Myśląc Ojczyzna


Pobierz

Pobierz

10 lat w UE

Dobiega końca siódma kadencja Parlamentu Europejskiego, a druga dla polskich eurodeputowanych. Mija też dziesiąty rok członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Pomimo wielkich nadziei wyrażanych m.in. w budowaniu europejskich łuków triumfalnych w 2004 roku oraz rozbudzonego wówczas entuzjazmu, bilans naszego członkostwa jest dosyć smutny. Od tamtej pory żaden polski rząd nie przedstawił realnego podsumowania zysków i strat po akcesji naszego kraju do struktur Unii Europejskiej. Nadal pozostajemy na poziomie prymitywnego zestawiania obligatoryjnej składki członkowskiej z hipotetycznym – deklaratywnym napływem środków.
Głównym problemem naszego kraju jest emigracja ludzi, zwłaszcza młodych za granicę i bezrobocie. Od czasu wejścia Polski do Unii odnotowano rekordową liczbę wyjazdów Polaków za granicę, która utrzymuje się na poziomie około dwóch milionów osób. Obywatele nasi muszą niestety wyjeżdżać, aby zarobić na siebie i rodzinę, gdyż Polska należy do krajów o najniższych stawkach bazowych jeśli idzie o zarobki i średnia płaca u nas wynosi 363 euro miesięcznie, podczas gdy np. w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Francji czy w Belgii obywatele mogą liczyć na minimum ponad 1200 euro. Wyjeżdżający za granicę Polacy, zwłaszcza do Niemiec, mogą liczyć na zarobek nawet do 2000 euro brutto miesięcznie. Kiepskie warunki, jakie stwarza w kraju polski rząd zmuszają do emigracji rzesze naszych rodaków, a mimo to bezrobocie wciąż wynosi około 14%, a wśród młodzieży do 25 roku życia dwadzieścia kilka procent.
Także w rolnictwie nie odnotowujemy sukcesów. Po dziesięciu latach obecności w Unii nie zdołaliśmy wywalczyć równych dopłat bezpośrednich do hektara, co notabene gwarantuje unijne prawodawstwo. Brak jest też odpowiednich środków, które pozwoliłby na modernizację polskiej wsi. W ubiegłej siedmiolatce z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich skorzystało zaledwie 5% polskich gospodarstw. Wprowadzono natomiast wiele limitów – mlecznych, cukrowych i zlikwidowano mnóstwo zakładów pracy. W Lublinie np. zburzono najnowocześniejszą cukrownię, co spowodowało nie tylko drastyczny wzrost ceny cukru, ale także zlikwidowanie większości upraw buraka cukrowego w tym regionie. Notabene w stolicy tego regionu – Lublinie nie ma już żadnego zakładu produkcyjnego. Zlikwidowano Fabrykę Samochodów Ciężarowych FSC, które produkowały kultowego żuka, a później lublina – furgonetkę.
Dzisiaj drobni przedsiębiorcy zmuszani są do kupowania zagranicznych pojazdów tej wielkości. Pomimo przyznania dodatkowej puli w wysokości 2 miliardów 400 milionów euro dla pięciu województw ściany wschodniej na rozwój nadal istnieją kolosalne dysproporcje pomiędzy wschodem, a zachodem kraju. Na wschodzie budowa infrastruktury drogowej, kolejowej i wodnej wciąż kuleje. Obecnie szansą jest jednak budowa autostrady wodnej E-40.
Dzisiaj dopiero do świadomości ludzi dociera, że wynegocjowane warunki akcesyjne były niekorzystne, a jak wskazuje wielu niezależnych ekonomistów, od kilku lat faktycznie dopłacamy do budżetu Unii. Niektórzy publicyści wskazują, że unijne dotacje wpływające do Ministerstwa Finansów i Narodowego Banku Polskiego rząd polski zamiast wydawać w kraju lokuje w zagranicznych obligacjach, głównie w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Nie przejmują się tym bezkrytyczni euroentuzjaści twierdzący, że gdyby nie środki unijne, sami nie zbudowalibyśmy dróg i mostów. Świadczy to nie tyko o braku wiary w samodzielność obywateli naszego kraju, ale i podważa sens budowania społeczeństwa obywatelskiego. Niewątpliwie potrzeba nam nie tylko nowego ducha i energii, ale także świeżego spojrzenia na struktury Unii i jej możliwości, co może zapewnić zmiana sił po europejskich wyborach 25 maja tego roku.

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj