Nowelizacja ustawy o IPN


Pobierz Pobierz


Rozmowa z Andrzejem Gwiazdą – opozycjonistą, założycielem wolnych związków zawodowych, członkiem Prezydium MKS Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r., a dziś członkiem Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.


O. Dariusz Drążek
: Szczęść Boże Panie Przewodniczący!


Andrzej Gwiazda:
Witam Państwa. Witam Księdza.


O. D:
Panie Przewodniczący, dużo kontrowersji wzbudza nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Kontrowersyjne są także przepisy w rozporządzeniu Prezesa Rady Ministrów z 2 czerwca br. w sprawie zgromadzenia elektorów i zgłaszania kandydatów do Rady IPN w myśl tej nowelizacji. W piśmie pana Tomasza Arabskiego można znaleźć m.in. załączniki nr 1 i 2 do dokumentu, w którym ten, kto chce być kandydatem do Rady IPN musi podpisać oświadczenie, że nie należy do związku zawodowego, w tym m.in. do tak zasłużonego związku jak NSZZ „Solidarność”. Pana zdaniem, Panie Przewodniczący, czemu służy ta prewencja antyzwiązkowa?


AG:
Wydaje mi się, że jest strach przed odrodzeniem się „Solidarności” i powrotem idei pierwszej „Solidarności”.

O.D: Panie Przewodniczący, Biuro Analiz Sejmowych w swojej ekspertyzie mówi, że te załączniki nr 1 i 2 w niedopuszczalny sposób „wykraczają poza delegację ustawową i oznaczają dodatkowe pozaustawowe ograniczenia konstytucyjnej wolności zrzeszania się w związki zawodowe”.


AG:
Niewątpliwie tak. Ja tego szczegółowo nie analizowałem pod względem prawnym, ale wymaganie swobody decyzji politycznej, czyli nienależenia do żadnej partii, uważam za słuszne. Natomiast postawienie warunku, że nie można należeć do związków zawodowych – po prostu brak słów…

O.D: To znaczyłoby, że członkostwo w NSZZ „Solidarność” – w myśl tego dokumentu – staje się okolicznością obciążającą jak np. prawomocne skazanie, współpraca z SB czy sprzeniewierzenie się niezawisłości sędziowskiej?


AG:
To jest „wrzucenie wszystkiego do tego samego worka”. Obciążenie związkiem zawodowym równie skuteczne jak współpraca z SB od początku wydawało mi się absurdalne.

O.D: Jest Pan legendą „Solidarności” obok m.in. śp. pani Anny Walentynowicz. Niedawno w Szczecinie związkowcy w rocznicę strajku wyszli na ulicę, upominając się o swoje
prawa do pracy, do chleba. Wydaje się, że jest względna wolność, ale nie przyniosła ona pracy ani chleba, zwłaszcza dla tych, którzy szczególnie o tę wolność walczyli.


AG:
Przyniosła raczej zmiany niekorzystne. Transformacja, która uzyskała wielkie poparcie społeczne, okazała się jednym z największych oszustw w historii. I to oszustwem świadomym. Zacytuję prof. Kurowskiego, prawicowego ekonomistę, który pisał, że „Kapitalizm nie jest dobry dla robotników. Proces transformacji należy przeprowadzić bardzo szybko – zanim robotnicy się połapią – bo to jest przeciwko ich interesom”. Nie jest pomyłką, jak usiłują nam sugerować media, że ludzie nie wychodzili z komunizmu, bo nie wiedzieli, jak to zrobić. Większość ludzi nie zdawała sobie sprawy z tego, co się dzieje. Na obronę prof. Kurowskiego powiem, że on przez 10 lat był przekonany, że ten proces transformacji ustrojowej w Polsce rozkwitł. Była to mieszanina ignorancji, braku zdolności przewidywania, złej woli i złodziejstwa.

O.D: Jest sierpień i są to te dni, gdy wtedy w Stoczni Gdańskiej już trwał strajk. Jak Pan po 30 latach patrzy na te sierpniowe wydarzenia ’80 roku?


AG:
Kluczową kwestią jest tutaj, że do rangi symbolu urosło podpisanie porozumienia – umowy, o której obie strony doskonale wiedziały, że zostanie złamana, gdy osiągnięta zostanie równowaga sił. Według mnie najważniejszym wydarzeniem był początek strajku. Natomiast o porozumieniu wiemy, że – zanim przysłano komisję rządową na rozmowy – to w komitecie obrony kraju czy też na innym szczeblu już postanowiono, że taka próba zostanie zrobiona. Jeżeli nie da ona rezultatów, pozostaje rozwiązanie siłowe. To rozwiązanie siłowe było wpisane jako alternatywa dla porozumienia i było przewidywane, zanim komisja dotarła do stoczni. Fakt, że komuniści zdecydowali się z nami rozmawiać, wynikało ze strachu, iż strajk rozleje się na cały kraj. Nie tylko stocznia i rejon gdański, ale również Jasło, Krosno, z którego zakłady przystępowały do strajku, a nawet się rejestrowały. Oni to zrobili nie z dobrej woli, ale ze strachu.

O.D: 31 sierpnia ’80 roku. Jaka zatem to jest data dla Pana, panie Andrzeju?

AG: Mimo wszystkiego, co wcześniej powiedziałem, jest to ważna data. Porozumienie zostało złamane przez obie strony, jako że 17 września powołaliśmy ogólnopolski NSZZ „Solidarność”, który nie był w porozumieniu przewidziany. 13 grudnia 1981 r. Jaruzelski nas zaatakował zbrojnie. Myślę więc, że jest to bardzo ważny punkt. To pouczająca data pod warunkiem, że wyciągnie się z niej prawidłowe wnioski. To nie było porozumienie, ale rozejm, zawieszenie broni, gdyż byliśmy w
starciu z komuną. To nie było porozumienie, bo myśmy doskonale rozumieli ich, a oni – nas. Ani jedna, ani druga strona się nie spodziewała niczego dobrego po tej drugiej.

O.D: Mijają 4 miesiące od katastrofy pod Smoleńskiem. Tam zginęła także ś.p. Anna Walentynowicz. Kiedy Pan obserwuje śledztwo i problem, jaki przyniosła decyzja nowego Pana Prezydenta o przesunięciu krzyża spod Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny, jakie wnioski nasuwają się Panu na myśl?


AG:
Nowy prezydent jest, jaki jest i było to widać przed wyborami. Ci wszyscy, którzy są w tej chwili zawiedzeni, niech przypomną sobie, że przed wrzuceniem karty wyborczej do urny o tym Panu było w zasadzie wszystko wiadomo. Natomiast sprawa mordu katyńskiego jest „białym krukiem” w historii, a wnioski, jakie można z niej wyciągnąć, są naprawdę daleko idące. Wszystkie wydarzenia po katastrofie jednoznacznie potwierdzają, że nie był to wypadek.

O.D: Pana zdaniem, co to mogło być?

AG: Moim zdaniem było to morderstwo zaplanowane z zimną krwią i z przygotowaniem całego ciągu zdarzeń.

O.D: W takim razie kto za tym mógłby stać?


AG:
Gdyby to nie chodziło o wielką sprawę, gdyby to nie chodziło o 100 osób z ewidentnie narodowej elity, gdyby nie chodziło o prezydenta państwa, gdyby nieco pomniejszyć analogiczne wydarzenia, to żaden świadek i śledczy nie miałby wątpliwości, kto zawinił. Ten, kto groził mu śmiercią. To z Platformy Obywatelskiej padały określenia o „wypatroszeniu” Kaczyńskich i są na to dowody. Posądzanie służb specjalnych Związku Radzieckiego o spowodowanie tej katastrofy wydaje mi się niepolityczne. Rosjanie umieją prowadzić politykę. Gdyby tutaj jakiekolwiek służby rosyjskie były zamieszane w to morderstwo, w spowodowanie katastrofy, to ci z Polski, którzy by ich znali, mieliby ich w garści. Jeżeli Rosjanie pozwolili, żeby to zrobiło inne państwo lub inna organizacja, to wtedy oni mieliby ich w garści. Oni mogą ich w każdej chwili zniszczyć i szantażować ujawnieniem prawdy. Uważam, że fakt, iż była to celowo spowodowana katastrofa, był tak nieudolnie tuszowany, że przecież my wszyscy czujemy, widzimy, wnioskujemy, że katastrofa została wywołana celowo. W takiej atmosferze groźba szantażu ujawnienia przybiera na sile. Rosjanie mają silniejsze argumenty, które mogą zmusić sprawców do wykonania każdych poleceń.

O.D: Panie Andrzeju, zdaje sobie Pan sprawę, że to pierwsza tak odważna i daleko idąca diagnoza postawiona przez osobę publiczną, znaną w Polsce?

AG: Przy śledztwie nie można wykluczyć żadnej hipotezy, dopóki dowody materialne jej nie obalą. Ale trzeba sprawdzać wszystkie koncepcje. Jeżeli na Saharze rozbije się awionetka, to słyszymy w mediach informację np. „Dotychczasowego dane wykluczyły zamach terrorystyczny”. Nie było takiego komunikatu przy katastrofie samolotu prezydenckiego.

O.D: Dziękuję za rozmowę i bardzo serdecznie pozdrawiam. Z Bogiem.

AG: Pozdrawiam. Z Bogiem.

drukuj