Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz Pobierz

Chorzy na polskość

Początek maja obfituje zawsze w rocznice. Pierwszego maja obchodzimy święto Józefa Robotnika (czyli Święto Pracy), święto Konstytucji 3 maja, a 2 maja świętujemy Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej oraz Dzień Polonii i Polaków za Granicą. Poza granicami naszego kraju mieszka 20 milionów Polaków. Rozsiani są po całym świecie. Wielu z nich tęskni za Macierzą mimo, że wyjechali z Polski kilkadziesiąt lat temu. Przyjęli obywatelstwo innych krajów, ale wciąż czują się Polakami. Sami o sobie mówią, że są chorzy na polskość. Niedawno przedstawiciele Rady Polonii Świata, jak również Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych przyjechali na Litwę, do Wilna. Wzięli udział w marszu Polaków, który jak co roku przeszedł ulicami grodu Mickiewicza, Słowackiego i Moniuszki. W pochodzie wzięło udział około 10 tysięcy Polaków, radośnie i patriotycznie manifestując swoją polskość. Polacy na Litwie to grupa wyjątkowa. Oni bowiem stąd nie wyjeżdżali. Żyją tu z dziada pradziada. Przesunęły się tylko granice Polski. Dla Polaków na Litwie był to dzień szczególny. Oprócz wspomnianego święta Polonii i 3 maja świętowali bowiem 30. rocznicę powstania i funkcjonowania Związku Polaków na Litwie. W pochodzie tym zmierzającym do Ostrej Bramy, gdzie odbyła się uroczysta Msza Święta w ich intencji, kroczyli przedstawiciele organizacji polonijnych ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii, Szwecji i wielu innych krajów. Widziałem to z bliska, razem z żoną szliśmy z nimi. Niestety na tę wielką uroczystość nie pofatygował się nikt z polskich władz, ani przedstawiciel rządu, ani Senatu, ani Sejmu. Był tylko jeden poseł z Ruchu Narodowego, ale właściwie prywatnie. Nie widziałem też żadnych polskich dyplomatów, także z polskiej ambasady w Wilnie. Gdzie się wszyscy podziali, to bojkot jakiś? – zastanawiało się wielu. „My przybyliśmy tu, aby manifestować swoją polskość, jedność i solidarność ze Związkiem Polaków na Litwie” – podkreślali przybyli Polonusi.

Przed uroczystym pochodem, jak i po akademii i koncercie była okazja do mniej formalnych spotkań. Przysłuchiwałem się temu, co mówią Polacy mieszkający na Litwie, ale i też przedstawiciele Polonii przybyli z różnych krańców świata. Muszę powiedzieć, że ich opinie wywoływały we mnie smutek i wstyd, za polskie władze niestety. Mówili oni bowiem z wielkim żalem, że od dziesięcioleci za granicami kultywują polskość, są chorzy na polskość. „Przez tyle lat – dodawali ze smutkiem – komunizm nie zdołał wyrugować z nas polskości, a obecna władza w Polsce czyni to skutecznie”.  Cóż miałem mówić. Wielka duma, którą wywołał marsz polskości na ulicach Wilna przeplatała się ze smutkiem. Z zażenowaniem słuchałem skarg Polaków mieszkających za granicą w jaki sposób polskie władze ich traktują. To diametralnie odmienna wizja od tej lansowanej w publicznej telewizji, na temat poziomu której usłyszałem opinię. „Tej telewizji w Polsce nie da się już oglądać” – skarżyła się przedstawicielka Polonii z odległego kraju.

Gdy wróciłem do domu, włączyłem telewizor. Zobaczyłem jak marszałek Senatu w otoczeniu innych polskich dostojników świętował Dzień Polonii w Rzymie. Kamera nie zarejestrowała wielu uczestników, a w porównaniu z dziesięciotysięczną rzeszą Polaków świętujących w Wilnie, to była doprawdy garstka. Oczywiście dobrze, że byli tam przedstawiciele polskich władz, ale dlaczego lekceważą innych? To jedno z bardziej łagodnych określeń, jakie usłyszałem pod adresem obecnych polskich władz, które finansowo wspierają Polonię, czyli naszych rodaków za granicą. Właśnie ich zdaniem podział nie jest do końca sprawiedliwy i czytelny. Mają nie tylko wrażenie, ale konkretne dowody na to, że bardziej obficie wspierane są organizacje określane jako liberalno-lewicowe niż te katolicko-narodowe. O ile wiem Związek Polaków na Litwie pozbawiony został całkowicie dofinansowania. Mimo to organizacyjnie świetnie sobie radzi. Polacy odnieśli wielki sukces w wyborach samorządowych na Litwie. Mają wice-mera Wilna, posła do Parlamentu Europejskiego, przedstawicieli w instytucjach państwowych, 36 polskich szkół pełnych dwunastoletnich (to jest 10% w skali kraju), 200 polskich zespołów artystycznych. Dlaczego więc ich nie wesprzeć, a przynajmniej nie przeszkadzać? Wracając do Polski zadawałem sobie pytanie. Skoro ci wszyscy nasi rodacy, jak sami twierdzą, są chorzy na polskość, to na co tak naprawdę chorują polskie władze?

Mirosław Piotrowski

drukuj