Rumunia poligonem doświadczalnym
Po wyeliminowaniu Calina Georgescu swoją kandydaturę przed wyborami w Rumunii zgłosił George Simion. Jego partia jest częścią Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. W Bukareszcie poparcia kandydatowi udzielił Mateusz Morawiecki. W odpowiedzi premier Donald Tusk miota zarzutami o prorosyjskość. Wcześniej nie reagował, gdy realizowany był tzw. wariant rumuński. I wydaje się, że nieprzypadkowo, bo to jego formacja osłabia opozycję odbierając jej finansowanie w trwającej kampanii prezydenckiej.
Kandydaturę Calina Georgescu odrzuciła komisja wyborcza. Po niej zablokował ją sąd. Sondaże wskazywały, że polityk mógł liczyć nawet na 45-procentowe poparcie w pierwszej turze wyborów. Po zablokowaniu kandydatury Georgescu do wyścigu prezydenckiego włączył się George Simion. Calin Georgescu go poparł.
– Jeśli będą próbowali mnie wyeliminować, idąc za przykładem Calina Georgescu, pojawi się następny kandydat; następny, i następny, i następny – zapowiedział George Simion, kandydat na prezydenta Rumunii.
Na nową kandydaturę zgodziła się Krajowa Komisja Wyborcza. Partia Simiona jest częścią Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Na jej czele stoi Mateusz Morawiecki, który pojechał do Bukaresztu.
– Jestem pewny, że jeśli George Simion zostanie wybrany, to będzie stabilizującą siłą nie tylko dla Rumunii, ale także dla całej Unii Europejskiej – podkreślił Mateusz Morawiecki.
Simion silnie akcentuje rolę Stanów Zjednoczonych w bezpieczeństwie Rumunii. Poparcie jakiego udzielił mu były polski premier spotkało się z reakcją obecnego szefa rządu.
„To lider jawnie prorosyjskiej i antyeuropejskiej partii. […] Już nawet nie udają” – napisał Donald Tusk, premier RP, na platformie X.
– Lewicowe i liberalne elity w Brukseli chciałyby zacementować swój układ władzy – mówił Mateusz Morawiecki.
Za część tych elit politycy PiS-u uznają premiera Tuska. I to tłumaczyłoby jego milczenie, gdy realizowane jest to, co opozycja w Polsce określa jako wariant rumuński.
– Rumunia jest poletkiem doświadczalnym. Mamy tu do czynienia ze złamaniem wszelkich procedur demokratycznych – powiedział prof. Mieczysław Ryba, politolog.
Były unijny komisarz z Francji nawet tego nie ukrywał. W wypowiedzi ze stycznia sugerował, że Unia ma sposoby, by ingerować w wybory.
– Wariant rumuński numer jeden nie jest w Polsce możliwy, bo w Polsce jest Sąd Najwyższy z Izbą Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która nie jest na telefon pana Tuska – stwierdził prof. Przemysław Czarnek, poseł PiS, konstytucjonalista.
Po tym, jak upadła ustawa incydentalna pojawiają się nowe pomysły: jak zlekceważyć przy wyborach prezydenckich Izbę Kontroli Nadzwyczajnej. Na sejmowej komisji prof. Marek Chmaj mówił o domniemaniu ważności wyborów. Chce, by po wyborach przyjęta została nowa ustawa, która może otworzyć niebezpieczną furtkę.
– Jeżeli sąd ustanowiony w sposób zgodny z konstytucją stwierdzi nieważność wyborów prezydenta, wtedy prezydent elekt straci swój urząd – mówił b. wiceprzewodniczący Trybunału Stanu.
Prof. Anna Łabno tłumaczy, że to próba obejścia konstytucji.
– Cała ta propozycja, zresztą i ta poprzednia, one wszystkie służą do tego, żeby się zabezpieczyć w przypadku, gdy doszłoby do przegranej – wyjaśniła konstytucjonalista.
Polityka rządu to – obok lekceważenia sędziów Sądu Najwyższego – również lekceważenie Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał w przeszłości wyraźnie podkreślał nadrzędność polskiej konstytucji nad prawem unijnym i dlatego jest bezpiecznikiem, gdy toczy się dziś batalia o polską suwerenność – przypomina o tym Karol Nawrocki. W Krotoszynie mówił, że rząd utrudnia mu kampanię.
– Przecież ja uczestniczę w wyborach jako kandydat wspierany przez PiS, w wyborach nieuczciwych, bo tej partii niezgodnie z prawem zabrano subwencję na poziomie 10 mln złotych – mówił Karol Nawrocki.
A to wskazuje na związek pomiędzy tym, co dzieje się w Polsce i w Rumunii. Rząd dalej szuka pretekstów, by nie wykonać uchwały PKW, która przyjęła sprawozdanie finansowe PiS.
TV Trwam News