Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski

Nowy impuls

W minionym tygodniu Niemcy i Francja obchodziły 55-tą rocznicę podpisania Traktatu Elizejskiego. To kluczowy dokument, który w 1963 roku sygnowali Charles de Gaulle i Konrad Adenauer dający podstawę silnej współpracy tych dwóch europejskich krajów. Od tamtego czasu Niemcy i Francja stanowią trzon Wspólnot Europejskich i Unii Europejskiej. Po 55-u latach od tego wydarzenia kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Emmanuel Macron chcą, jak to ujęła Merkel, „nadać całej Europie nowy impuls”. W przełożeniu na język zrozumiały, przywódcy tych dwóch krajów zamierzają podpisać nowy traktat wzorowany na elizejskim, ale obejmujący najważniejsze sprawy polityczne i gospodarcze Unii Europejskiej dnia dzisiejszego. Ustalają więc takie podstawy, które narzucą innym krajom Wspólnoty. Przypomnę, że już wcześniej prezydent Francji Macron w jednym z wywiadów stwierdził, że przed wyjazdem na każde posiedzenie Rady Europejskiej wszystkie istotne kwestie uzgadnia z kanclerz Niemiec. Z tej zaskakująco szczerej wypowiedzi Macrona wynikało, że razem z Angelą Merkel inne kraje w Unii Europejskiej traktują, jako przystawki. O ile Traktat Elizejski przyjęty 18 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej stanowił, że droga do pojednania i pokoju prowadzi przez oświatę i wychowanie, to istnieją poważne obawy, że nowy dokument będzie bardziej restrykcyjny i wymusi ściślejszą integrację wbrew woli obywateli wielu krajów europejskich.

Już sama zapowiedź powstania nowego Traktatu Elizejskiego doprowadziła do fali komentarzy w Niemczech. Antycypując wydarzenia, znany niemiecki dziennik twierdzi, że Europa Środkowa już może obawiać się dyktatu. Przewidują, że zamiast usprawnienia funkcjonowania Unii Europejskiej, zapisy traktatu „ugrzęzną w symbolice”, a on sam stanowić będzie wyłącznie „polityczny folklor”. Sądzę jednak, że tak wczesna krytyka dokumentu, który notabene jeszcze nie powstał, ze strony niemieckich dziennikarzy związana jest ze słabnącą pozycją Angeli Merkel i obawą przed przejęciem sterów Unii przez prezydenta Francji. Sprzyja temu sytuacja polityczna w Niemczech, gdzie do dziś nie udało się stworzyć koalicyjnego rządu, a Merkel cały czas rządzi niejako komisarycznie. Trwają rozmowy koalicyjne z SPD, ale ich rezultat zatwierdzić mają w referendum wszyscy członkowie tej partii, czyli około 450 tysięcy osób. Zdecydowanie przeciwna porozumieniu jest młodzieżówka SPD nazywana „buntem krasnoludków”.

Jeśli do wielkiej koalicji w Niemczech dojdzie, to według przewidywań, szef SPD Martin Schulz może objąć tekę ministra spraw zagranicznych, a jak wiemy od dawna opowiada się za utworzeniem Stanów Zjednoczonych Europy, ograniczeniem wpłat Niemiec do przyszłego budżetu Unii, jeśli inne kraje nie zaczną przyjmować uchodźców, powiązaniem kwestii praworządności w Polsce z wypłatą unijnych funduszy, a także sprzeciwia się wypełnianiu zobowiązań Niemiec wobec NATO. Nie chce, aby jego kraj płacił 2% PKB na armię. Macron z kolei, choć jest już po wyborach i rząd francuski funkcjonuje, ma problemy z przekonaniem własnych obywateli do projektu pt. Unia Europejska. Niedawno w wywiadzie dla brytyjskiej telewizji powiedział, że gdyby we Francji doszło do referendum, tak jak w Wielkiej Brytanii w sprawie Brexitu, to prawdopodobnie rezultat referendum byłby identyczny, czyli prezydent Francji uważa, że obywatele Francji zagłosowaliby za wyjściem z Unii. Dalej Macron podważa samą ideę referendum, w którym obywatele opowiadają się „tak” lub „nie” w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej. Uważa, że sprawę należy traktować opisowo. Ale przecież to stanowi istotę najbardziej demokratycznego instrumentu, jakim jest referendum, aby odpowiedzi brzmiały „tak” lub „nie”.

Nie wnikając w detale, ani meandry rozumowania Macrona, ani też w skomplikowaną sytuację polityczną w Niemczech, zauważyć jednak trzeba, że dwa kraje – Niemcy, które nie mogą od czterech miesięcy sformować rządu i Francja, gdzie prawdopodobnie większość obywateli jest za wyjściem z Unii Europejskiej – chcą nadawać tejże Unii Europejskiej nowy impuls. Czy w tych okolicznościach może on być trwałym przełomem, czy tylko chwilowym pobudzeniem?

prof. Mirosław Piotrowski

drukuj