Gdy cezar siada na ołtarzu…

Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim, biblistą z Uniwersytetu Kardynała
Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, rozmawia Bogusław Rąpała

Wielu katolików jest głęboko poruszonych i oburzonych sposobem potraktowania
ks. płk. Sławomira Żarskiego przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, który 11
listopada, po Mszy św. w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie, udzielił
duchownemu ostrej reprymendy.

– Patrzę na to z ogromnym zaskoczeniem i zdziwieniem. Dziwne, że dowiedzieliśmy
się o tej sprawie stosunkowo późno. Dziennikarze, którzy na co dzień śledzą
każdy krok i każde słowo ważnych osobistości, nie poinformowali o incydencie od
razu ani w następnych dniach. To, co się wydarzyło w zakrystii kościoła czy w
drodze do niej, bo relacje są niejasne, trzeba uznać za wielki skandal.
Prezydent, zwracając się do duchownego, "bo jest pułkownikiem, wojskowym", a
więc podlega prezydentowi, publicznie zganił wygłoszoną przez niego homilię. A
przecież w kościele, uczestnicząc we Mszy św., prezydent jest jednym z wiernych,
ważnym, ale nie aż tak, by ksiądz spełniał wszystkie jego życzenia i
oczekiwania. W tym zakresie podległości duchownego wobec prezydenta nie ma, bo
być nie może. Duchowni nie są narzędziami budowania i wzmacniania prezydenckiego
i partyjnego PR, czyli wizerunku wyrabianego na pokaz przez sowicie opłacanych
specjalistów, gdyż jedną z najważniejszych powinności duchownych stanowi
głoszenie Słowa Bożego. Nie chodzi wyłącznie o jego osadzenie i sens w dawnej
historii, ale o odważną i rzetelną aktualizację orędzia Biblii w nawiązaniu do
okoliczności i potrzeb naszych czasów, to znaczy tu i teraz. W żadnym przypadku
nie pokrywa się to z prawieniem komplementów ani umizgami pod adresem władzy.
Ksiądz prałat Żarski jest pułkownikiem, ale to nie duchowni potrzebują wojska i
jego dywizji, lecz wojsko potrzebuje duchownych jako ludzi głoszących prawdę o
Chrystusie, która pomaga i uczy, jak należy żyć.

Prezydent nie tylko publicznie zbeształ księdza pułkownika, ale swoimi
naciskami spowodował, że administrator Ordynariatu Polowego nie objął stanowiska
biskupa polowego Wojska Polskiego. Jak należy traktować taką ingerencję władzy
świeckiej w sprawy Kościoła?

– Jeżeli rzeczywiście istnieje związek między wygłoszoną homilią, napomnieniami
prezydenta w zakrystii oraz tym, że nie doszło do wcześniej przygotowywanej
nominacji ks. prałata Żarskiego na stanowisko biskupa polowego, to byłby to
jeszcze większy skandal. Natychmiast pojawiły się wyliczenia, ilu jest kapelanów
i ile parafii wojskowych oraz ile kosztuje ich utrzymanie, co w podtekście
sugeruje wzmocnienie ich zależności od ministra obrony i prezydenta, a być może
nawet groźbę odgórnej reorganizacji, która ma pokazać, "kto tu rządzi". Jednak
wojsko potrzebuje duchownych, bo bez nich nie sposób prawdziwie formować ludzi,
którzy w najniebezpieczniejszych miejscach i w trudnych czasach służą Ojczyźnie
i jej bronią. Bez księży zupełnie inaczej wyglądałaby nasza wojskowa obecność w
Iraku czy w Afganistanie, a są oni tam nie dlatego, że chcą "budowania
demokracji", lecz dlatego, że towarzyszą żołnierzom i przynoszą im duchowe oraz
moralne wsparcie, bez którego wielu z nich by sobie nie poradziło.

Czy takie potraktowanie administratora Ordynariatu Polowego WP można odczytać
jako ostrzeżenie pod adresem innych duchownych, którzy będą mieli w przyszłości
odwagę krytykować niemoralne postępowanie niektórych elit politycznych i jakość
życia publicznego w Polsce?

– W tej homilii znalazły się wątki zupełnie podobne do biblijnych, obecnych w
Starym i Nowym Testamencie. Gdy chce się postawić wiarygodną diagnozę życia
społecznego, trzeba nazywać sprawy po imieniu. Wystarczy przyjrzeć się
stanowczemu nauczaniu proroków Starego Testamentu oraz dosadności słów Jezusa.
Dość przypomnieć słynny epizod z VIII w. przed Chrystusem, opisany w 7 rozdziale
Księgi Amosa, gdy kapłan Amazjasz, który pozostawał na usługach ówczesnego
króla, strofuje proroka Amosa, że nie naucza on tego, na co król liczy i czego
król się spodziewa. Odpowiedź Amosa była bardzo dosadna. Słowa księdza Żarskiego
nie są tak dosadne jak te, które znajdujemy na kartach Pisma Świętego. To samo
dotyczy nauczania Jezusa, który szanował ludzi, lecz surowo piętnował różne
wady, zwłaszcza przywódców religijnych i politycznych. Te przykłady pokazują
więc, że być może Kościół naucza dziś zbyt łagodnie i konformistycznie, że
wycofał się na pozycje obronne i w związku z tym duchowny, który użyje
wyrazistych sformułowań, jest atakowany i dyskryminowany. Ale zawsze tak było!
Przywódcy mają wielkie zasługi dla wiary również dlatego, że często bez
skrupułów mnożyli jej męczenników. Zakorzeniona w Ewangelii homilia może
sprawić, że ci, którzy jej słuchają, odczuwają dyskomfort. Jednak zawarte w niej
napomnienia odnoszą się do wszystkich uczestników Liturgii, łącznie z
duchownymi, a także do tych, których w kościele brakuje, żyjących jak gdyby Bóg
nie istniał albo pozostawał bezsilny wobec ich poczynań. Jeżeli prezydent
odniósł napomnienia z homilii w Święto Niepodległości do siebie i swego
politycznego zaplecza, to nie ma w tym nic złego, ale nie wolno strofować czy
potępiać kapłana, który te słowa wypowiedział. Taka homilia, jeżeli wzbudziła
wątpliwości czy rozterki, to dobra sposobność, by obaj – prezydent i duchowny –
znaleźli trochę czasu na wspólną rozmowę i zastanowienie się, co jest prawdziwe
oraz wymaga naprawy.

W homilii ks. płk Sławomir Żarski dokonał duchowej i religijnej diagnozy
sytuacji w naszej Ojczyźnie.

– To nie tylko jego prawo, lecz obowiązek jako administratora Ordynariatu
Polowego Wojska Polskiego, którym był wtedy ks. Żarski. Obecność prezydenta i
jego otoczenia jedynie wzmacnia taką potrzebę, bo nie można poprzestawać na
uspokajających pochlebstwach różnej maści podlizywaczy i karierowiczów, lecz
powinno się wsłuchiwać też w inne głosy, również krytyczne, pochodzące od osób
rzetelnych i odpowiedzialnych, które nie liczą na zyski i karierę, ale na
refleksję i uczciwe wyciąganie wniosków. Prałat Żarski powiedział, że "Polska
jest budowana na antywartościach", i przypomniał słowa jednego z pierwszych
premierów, że "pierwszy milion trzeba ukraść". Nadmienił, że u podstaw III
Rzeczypospolitej "patriotyzm zastąpiono promowanym kosmopolityzmem, miejsce
uczciwości zajęła nieuczciwość, prawdę zastąpiono kłamstwem i pomówieniami,
ofiarność i poświęcenie – chciwością i pazernością, miłość – nienawiścią".
Prezydent oświadczył publicznie, że jest zawiedziony i zaskoczony
wypowiedzianymi słowami. Ale dlaczego? Czy dlatego, że nie są prawdziwe, czy
raczej dlatego, że duchowny odważył się na diagnozę, która nie idzie po linii
politycznej poprawności? Prawie zawsze jest tak, że prezydent dobiera sobie
rozmówców, natomiast podczas nabożeństw w kościele ta reguła, dzięki Bogu, nie
obowiązuje. Czasami także prezydent musi posłuchać czegoś, czego w swoim
otoczeniu nie usłyszy, a co powinno go skłonić do zastanowienia.

Ocena naszej rzeczywistości zawarta w homilii ks. płk. Żarskiego pokrywa się
z obserwacjami wielu Polaków zatroskanych stanem państwa, niszczeniem rodziny,
służby zdrowia…

– Ksiądz pułkownik Żarski mówił o sprawach ogólnych, o sytuacji, jaka – wedle
jego rozeznania karmionego wiarą w Boga i troską o dobro wspólne – istnieje w
Polsce. Także w moim przekonaniu jego diagnoza jest słuszna. Wskazał na rozmaite
płaszczyzny, na których panoszą się zło, podstęp, chciwość, podłość, buta i inne
wady. Prawie codziennie dowiadujemy się o rozmaitych skandalach, a to zaledwie
wierzchołek góry lodowej, bo najbardziej zakamuflowane skandale nie szybko ujrzą
światło dzienne. Zaskakuje mnie, że prezydent odniósł tę diagnozę duchownego
wyłącznie do siebie i swego środowiska politycznego, bo chyba na to wskazuje
jego późniejsze zachowanie. Być może stanowiłoby to potwierdzenie zasady: "Uderz
w stół, a nożyce się odezwą". Gdyby tak, to homilia ks. Żarskiego była tym
bardziej potrzebna.

Obserwując poczynania Bronisława Komorowskiego, można odnieść wrażenie, że
nie tylko nie potrafi on sentire cum Ecclesia – czuć z Kościołem, ale nie zdaje
też egzaminu z zasad obowiązujących katolika w życiu publicznym…

– Prezydent w ciągu trzech poprzednich miesięcy urzędowania kilkakrotnie
wypowiadał się w sprawach Kościoła i kościelnych, nie zawsze fortunnie, o czym
świadczy jego wywiad dla "Gazety Wyborczej", w którym zapowiedział przeniesienie
krzyża spod Pałacu Prezydenckiego. Wiemy, czym się to skończyło. Jeżeli
rzeczywiście nominacja ks. Żarskiego była wcześniej przygotowywana, to skutki
odwołania zasłużonego prałata i przekreślenia powziętych wobec niego planów
powinny zostać naprawione przez Kościół, czyli przez osoby, które o tych
sprawach informują Ojca Świętego. Nie może być tak, że władza świecka nie
dopuszcza do obejmowania urzędów i godności kościelnych przez duchownych,
których uznaje za niewygodnych. Ponad pół wieku temu ks. kard. Stefan Wyszyński
wobec podobnych praktyk stanowczo powiedział: "Non possumus!". Tę wypowiedź
przypieczętował trzema latami więzienia. Nic na tym nie stracił, przeciwnie,
stał się bohaterem narodowym i przewodnikiem duchowym, dzięki któremu mieliśmy
również Papieża Polaka. Gdyby nie sprzeciw Prymasa Tysiąclecia, jego odwaga i
gotowość na cierpienie, na pewno nie byłoby Jana Pawła II. Nie ulega
jakiejkolwiek wątpliwości, że nie tylko ogólna sytuacja w Polsce, lecz także
polityka prowadzona przez prezydenta i rząd, zarówno w wymiarze zewnętrznym, jak
i wewnętrznym, wymagają solidnej i pilnej diagnozy podjętej w duchu wiary i
moralności chrześcijańskiej. Innej Polski niż ta, która przyjęła w 966 r.
chrzest, nie było, a wierność ojcom to nasz święty obowiązek. Trzeba powiedzieć
jasno, że to samo dotyczy wszystkich rządzących, z władzami politycznymi i
hierarchią kościelną włącznie. Ci, którzy mają odwagę zabierać głos w sprawach
wiary i moralności, muszą się liczyć z niedogodnościami i przyjąć je jako część
posłannictwa, któremu powinni sprostać.

W tak krótkim czasie swego urzędowania prezydent doprowadził do usunięcia
krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, pokazał ponadto, że jawnie lekceważy
Magisterium Kościoła w fundamentalnej dla katolika sprawie świętości życia –
opowiedział się za niemoralną procedurą in vitro.

– Bronisław Komorowski nie jest enklawą, lecz powiela błędy i słabości całego
polskiego świata politycznego. Wybiórcze traktowanie nauczania Kościoła to nie
tylko sprawa prezydenta i jego obozu, ale także innych ugrupowań politycznych,
łącznie z Prawem i Sprawiedliwością, o czym mogliśmy się przekonać na
przykładzie kilkorga z tych osób, które tę partię niedawno opuściły. Sprawy
religijne, moralne i etyczne są przez zdecydowaną większość polityków traktowane
na zasadzie szwedzkiego stołu: każdy wybiera sobie to, co lubi i co jest dla
niego wygodne, byleby nie powodowało większych konsekwencji i było akceptowane
przez sprzyjającą mu część wyborców. Natomiast to, co mniej wygodne lub wymaga
stanowczego chrześcijańskiego świadectwa, bywa przemilczane albo jest wręcz
kontestowane. Z takim podejściem jest dokładnie tak, jak ze szwedzkim stołem w
restauracji: trzeba bardzo uważać, by wybieranych produktów nie mieszać, żeby
nie zaszkodziły spożywającemu. Co się tyczy religii i moralności, to w
rezultacie wybierania i łączenia tylko niektórych prawd albo ich wycinków
powstaje zamieszanie i galimatias, jakaś odmiana szkodliwego światopoglądu, w
którym wszystko, co zostało połączone i wymieszane, prowadzi do groźnego
synkretyzmu. Ten zły przykład zatacza potem coraz szersze kręgi. Wielu ludziom
wydaje się, że z wiary, moralności i etyki można uznawać i zachowywać wyłącznie
to, co się im podoba, co jest wygodne, co im sprzyja oraz ułatwia życie. Reakcja
prezydenta RP na homilię ks. Żarskiego może być odbierana jako egzemplifikacja
tego rodzaju podejścia, które wymownie ilustruje ryzyko, jakie ono ze sobą
niesie. Stoi bowiem na przedłużeniu zjawiska, które można określić jako
prywatyzacja religii.

Sprowadzić wiarę i pobożność do sfery prywatności, do zakrystii, do kościoła,
do terenu przykościelnego, do czterech ścian mieszkania, chciały skompromitowane
w przeszłości ideologie totalitarne. Teraz te tendencje powracają?

– Jedna z pań, która w ostatnich tygodniach opuściła szeregi PiS, tak odpowiada
na pytanie, czy jest osobą wierzącą: "Nie chcę o tym mówić, to moja bardzo
osobista sprawa". Tak, osobista, ale to nie znaczy prywatna! Wiara bądź
niewiara, ponieważ w gruncie rzeczy nie wiemy, o jaki wybór chodzi, jest jej
osobistą sprawą, ponieważ każdy z nas samodzielnie dokonuje wyboru wiary w
Chrystusa bądź innego. Ale dokonawszy wyboru wiary w Chrystusa, mam obowiązek
dawania publicznego świadectwa o tym, kim jestem. Zdarza się, że nie stać mnie
na w pełni wiarygodne i przejrzyste świadectwo wobec prawdy Ewangelii, a wtedy
pamiętam, że obok drogi niewinności istnieje droga nawrócenia. Jedną z
najważniejszych powinności Kościoła stanowi prowadzenie ludzi do Boga oraz
budowanie harmonii między sobą i właśnie temu ma służyć całe nauczanie, w
szczególny sposób adresowane do wierzących. Nieszczęście polega na tym, że
osobisty wymiar wiary jest, świadomie bądź nie, mylony z prywatnym, co dochodzi
do głosu w wypowiedziach wielu prominentnych osób w naszym państwie. W jednej
sytuacji, gdy uznają to za sprzyjające, bo przymnaża im uznania i zaszczytów,
chętnie deklarują wiarę i wystawiają twarze do kamer i fotografii, natomiast w
innej, gdy trzeba ponieść konsekwencje i znieść ewentualne dolegliwości
wynikające z wierności zasadom wiary, przechodzą na pozycje milczenia,
kluczenia, niejasności oraz usuwania się na drugi plan albo ukrywania tego, kim
są.

Skąd u obecnie rządzących polityków taka pewność siebie i buta w traktowaniu
ludzi Kościoła?

– Politycy nie mogą przeceniać swoich sił, możliwości i znaczenia. Prezydenta
Polski wybrała nieco ponad połowa z tej połowy Polaków, którzy poszli do urn.
Bardziej obrazowo rzecz ujmując, obecnego prezydenta wybrało 27, może 28
Polaków, na 100. Wniosek jest taki, że ponad 70 osób na 100 go nie wybierało. To
bardzo duży odsetek! To samo dotyczy wyborów samorządowych. Tymczasem nie widać
starań ze strony prezydenta ani rządu, które miałyby na celu zaktywizowanie i
pozyskanie tej drugiej połowy Polaków, która nie bierze aktywnego udziału w
życiu politycznym. Co więcej, przywódcom odpowiada to, że im mniej ludzi
głosuje, tym lepiej dla rządzących, bo wtedy można przeforsować swoje
kandydatury. Wybiegi i fortele bywają daleko posunięte, np. gdy się ogłasza, że
"bezpartyjny" kandydat cieszy się silnym poparciem tej czy innej partii. Uważam,
że przy sposobności incydentu w bazylice Świętego Krzyża w Warszawie z
Bronisławem Komorowskim w roli głównej, byłoby dobrze, gdyby prezydent i jego
doradcy spokojnie przemyśleli to, co zostało tam powiedziane, oraz podjęli
wszelkie możliwe i uczciwe starania, by wybrany prezydent stawał się
rzeczywiście dobrym przywódcą wszystkich Polaków. Tego rodzaju incydenty na
pewno temu nie sprzyjają. Powiedziałem niedawno, że można wygrać wybory, ale
przegrać prezydenturę, i to się już zdarzało, także w Polsce.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl