Prokuratura uznała, że wystarczy to, co robią Rosjanie

Z mecenasem Bartoszem Kownackim, pełnomocnikiem rodziny Bożeny
Mamontowicz-Łojek, Grażyny Gęsickiej, Sławomira Skrzypka i Tomasza Merty,
rozmawia Marta Ziarnik

Czy spotkanie rodzin i ich pełnomocników z zespołem prokuratorów poszerzyło
ich wiedzę na temat stanu smoleńskiego śledztwa?

– Na pewno takie spotkanie w jakimś zakresie rozładowuje atmosferę. Można
wyartykułować pewne pytania i żądać wyjaśnień. Jednak po każdym takim spotkaniu
pojawiają się kolejne pytania i wątpliwości, które urastają do rangi poważnych
problemów. Mam więc nadzieję, że takich spotkań będzie więcej, co zresztą
deklarowała prokuratura. Co ważne, mam nadzieję, że nie powtórzy się już
sytuacja, w której prokuratura tuż po rozmowach organizuje konferencję prasową i
przekazuje mediom te same informacje. W takim przypadku organizowanie spotkań
przy drzwiach zamkniętych nie ma sensu.

Jak przebiegało środowe spotkanie rodzin ofiar z prokuratorami?
– Jedynym pozytywnym elementem tego spotkania jest to, że w ogóle się ono
odbyło. To w pewnym sensie wyjście prokuratury poza kanony, a to zdarza się
rzadko. Z tego się cieszę, ponieważ pozwala to wyjaśnić niektóre sprawy, rozwiać
pewne wątpliwości. Niestety to, co prokuratura przekazała nam za zamkniętymi
drzwiami, później zostało ujawnione na konferencji prasowej. Byłem przekonany,
że rodziny ofiar i ich pełnomocnicy otrzymują informacje mogące mieć znaczenie
dla toczącego się postępowania, i dlatego nie mogą w spotkaniu uczestniczyć
osoby postronne, w tym media. Za przykład niech posłuży tutaj choćby ujawniony
nam dość szczegółowo plan śledztwa, czy też informacja o filmie nagranym na
pokładzie samolotu. Jak się teraz okazuje, tak naprawdę nie było konieczności
uczestniczenia w spotkaniu, bo większość informacji uzyskanych od prokuratury
można było usłyszeć na konferencji prasowej. W mojej ocenie, takie zachowanie
prokuratury jest co najmniej niepoważne.
Ponadto nie na wszystkie pytania udzielono odpowiedzi. Także na te, które ja
zadałem. Mało tego, odniosłem wrażenie, że odpowiedzialność za pewne kwestie
próbowano zrzucić na pełnomocników rodzin ofiar. Usiłowano dowodzić, że to my
jesteśmy czemuś winni.

Czego dotyczyły te zarzuty?
– Tego, że nie wszystko jest wyjaśnione i że mówimy nieprawdę. Bardzo często
zarzucano nam, że pewne nasze pytania nie powinny być kierowane do prokuratury,
gdyż są to "pytania polityczne". Owszem, czasami może i były w pewien sposób
polityczne, ale przynajmniej na część z nich prokuratorzy powinni udzielić nam
odpowiedzi, a tego nie zrobili.

Jakiego typu pytania prokuratorzy uznali za "polityczne"?
– Chociażby kwestię współpracy polsko-rosyjskiej. Prokuratorzy przyznali, że nie
jest ona najlepsza. Wskazali natomiast, że oni opierają się na obowiązujących
przepisach i nic więcej w tym względzie nie są w stanie zrobić. Gdy chodzi o
dalszą część pytania dotyczącą tego, czy i jak można uregulować dalszą
współpracę, prokuratorzy uznali, że jest to już kwestia "polityczna".

Co z dostępem rodzin do akt?
– Podczas spotkania dowiedziałem się bardzo ciekawej rzeczy. Na wstępie
prokuratorzy zadeklarowali, że gwarantują nam pełny dostęp do akt. Tymczasem
dzień przed spotkaniem byłem w prokuraturze i zapoznawałem się z dokumentacją.
Dano mi wówczas 41 tomów, informując, że są to wszystkie akta śledztwa. Wczoraj
zaś powiedziano nam, że w śledztwie zgromadzono już 46 tomów. Nie udzielono mi
satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego dzień wcześniej nie
udostępniono mi ostatnich 5 tomów. Co więcej, dlaczego zapewniono mnie wówczas,
że te 41 tomów to jest cały materiał? Zrozumiałbym, gdyby poinformowano mnie, że
w tym dniu prokuratura nie jest w stanie udostępnić mi całości akt, gdyż np. są
one kserowane. Ale nic takiego mi nie powiedziano. Tak więc nasuwa się pytanie,
dlaczego te pięć tomów nie zostało mi udostępnionych.
Dlaczego też nie mogłem zobaczyć materiałów, które są świetnie znane, a które
dotyczą choćby wniosku skierowanego do Stanów Zjednoczonych? Pytania rodzin
dotyczyły też tego, dlaczego coś zostało pokazane w mediach – chodzi mi
szczególnie o stenogramy – jeszcze przed tym, zanim rodziny dowiedziały się, że
taki materiał istnieje. Uważam za niedopuszczalną sytuację, w której o istotnych
ustaleniach śledztwa rodziny dowiadują się ostatnie, za pośrednictwem mediów.

Co o samych stenogramach mówili prokuratorzy?
– Dowiedziałem się, że prokuratura w ogóle nic nie wie na temat zapisów czarnych
skrzynek, które znajdują się w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Nie
wiem, skąd w takim razie prokurator Andrzej Seremet wie, że zapisy te wniosą tak
dużo do śledztwa. Czyli albo prokuratura nie podaje nam całej prawdy, albo coś
jest nie tak z jej funkcjonowaniem. No bo dlaczego prokurator, który prowadzi
śledztwo, rzekomo nic jeszcze na ten temat nie wie, a inny prokurator, który
powinien się o takich rzeczach dowiadywać od niego, już takie informacje
posiada?

Otrzymali Państwo zapewnienie, że rodziny będą miały swobodny dostęp do akt?
– Tak. Zagwarantowano nam, że ten dostęp będzie szerszy i że będzie możliwość
robienia fotokopii. Pojawia się pewna wątpliwość co do akt niejawnych. Osobiście
uzyskałem zapewnienie, że będę miał dostęp do tych dokumentów. Natomiast – jak
rozumiem, jest to część bardzo interesującego materiału, i prokurator w
wypowiedzi publicznej podkreślił, że rozważy, czy ze względu na bezpieczeństwo
państwa jest w stanie udostępnić w całości materiał niejawny na tym etapie
postępowania. To brzmi groźnie, ponieważ część dokumentacji – ze względów
osobistych – jest dla rodzin szalenie ważna. Choćby zdjęcia. Mamy jednak
zapewnienie, że dostęp do nich będzie, i z tego bardzo się cieszę. Ale poza tym
jest jeszcze materiał procesowy, który może mieć kapitalne znaczenie dla
śledztwa. Nieoficjalnie powiedziano mi, że dostęp do tego materiału będzie,
natomiast z oficjalnej wypowiedzi wywnioskowałem, że tego dostępu może jednak
nie być, przynajmniej na pewno nie w całości. To prokuratura ma zdecydować, co
udostępni. Nie rozumiem, co to są za materiały, które ze względu na interes
państwa nie mogłyby być dostępne pełnomocnikom. To może rodzić tylko
niepotrzebne wątpliwości.

Czas przeznaczony przez prokuraturę dla rodzin był wystarczający?
– Nie. Spotkanie zostało przewidziane na półtorej godziny, a to przecież
zdecydowanie za mało na poruszenie chociażby części problemów. Dopiero po
naszych kategorycznych żądaniach udało się to spotkanie wydłużyć. Prokuratura
zamierzała nas przez ten czas zwyczajnie zagadać – w większości trzeciorzędnymi
kwestiami, i na tym zakończyć spotkanie, bez pozostawienia czasu na pytania. Do
etapu zadawania pytań udało się przejść jedynie dzięki panu Jarosławowi
Kaczyńskiemu. Dopiero jego wniosek o przejście wreszcie do tego, co rodziny
interesuje najbardziej, pozwolił na konkretną dyskusję z prokuratorami. Z tego,
co się zorientowałem, oni byli przygotowani na jeszcze dwa długie, niepotrzebnie
przegadane wystąpienia, po których wszyscy byliby tak zmęczeni, że nie mieliby
już siły o nic pytać. Odniosłem wrażenie, że to wszystko zostało sprytnie
zaplanowane. Ponadto kilka rodzin, które reprezentuję, dowiedziało się o
spotkaniu bardzo późno, a niektóre w ogóle nie otrzymały ani informacji, ani
zaproszenia. Dopiero ja poinformowałem je o spotkaniu i zapewniłem, że zostaną
na nie wpuszczone.

Prokurator płk Ireneusz Szeląg na konferencji prasowej stwierdził, że
billingi rozmów telefonicznych wykonywanych na pokładzie Tu-154M nie mają
znaczenia dowodowego?

– Z tego, co zrozumiałem, prokuratura zdecyduje się jednak zawnioskować o
billingi rozmów telefonicznych. Przynajmniej z telefonów, które były włączone w
chwili katastrofy. Muszę nieskromnie przyznać, że jest to częściowo mój sukces.
Ponieważ uważam, że gospodarzami śledztwa są prokuratorzy, na tym etapie
postępowania nie zgłaszałem wniosku dowodowego o billingi rozmów, ale
sugerowałem to rozwiązanie prokuratorom. Jak się teraz okazuje, uwzględnili oni
– przynajmniej częściowo – moje sugestie. Sam jednak uważam, że lepiej byłoby
zażądać wszystkich telefonicznych billingów.
Co do oceny tego materiału dowodowego to będzie ona możliwa dopiero po jego
uzyskaniu. Jakkolwiek nie spodziewam się żadnych rewelacyjnych informacji, np.
że w chwili katastrofy lub krótko po niej były wykonywane połączenia
telefoniczne, to ze względu na czystość procesową, wyjaśnienie wszystkich
ewentualności, ten dowód powinien być przeprowadzony.

Jakie nowe informacje usłyszał Pan na tym spotkaniu?
– Prawdę mówiąc, nie usłyszeliśmy w zasadzie nic, co nie byłoby znane opinii
publicznej. Wyjaśniono pewne drobne wątpliwości organizacyjne. Tutaj wielki
ukłon w stronę "Naszego Dziennika" i Zespołu Parlamentarnego ds. Wyjaśnienia
Katastrofy Smoleńskiej, ponieważ dzięki Państwu ta atmosfera i podejście do
rodzin zmieniły się bardzo na korzyść. Kiedy na przełomie maja i czerwca
pierwszy raz przyszedłem do prokuratury, to atmosfera nie była przyjemna. Jednak
kiedy dwa dni temu byłem tam po raz kolejny, to widać było niesamowitą różnicę w
stosunku do rodzin i ich pełnomocników. Poprawiły się także same warunki pracy.
Mam nadzieję, że ta pozytywna atmosfera się utrzyma.

Na czym polega ta poprawa?
– Chodzi tu o rzeczy bardzo ulotne i bardzo konkretne. Z tych konkretnych to
chociażby osobne miejsca do pracy. Wreszcie jest to normalny pokój z biurkami
przystosowanymi do pracy dla rodzin i pełnomocników. To dla nas bardzo ważne, że
mamy gdzie usiąść i popracować w skupieniu. Możemy wreszcie w spokoju i ciszy
coś przeczytać. Ale do tego dochodzi także zmiana czysto ludzkich relacji.
Kiedyś odczuwało się pewną niechęć ze strony personelu prokuratury. Teraz te
relacje są na wiele lepszym poziomie. A to jest ważne szczególnie dla rodzin, bo
proszę pamiętać, że one są w sytuacji ogromnego stresu w związku z tragedią,
którą ciągle przeżywają. I tego, czego ja osobiście żądać nie mogę, właśnie
rodziny mają święte prawo żądać. Czyli chociażby tego minimum zrozumienia i
szacunku dla ich sytuacji. I to się powoli zmienia. Wydaje mi się, że wpłynął na
to wspólny nacisk publiczny w tym zakresie, który wywarł taką presję na
prokuraturze, że udało się nam to uzyskać.

Czy podobny postęp zauważył Pan we współpracy z prokuratorami podczas
spotkania?

– Na początku muszę powiedzieć, że to spotkanie było w pewnym sensie zabawne.
Pracowałem przez pewien czas w instytucjach związanych z wojskiem, więc
orientuję się, jak wygląda tam hierarchia i system wartości. Pokrótce wygląda on
tak, że o 15.30 wszyscy kończą pracę – bez względu na to, co się dzieje. Czyli
nieważne, że się wali czy pali. I podczas tego spotkania dokładnie o godz. 15.30
prokurator Krzysztof Parulski złożył propozycję, by resztę pytań złożyć na
piśmie i na tym zakończyć spotkanie, bo wszyscy są już zmęczeni. Na szczęście
nie dopuściliśmy do tego i była możliwość zadania wielu merytorycznych pytań
dotyczących zwykłych, codziennych problemów. I tutaj częściowo udało nam się
uzyskać na nie odpowiedź. Zapewniono mnie ponadto, że jeżeli zaistnieje taka
sytuacja, iż materiały dotyczące stenogramów, które zostały ujawnione m.in.
przez "Gazetę Wyborczą", okażą się prawdziwe, to prokuratura podejmie czynności
z urzędu w celu wszczęcia śledztwa o ujawnienie tajemnicy śledztwa w tym
zakresie.

Jak prokuratura tłumaczyła fakt, że czynności dotyczące ujawnienia tajemnicy
śledztwa nie zostały jeszcze podjęte?

– Prokuratura podkreśliła, że dotychczas nie podjęła tych czynności, ponieważ
jeszcze nie ma dostępu do stenogramów. Odnoszę jednak wrażenie, że dostęp ten
ma. I tutaj pojawia się pytanie, dlaczego do tej pory nie wszczęto śledztwa w
tym zakresie, a przynajmniej nie podjęto czynności sprawdzających, póki jest
jeszcze wąski zakres przecieku i w miarę łatwo można ustalić, od kogo wyszły
informacje i kto z kim się kontaktował. Pełnomocnicy nie mieli styczności z tym
materiałem. Dostęp mieli jedynie pracownicy krakowskiego instytutu i – jak można
domniemywać – kilka osób z kierownictwa prokuratury. Jeżeli rzeczywiście jest
prawdą, że takie sformułowania miały miejsce, to już dawno powinno zostać
wszczęte śledztwo w tym zakresie – póki krąg osób jest jeszcze wąski i w miarę
łatwo jest to ustalić.

Czy wyjaśnienia prokuratorów były dla rodzin klarowne?
– Nie uzyskiwałem odpowiedzi konkretnych i jasnych. A wydaje mi się, że pytania
formułowałem w sposób przejrzysty i zrozumiały. W pierwszej kolejności chodziło
mi o to, żeby rodziny miały możliwość zapoznania się z dokumentami, jeszcze
zanim dotrą do nich media. Bo jak widzimy, na razie dzieje się odwrotnie.
Takiego zapewnienia nie otrzymałem. Podobnie było w przypadku prośby o zwrot
rzeczy należących do zmarłych. Na moje konkretne pytanie, czy istnieje realna
możliwość odzyskania tych przedmiotów przez rodziny, otrzymałem bardzo długi i
skomplikowany wywód prawny, po czym na koniec prokurator wreszcie powiedział, że
on nic na ten temat nie wie i że umywa od tego ręce, bo to jest decyzja
inspektora sanitarnego. Dla mnie zaś istotne jest jednoznaczne stanowisko
prokuratury, która powie: "tak, postaramy się zwrócić te rzeczy", albo:
"prokuratura nie widzi takiej możliwości". Takie unikanie odpowiedzi jest
przecież drażliwe, bolesne i trudne dla bliskich.

Ale rodziny miały już podobno możliwość odzyskania tych rzeczy?
– Na początku, czyli bezpośrednio po katastrofie i po przewiezieniu ubrań do
Polski, faktycznie była taka możliwość. Były one wtedy posegregowane w worki i
przypisane do każdej z ofiar. Jednak – moim zdaniem – przez późniejsze błędy,
niewłaściwe przechowywanie, a następnie wymieszanie tych rzeczy ich odzyskanie
stało się bardzo utrudnione, czy wręcz niemożliwe.

Wiadomo, w jakich dokładnie czynnościach uczestniczyli polscy prokuratorzy w
Rosji i jak przebiegały same czynności biegłych?

– Padały co do tego z naszej strony bardzo konkretne pytania i na niektóre z
nich faktycznie uzyskaliśmy odpowiedzi. Okazało się jednak, że polscy
prokuratorzy i lekarze biegli, w przeważającej części czynności procesowych tak
naprawdę nie uczestniczyli…

Dlaczego?
– To jest brak profesjonalizmu. Nam, pełnomocnikom rodzin, w każdym niemal
pytaniu zarzucano, że o czymś nie wiemy i że coś źle interpretujemy. Natomiast
prokuratorzy referujący nam pierwsze dni po tragedii i podejmowane czynności –
m.in. oględziny i sekcję zwłok oraz oględziny miejsca zdarzenia i przesłuchania
– twierdzili, że prokurator zawsze był tam obecny. Kiedy jednak przyszło do
konkretnych pytań, to okazywało się, że jest inaczej. Na konkretnie zadane
pytanie, czy i który z prokuratorów uczestniczył w danej czynności, czy jest
ujęty w stosownym protokole i podpisał się pod nim, prokuratura musiała
przyznać, że jej przedstawiciele nie uczestniczyli w większości z nich, choć
taka możliwość ze strony rosyjskiej istniała. Prokuratura przyznała, że była
możliwość wspólnej pracy prokuratorów polskich i rosyjskich, ale chociażby ze
względu na małą liczbę naszych prokuratorów na miejscu nie brali oni udziału w
tak zasadniczych czynnościach, jak np. oględziny miejsca zdarzenia.

Przecież prokuratorzy mają obowiązek uczestniczyć w takich czynnościach,
przeprowadzać własne obserwacje, robić zdjęcia itp. Jak tłumaczyli swoje
zaniedbania?

– Prokuratorzy stwierdzili, że wystarczy to, co robią Rosjanie. Tymczasem to
były czynności fundamentalne dla ustalenia całego przebiegu zdarzenia, co
zresztą przyznała sama prokuratura. Nieuczestniczenie w takich czynnościach
wydaje się błędem. Moim zdaniem, warto by było, aby przynajmniej teraz polscy
prokuratorzy pojechali na miejsce zdarzenia, by dokonać oględzin. Może niewiele
mogłyby one teraz wnieść, ale jednak samo zobaczenie miejsca zdarzenia i
przyjrzenie się, jak ono w rzeczywistości wygląda, jest istotne chociażby
dlatego, by dobrze zrozumieć materiał dowodowy.

Prokurator Szeląg mówił, że prokuratorzy nie mieli prawa wykonywać pewnych
czynności z racji tego, że jest to teren Federacji Rosyjskiej. Czy Rosjanie
faktycznie mogli zakazać robienia zdjęć i filmów?

– Nie rozumiem jego stwierdzenia. Jak poinformowali nas prokuratorzy, w
pierwszych dniach po katastrofie Rosjanie umożliwiali wspólną pracę prokuratorów
polskich i rosyjskich. Dlatego też wydaje mi się, że możliwe było sporządzenie
odpowiedniej dokumentacji. Nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby zakazywać
fotografowania czy podejmowania innych czynności. Z tego, co wiem, to polscy
urzędnicy robili takie zdjęcia zarówno na miejscu zdarzenia, jak i przy
oględzinach zwłok.

Dlaczego w protokole sekcji zwłok nie ma podanej dokładnej godziny zgonu
prezydenta Lecha Kaczyńskiego?

– Tłumaczone jest to tym, że do chwili obecnej prokuratura nie zna dokładnej
godziny katastrofy, dlatego też przyjmowana była ta najbardziej prawdopodobna.
Jednoznaczne ustalenie godziny będzie możliwe dopiero po przedstawieniu raportu
MAK. Niepokojące są natomiast informacje, że w różnych protokołach – choćby w
dokumentach stwierdzających zgon – podawane są różne godziny. Uważam, że powinna
być przyjęta jedna, choćby orientacyjna godzina katastrofy oraz zgonu wszystkich
pasażerów. Dla prawnika ustalenie czasu zgonu ma istotne znaczenie – choćby w
tak przyziemnej sprawie, jak ustalenie ewentualnego porządku dziedziczenia. Choć
zastrzegam, że nie wiem, czy w tym konkretnym zdarzeniu w ogóle taki problem się
pojawi.

Czy to prawda, że pierwszy wniosek o pomoc prawną skierowano do Rosji już 2
godziny po katastrofie? Co było w nim zawarte? Czy poproszono o możliwość
filmowania miejsca katastrofy? Czy zwracano się o próbki ziemi z miejsca
katastrofy itp?

– Z tego, co wiem, taki wniosek pojawił się bardzo szybko i z natury rzeczy –
czyli z faktu sporządzenia go kilka godzin po katastrofie – musiał on być bardzo
ogólny. Co do jego szczegółów nie mogę się wypowiadać ze względu na tajemnicę
śledztwa.

Jak Pan ocenia szybkość działania naszych prokuratorów? Dwóch z nich
przyleciało na miejsce katastrofy po blisko 10 godzinach. Czy w sytuacji
kryzysowej prokuratura nie powinna działać na innych warunkach i o wiele
sprawniej?

– Tu pojawiają się dwa zagadnienia. Pierwsze to ogólne przygotowanie państwa na
sytuacje kryzysowe i funkcjonowanie odpowiednich procedur. Mam wrażenie, że nie
zawsze działały one poprawnie, a większość czynności podejmowano niejako w
naturalnym odruchu i na wyczucie, zgodnie z potrzebą chwili. Wydaje mi się, że
warto będzie w przyszłości przejrzeć te procedury i ocenić, czy są one
wystarczające. Czy w przypadku takich sytuacji każdy urząd wie, co ma robić.
Druga kwestia to czynności podejmowane przez prokuratorów zarówno w Rosji, jak i
na miejscu, w Polsce. Co do działań podjętych w naszym kraju to muszę przyznać,
że prokuratura zachowała się bez zarzutu, czynności były podejmowane
błyskawicznie. Warto przypomnieć, że śledztwo zostało wszczęte już 10 kwietnia.
W kilka godzin po katastrofie rozpoczęto przesłuchiwanie świadków i
zabezpieczanie materiału dowodowego. Natomiast co do czynności podejmowanych na
terenie Federacji Rosyjskiej, to niestety, w mojej ocenie, zaangażowanie
polskiej prokuratury nie było wystarczające. Można było lepiej wykorzystać
postawę strony rosyjskiej prezentowaną w pierwszych godzinach po katastrofie,
m.in. angażując w sprawę większą liczbę prokuratorów i wspólnie uczestnicząc we
wszystkich czynnościach śledztwa.

Są już terminy kolejnych spotkań rodzin z prokuraturą?
– Nie powiedziano jeszcze, kiedy możliwe będzie kolejne tego typu spotkanie.
Mówi się, że może za trzy miesiące. Także sformułowania w tym względzie były
bardzo ogólne. Tymczasem żeby to informowanie o śledztwie miało jakikolwiek
sens, takie rozmowy powinny być prowadzone co miesiąc. Wtedy bowiem bylibyśmy w
stanie na bieżąco wyjaśniać pojawiające się problemy. Przy rzadszych
spotkaniach, np. co trzy miesiące, tych kwestii nie da się wyjaśnić i znów mogą
powstać zarzuty wobec prokuratury.

A jeśli organizacjia spotkań nie będzie możliwa?
– To te informacje powinny być przekazywane rodzinom choćby w formie pewnego,
nazwijmy to, biuletynu. Taki wniosek również się pojawił.

Jaka jest więc perspektywa na najbliższe dni? Jakie teraz podejmie Pan jako
pełnomocnik działania i jakich kroków ze strony prokuratury Pan oczekuje?

– Podstawą jest wreszcie możliwość zrobienia fotokopii akt – i to nam obiecano.
Ponadto zapewniono mnie, że jako jeden z pierwszych będę miał dostęp do
informacji niejawnych. Czyli zapowiedziano, że będzie ta możliwość i że jest to
kwestia dni, mam nadzieję że do końca tygodnia. Po tym spotkaniu na to przede
wszystkim liczę.

Dwójka adwokatów wysunęła wczoraj w "Gazecie Wyborczej" oskarżenia pod
adresem pełnomocników, zwłaszcza mec. Rafała Rogalskiego, jakoby wykraczali poza
zakres swoich uprawnień i uprawiali politykę.

– Nigdy nie słyszałem wypowiedzi mec. Rogalskiego, w których ujawniałby
tajemnice śledztwa. Nie słyszałem też wcześniej tego typu zarzutów wobec żadnego
z pełnomocników rodzin. Natomiast co do samej oceny podejmowanych przez mec.
Rogalskiego działań, podkreślam, że każdy z nas ma prawo oceniać przebieg i tok
śledztwa. I to właśnie mec. Rogalski robi. Może troszeczkę ostrzej niż ja, ale
ma do tego prawo. Rozumiem, że w tym wyraża opinię swoich mocodawców, i tak
naprawdę to właśnie oni są jedynymi osobami, które mają prawo oceniać jego
działania i opiniować to, czy są zadowoleni ze współpracy z nim. To oni powinni
wypowiadać się, czy informacje, które mu przekazują, ma prawo przekazywać i czy
robi to w sposób prawidłowy. Dlatego, moim zdaniem, autorzy tego felietonu
powinni skontaktować się najpierw z osobami, które reprezentuje mecenas.
Z informacji, które posiadam, wynika, że mec. Rogalski zawsze kontaktuje się ze
swoimi mocodawcami, z którymi ustala kierunek taktyki i wypowiedzi. To jest też
nasz obowiązek, żeby działać na korzyść naszych klientów i artykułować to, czego
oni czasami nie są w stanie powiedzieć.

Dziękuję za rozmowę.

 


2. W środę dowiedziałem się, że prokuratura w ogóle nic nie wie na temat zapisów
czarnych skrzynek, które znajdują się w Instytucie Ekspertyz Sądowych w
Krakowie. Nie wiem, skąd w takim razie prokurator Andrzej Seremet dzień
wcześniej twierdził, że zapisy te wniosą tak dużo do śledztwa.
3. Byłem przekonany, że rodziny ofiar i ich pełnomocnicy otrzymują informacje
mogące mieć znaczenie dla toczącego się postępowania i dlatego nie mogą w
spotkaniu uczestniczyć osoby postronne, w tym media. Tymczasem większość
informacji uzyskanych od prokuratury można było usłyszeć później na konferencji
prasowej.
4. Kilka rodzin dowiedziało się o spotkaniu bardzo późno, a niektóre w ogóle nie
otrzymały ani informacji, ani zaproszenia.
5. Na konkretne pytanie, czy istnieje realna możliwość uzyskania przez rodziny
rzeczy najbliższych, otrzymałem bardzo długi i skomplikowany wywód prawny, po
czym prokurator oświadczył, że nic na ten temat nie wie.
6. Polscy prokuratorzy i lekarze biegli w przeważającej części rosyjskich
czynności procesowych tak naprawdę nie uczestniczyli…
7. Prokuratorzy, którzy referowali nam pierwsze dni po tragedii i podejmowane
czynności – oględziny i sekcję zwłok oraz oględziny miejsca zdarzenia i
przesłuchania – twierdzili, że zawsze prokurator był tam obecny. Kiedy jednak
przyszło do konkretów, to okazywało się, że jest inaczej. Na pytanie, czy i
który z prokuratorów uczestniczył w danej czynności, czy jest ujęty w stosownym
protokole i podpisał się pod nim, prokuratura musiała przyznać, że jej
przedstawiciele nie uczestniczyli w większości z nich.
8. Prokuratura przyznała, że istniała możliwość wspólnej pracy prokuratorów
polskich i rosyjskich, ale chociażby ze względu na małą liczbę naszych
prokuratorów na miejscu nie brali oni udziału w tak zasadniczych czynnościach,
jak np. oględziny miejsca zdarzenia.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl