Deklaracje a rzeczywistość

Wydawałoby się, że nie ma czegoś bardziej oczywistego jak stwierdzenie, że
zgoda buduje. To właśnie hasło Bronisław Komorowski wybrał do swojej kampanii
prezydenckiej, przeciwstawiając je w domyśle drugiemu członowi tego starego i
prawdziwego porzekadła: niezgoda rujnuje. Obaj kandydaci na najwyższy urząd
apelowali o zgodę, a Jarosław Kaczyński wzywał nawet do zakończenia wojny
polsko-polskiej, twierdząc, że wyrządziła ona już wiele szkód i nieszczęść.

Zgoda to wzajemny uścisk dłoni, unikanie waśni i konfliktów we wspólnym
interesie, ale także poszanowanie różnic czy odmienności. Dlatego zgody nie da
się budować bez wzajemnego poszanowania racji obu stron. Można współpracować,
ale na zasadach dobrowolności, bez żadnego przymusu. A już na pewno nie można
współpracować pod dyktando jednej ze stron, i to za wszelką cenę. Nie trzeba się
lubić, aby się wzajemnie szanować i współdziałać. Nie można się też obrażać i
oskarżać o brak współpracy, skoro ma się to odbywać na jednostronnych warunkach
bez poszanowania odmiennych poglądów.
Dobrze pamiętamy, jak premier Donald Tusk w wystąpieniu sejmowym, transmitowanym
dla całego społeczeństwa, w odpowiedzi na ujawnienie afery hazardowej wezwał do
bezwzględnej walki, a właściwie wojny z opozycją na wszystkich frontach, a
szczególnie w Sejmie. Deklaracji szukania winnych i wyjaśnienia afery
towarzyszyło wskazywanie opozycji jako współwinnych tej afery. Poseł Stefan
Niesiołowski aferę hazardową nazwał "PiS-owską hucpą".
W innym wystąpieniu, prezentując dokonania swojego rządu po dwóch latach, Donald
Tusk wezwał opozycję do "wygaszenia konfliktów społecznych", co jest, jego
zdaniem, drogą do uzyskania jeszcze lepszych efektów. "Jeśli tego nie
zrozumiecie, to wyginiecie jak dinozaury" – mówił obrazowo, a właściwie
krzyczał.
Teraz, gdy już cała władza znajduje się w rękach jednej orientacji politycznej,
największego monopolu politycznego od czasu, kiedy Polską rządziła PZPR,
słyszymy pod adresem opozycji kolejne "specyficzne" apele o budowanie zgody
narodowej. Bronisław Komorowski, tuż po ogłoszeniu zwycięskich dla niego wyników
wyborów, powiedział: "Musimy teraz wykonać ogromną pracę, aby podziały nie
stawały nam na przeszkodzie w zbudowaniu zgody narodowej". Donald Tusk
podtrzymał swoją deklarację pomocy w usuwaniu konfliktów i podziałów tak
niezbędnych w budowaniu zgody narodowej.
Jak ma wyglądać ta "ogromna praca" przy usuwaniu podziałów, które mają stać na
drodze porozumienia narodowego? Czego można się spodziewać po nowym prezydencie,
który – jak pamiętamy – zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego w 2005 roku skomentował:
"To zła wiadomość dla Polski".
Z działań Platformy Obywatelskiej w sprawie mediów wyłania się nieukrywana chęć
ich zawłaszczenia, tak jakby nie prezentowały one punktu widzenia Platformy.
Obserwując od lat media publiczne, stwierdzam, że jako taki pluralizm pojawił
się w nich dopiero po 2005 roku, kiedy PiS odniosło sukcesy wyborcze. Do tego
czasu media opanowane były przez postkomunistyczną lewicę i środowiska szeroko
rozumianej Unii Wolności. O co zatem chodzi w tym tzw. odpolitycznieniu mediów?
Wyłącznie o to, aby pozbyć się z nich dziennikarzy niezwiązanych z dominującymi
po 1989 roku środowiskami, tak bliskimi PO. Osoby niezależne w swoich poglądach
i postawach, wiarygodne i uczciwe w pracy zawodowej, nazywane są "pisowcami" i
mają być wyrzucane z mediów publicznych.
Dlaczego dominującemu dziś obozowi politycznemu chodzi o pozbycie się tych osób?
W reakcji na powyborcze wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, który mówił m.in. o
fundamentalnej sprawie dla naszego Narodu, jaką jest pełne i wiarygodne
wyjaśnienie przyczyn katastrofy pod Katyniem, ze strony partii "zgody" rozpętała
się kolejna obrzydliwa nagonka na prezesa PiS i opozycję. Już następnego dnia po
wyborach z ust najbardziej zajadłych polityków PO (Kutza, Niesiołowskiego i
Palikota, ale także innych) padły kolejne, potworne i haniebne słowa, których
nie chcę tu nawet przytaczać. Są to słowa eskalujące atmosferę jeszcze gorszych
niż dotąd konfliktów i podziałów, słowa nieznajdujące, niestety, potępienia ani
ze strony prezydenta elekta, ani premiera. Czy nie mają one paraliżować
wszystkich tych, którzy myślą o tragedii smoleńskiej tak jak Jarosław Kaczyński,
a szczególnie dziennikarzy? Dlatego warto przypomnieć apel Rady Programowej
Telewizji Polskiej, sygnowany przez red. Janinę Jankowską, do wszystkich
redakcji programów informacyjnych i publicystycznych o "systematyczne, rzetelne
i kompleksowe informowanie o postępach wyjaśnienia przyczyn i okoliczności
katastrofy smoleńskiej". To potrzebne wezwanie, gdyż opinia publiczna ma prawo
znać wszystkie informacje na ten temat. Natomiast szkalowanie kogokolwiek za
domaganie się prawdy jest zamachem na wolność słowa, prawa człowieka i
demokrację. Oczekiwanie poznania prawdy nie jest "kolejną pisowską walką
polityczną".
Deklaracja prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego dotycząca ogromnej pracy,
która ma być wykonana, "aby podziały nie stanowiły przeszkody w zbudowaniu zgody
narodowej", musi zacząć się od zmiany wizerunku jego partii politycznej, od
zapanowania nad politykami, którzy nieustannie prowokują społeczeństwo swoją
jawną agresją. Jeżeli to nie nastąpi wkrótce, historia przyzna rację tym
obserwatorom życia politycznego, w tym także bardzo wielu ludziom piszącym dziś
na forach internetowych, którzy uważają, że "podziały i konflikty to główne
paliwo polityki rządu Donalda Tuska".
 

Wojciech Reszczyński

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl