L. Nadbereżny dla „Naszego Dziennika” o samorządowej deklaracji grupy prezydentów miast: To jest nic innego, jak rozbicie dzielnicowe, najdelikatniej mówiąc
To jest burzenie naszych fundamentów. To jest nic innego, jak rozbicie dzielnicowe, najdelikatniej mówiąc. Spowodowałoby to wielkie różnice w prędkości rozwoju, w dostępie do równych szans dla mieszkańców kraju. I byłoby przede wszystkim niebezpieczne z punktu widzenia naszego państwa – powiedział w rozmowie z red. Zenonem Baranowskim z „Naszego Dziennika” prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny.
***
Ze strony opozycji i jej doradców padają pomysły decentralizacji państwa.
– To postulaty bardzo niebezpieczne. Może to mocne porównanie, ale to są scenariusze niczym z najbardziej haniebnych kart naszej historii, czyli takich, które bardziej były w interesie naszych sąsiadów, a nie Polski. Rzeczpospolita Polska obecnie jest krajem spójnym terytorialnie i funkcjonalnie – i to jest nasza siła z punktu widzenia społecznego, gospodarczego. Oczywiście kompetencje władz zawsze wymagają pewnych korekt czy zmian, ponieważ nowe czasy piszą nowe wyzwania, przed którymi staje administracja, czy to samorządowa, czy rządowa.
Trzeba pamiętać, że samorząd również jest elementem władzy publicznej w Polsce, odpowiedzialnej, działającej w polskim interesie i w oparciu o przepisy, które są tworzone centralnie. I to daje pewne granice bezpieczeństwa.
Jednym słowem, jako włodarz średniej wielkości miasta nie odczuwa Pan braku kompetencji.
– Myślę, że każdy, kto pełni funkcje w samorządzie – tak jak ja na stanowisku prezydenta miasta Stalowa Wola – naprawdę nie może narzekać na brak kompetencji. Samorząd jest tą instytucją, objętą reformą, która na przestrzeni ostatniego trzydziestolecia sprawdziła się chyba w sposób najlepszy. Ale też niedobrze by było, aby ktoś próbował na tym sukcesie samorządu budować jakieś federacje regionalne czy wręcz jakieś odrębne księstwa. To jest bardzo niebezpieczny kierunek działań. Również z punktu widzenia harmonijnego rozwoju kraju. Proszę wyobrazić sobie ośrodki, które byłyby niezależne – czy to województwa, czy regiony – o silnej pozycji gospodarczej i społecznej. One w sposób znaczący wyprzedziłyby regiony słabsze, takie jak nasza ściana wschodnia. Jest to więc również projekt, który bardzo mocno podważa zrównoważony rozwój kraju, który dzisiaj przez rząd jest bardzo dobrze prowadzony, w odniesieniu chociażby do kwestii rozwoju średnich miast, takich jak Stalowa Wola.
Dlatego ja nie tylko podchodzę sceptycznie do takich założeń, ale mocno protestuję przeciwko próbom zmiany ustrojowej, funkcjonalnej naszego państwa. W jaki sposób region o mniejszej zasobności miałby funkcjonować na równi z bogatymi terenami?
Propozycje uposażenia samorządów są daleko idące, mówi się nawet o kwestiach podatkowych.
– To jest burzenie naszych fundamentów. To jest nic innego, jak rozbicie dzielnicowe, najdelikatniej mówiąc. Spowodowałoby to wielkie różnice w prędkości rozwoju, w dostępie do równych szans dla mieszkańców kraju. I byłoby przede wszystkim niebezpieczne z punktu widzenia naszego państwa. Świętujemy teraz rocznice związane z odzyskaniem niepodległości i jej utrzymaniem. Jaki wielki wysiłek został wówczas podjęty, począwszy od 1918 r., w pierwszych latach niepodległości, działań wojennych, powstań, plebiscytów, tak aby zbudować państwo unitarne.
Trzeba było zjednoczyć, połączyć trzy zabory!
– A teraz w niektórych głowach rodzi się projekt, aby w sposób aksamitny, w białych rękawiczkach, proponować de facto nowy rozbiór Polski. Z przerażeniem obserwuję tego typu działania. Uważam, że obecny podział funkcjonalny, ustrojowy państwa jak najbardziej się sprawdza.
Przedstawiony projekt, w moim przekonaniu utopijny, jest zarazem niebezpieczny. Widzimy, jak ludzie chodzą w koszulkach „Kon-sty-tu-cja”, i wykrzykują to hasło…
A ten projekt jest sprzeczny z Konstytucją…
– Dokładnie. I to z każdą konstytucją, która obowiązywała w Polsce w ostatnich dekadach. Jest to zaprzeczenie w ogóle naszej tożsamości historycznej i kulturowej, walce o niepodległość. Ten projekt zaprzecza wszystkim naszym wartościom.
Opozycja chce w ten sposób pozyskać elektorat wielkomiejski?
– Jest to błędne założenie. To spojrzenie z punktu widzenia warszawskiego wieżowca, wielkich miast. Ale te osoby, które budują potencjał tych dużych metropolii, mają swoje korzenie w różnych częściach Polski. Wyjechały do wielkich ośrodków, ale swoje korzenie, rodzinę, wartości mają rozsiane po całym kraju. I myślę, że również dla nich próba zburzenia unitarności naszego państwa byłaby niedopuszczalna. Myślę, że patrzenie z punktu widzenia wielkich wieżowców na polską ziemię całkowicie się nie sprawdza. Naprawdę to, czym żyją Polacy, jakimi problemami, jakimi wyzwaniami, można zobaczyć z poziomu chodnika, z poziomu rodziny.
Jak to wygląda z punktu widzenia średniego miasta?
– Z punktu widzenia władzy wykonawczej, jaką ma prezydent miasta, z dużym mandatem uzyskanym w wyborach bezpośrednich, jest to praca dająca dużo satysfakcji. Jest cały wachlarz kompetencji, możliwości działania, także w sposób niestandardowy. Myślę, że Stalowa Wola w wielu przypadkach jest tego dobrym przykładem. Wymaga to oczywiście odwagi, znalezienia dobrych rozwiązań.
Jeden z twórców ustawy samorządowej – prof. Jerzy Regulski – używał takiego określenia odnośnie do samorządów: „Gdyby koń o swojej sile wiedział, to żaden jeździec by na nim nie ujechał”. Jest to bardzo dobra definicja samorządu – jak wielki potencjał drzemie w tej instytucji. Tylko to, co obserwujemy, np. podczas ostatnich zjazdów samorządowych, pokazuje, że niestety niektóre samorządy chcą brać udział w ogólnopolskiej debacie politycznej, zamiast zajmować się sprawami, którymi powinny.
Dziurami w jezdniach, jak to się potocznie mówi.
– Otóż to. W tej chwili zrobiłem 16 km elektryczną hulajnogą w ramach letniego objazdu po osiedlach. Każdego dnia sprawdzam, jak wygląda miasto – i to jest praca samorządowców. Tak żeby być dobrym gospodarzem, a nie politykiem. To nie jest rola samorządu. Podnoszą się jakieś niepożądane tendencje, hasła w stylu „Wolne Miasto Gdańsk”.
Dziękuję za rozmowę.