[Jestem w Kościele] Tygodnik, który straszy
„30 lat Evangelium vitae. Encyklika, która straszy” – artykułem pod takim tytułem Tygodnik Powszechny „uczcił” rocznicę wydania tego dokumentu przez św. Jana Pawła II. Nietrudno się domyśleć, że encyklika dotycząca wartości życia ludzkiego nie jest, delikatnie mówiąc, jednym z ulubionych dokumentów kościelnych wspomnianego czasopisma. Mimo powszechnie znanych problemów z ortodoksją tego ponoć katolickiego tygodnika, warto wziąć na warsztat ten tekst, gdyż doskonale pokazuje on, co stoi na końcu katolicyzmu otwartego, bo z pewnością nie Chrystus i prawda Ewangelii.
Odejdźmy jednak na moment od rozważań teologicznych, bo wbrew powielanej co rusz propagandzie sprzeciw wobec aborcji nie opiera się tylko na argumentach natury religijnej, ale przede wszystkim na biologii, logice i racjonalności. I to właśnie konfrontacji z nimi nie wytrzymują twierdzenia dziennikarza Tygodnika Powszechnego.
Jednym z największych kłamstw powielanych w przestrzeni publicznej w tej kwestii jest to, że ponoć zabicie dziecka w łonie matki może ratować kobiecą psychikę, a już na pewno nie można mówić o jakichś negatywnych konsekwencjach w tej sferze. Tymczasem badanie z The British Journal of Psychiatry (największa dostępna w literaturze światowej ilościowa ocena ryzyka dla zdrowia psychicznego związanego z aborcją) wykazało, że zabicie dziecka nienarodzonego wiąże się z 81 proc. zwiększonym ryzykiem problemów ze zdrowiem psychicznym, a niemal 10 proc. takich problemów w populacji może być przypisane właśnie aborcji. Innymi słowy – gdyby aborcja nie istniała, na świecie byłoby o 10 proc. mniej problemów psychicznych!
Artur Sporniak koncentruje się zwłaszcza na dwóch przypadkach: zagrożenia życia matki i gwałtu. Odnosząc się do pierwszego z nich niestety ucieka się do manipulacji, przekonując jakoby lekarz musiał czekać bezczynnie, aż zagrożenie życia matki będzie bezpośrednie. Ucieka się przy tym do tragicznej śmierci Pani Izabeli z Pszczyny, choć nie wynikała ona z krytykowanego przez Sporniaka wyroku TK (zwanego przez niego pogardliwie Trybunałem Przyłębskiej), który popełnił straszliwą zbrodnię „zniszczenia kompromisu aborcyjnego”, ani tym bardziej z papieskiego nauczania, tylko z błędów lekarzy, co ostatnio potwierdził sąd lekarski. W przypadku ciąży z gwałtu autor Tygodnika Powszechnego ubolewa, że Jan Paweł II nie posłuchał propozycji współczesnych etyków, którzy np. postulują, aby ciążę potraktować jako kolejną „fazę gwałtu”, co miałoby usprawiedliwiać aborcję. To chyba komentuje się samo. Na nazywanie „bezwzględnym” lekarza, który nie chce zabić niewinnego dziecka poczętego w wyniku gwałtu również spuszczę zasłonę milczenia. Nikt nie kwestionuje olbrzymiej traumy kobiet, które spotkało coś takiego, jednak nie jest rozwiązaniem kolejny akt przemocy w postaci zabójstwa niewinnej osoby.
Poszukując wyjątków, które miałyby unieważniać nauczanie Kościoła, Artur Sporniak nie dostrzega, że w przypadku aborcji można zająć w gruncie rzeczy dwa rodzaje stanowisk: albo to, które jest prezentowane m.in. przez Kościół, a więc całkowita jej niedopuszczalność z wyjątkiem zagrożenia życia matki (z zastosowaniem zasady podwójnego skutku) albo pełna akceptacja tego procederu. W taki sposób sprawę postawił Michael Tooley, który nota bene jest zwolennikiem nie tylko aborcji bez żadnych ograniczeń, ale również dzieciobójstwa. W tej sprawie po prostu nie można być „umiarkowanym”.
Na koniec spójrzmy jeszcze na artykuł Artura Sporniaka z perspektywy teologicznej. Skoro bowiem autora straszy Evangelium vitae, to z pewnością straszą też choćby słowa Papieża Franciszka, który wielokrotnie porównywał aborcję do wynajęcia płatnego mordercy. Niewątpliwie publicystę Tygodnika Powszechnego straszy też całe nauczanie Kościoła w tej kwestii, które nigdy nie było inne niż to, które głosił św. Jan Paweł II czy teraz Franciszek. Wreszcie Artura Sporniaka musi straszyć Chrystus i Jego Ewangelia, której nie sposób wykorzystać do uzasadnienia krucjaty Tygodnika Powszechnego na rzecz złagodzenia i zrelatywizowania katolickiej doktryny (oraz prawa państwowego). A skoro tak, to Panu redaktorowi pozostaje współczuć, że żyje w tym wszechogarniającym strachu płynącym z rygorystycznego i opresyjnego Kościoła.
I last but not least – jeśli Tygodnik Powszechny chce, żeby to aktualne trendy polityczne, społeczne lub etyczne dyktowały Kościołowi, jak powinien postrzegać aborcję (lub jakiekolwiek inne kwestie moralne czy doktrynalne), to niech przynajmniej zachowa minimum przyzwoitości i nie wyciera sobie twarzy katolickością, z którą niestety od dawna (przy milczącym przyzwoleniu władz kościelnych) nie ma zbyt wiele wspólnego.
Wojciech Grzywacz