BOR mógł zaniedbać procedury

Z Bogdanem Święczkowskim, byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego i prokuratorem Prokuratury Krajowej w stanie spoczynku,
rozmawia Mariusz Bober

Trzy miesiące po katastrofie pod
Smoleńskiem szefostwo Biura Ochrony Rządu szuka m.in. broni i
radiotelefonów swoich funkcjonariuszy, którzy zginęli pod Smoleńskiem…


W moim przekonaniu, to nie jest normalne, żeby kierownictwo BOR nie
wiedziało, co stało się z ich sprzętem po katastrofie smoleńskiej. Jest
to dla mnie całkowicie niezrozumiałe.

Jako jedni z pierwszych
na miejsce katastrofy dotarli oficerowie BOR, którzy czekali na lotnisku
w Smoleńsku na samolot z polską delegacją. Byli wówczas w stanie
zabezpieczyć nośniki informacji należące do prezydenta i poległych
kolegów w taki sposób, by rosyjskie służby, którym później oddano
wszystkie rzeczy funkcjonariuszy BOR, nie poznały polskich tajemnic
państwowych?

– Mamy tu do czynienia z dwoma problemami. Pierwszy
to ocena, czy przedmioty należące do funkcjonariuszy BOR były objęte
immunitetem dyplomatycznym. Są to rzeczy, które nie podlegają ani
sprawdzeniu, ani zabezpieczeniu przez państwo, na terenie którego doszło
do katastrofy. Ważniejsza jest jednak druga sprawa, a mianowicie to, że
w sytuacji, kiedy nie został powołany wspólny zespół śledczy, strona
polska nie miała innego wyjścia, jak tylko wydać wszystkie przedmioty
należące do ofiar stronie rosyjskiej, o ile nie były one objęte
immunitetem dyplomatycznym. Gdyby natomiast śledztwo było prowadzone
wspólnie, wówczas żądanie wydania tych przedmiotów wydaliby wspólnie
śledczy z obu stron. Wówczas przedmioty te zostałyby również wspólnie
zabezpieczone. Najpierw jednak trzeba jasno ustalić, jakie są w tym
zakresie przepisy rosyjskie.

Nośniki informacji i telefony
funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa są zazwyczaj objęte immunitetem?


To zależy zawsze od konkretnych ustaleń związanych z wizytą. Ta z 10
kwietnia miała przecież, jak mówi się w mediach, charakter
międzypaństwowy. Nie jestem ekspertem w dziedzinie prawa
międzynarodowego, ale moim zdaniem, telefony osób posługujących się
paszportem dyplomatycznym powinny być objęte immunitetem. W przypadku
funkcjonariuszy BOR ich status ustalany jest wcześniej, choćby ze
względu na to, że musiała być wydana zgoda strony rosyjskiej na
posługiwanie się bronią przez naszych funkcjonariuszy na terenie
Federacji Rosyjskiej.

To każe postawić pytanie o sposób
przygotowania i zabezpieczenia wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Na
wieży kontroli lotów w Smoleńsku był funkcjonariusz rosyjskich służb
specjalnych…

– Nie można z samego faktu obecności rosyjskiego
oficera w wieży wyciągać wniosku, że było to niewłaściwe. Gdyby podobna
wizyta była organizowana w Polsce, w wieży kontroli albo w jej pobliżu
również byłby obecny oficer naszych służb specjalnych. Dziwi mnie
natomiast nieobecność w wieży kontroli w Smoleńsku polskich
funkcjonariuszy. Jeśli zaś chodzi o zabezpieczenie tej wizyty, to
niepokojące były też doniesienia, że polscy urzędnicy zastanawiali się,
czy ta wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego miała charakter prywatny czy
państwowy. Trudność w ocenie jej zabezpieczenia sprawia to, że nie są
do końca znane procedury, które obowiązują BOR. Ich plany dotyczące
sposobu ochrony najważniejszych osób w państwie częściowo mają charakter
niejawny. Jednak według moich informacji i oceny, w Smoleńsku doszło do
bardzo poważnych zaniedbań w zabezpieczeniu tej wizyty, m.in. w
zabezpieczeniu kolumn samochodowych czy liczby funkcjonariuszy i
sprzętu.

W osłonę radaru Tu-154 niecałe dwa dni przed wylotem
do Smoleńska coś uderzyło. Niektórzy eksperci uważają, że mogło to
doprowadzić do uszkodzenia radaru.

– By to ocenić, najpierw
trzeba by się było upewnić, jak dokładnemu przeglądowi poddano samolot
przed odlotem do Smoleńska. Niestety, nie można było polecieć drugim
tupolewem, bo go nie było [nadal znajduje się w remoncie w Rosji –
przyp. red.]. Informacja o kolizji jest o tyle istotna, że jeśli
rzeczywiście doszłoby do uszkodzenia radaru, to mogłoby to mieć wpływ na
funkcjonowanie urządzeń pokładowych maszyny. A przecież wiadomo już, że
prezydencki samolot miał błędne dane potrzebne do ustalenia właściwej
pozycji lotniska w Smoleńsku i podejścia do lądowania. Ta informacja na
pewno powinna zostać uwzględniona przy badaniu przyczyn katastrofy.

Polska
prokuratura wciąż nie ma najważniejszych dowodów w sprawie, przede
wszystkim czarnych skrzynek, a na 5 wniosków o pomoc prawną skierowanych
do strony rosyjskiej zrealizowano tylko jeden, i to nie w pełni.


Oznacza to, że polska prokuratura nadal będzie czekać na udostępnienie
materiałów przez stronę rosyjską i będzie prowadziła śledztwo w sposób
ułomny lub też zawiesi je do czasu otrzymania od Rosji potrzebnych
materiałów. To konsekwencja sytuacji, w której postanowiono o
prowadzeniu dwóch odrębnych śledztw – w Polsce i w Rosji.

Dlaczego
strona polska praktycznie oddała to śledztwo rosyjskiej prokuraturze i
Międzypaństwowemu Komitetowi Lotniczemu (MAK), skoro – jak niedawno
mogliśmy przeczytać – przez pierwsze trzy dni po katastrofie współpracę z
Rosją prowadzono w oparciu o polsko-rosyjską umowę międzyresortową z
1993 roku?

– Zanim odpowiem, chciałbym uściślić pewne rzeczy.
Wspomniana umowa nie reguluje prowadzenia śledztwa przez prokuraturę, a
jedynie pracę komisji powołanej do wyjaśnienia tej katastrofy. Przede
wszystkim zaś materiały dowodowe zabezpieczane są na potrzeby
prowadzonych śledztw prokuratorskich. W tym zakresie, niestety, od
początku obowiązywała zasada, że zarówno strona polska, jak i rosyjska
prowadzą odrębne śledztwa.

Jednak w tym wypadku przynajmniej
po stronie rosyjskiej doszło chyba do scedowania najważniejszych
uprawnień na MAK.

– Nie znam procedur rosyjskich, ale gdyby do
takiego wypadku doszło w Polsce, to prokuratura decydowałaby o
najważniejszych materiałach dowodowych. Komisja badająca przyczyny
katastrofy nie mogłaby więc dysponować dowodami bez zgody prokuratury.
Gdyby powołano wspólny zespół śledczy, wówczas musiałyby być stosowane
także polskie przepisy. Być może jednak formalnie to również rosyjska
prokuratura jest dysponentem dowodów, tyle że zgadza się na wszystko, co
robi MAK.

Można więc przypuszczać, że zgodziłaby się na
złomowanie szczątków prezydenckiego samolotu, co według informacji
podawanych przez rosyjskie media zaplanowały rosyjskie służby?


To jest absurd. Nie mieści mi się w głowie, że przedstawiciele organów
prokuratorskich mogli wpaść na taki pomysł. To łamałoby wszelkie zasady
pracy prokuratorskiej. Gdyby doszło do zniszczenia jakiegokolwiek
fragmentu Tu-154 przed zakończeniem śledztwa, byłby to skandal nad
skandale.

Jak Pan ocenia decyzję polskiej prokuratury
wojskowej, która złożyła do sądu wniosek o zniszczenie ubrań ofiar?


W mojej opinii, naczelny prokurator wojskowy nie sprostał temu bardzo
trudnemu śledztwu. Sama zaś NPW jest moim zdaniem anachronizmem. Jeden z
dzienników ogólnopolskich pisał niedawno o tym, jakie osoby –
zaproszeni zostali prokuratorzy, byli i obecni – uczestniczyły w
obchodach 80. rocznicy powstania Naczelnej Prokuratury Wojskowej, i nie
był to powód do chwały. Podobno – choć nikt tego oficjalnie nie chce
potwierdzić – śp. prezydent Lech Kaczyński kilkukrotnie odmawiał
przyznania naczelnemu prokuratorowi wojskowemu awansu na stopień
generała. Teraz zapewne przy nowym prezydencie liczy na ten awans.

Minister
Miller ostatnio przywoził z Rosji kopie czarnych skrzynek oraz zapis
rozmów. Problem w tym, że nagranie nie było pełne, podobnie zresztą jak
stenogram upubliczniony mimo to przez MSWiA…

– Wygląda na to,
że to MAK prowadzi właściwe czynności, a polska komisja co najwyżej
czeka na przekazanie jakichś materiałów. Powołana przez rząd komisja
działa całkiem niezależnie od prokuratury.

Dlaczego władze
Polski tak łatwo oddały stronie rosyjskiej inicjatywę w wyjaśnianiu
przyczyn katastrofy z udziałem głowy państwa i obywatelami polskimi na
pokładzie?

– Powody takiego zachowania, moim zdaniem, mogą być
dwa: albo polskie służby lub urzędy mają coś na sumieniu i boją się, aby
to nie wyszło na jaw, albo też zgodzono się na takie warunki, uznając,
że jeśli Rosjanie nie wyjaśnią przyczyn katastrofy lub popełnią jakieś
błędy, to wówczas na nich można będzie zrzucić całą odpowiedzialność.
Być może również oba powody są prawdziwe.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl