniu Putin powiedział (chociaż bez przekonania):
"Stalin mścił się za czerwonoarmistów, którzy wtedy zginęli". Podał wówczas za
jednym z czasopism popularnonaukowych liczbę 32 tysięcy. Użycie tej liczby jest
niewiele warte, tak jak i sama teza. Stalin nigdy nie dbał o swoich jeńców.
Dlaczego miałby się za nich mścić? Raczej mogło chodzić o osobiste negatywne
wspomnienia z tamtej wojny. Był obwiniany o niesubordynację i spowodowanie
klęski, został zdegradowany i odwołany z Rady Rewolucyjno-Wojskowej. Warto
zwrócić uwagę na taki aspekt. Putin postawił akcent na inną rzecz – na wspólną
pamięć o byłych ofiarach. I żeby zostawić to za nami…

Dziękuję za rozmowę.

 


Profesor Inessa Jażborowska ukończyła historię, obroniła pracę doktorską i
habilitowała się na Uniwersytecie Moskiewskim. Jest autorką ponad 10 książek i
300 artykułów naukowych poświęconych głównie historii Polski i stosunków
dwustronnych. Jest historykiem, politologiem i socjologiem, zajmuje się
współczesnymi procesami społeczno-politycznymi i globalizacją na przykładzie
transformacji politycznej w Europie Środkowo-Wschodniej. Pracuje jako profesor w
Centrum Politologii i Socjologii Politycznej Instytutu Socjologii Rosyjskiej
Akademii Nauk.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl