„Myśląc Ojczyzna”


Pobierz Pobierz

Szanowni Państwo!

Od niepamiętnych czasów władcy utrzymywali przy sobie błaznów i bajarzy. W „Żywotach sławnych mężów” Plutarch wspomina o niejakim Demaratosie z Koryntu, który na dworze macedońskiego króla Filipa, ojca Aleksandra Wielkiego, był „dopuszczany do śmielszego głosu”. Ten Demaratos w dowcipny sposób potrafił udzielić królowi dobrych rad, które tamten przyjmował tym łatwiej, że go rozbawiały. Niestety, kreowane dziś przez tajniaków fasadowe rządy, coraz bardziej się pogarszają, a wraz z nimi degraduje się też funkcja błazna. Żeby się o tym przekonać, wystarczy popatrzeć na niektórych parlamentarzystów, ot na przykład – na pana posła Janusza Palikota. Wprawdzie nadal na dworze premiera Tuska dopuszczany jest do śmielszego głosu, ale ani nie jest dowcipny, ani też dobrze swojemu premierowi nie doradza, dając raczej upust swoim pierwotnym odruchom i emocjom. Inna sprawa, że panu premierowi Tuskowi żadne dobre rady i tak przydać się na nic nie mogą w sytuacji, gdy o swoich planach, zamierzeniach i przedsięwzięciach dowiaduje się sukcesywnie od razwiedki, która ostatnio najwyraźniej skraca mu smycz.

W tej sytuacji zawsze można jeszcze liczyć na humor sytuacyjny. Oto podczas wspólnej konferencji prasowej premiera Tuska z premierem Luksemburga w warszawskich Łazienkach, ktoś puścił pawia, co zakłóciło nieco solenny przebieg uroczystości. Wprawdzie luksemburski gość był trochę zaskoczony, ale chyba położył to na karb naszej trudnej historii, przy pomocy której tradycyjnie próbował nas komplementować.

Ale oprócz błaznów, panujący trzymali u siebie również bajarzy, których opowieści pozwalały im odpocząć nieco od nieprzyjemnej rzeczywistości w krainie ułudy. Ten obyczaj utrzymał się do dnia dzisiejszego z tą drobną zmiana, że rolę bajarzy przejęli ministrowie finansów. I właśnie minister finansów, pan Rostowski, ogłosił był założenia do przyszłorocznego budżetu. Deficyt budżetowy ma się zmniejszyć co najmniej o 10 miliardów złotych i spaść z 28 do 18 miliardów, a znowu inflacja ma się zmniejszyć do 2,5 procenta rocznie. Wszystko to oczywiście być może, zwłaszcza gdy do końca tego roku ceny paliw, żywności, mieszkań i ubrań wzrosną jeszcze bardziej. W przyszłym roku siłą rzeczy będą musiały trochę się ustabilizować, bo jakże tu puszczać wodze inflacji, kiedy większość obywateli będzie stać już tylko na podstawową konsumpcję? Oczywiście z punktu widzenia wskaźników wszystko może być w jak najlepszym porządku i gospodarka wprawdzie ustanie, ale ustanie całkowicie wyleczona.

Powiedzmy sobie szczerze, że pan minister Rostowski jest bajarzem umiarkowanym, dbałym o pozory prawdopodobieństwa. Inny by sobie nie żałował; zlikwidowałby deficyt budżetowy całkowicie, a inflację też sprowadziłby do zera, zapowiadając jednocześnie dwucyfrowy wzrost gospodarczy. Pan minister Rostowski takich rzeczy nie robi, być może z obawy narażenia się na złośliwości, kiedy po upadku tubylczego rządu powróci do Londynu hodować w ogródku róże. Zresztą jako człowiek inteligentny i spostrzegawczy nie może nie wiedzieć, że wszystko zależy od razwiedki – czy będzie chciała rozkraść państwo natychmiast, czy też rozłoży to na etapy.

Decyzja w tej sprawie najwyraźniej jeszcze nie zapadła, bo rząd nie ogłosił żadnych konkretnych postanowień ani co do reformy ochrony zdrowia, ani co do budowy autostrad, ani nawet – co do Euro 2012. Nie wiadomo nawet, czy akcyza na paliwa zostanie obniżona, czy nie, a pan wicepremier Pawlak donosi tylko, że „rozmowy trwają”. Znaczy – razwiedka jeszcze nie uzgodniła, ile kto ma ukraść i z jakiego tytułu. Dlatego, póki co – cała para idzie w gwizdek i usłużne merdia usiłują stworzyć wrażenie, jakbyśmy nie mieli większych zmartwień poza tym, kto wygra w futbol i kogo wysunąć w charakterze kandydata na santo subito.

Nawiasem mówiąc, to, że w tej ostatniej sprawie szalenie zaktywizowała się powiązana z razwiedką stacja telewizyjną TVN i powiązany z nią kapitałowo „Tygodnik Powszechny” pokazuje, iż przygotowania do proklamowania „Żywej Cerkwi” przez razwiedkę idą pełną parą. Inaczej zresztą być nie może; skoro proklamowanie Eurosojuza przewidziano na 1 stycznia 2009 roku, to i „Żywa Cerkiew” musi też na ten termin być gotowa, razem z całym panteonem świątków.

Tymczasem obserwując przekomarzania na górze, kto ile ma ukraść i gdzie schować szmal, poszczególne grupy społeczne wykazują coraz większy niepokój, by nie przegapić okazji póki nie będzie za późno i wysuwają żądania płacowe. Spór zbiorowy zapowiedzieli nawet policjanci, których najwyraźniej nie uspokoiła informacja o zainstalowaniu ponad tysiąca fotoradarów, przy pomocy których rząd zamierza obdzierać podróżnych, a uzyskanymi w ten sposób łupami podzielić się z policjantami. Tak w każdym razie dawał do zrozumienia pan poseł Biernacki, który już był ministrem spraw wewnętrznych, więc w tych sprawach ma eksperiencję. Z kolei pan generał Rapacki z policji dawał do zrozumienia, że wcale nie chodzi o łupy, tylko o to, żeby nie było wypadków. To nie złe drogi są przyczyną wypadków, tylko ludzie – powiedział. Ano, nie da się ukryć, że gdyby ludzi nie było, to nie byłoby i wypadków. Nie ma jednak rzeczy doskonałych, bo kto by wtedy utrzymywał urzędników i policjantów? W tej sytuacji trzeba dopuścić mniejsze zło i ludzi jednak pozostawić. Natomiast nie ma potrzeby stawiania przy drogach żadnych fotoradarów, które pełnią funkcję listka figowego. Policja mogłaby przecież obdzierać podróżnych zwyczajnie i bezpośrednio, więc wydatki na fotoradary nie tylko są całkowicie zbędne, ale wprost sprzeciwiają się koncepcji „taniego państwa”, którą epatował swoich zwolenników lider Platformy Obywatelskiej.

Koncepcja państwa pasożytującego na obywatelach najwyraźniej zdobyła sobie popularność wśród elit politycznych, co zauważyli co bardziej spostrzegawczy obywatele i wyciągnęli z tego wnioski. Dowodzi tego szacunkowa informacja Głównego Urzędu Statystycznego, według której około 30 procent produktu krajowego brutto, a więc tego, co zostało w Polsce wyprodukowane i sprzedane, powstaje w „szarej strefie”, a więc – w konspiracji przed naszymi okupantami. To dzięki temu właśnie, że ludzie w poczuciu odpowiedzialności za swoje rodziny, za swoje przedsiębiorstwa i wreszcie – za gospodarkę i podstawy życia narodu – z całym poświęceniem oszukują i obchodzą idiotyczne i złodziejskie prawa – gospodarka jakoś funkcjonuje, dzięki czemu nie tylko rząd premiera Tuska może się wyżywić i nawet od czasu do czasu na konferencji prasowej puścić pawia, ale również utrzymać na swoim dworze błaznów i bajarzy.

Mówił Stanisław Michalkiewicz

Przy okazji pragnę poinformować Słuchaczy, że właśnie ukazał się wybór moich felietonów z Radia Maryja w formie książkowej, pod tytułem Logika wystarczy.

drukuj