Myśląc Ojczyzna


Pobierz Pobierz

Zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego. W Polsce głosowanie odbędzie się 25 maja tego roku. Z ogólnej puli 750 mandatów przeznaczonych dla przedstawicieli 28 krajów Unii Europejskiej, Polsce przyznano 51, co wynika z zapisów obowiązującego Traktatu Lizbońskiego. Bez względu na frekwencję wyborczą, liczba mandatów przyznanych całej Polsce się nie zmieni. Liczba mandatów zdobytych w poszczególnych regionach Polski będzie jednak zależeć od frekwencji wyborczej w tych regionach. Przykładem może być region lubelski, gdzie w 2004 roku dzięki mobilizacji społeczeństwa wybrano czterech europosłów, a pięć lat później – w 2009 – z powodu mniejszego udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego weszły tylko dwie osoby. Dopiero później w związku z wejściem w życie Traktatu Lizbońskiego, zwiększającego całkowitą liczbę polskich europoslów, z Lubelszczyzny dołączyła trzecia osoba. Pierwsze bezpośrednie wybory do Parlamentu Europejskiego przeprowadzono w 1979 roku, a więc 35 lat temu. Są europosłowie, jak na przykład niemiecki chadek z CDU Hans-Gert Poettering, były przewodniczący Parlamentu, który nieprzerwanie zasiada w naszej Izbie od 35 lat. Przykład ten pokazuje jak ważne jest dla niemieckiej chadecji europejskie doświadczenie. Wspomniany europoseł jest członkiem największej frakcji Europejskiej Partii Ludowej, która od wielu lat zawiera perspektywiczne porozumienie z frakcją socjalistów. Dzielą oni między siebie stanowiska przewodniczącego Parlamentu, przewodniczącego Komisji Europejskiej i inne. Od dawna dysponują przeważającą większością, choć interesy tych dwóch frakcji rozchodzą się podczas innych kluczowych głosowań, jak chociażby w sferze światopoglądowej, na przykład w sprawie aborcji czy tzw. związków partnerskich, a także przemysłu i ochrony środowiska. Oprócz tych dwóch grup politycznych w Parlamencie Europejskim działa jeszcze pięć innych: liberałowie, Zieloni, nordycka lewica, czyli komuniści, Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, do której należą posłowie wybrani z list Prawa i Sprawiedliwości oraz Europa Wolności i Demokracji, gdzie miejsce swoje znaleźli posłowie Solidarnej Polski. W kończącej się siódmej kadencji Parlament liczy 766 posłów. Rola tej instytucji ciągle wzrasta. Bez zgody Parlamentu nie można zatwierdzić budżetu Unii, nie da się wybrać przewodniczącego Komisji Europejskiej. Parlament wspólnie z Radą wypracowuje ważne akty prawne mające bezpośrednie przełożenie na obywateli Unii, a także każdego mieszkańca Polski. Wiele zapadających tu decyzji jest dla Polski niekorzystnych, jak chociażby limity emisji CO2, próby dekarbonizacji Europy, co skutkuje podwyżką cen energii w Polsce, zakaz sprzedaży tradycyjnych żarówek, itp. Coraz więcej decyzji innych organów Unii wymaga konsultacji i zgody Parlamentu. Jego rola jeszcze wzrośnie, gdyż pod koniec października 2014 roku w Radzie Unii Europejskiej zmieni się dotychczasowy system głosowania. To osłabi siłę przebicia w Radzie takich krajów jak Polska, wymuszając większą aktywność polskiej reprezentacji na forum Parlamentu Europejskiego. Od wielu lat trwa dyskusja, jak w unijnej geografii politycznej powinni zorganizować się polscy europosłowie. Przed zbliżającymi się wyborami politycy rządzącej Platformy Obywatelskiej, a także o dziwo niektórzy prawicowi publicyści apelują, aby wybrać jedynie słuszny wariant lansowany przez obecną partię rządzącą. Chcą oni, aby jak największa liczba polskich eurodeputowanych skupiła się w jednej dużej grupie politycznej. Krytykują przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość za to, że zasiadając w mniejszej grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, osłabia siłę Polski, marnując głosy prawicowego elektoratu. Platforma uważa, że tylko ona walczy na unijnym ringu, a komisarz Janusz Lewandowski twierdzi, że reprezentacja nasza jest bokserem, walczącym tylko jedną ręką. Jeśli trzymać się tego porównania, to trudno w obozie PO dostrzec ducha walki, a wiele sukcesów grupy konserwatywnej przeczy ich tezom. Konserwatyści mogą pochwalić się wieloma osiągnięciami – od sporządzenia i doporowadzenia do przyjęcia naszego sprawozdania w sprawie likwidacji jednej z trzech siedzib Parlamentu, co przyniesie wymierne oszczędności, do skutecznego zablokowania niebezpiecznego sprawozdania posłanki Estreli godzącego w życie dzieci nienarodzonych. Wbrew lansowanej przez rząd i publicystów propagandzie lepszym z punktu widzenia Polski jest rozmieszczenie europosłów w kilku grupach politycznych, gdyż może nie spektakularnie, ale faktycznie taki układ zwiększa skuteczność działania i możliwość blokady szkodliwych inicjatyw i trendów. O korzystnym wymiarze takiego zabiegu świadczy chociażby przykład lokowania przez służby specjalne byłej NRD swoich tajnych współpracowników w ówczesnym Bundestagu. Jak wspominał były szef wywiadu zagranicznego Stasi Markus Wolf, jego służby zwerbowały bądź umieściły swoich agentów we wszystkich frakcjach politycznych Bundestagu. Kierownictwo Stasi na poważnie rozważało koncentrację wszystkich agentów w jednym politycznym klubie. Jednak po gruntownych profesjonalnych analizach doszli do wniosku, że o wiele bardziej efektywnym jest posiadanie swoich ludzi rozproszonych w różnych politycznych formacjach. Jest to zasada sprawdzona, choć być może nieznana niektórym polskim politykom i publicystom. Kluczem do sukcesu jest nie tylko stworzenie skutecznego mechanizmu – systemu, ale konkretny człowiek. Wśród euroentuzjastów narasta obawa, że w tych wyborach do Parlamentu Europejskiego nie tylko w Polsce, ale w wielu innych krajach Unii Europejskiej zwyciężą partie prawicowe, zmieniając układ sił w Parlamencie Europejskim. Wszystkie te plany, nawet abstrakcyjne, zależą od tego, jak zostanie skonstruowana lista wyborcza i przy którym nazwisku postawimy krzyżyk. Udział w wyborach raz na kilka lat jest unikalną okazją pokazania naszej siły, czyli każdego z nas.

prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj