Myśląc Ojczyzna – prof. Mirosław Piotrowski


Pobierz Pobierz

Armia Europejska

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker rzucił hasło stworzenia wspólnej armii europejskiej. Europejska armia miałaby być realną odpowiedzią na powstrzymanie ekspansywnych zapędów prezydenta Rosji Władimira Putina na Ukrainie. Choć pomysł stworzenia europejskiej armii jest stary i dyskutowany od ponad 60-u lat, to po ostatniej deklaracji Junckera w Unii Europejskiej zawrzało. Szef Komisji Europejskiej w tej sprawie wypowiedział się w weekendowym wydaniu poczytnego niemieckiego dziennika. Na łamach innych dzienników niemieckich temat był szeroko dyskutowany. Choć dotychczas Juncker nie był ulubieńcem kanclerz Niemiec Angeli Merkel, to pomysł jego natychmiast zaakceptowali niemal wszyscy kluczowi niemieccy politycy.
Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych niemieckiego Bundestagu, jednocześnie poseł CDU Norbert Roettgen, stwierdził, że: „wspólna armia to wizja jak najbardziej na czasie”. Wizję tę wsparła również pani minister obrony Niemiec (także z CDU) Ursula von der Leyen, zaznaczając, że projekt nie dotyczy najbliższego czasu.

W podobnym tonie, czyli za utworzeniem wspólnej europejskiej armii, ale w dalszej przyszłości, opowiedziała się już w 2009 roku przewodnicząca CDU i kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ideę tę wsparł również szef niemieckich socjaldemokratów (SPD) Sigmar Gabriel. Zwolennikiem utworzenia armii europejskiej był również były przewodniczący Parlamentu Europejskiego, niemiecki europoseł CDU, Hans-Gert Poettering. Jasno widać, że inicjatywa Junckera nie tylko wyszła naprzeciw, ale wpisała się w konsekwentnie lansowaną politykę niemiecką. Podbudowana została mało precyzyjnymi argumentami formułowanymi jako  „obrona europejskich wartości”. Juncker stwierdził, że: „armia europejska nie byłaby po to, by ją natychmiast wysłać z misją. Wspólna armia Europejczyków wywołałaby u Rosjan wrażenie, że Europa bierze na poważnie obronę wartości Unii Europejskiej”.
Dodał, że europejska armia nie konkurowałaby z Paktem Północnoatlantyckim, ale dodatkowo „wzmacniałaby Europę”.

Z taką interpretacją i w ogóle z przedstawioną inicjatywą stanowczo nie zgadza się wiele państw członkowskich Unii Europejskiej. Zdecydowanym przeciwnikiem jest Wielka Brytania. Jej główni politycy dowodzą, że budowa europejskiej armii prowadzi do demontażu NATO i de facto osłabienia obronności na naszym kontynencie. Podobne zdanie miał były szef NATO Anders Fogh Rasmussen. Gdy podczas wizyty w Parlamencie Europejskim zapytałem go, co sądzi o próbie tworzenia europejskich sił zbrojnych, z uśmiechem odparł, że nie wróży temu pomysłowi powodzenia. Rozwijając myśl, dodał, że większość państw Unii Europejskiej należy do NATO i trudno byłoby oczekiwać, że nowy twór byłby bardziej efektywny niż już istniejący. Faktycznie na 28 krajów Unii Europejskiej
22 należą do NATO, a pozostałe 6 nie należy, i głównie z własnej woli. Są to: Cypr, Malta, Irlandia, Austria, Finlandia i Szwecja. Czy kraje, które chcą być neutralne, weszłyby do nowego militarnego projektu? Inne, należące do NATO, z pewnością by go zbojkotowały, I to nie tylko Wielka Brytania.

Pomysł Junckera skrytykowała duńska prasa. Opiniotwórczy duński dziennik napisał: „nie potrzebujemy armii Unii Europejskiej. Najlepszym gwarantem bezpieczeństwa jest NATO”. Sceptyczny wobec inicjatywy Junckera jest polski minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, polityk PO, który projekt europejskiej armii nazwał „bardzo ryzykownym pomysłem”. Podkreślił, że „NATO jest gwarancją bezpieczeństwa Europy”, dodając: „jednak jestem za wzmocnieniem NATO”. Również szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego generał Stanisław Koziej stwierdził, że to „szczytna idea, ale bez szans na praktyczną realizację”.
Rzadko zdarza mi się zgadzać z polskimi władzami, ale w tym momencie wyjątkowo prezentują postawę racjonalną. Szkoda jednak, że brak w niej konsekwencji. Przypomnę, że niedawno jeszcze, polski minister spraw zagranicznych z tej samej opcji politycznej, czyli PO, Radosław Sikorski, był zwolennikiem tworzenia europejskiej armii. Oficjalnie nazywał to zasadą „dwóch polis bezpieczeństwa”.
Czy ta polityczna chwiejność świadczy o całkowitym braku wizji polskiej polityki zagranicznej i obronnej, a co niemniej ważne, jakie wnioski wyciągają z tego przywódcy innych krajów, nie tylko Unii Europejskiej?

Prof. Mirosław Piotrowski, europoseł

drukuj