fot. Dawid Bagiński DAV_7069

[TYLKO U NAS] Ks. prał. Cz. Grzyb: Duchowość ks. F. Blachnickiego pozwala mi funkcjonować, dodaje odwagi, możliwości ewangelizacyjnych, dlatego jako ksiądz jestem ogromnie wdzięczny, że Pan Bóg na mojej drodze postawił tego wielkiego kapłana i Ruch Światło-Życie

Wielki Czwartek to dzień, w którym wspominamy ustanowienie Eucharystii i Sakrament Kapłaństwa. To szczególny czas pochylania się również nad darem i tajemnicą, jakim jest powołanie do kapłaństwa, ponieważ jest ono jedną z możliwości realizacji wezwania do pójścia za Chrystusem, który wiele razy kieruje w Ewangelii wezwanie: „Pójdź za Mną!”. Na to zawołanie odpowiedział ks. prał. Czesław Grzyb, proboszcz Sanktuarium Matki Bożej w Tomaszowie Lubelskim, który opowiedział o tym, jak ogromny wpływ na jego życie wywarł ks. Franciszek Blachnicki, a także Ruch Światło- Życie.

Parafia pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Tomaszowie Lubelskim to serce małego miasteczka w południowo-wschodniej Polsce.

To właśnie tam spotkałam kapłana, który oparł swoje powołanie i misję na duchowości Ruchu Światło-Życie. Zapytany o to, jak to się stało, że na jego drodze pojawił się ks. Franciszek Blachnicki i stworzony przez niego Ruch, odpowiedział krótko, że jako młody, niedoświadczony kapłan, bardzo chciał się zająć formowaniem młodzieży.

– Zaraz po święceniach trafiłem na małą parafię w Wielączy koło Zamościa i to właśnie tam zauważyłem, że młodzież chodzi i szuka swojej drogi. Chciałem do nich trafić, dlatego zacząłem szukać, a obok mojej parafii był starszy kolega, który zaproponował mi wyjazd do Krościenka i poznanie Ruchu Światło-Życie, i tak to się zaczęło – wspominał.

Ks. Prałat dokładnie pamięta, jak wyglądało jego pierwsze spotkanie z ks. Franciszkiem Blachnickim. Zobaczył go w restauracji w Nowym Sączu w drodze prowadzącej do centrum Ruchu, czyli Krościenka. Wtedy kontakt był jedynie grzecznościowy, bardziej zapoznawczy.

– Nidy nie miałem jakiegoś bliskiego kontaktu, w sensie towarzyskiego. Podczas pierwszej wizyty w Krościenku odbywało się podsumowanie oaz wakacyjnych – wyjaśnił.

Tam nastąpiło zapoznanie, gdzie ks. Franciszek wypytywał nowo przybyłych o różne sprawy. Jak zaznaczył ks. Prałat, nie była to jednak forma przesłuchania, ale czuł się przy nim jak przy profesorze.

– Czułem do niego respekt, chociaż ks. Blachnicki nie tworzył dystansu, był kontaktowy i ciepły w komunikacji – dodał.

Ks. prał. Czesław Grzyb nie miał wątpliwości, że miał do czynienia z człowiekiem wielkiej wary, ponieważ – jak sam zaznaczył – wynikało to z wnikliwej obserwacji. Jak wspominał duchowny, w Krościenku jest kaplica Chrystusa Sługi, gdzie podczas spotkań w mniejszym gronie, ale również w trakcie spotkań moderatorskich sprawowane były Msze św., a także było to miejsce stałej modlitwy.

Księdza Franciszka właśnie tam można było spotkać najczęściej. Przychodził do kaplicy na modlitwy poranne i wieczorne. Zawsze w kaplicy był pierwszy i ostatni z niej wychodził. Nigdy nie było tak, że ktoś go wyprzedził w tym względzie. Nawet kapłani wpadli kiedyś na pomysł, że przetrzymają księdza Blachnickiego, ale nie dali rady i rano, kiedy przychodziliśmy na Jutrznię, to on już na niej był. Urzekła mnie jego gorliwość modlitewna. Był to człowiek – nie tylko w mojej ocenie –  niesamowitej wiary – wskazał.

Gość portalu radiomaryja.pl wyjaśnił także, że dla niego ogromnym zdziwieniem było to, że kapłan takiego pokroju był długi czas swojego życia osobą niewierzącą.

– Wychowywał się co prawda w rodzinie katolickiej i z tradycjami śląskimi, ale jako młody człowiek w szkole średniej stracił wiarę. Chodził co prawda do kościoła, ale tak szczerze mówiąc, nie wierzył w Pana Boga. Natomiast jako harcerz niesamowicie cenił Kościół jako instytucję charytatywną, poukładaną, ale tam Boga nie było. To była dla niego taka instytucja użytkowności publicznej bez Pana Boga. Bardzo szanował Kościół i biskupów, ale oczekując w więzieniu na wyrok śmierci, kapelan, który z nim był, proponował mu spowiedź, a ten nawet w takim momencie nie skorzystał – zauważył kapłan.

Jednak w życiu ks. Franciszka Blachnickiego nastąpił zwrot. W marcu 1942 roku został skazany na karę śmierci przez ścięcie za działalność konspiracyjną przeciw hitlerowskiej Rzeszy. W czasie pobytu na oddziale skazańców dokonało się nagłe cudowne nawrócenie Franciszka Blachnickiego na osobową wiarę w Chrystusa, połączoną z decyzją oddania życia na Jego służbę.

Świadome nawrócenie przyniosło również nieoczekiwane decyzje ze strony oprawców, ponieważ po ponad 4,5 miesiącach oczekiwania na wykonanie wyroku został ułaskawiany, a karę śmierci zamieniono na 10 lat więzienia po zakończeniu wojny.

W tym samym czasie w obozie przebywał o. Maksymilian Kolbe. O jego wielkim oddaniu dowiedział się również ks. Blachnicki. Ks. prał. Czesław Grzyb, nie ma wątpliwości, że historia tego świętego wpłynęła również na kapłaństwo ks. Franciszka Blachnickiego.

W Bożej ekonomii nie ma przypadków, ponieważ był on w obozie w tym samym czasie, co Maksymilian Kolbe. Co prawda nie spotkał się z nim osobiście, ale miał w pamięci krążące o nim historie oraz o jego wielkim heroicznym czynie. Wśród więźniów znane były przypadki, że ktoś dzielił się kawałkiem chleba, zupą z dna miseczki, ale nie zdarzyło się, żeby ktoś się podzielił życiem, tak, jak zrobił to o. Maksymilian i od tego momentu ksiądz Blachnicki bardzo zainteresował się jego osobą – mówił ks. Czesław Grzyb.

Jak się później okazało ścieżki o. Maksymiliana i ks. Franciszka Blachnickiego na powrót się skrzyżowały. W latach 1954-1956, w okresie wysiedlenia biskupów śląskich, ks. Franciszek uczestniczył w pracach tajnej Kurii w Katowicach. Przez rok przebywał poza diecezją w Niepokalanowie, studiował tam duchowość i metody pracy apostolskiej o. Maksymiliana Kolbego.

Jak wskazał ks. Prałat, duchowość „maksymiliańska”  miała ogromny wpływ na późniejszy Ruch Światło-Życie. Dodał także, że w Ruchu przenikają się dwie rzeczywistości: harcerska i maryjna.

– Ks. Blachnicki był wielkim fanem harcerstwa i to ono stało się fundamentem w procesie wychowawczym młodzieży. Już wtedy był ten nurt troski o młodych ludzi, ale nie przez pryzmat religijny, tylko przez pryzmat sprawności harcerskiej. Natomiast maryjność Ruchu, osadzenie na poszczególnych tajemnicach różańcowych, to był właśnie Niepokalanów i Maksymilian. Dlatego jak ks. Franciszek wrócił do Katowic, to udał się do ks.  bp. Bednorza z marzeniem, że chce stworzyć śląski Niepokalanów – wyjaśnił.

Rozmówca portalu radiomaryja.pl wskazał także, że ks. Franciszek Blachnicki to obraz człowieka, który potrafił odpowiadać na znaki czasu. Widział potrzeby i od razu szukał rozwiązania.

– To jest typowy duchowny, który nie akceptował złego stanu rzeczy. Zawsze szukał – w miarę możliwości – rozwiązania. Trochę obrazuje to obecna sytuacja. Część kapłanów narzeka na pandemię, a poza tym narzekaniem nic się nie dzieje. Narzekają, że młodzież jest niedobra, wredna i etc. Natomiast ks. Blachnicki charakteryzował się odmiennym postępowaniem – dodał.

Jedną z pierwszych rzeczy, które leżały na sercu duchownego był problem alkoholizmu. Widział w nim ogromne zagrożenie zatracenia tożsamości narodowej – wskazał duchowny.

– Chciał przede wszystkim przeciwstawić się pijaństwu. To było coś porażającego nie tylko na Śląsku, ale tam przede wszystkim. Komuniści doskonale wiedzieli, że ci ludzie są pogubieni i będą łatwym łupem. Zależało im, aby rozpić społeczeństwo, bo wtedy najłatwiej steruje się takim człowiekiem – opowiedział ks. Czesław Grzyb.

Założona przez ks. Franciszka Blachnickiego w 1979 roku Krucjata Wyzwolenia Człowieka, miała być odpowiedzią na apel Jana Pawła II do Polaków z jesieni 1978 roku: „Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu”.

Jednak na tym jego działania się nie kończyły. Właściwie równocześnie zajmował się formacją tam, gdzie to było możliwe.

– Władze komunistyczne zakazały wszystkich ruchów, sodalicji. Nie było nic. Jedynie zostali ministranci, którzy posługiwali przy ołtarzu. Zobaczył, że oni nie mają żadnej formacji. Szukał rozwiązania, chciał im pomóc i rzeczywiście zaczął z nimi współpracować. Myślę, że w tym czasie nie przyszło mu do głowy zakładanie jakichś oaz. To jakby wynikło z późniejszej potrzeby. W końcu mówi się, że potrzeba jest matką wynalazków. Z czasem rzeczywiście zaczął to poszerzać, zaczęli pojawiać się pomocnicy, ale nie miało to jakichś ram i nazw. Nie wiedział, co z tym zrobić, nie miał też programu, więc szukał – wspominał ks. Czesław Grzyb.

Jednak „Boży gwałtownik” (tak bardzo często określają ks. Blachnickiego jego współpracownicy) szukał także nowych grup, do których mógłby dotrzeć.  Powoli, zaczął również formację dla dziewcząt, dla młodzieży pracującej na Śląsku. Z czasem ta młodzież zaczęła zakładać rodziny, więc ks. Franciszek postanowił zająć się również ich formacją. Tak zaczął kształtować się ruch oazowy. Nie podobało się to jednak ówczesnej władzy.

To był 1980 rok. W tamtym czasie musieliśmy zmierzyć się z totalną nagonką na Ruch Światło-Życie. Żeby utrudnić prowadzenie rekolekcji wakacyjnych, zakazano sprzedawania nam węgla czy chleba. Zdarzały się też sytuacje, kiedy wracających z kościoła oazowiczów łapano do radiowozów i wywożono 7 kilometrów w pole. Ja i kilku innych księży w desperacji pojechaliśmy na Kopią Górkę, do Krościenka i zaczęliśmy jęczeć przed Blachnickim. Tak narzekaliśmy na wszystkie możliwe sposoby, że wydawało nam się, że zbliża się koniec świata, a ks. Blachnicki siedział w swoim fotelu i cierpliwie słuchał. Kiedy skończyliśmy wywód, powiedział tylko: „A może byśmy wkalkulowali w to Pana Boga? Bo to Jego dzieło, nie nasze. Jeżeli Pan Bóg i Matka Najświętsza dojdą do wniosku, że oaza w takiej formule jest niepotrzebna, to ubecja zwycięży. Wtedy trzeba zebrać wszystkich, odśpiewać dziękczynne <<Te Deum>> i rozesłać do domów. Zaufajcie Panu Bogu i Jego Matce – Niepokalanej. Ona ze wszystkim sobie poradzi. Nie z taką ubecją sobie radziła”. Po tej jednej wypowiedzi nasze argumenty straciły jakiekolwiek znaczenie. Wróciliśmy i przyznam, że nie pamiętam, by z powodu nagonek skrócił się jakiś turnus – wspominał ks. Prałat.

Zainteresowaniem UB „cieszył się” również sam ks. Franciszek – mówił dalej duchowny.

Wielokrotnie był wzywany na przesłuchania, ale zawsze podchodził do nich z wielkim pokojem w sercu. Pewnego razu na Kopią Górkę przyszło po niego dwóch milicjantów, a ponieważ był cukrzykiem, musiał przestrzegać dyscypliny, że na zegarek je i odpoczywa. Trzeba przyznać, że ks. Franciszek słuchał lekarzy, czego nie można powiedzieć o „ubecji”. Kiedy wyszedł do tych mundurowych, powiedział im, że lekarze kazali mu regularnie odpoczywać, więc idzie na drzemkę. Dał im religijne gazety i powiedział, że za pół godziny będzie do ich dyspozycji.  Pytaliśmy go, czy nie boi się uczestnictwa w przesłuchaniach, a on, że to może jest jedyna okazja, by ktoś im coś powiedział o Panu Bogu. Zawsze szukał we wszystkim Bożej inicjatywy – dodał.

Ze względu na przynależność do oazy i formowanie młodzieży ks. Prałat również był przesłuchiwany przez UB. Jedno ze spotkań utkwiło mu szczególnie w pamięci.

Kiedyś podczas przesłuchania usłyszałem od ubeka takie słowa: „My się nie boimy kaznodziei, wielkich mówców, bo dzisiaj <<wasz>> stanie przed ludźmi i wygłosi płomienne kazanie. Ludzie się wzruszą, będą klaskać, płakać, a za dwa dni postawimy <<swojego>> trochę dalej i też się wzruszą, i dlatego tych kaznodziei się nie boimy, bo nie ma z nich żadnego pożytku. Natomiast cieszymy się, że Episkopat nie potraktował poważnie Blachnickiego, bo my się boimy uformowanych, bo do nich już nie trafimy” – wspominał.

Ks. Franciszek Blachnicki to wzór kapłana, który żył swoim powołaniem i nigdy się nie poddawał, ale – jak akcentował ks. Prałat – szukał rozwiązań.

– Dzisiaj potrzebujemy odważnych kapłanów, ponieważ ludzie świeccy potrzebują jasnego stanowiska Kościoła. Ja, jako ksiądz, mimo że nie jestem już moderatorem, mam teraz inne zadania, żyję duchowością Ruchu. Duchowość ks. Blachnickiego pozwala mi funkcjonować, dodaje mi odwagi, możliwości ewangelizacyjnych, dlatego jako ksiądz jestem ogromnie wdzięczny, że na mojej drodze kapłańskiej Bóg postawił ks. Blachnickiego i Ruch Światło-Życie, później ks. Wojciecha Danielskiego (również znakomita postać związana z Ruchem). Współczuję księżom, którzy mają tylko suchą formację seminaryjną bez żadnej koncepcji, żadnej duchowości zauważył ks. Czesław Grzyb.

Wspólnota Kościoła, a przede wszystkim członkowie Ruchu Światło-Życie modlą się o to, aby ks. Franciszka Blachnickiego uznać za świętego. Zdaniem ks. Czesława Grzyba, kapłan byłby znakomitym świętym na współczesne czasy.

Ks. Blachnicki był człowiekiem tak twórczym i dynamicznym, że gdyby on żył dzisiaj, to podejrzewam, żeby odpowiadał na potrzeby tych czasów, pandemicznych wydarzeń. Zmieniała się przecież historia Kościoła i społeczeństwa i on dostosowywał do potrzeb całą metodę formacyjną. Istota ewangelizacyjna się nie zmieniła, Ewangelia się nie zmieniła, Dekalog się nie zmienia, tylko metody się zmieniają i teraz jest sztuką, a Kościół w Polsce nie bardzo wie, co z tym zrobić, jak dotrzeć do młodego pokolenia i nie ma jasnej i dobrej koncepcji, i aż się prosi taki nowy Blachnicki. Jednak myślę też, że ks. Franciszka trzeba na nowo odkrywać. Zarówno ks. kard. Wyszyński, jak i Jan Paweł II i właśnie ks. Blachnicki nie są do końca odkryci, oni są tylko w sferze dokumentów, wspomnień, refleksji, pomników i obrazów – wskazał.

Ks. prał. Czesław Grzyb powiedział, że przede wszystkim to, co powinno zostać z nauczania ks. Franciszka Blachnickiego, to absolutne zawierzenie Panu Bogu i Matce Najświętszej, a także ukochanie Liturgii i Eucharystii jako źródła mocy.

Takie zawierzenie, które łączy się z odwagą – odwagą głoszenia Dobrej Nowiny, stawania w porę i nie w porę. Po prostu się nie bać. Ks. Blachnicki uczyłby nas też pokory, bo nam jej trochę brakuje. Na pewno nie zamknąłby kościołów i nie zabrałby dostępu do sakramentów, nie wystraszyłby się mandatów, ale zawsze z troską patrzyłby na drugiego człowieka. Do nas, do kapłanów na pewno powiedziałby, że mamy być dla ludzi – podsumował.

Anita Suraj-Bagińska/radiomaryja.pl

ks. prał. Czesław Grzyb– proboszcz parafii Zwiastowania NMP w Tomaszowie Lubelskim, kustosz Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej. Moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie najpierw w diecezji lubelskiej, później w zamojsko-lubaczowskiej. Od 1979 r. bliski współpracownik Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego.

Ks. Franciszek Blachnicki urodził się 24 marca 1921 roku w Rybniku na Śląsku w wielodzietnej rodzinie Józefa Blachnickiego i Marii z domu Miller [więcej

drukuj
Tagi: ,

Drogi Czytelniku naszego portalu,
każdego dnia – specjalnie dla Ciebie – publikujemy najważniejsze informacje z życia Kościoła i naszej Ojczyzny. Odważnie stajemy w obronie naszej wiary i nauki Kościoła. Jednak bez Twojej pomocy kontynuacja naszej misji będzie coraz trudniejsza. Dlatego prosimy Cię o pomoc.
Od pewnego czasu istnieje możliwość przekazywania online darów serca na Radio Maryja i Tv Trwam – za pomocą kart kredytowych, debetowych i innych elektronicznych form płatniczych. Prosimy o Twoje wsparcie
Redakcja portalu radiomaryja.pl