[TYLKO U NAS] Red. S. Michalkiewicz: Rodzice uczniów poszkodowanych strajkiem powinni wystąpić z pozwami sądowymi przeciwko ZNP
Strajk nauczycieli nie jest zabroniony, ale za szkody, które on przynosi, ktoś musi wziąć odpowiedzialność. Pokrzywdzeni w tej sytuacji są uczniowie, którzy wraz z rodzicami muszą martwić się, czy będą mogli przystąpić do egzaminów – mówił w felietonie ,,Myśląc Ojczyzna” na antenie Radia Maryja red. Stanisław Michalkiewicz
Trwa bezterminowy strajk nauczycieli. Widać w nim podłoże polityczne.
– Strajkujący domagają się podwyższenia wynagrodzeń o 1 tys. złotych, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsza jest intencja doprowadzenia do chaosu w sektorze edukacji. Organizatorzy strajku liczą na to, że zachwieje on rządem Prawa i Sprawiedliwości w roku wyborczym. Z drugiej strony rząd liczy na to, że opinia publiczna zwróci się przeciwko Związkowi Nauczycielstwa Polskiego i przewodniczącemu Sławomirowi Broniarzowi – zauważył red. Stanisław Michalkiewicz.
Problemem jest to, że najbardziej poszkodowanymi w strajku są uczniowie. Warto, aby ci, którzy czują się poszkodowani, wystąpili przeciwko ZNP.
– Uczniowie stali się zakładnikami tego konfliktu. Jeżeli egzaminy – zwłaszcza maturalne – nie odbędą się, to uczniowie poniosą szkody. Strajki nie są zabronione, ale ktoś powinien odpowiadać za poniesione z tego względu szkody. Praktyka pokazuje, że za szkody spowodowane strajkiem nikt nie odpowiada, co zachęca tym bardziej do strajkowania (…). Artykuł 415 kodeksu cywilnego stanowi, że kto ze swojej winy wyrządził drugiemu szkodę, zobowiązany jest do jej naprawienia. Strajk nauczycieli zorganizowany jest przez Związek Nauczycielstwa Polskiego. Dlatego myślę, że rodzice uczniów poszkodowanych przez strajk, powinni wystąpić przeciwko Związkowi Nauczycielstwa Polskiego z pozwami sądowymi o wynagrodzenie tych szkód – podkreślił red. Stanisław Michalkiewicz w felietonie z cyklu ,,Myśląc Ojczyzna”.
Sytuacja, w której rząd nie musiałby martwić się wynagrodzeniami nauczycieli jest realna.
– Warto wrócić do pomysłu sprywatyzowania oświaty. Rząd powinien obniżyć podatki o kwotę wydatkowaną na finansowanie edukacji i rozwiązać ministerstwo. W następstwie tego, pracodawcami nauczycieli staliby się rodzice uczniów i to z nimi trzeba by dogadać się ws. wynagrodzeń, a nie z rządem. Jeżeli ten pomysł wydaje się komuś za daleko idący, to warto wrócić do czeku oświatowego. Rząd rozdawałby rodzicom uczniów czeki oświatowe i szkoła miałaby tylko tyle pieniędzy, ile zgromadziłaby czeków. Nauczyciele w dobrych szkołach mieliby się lepiej, a w złych gorzej – redaktor.
RIRM