Sędziują we własnej sprawie

Z Mieczysławem Ziętkiem, ojcem kpt. Artura Ziętka, nawigatora na Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, rozmawia Marta Ziarnik

Zaskoczyły Pana wywody Macieja Laska, jak to załoga notorycznie łamała procedury zwłaszcza podczas manewrów podchodzenia do lądowania? Od 2008 r. do katastrofy w Smoleńsku TAWS wygenerował podobno 125 alarmów.

– Po pierwsze, jeśli już nawet brać zarzuty pana Laska na poważnie, to nie odnosiły się one personalnie do tego akurat składu załogi, który zginął pod Smoleńskiem, tylko do wszystkich pilotów pracujących w 36. SPLT razem wziętych, którzy latali na tupolewie. Nie można więc mówić – jak to podawały później niektóre media – że to wyłącznie załoga tego tragicznego lotu (na której już na samym początku postanowiono powiesić wszystkie psy) łamała procedury przy lądowaniu. Inną sprawą jest jeszcze podważanie przez wspomnianego szefa zespołu powołanego przez premiera Donalda Tuska kompetencji pracowników 36. SPLT i jakości świadczonych przez nich usług, co jest wręcz nieprawdopodobne. Gdyby rzeczywiście ci ludzie byli tak niekompetentni i lekkomyślni, to 36. SPLT nie cieszyłby się tak dobrą opinią zarówno w Polsce, jak i na świecie. A jego pracownicy nie byliby tak rozchwytywani przez wszystkie liczące się linie lotnicze. Piloci specpułku byli znani ze swojej fachowości. Przecież zarówno Arkadiusz Protasiuk, jak i Robert Grzywna podczas szkoleń na embrayerach w Szwajcarii uzyskali o niebo wyższe lokaty niż ich koledzy cywile z PLL LOT. Niech więc pan Lasek następnym razem dobrze się zastanowi, zanim znów zacznie ferować jednostronne wyroki, krzywdzące załogę, i wypowiadać się na temat rzekomej niskiej jakości lotów w 36. SPLT, o czym – jak widzimy –w rzeczywistości nie ma bladego pojęcia.

Maciej Lasek twierdzi, że szefostwo specpułku ignorowało łamanie procedur przez załogi, co skutkowało wyrobieniem wśród pilotów „złych nawyków”. Można zapytać, czy pozyskał tę wiedzę od kolegi z komisji płk. Mirosława Grochowskiego, który jako szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów zjeżdżał co rok do pułku na kontrolę i żadnej patologii nie sygnalizował?

– W istocie to bardzo ciekawy wątek. Tylko na jakiej podstawie Lasek wysnuwa tak daleko idące wnioski, skoro sam Grochowski, który jest szefem Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów, żadnych uchybień w swoich kontrolach przeprowadzanych w 36.SPLT nie stwierdził? Poza tym cała dokumentacja dotycząca lotów tupolewa jest w rękach prokuratury, która do momentu zakończenia śledztwa nie ujawnia jej zawartości. Jak w takim razie pan Lasek może wysuwać podobne zarzuty, skoro nie ma dostępu do materiałów dowodowych prokuratury wojskowej?! Ten pan zachowuje się tak, jakby od czasu publikacji żałosnego raportu z prac komisji Millera nic się nie zmieniło. A przecież zmieniło się, i to bardzo dużo. Prokuratura podważyła ich odczyty z CVR z kabiny, wysokość cięcia brzozy, obróciła w perzynę domniemania o obecności w kokpicie generała Andrzeja Błasika itp.

Nie zdziwię się, jeśli niedługo podważy kolejne tezy raportu Millera, w tym sensacje o jakoby nagminnym łamaniu zasad bezpieczeństwa przez pilotów.

Tym bardziej że na smoleńskim lotnisku system TAWS nie działał.

– W rzeczy samej. Lotnisko w Smoleńsku było skandalicznie wyposażone. Nie powinno więc być dla pana Laska zaskoczeniem, że system ostrzegawczy nie posiadał w swoich zasobach danych na temat jego dokładnego usytuowania i ukształtowania. W takiej zaś sytuacji piloci nie mogli się zdać na TAWS. A gdy sprzęt nie funkcjonuje tak jak powinien, trudno mówić o zignorowaniu przez załogę jego sygnałów podczas podchodzenia do lądowania. Jako pilot Lasek powinien wiedzieć, że system TAWS może się włączyć z różnorakich przyczyn – choćby z powodu drobnej usterki awioniki i wcale nie musi być to symptom poważnych problemów. Ponadto, jak czytałem, system ten wysyła sygnały najczęściej w pobliżu lotnisk wojskowych, bo tych często nie ma w bazie jego danych. A przecież piloci wojskowi zasadniczo znacznie częściej lądują na takich właśnie lotniskach. Wysuwane więc przez pana Laska absurdalne zarzuty, jakoby włączenie się w maszynie sygnału TAWS było jednoznaczne z brakami w sztuce pilotażu członków załogi, a szczególnie z nieumiejętnością przygotowania się do fazy lądowania, świadczą albo o jego bardzo niskiej wiedzy, albo o celowym zakłamywaniu faktów i wprowadzaniu w błąd opinii publicznej.

Wracając zaś do postawionego przez panią na samym początku pytania, choć wiedziałem, że ze strony pana Laska i jego nowej komisji nie możemy się spodziewać kompetentnych, uczciwych ocen, to jednak bardzo bolą mnie w kółko powtarzane w mediach kłamstwa, w których atakuje się naszych bliskich, którzy już sami bronić się nie mogą. Boli to tym bardziej, że te ataki spadają ze strony rządu i tych jego przedstawicieli, którzy powinni bronić dobrego imienia Sił Powietrznych. Co gorsza, ci ludzie nie mają w swoich oskarżeniach żadnego względu na nas, na rodziny, na nasz ból i na to, jak my odbieramy każdy tego typu nieuzasadniony atak na naszych ukochanych.

Lasek starał się jednak łagodzić te oskarżenia, cedując odpowiedzialność na bliżej nieokreślony „system”.

– Takie tłumaczenia mnie nie przekonują. Co to znaczy, że „zawinił system”?! To nie system odpowiada, tylko konkretna osoba. A w tym przypadku odpowiedzialny był Bogdan Klich. Dlaczego pan Lasek nie wyjaśni, że to pan Klich chował do szuflady raporty gen. Andrzeja Błasika, który pisał jasno o problemach w 36. SPLT, wynikających z karygodnego niedoinwestowania. Pułk potrzebował nowych maszyn i zastrzyku pieniędzy, żeby można było spokojnie wykonywać loty operacyjne i szkoleniowe. Ale te sygnały Klich zignorował, bo były nie na rękę tym, którzy od dawna planowali likwidację elitarnej jednostki w ramach niepojętych dla mnie działań. Proszę też zauważyć, jak szybko pan Lasek i inne „wyrocznie smoleńskie” zmieniają sposób interpretacji swoich słów, jeśli tylko spotkają się z konstruktywną polemiką. Jeszcze w środę owych 125 zanotowanych alarmów TAWS było w wypowiedzi szefa komisji czymś niesłychanie haniebnym oraz niezbitym dowodem przesądzającym winę załogi Tu-154M, a już dzień później, po pytaniach o jakość kontroli płk. Grochowskiego, określił je „częścią drobnych incydentów”. Ta sytuacja, o której mówimy, dodatkowo utwierdziła mnie w przekonaniu, że powołanie przez premiera kolejnej komisji pod przewodnictwem Macieja Laska jest niczym innym, jak tylko zasłoną dymną, która ma odciągać uwagę od meritum, a przy okazji można wyjąć trochę pieniędzy z kieszeni podatnika. Powiem wprost, jako podatnik i ojciec jednej z ofiar katastrofy nie życzę sobie, żeby z moich ciężko zarobionych pieniędzy opłacać komisję, która powiela stare kłamstwa komisji Millera i MAK, i która jest sędzią we własnej sprawie.

To mocne słowa.

– Raczej mocne fakty. To przecież „Nasz Dziennik” ujawnił jeszcze inne matactwa pana premiera, którego kancelaria ukrywa przed nami informacje o prokuratorskich pismach kierowanych do niej w sprawie zwrotu dowodów, w tym wraku samolotu. Po wyroku NSA w tej sprawie nieoczekiwanie „odnaleziono” trzy ważne dokumenty, których istnieniu wcześniej zaprzeczano. To potwierdza, że działania tego rządu szkodzą i sprawie smoleńskiej, i sprawie polskiej. Powtórzę jeszcze raz, cała ta sprawa z oskarżeniami wysuwanymi wobec załogi to nic innego jak kolejna odsłona matactw, próba stworzenia wielkiego i śmierdzącego dymu, który ma zasłonić ważniejsze problemy.

Urząd Lotnictwa Cywilnego nie odnotował w latach 2008-2010 żadnego przypadku błędnego i narażającego życie podejścia do lotniska maszyny, którą dowodził pan major Arkadiusz Protasiuk i ppłk Robert Grzywna. Sama pani widzi, że zbudowana przez Laska historyjka o TAWS to jedno wielkie kłamstwo. Kłamstwo, które – jak pokazują poprzednie tego rodzaju przypadki – najmocniej oddziałuje na media i tym samym na opinię publiczną, skutecznie odwracając jej uwagę od niekorzystnych dla rządu problemów.

Dziękuję za rozmowę.

drukuj

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl