Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II można już zwiedzić wystawę ,,Wyszyński – Pater Patriae”

fot. Monika Tomaszek

„Nasz Dziennik”: Audyt na polityczne zamówienie

Lewicowe media znów kolportują rządowe kłamstwa o rzekomych nieprawidłowościach w sprawie działalności Fundacji Lux Veritatis – czytamy w „Naszym Dzienniku”.

TVN24 donosi o głównych ustaleniach audytu przeprowadzonego przez Krajową Administrację Skarbową, którego efektem była grudniowa wizyta CBA w siedzibach Fundacji. Wyniki kontroli „wykazały” m.in., że Piotr Gliński, podpisując umowy z Fundacją dotyczące Muzeum „Pamięć i Tożsamość”, „nie zabezpieczył w sposób dostateczny interesów Skarbu Państwa”. Ponadto kontrolerzy KAS „mieli odkryć” m.in., że umowy w rzeczywistości nie zobowiązywały Fundacji do budowy muzeum, tylko „zespołu zabudowy muzealno-audytoryjnej i naukowo-twórczej”.

W tym kontekście warto zauważyć, że w umowie z 2018 r. regulującej powstanie toruńskiej placówki stwierdza się, że przedmiotem działania muzeum będzie w szczególności: gromadzenie, opracowywanie, konserwacja, przechowywanie i udostępnianie zbiorów, prowadzenie działalności o charakterze kulturalnym, naukowym i edukacyjnym w zakresie obejmującym ponad tysiącletnią historię chrześcijańskiej Polski, ze szczególnym uwzględnieniem nauki św. Jana Pawła II i jej oddziaływania na losy Polski, Europy i świata, prowadzenie badań naukowych dotyczących postaw Polaków wobec Żydów podczas II wojny światowej i upowszechnianie ich wyników oraz inspirowanie nowych inicjatyw kulturalnych, obywatelskich, samorządowych, narodowych, europejskich i o wymiarze uniwersalnym.

Dlatego według prof. Piotra Glińskiego, byłego ministra kultury, zarzuty formułowane przez Krajową Administrację Skarbową mają charakter polityczny.

– Uważałem, że wśród tych 300 naszych projektów inwestycyjnych powinno być takie muzeum, które korzysta z pewnego know-how, z pewnych zasobów, które środowisko związane z Fundacją posiada, i jest znane na całym świecie. To się komuś oczywiście może nie podobać ze względów politycznych, światopoglądowych, ale ja jako minister miałem obowiązek budować zarówno muzea, które dotyczą Żołnierzy Wyklętych, pamięci Kresów, Sybiru czy getta warszawskiego, jak i pamięci św. Jana Pawła II czy relacji polsko-żydowskich zbieranych przez środowisko związane z Toruniem – podkreśla w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”.

Nie ma wątpliwości, że teraz mamy do czynienia z administracyjną zemstą.

– Wizerunkowo ten rząd, który nic nie robi, ma katastrofę w państwie, do czego sam doprowadził, próbuje zasłaniać to właśnie różnymi pseudoaferami, dlatego na siłę ich szuka – dodaje.

Odnosząc się do zarzutów, prof. Piotr Gliński podkreślił, że umowa zawierała odpowiednią formułę zabezpieczenia, analogiczną do innych umów tego typu. Był zagwarantowany dziesięcioletni okres prowadzenia placówki w takim charakterze.

– Zamierzeniem ministerstwa było wybudowanie placówki i później dalsze współprowadzenie. Natomiast w przypadku, gdyby organizatorzy nie zdecydowali się na dalsze prowadzenie, to było zabezpieczenie okresu trwałości 10 lat, czyli co najmniej przez 10 lat musiałaby Fundacja sama prowadzić muzeum. Koszty, które państwo zainwestowało, podlegałyby zwrotowi, jeżeli nie byłoby tego prowadzenia przez 10 lat – wskazuje prof. Piotr Gliński.

Zaznacza, że w przypadku jakichkolwiek spraw konfliktowych była również zabezpieczona możliwość skierowania sprawy do sądu.

– Wiemy, że jest prowadzona akcja polityczna na niespotykaną skalę. Całe państwo jest używane w tej chwili do szukania jakichś rzekomych nadużyć i prób przeprowadzenia pokazowych rozliczeń dotyczących decyzji poprzedniej władzy – podkreśla były minister kultury, prof. Piotr Gliński.

Kłamliwe zarzuty

Były minister przypomina, że jako szef resortu kultury miał obowiązek prowadzenia polityki historycznej, polityki pamięci i polityki kulturalnej. W zakresie muzeów Polska była w tyle w stosunku do innych państwa europejskich, jeśli chodzi o nasycenie placówkami muzealnymi.

– Byliśmy zaangażowani w blisko 300 dużych projektów inwestycyjnych, także z budowaniem muzeów, włącznie z największymi jak Muzeum Historii Polski czy Muzeum Piłsudskiego, ale także innymi, wśród nich było Muzeum „Pamięć i Tożsamość” w Toruniu – zaznacza prof. Piotr Gliński.

Odnosząc się do zarzutów przekazywanych medialnie, podkreśla, że nie jest niczym nadzwyczajnym, że obecnie muzea pełnią różnorakie funkcje: edukacyjne, audytoryjne czy naukowo-badawcze.

– W tej chwili jednostki muzealne są wielofunkcyjne i to jest zupełnie oczywiste. Niektóre muzea mają więcej artefaktów, a inne nastawiają się właśnie na działalność edukacyjną w oparciu o nowoczesne rozwiązania medialne – wyjaśnia rozmówca.

Były minister kultury jest zdziwiony, że KAS dokonuje ocen z zakresu funkcjonowania muzealnictwa.

– W ministerstwie decyzje, takie jak tworzenie muzeum, przechodzą odpowiednią procedurę. Są właściwe departamenty, które takie decyzje przygotowują – tłumaczy prof. Piotr Gliński.

– Należy oczywiście przypomnieć, że to jest muzeum państwowe prowadzone przez ministerstwo kultury i Fundację Lux Veritatis – zauważa były minister kultury.

Działania KAS pokazują, że „koalicja 13 grudnia” wykorzystuje wszystkie państwowe organy i służby do walki politycznej.

– W zasadzie każdą decyzję polityka w ten sposób można by KAS-em, NIK-iem, prokuratorami, sądami przedstawić jako rzecz niewłaściwą. A za tym wszystkim stoi to, żeby Donald Tusk czy minister kultury Hanna Wróblewska wyszła i powiedziała, że „jestem złodziejem”. I dodatkowo próbują wciągnąć w tę swoją brudną grę zasłużone środowisko ludzi związanych z Radiem Maryja. Wyłącznie o to im chodzi. Ludzie, którzy dla Polski nic nie zrobili, niszczą Polskę. Mamy do czynienia z taką rzeczywistością. Nazwać to nagonką to jest mało. To jest kompletne szaleństwo – podsumowuje prof. Piotr Gliński.

Kontrolowane przecieki

Politolog dr Krzysztof Kawęcki zwraca uwagę na kwestię przecieków różnych rządowych dokumentów do mediów.

– Te wycieki informacyjne nie powinny mieć absolutnie miejsca, ponieważ one dotyczą często spraw w toczących się postępowaniach czy kwestii finansowych, które nie powinny na pewnym etapie być jawne – wskazuje.

Według politologa zastanawiające jest to, że przecieki skierowane do mediów liberalno-lewicowych dotyczą częstokroć strony kościelnej i konserwatywnej.

– To nie chodzi tylko o to, żeby dziennikarze mieli tzw. newsy, żeby wpływać w ten sposób na decyzje instytucji państwowych. Chodzi o to, żeby te informacje kształtowały określone postawy opinii społecznej – ocenia rozmówca.

Zenon Baranowski/”Nasz Dziennik”

drukuj