Nędzna imitacja szlachty

Szanowni Państwo!

Żaden naród nie może istnieć bez szlachty. Łatwiej to zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, czym właściwie jest naród. Jak wiadomo, a ściślej – jak było powszechnie wiadomo do niedawna – podstawową komórką społeczną jest rodzina. Rodzina, to znaczy: ojciec, matka  i dzieci, ewentualnie – również dziadkowie i wnuki  w przypadku rodziny wielopokoleniowej. Dzisiaj, w rezultacie prób instytucjonalizacji tak zwanych „zwiazków partnerskich”, które od rodziny różnią się tym, że ich podstawowym celem jest dostarczanie uczestnikom usług seksualnych, a nie – uzyskanie potomstwa – pojęcie rodziny ma zostać rozmydlone, aż do całkowitej utraty wszelkiego znaczenia. „Partnerstwo” bowiem, zwłaszcza przy zwiększonej ilości wina, albo innych środków odurzających, można praktykować nawet z kozą, zwłaszcza kiedy awansowała na „istotę czującą”, a więc – niemal człowieka. Miejmy jednak nadzieję, że narody europejskie nie pozwolą wodzić się postępactwu za nos  i wymierzą im potężnego kopniaka – ale tak, żeby nie mieli przyjemności.

Wracając tedy do rzeczy zauważamy, że wyższą niż rodzina formą społeczności jest ród, czyli grupa rodzin wywodząca sie od wspólnego przodka. Nawet i dzisiaj istnieją społeczności funkcjonujące w ustroju rodowym, który ma wprawdzie pewne wady, ale ma też i zalety. Wyższą niż ród formą organizacji społecznej  jest plemię, to znaczy – społeczność zachowująca tradycję wspólnego pochodzenia.  Wiele cech organizacji plemiennej, cech trybalistycznych, wykazują na przykład Żydzi – co wyraża sie między innymi w podejściu do zagadnień własnościowych. Formą wyższą od plemienia jest narodowość – a więc społeczność o wspólnym języku, obyczajach, tradycji i historii – ale która nie zorganizowała się politycznie, to znaczy – nie wytworzyła hierarchii. Dopiero gdy narodowość wytworzy hierarchię, to znaczy – zorganizuje się politycznie – staje się narodem. Wynika z tego, że cechą, która pozwala odróżnić naród od narodowości, jest istnienie szlachty. To ona tworzy hierarchię i ona jest warstwą państwotwórczą. Dlatego też żaden naród nie może istnieć bez szlachty. Jeśli przestaje ją wytwarzać, zaczyna uwsteczniać się do poziomu narodowości i przestaje być narodem.

Ale szlachta szlachcie nierówna. Na przykład dawna szlachta polska przykładała ogromną wagę do korzeni rodzinnych. Ostende patrem patris – co się tłumaczy: pokaż ojca ojca – było dla szlachcica absolutnym minimum. Kto tego nie potrafił, tego szlachectwo było podejrzane. A człowiek o podejrzanym szlachectwie nie tylko nie mógł liczyć na normalny udział w życiu społecznym, czy politycznym, ale nawet – w życiu towarzyskim.

Tymczasem obecnie, zwłaszcza w środowisku „Gazety Wyborczej”, które ma ambicje przewodzenia naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, dała sie zauważyć fala oburzenia na „lustrację rodzin”. Pan redaktor Wroński dał wyraz zniesmaczeniu odkryciami, jakie wścibscy dziennikarze poczynili wobec rodzin niektórych osób publicznych. W wielu przypadkach okazało się, że rodzice nie przynoszą im chluby, bo na przykład łajdaczyli się w komunistycznym aparacie terroru i represji. Jest to oczywiście pewne obciążenie, które wprawdzie potomstwa nie dyskwalifikuje, ale powinno je skłaniać do powściągliwości i skromności. Trudniej bowiem wysłuchiwać moralizanckich pouczeń od kogoś, kto wstydzi się swoich rodziców, niż od kogoś, kto nie ma żadnego powodu do ukrywania swoich rodzinnych korzeni.

Tymczasem środowisko „Gazety Wyborczej”,  najwyraźniej uważając, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”, chciałoby nam wmówić, ze interesowanie się rodzinnymi korzeniami osób publicznych jest czymś nieprzyzwoitym. Otóż jest akurat odwrotnie; opinia publiczna ma prawo wiedzieć, z jakiego gniazda wywodzi się Autorytet Moralny, czy Umiłowany Przywódca. Szlachectwo zobowiązuje – przynajmniej do pokazania ojca ojca – jak to było w dawnej Polsce.

Niestety nowa szlachta, która rozpaczliwie usiłuje ukryć wstydliwe zakątki swoich drzew genealogicznych, chciałaby cały naród doprowadzić do stanu historycznej amnezji – żeby zgodził się na utratę pamięci. Wtedy opinia publiczna przestałaby interesować się rodzinnymi korzeniami Umiłowanych Przywódców i Autorytetów Moralnych i byloby bezpiecznie. Owszem – ale cena tego bezpieczeństwa byłoby postępujące uwstecznianie się naszego narodu do poziomu narodowości – bo szlachta, która wstydzi się swego pochodzenia, na szlachtę się nie nadaje. To zresztą widać  – zgodnie z przysłowiem: jaki pan – taki kram.

Tadeusz Zieliński w swojej „Rzeczypospolitej rzymskiej” wyjaśnia, dlaczego rzymski lud na zgromadzeniach ludowych wybierał raczej przedstawicieli znanych rodzin, niż arywistów. Przedstawia pogrzeb takiego patrycjusza; w orszaku niesiono nie tylko jego woskową figurę, ale również – woskowe figury wszystkich jego przodków. Orszak sunął ulicami Rzymu, a lud komentował: „to ten, co pobił Ekwów; to ten, co zbudował drogę Appiuszową; to ten, co oblegał Kapuę; to ten – dodawano półgłosem – który postradał flotę pod Drepanum. Tak cała historia ojczysta przesuwała się przed oczami widzów i cała historia rodu Klaudiuszów” – pisze Tadeusz Zieliński. Tymczasem kandydaci na szlachtę naszego nnarodu tubylczego, ze względu na swe kompleksy chcieliby nas pozbawić narodowej pamięci. Ich ojcowie mordowali albo gnębili polskich patriotów, a oni chcą zamordować pamięć. Nie wiadomo, co gorsze.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

drukuj
Tagi:

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl